Rozdział 8
Włoch po oprowadzaniu Hiszpanki niewiele się dowiedział o dziewczynie. Nie chciała zbyt dużo mówić. Wyraźnie coś dusiła w sobie. Była zamknięta i nieśmiała. Pewnie po tym wypadku musiała się taka stać? To pytanie zadawał sobie Odd przez większość popołudnia. W końcu usiedli pod drzewem i postanowili się trochę lepiej poznać, oczywiście za namową dociekliwego Odda.
-To długo mieszkasz w Hiszpanii?-zapytał chłopak patrząc w jej piękne oczy
-Od urodzenia...A ty we Włoszech?-zapytała niepewnie
-Też...-uśmiechnął się - Czemu tak mało mówisz? - wreszcie zapytał ale po jej spojrzeniu ugryzł się w język i żałował tego pytania.
-Nie...lubię dużo...mówić...-wyjąkała wbijając spojrzenie w ziemię
-Przepraszam...dziwne pytanie...-powiedział speszony
-Nie szkodzi. Nie mam zbytnio okazji w ogóle z kimś gadać...-wyjąkała
-Dobrze wiedzieć...-przełknął ślinę - Podobasz mi się...To znaczy twój charakter! - wypchnął się z sytuacji w której próbował powiedzieć co do niej czuje. Avery spojrzała się na niego jak na idiotę i wyraźnie się nad czymś zastanawiała.
-Ty też masz fajny charakter,ale muszę...już iść...-powiedziała i pobiegła w stronę szkoły
-Hej William! - wszyscy powiedzieli głośno chórkiem
-Hej wszystkim...macie coś do jedzenia? Umieram z głodu.-westchnął ciężko szatyn trzymając się za brzuch
-Ja nic nie mam....-powiedziała Aelita -Chyba,że chcesz jabłko?-wyjęła ze swojej różowej torby czerwone soczyste jabłko,które William natychmiast przyjął i podziękował grzecznie przyjaciółce.
-Chyba rodzice chcą mnie ukatrupić tymi dodatkowymi lekcjami...-westchnął ciężko Dunbar siadając na miękkiej trawie tuż obok Yumi.
-Widzisz za mało się uczyłeś w tamtym roku. - uśmiechnęła się chamsko Japonka i wszyscy wybuchli śmiechem. Co prawda to prawda. William podczas ataków Xany nie miał czasu na naukę a jego stopnie stawały się coraz gorsze, z trudem udało mu się przejść do następnej klasy. Do IIIc. IIIc była to klasa wymagająca i taka inna. Sala była duża, obszerna, pełna świeżego powietrza. Ściany były pomarańczowo-białe, tak jak w większości sal, ale tą salę wyróżniały charakterystyczne medale i wstęgi wywieszone na jednej z ścian. Zasłony były czarne, a firany podobne do koronki. Na jednej z białych ścian wisiał historyczny obraz, na którym była jakaś piękna wdowa modląca się na kolonach do Boga, oświetlona jasnym światłem, a za nią było widać zaciętą walkę. Yumi bardzo podobał się ten gotycki i bardzo przyciągający wzrok obraz. Był taki oczywisty, realny. Czasem przyglądając się mu William nie mógł się skupić na lekcji, za to zostawał na większości kar, by powtórzyć materiał. Także nie było tam dużo miejsca zważywszy na duże armię nowych uczniów, których było tyle co w szeregach Piłsudskiego.
-W każdym razie rodzice robią to dla twojego dobra..-powiedziała Aelita i puściła mu oczko
-Oj,ale już późno.... -powiedział szybko Ulrich patrząc na wyświetlacz telefonu Yumi i chwycił swoją torbę biegnąc w stronę szkoły - Będę później! -zawołał na odczepnego
Brunet zapukał do drzwi pokoju nr.250 i czekał wsłuchując się w skrzypiącą podłogę po, której nikt nie chodził. Po czekaniu 15 minut Niemiec się poddał i zbiegł na sam dół po schodach. Przeszukał cały budynek, ale nigdzie nie było Blondynki. Wybiegł na dwór i tam ją spotkał na pobliskiej ławce czytającą książkę.
-Avery umówiliśmy się z Oddem o 15 pamiętasz? - wydyszał i usiadł obok niej na ławce
- Zapomniałam...-uderzyła się w czoło - z Oddem rozmawiałam połowę popołudnia i wypadło mi całkiem z głowy nasze spotkanie - powiedziała smutno
-Nie szkodzi...-warknął oburzony - ale następnym razem mówcie mi, że odwołujecie spotkanie-powiedział sycząc ze złości
-Przepraszam, że przeze mnie jesteś zły...-wyszeptała
-Nie przez ciebie, przez Odda - powiedział równie cicho imię swojego przyjaciela - W każdym razie, może przejdziemy się? - zapytał w nadziejach, że Avery nie była tak zmęczona by z nim nie iść
-Z przyjemnością - uśmiechnęła się i wstała z ławki - To..gdzie idziemy?-zapytała niegrzecznie
-Możemy iść do parku - odparł brunet i złapał ją za rękę ciągnąc w stronę rezerwatu przyrodniczego
-Co czytasz?-zapytał,gdy doszli do niewielkiej ilości kwiatków,prawdopodobnie bratków, które powoli więdły
-Nic ważnego."Sekret śmierci" jest ciekawa ,ale i bardzo mroczna. Nie dla ludzi o słabych nerwach -puściła mu oczko
-A kto napisał tą książkę?-zapytał wyraźnie udając jak się interesuje książką
-Xavier Jackson.Mój ojciecTuż przed wypadkiem napisał tą książkę.Wtedy przeczuwał,że coś nie tak będzie z przyszłością jego i całej rodziny.-powiedziała ostrożnie-Jej,jakie smutne te bratki...-wyszeptała kucając nad nimi i delikatnie gładząc fioletowe płatki kwiatków,po kilku minutach zaczęły lekko świecić jakimś jasnym światłem,Avery wyraźnie sie przestraszyła i odskoczyła w tył omało nie wpadając na równie zaskoczonego Ulricha.Kwiaty nagle zaczęły ożywać,zwiędnięte gałązki robiły się na nowo zielone,a płatki,które dotykała stały się pięknie różowe,zdrowe i jak by niedawno urosły.
-Co......-nie wymówił Ulrich tylko złapał nastolatkę za nadgarstek i pociągnął mocno w stronę szkoły.-Musimy uciekać stąd!-powiedział nadal szybko biegnąc
-C..czemu?!-krzyknęła przeraźliwie,wyraźnie wystraszona.Mimo tego,że w pobliżu Ulricha czuła się bezpiecznie,bała się jego paniki.Nie wiedziała czemu.Co się działo i co stoi za nie posłuszeństwem i zostaniem w miejscu cudu Bożego.
Szatyn schował się z nią za drzewem i trzymał w uścisku.Podobało jej się to.Było jej przyjemnie ciepło i czuła się przy nim bardzo bezpiecznie.Pachniał przyprawami,pieprzem i bazylią.Ten zapach nie dawał jej spokoju,mogła go wdychać jak tlen do końca własnego życia.Nagle zerwał się silny wiatr,zaczął padać deszcz,zaczęło grzmieć i błyskać.
-Xana wrócił...-powiedział z wyczerpaniem i pociągnął ją dalej.Po jakichś dwóch minutach byli w szkole.Wbiegli bez pukania do pokoju Niemca .Odd'a nie było.
-Co to oznacza?-zapytała wyraźnie zaskoczona
-Usiądź...-wskazał jej miejsce na łóżku i usiadł obok niej.-Xana to jest....wirus komputerowy,który chce nas wszystkich zabic....-powiedział,a ona uznała to za jakąś bajeczkę mającą na celu ją przestraszyć,ale z jednej strony był bardzo poważny w tej chwili.
-Dziękuję...-wyszeptała.Stern uśmiechnął się do niej
-Nie masz za co...-powiedział pokornie
-Mam,jesli twierdzisz,że groziło nam niebezpieczeństwo...-ciągnęła dalej-Nie wiedziałam,że coś takiego istnieje...-wyszeptała zakłopotana -nierzeczywistośc stała się tak rzeczywista,że oderwało mnie od świata zewnętrznego.....
-Opowiedział bym ci o nim,ale....na to potrzeba czasu....Najlepiej jutro wieczorem w parku o 22.-powiedział tak jak by właśnie próbował sie do czegoś przyznać
-Dobrze,będę wcześniej,ale Jim nas nie przyłapie z ucieczki z ciszy nocnej?-zapytała zdenerwowana
-Nie powinien.-lekko się uśmiechnął
-Okej.Dziękuję za to co się tam stało.-zarumieniła się lekko i przytuliła go-Widzimy się o 22.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top