Rozdział 20
Sam obezwładniła kolejną ofiarę. A był nią Odd...
Dzisiejszego poranka Jeremy skończył program, aby móc odszyfrować zabezpieczenie xanafikacji Viki. Po wybryku z Williamem xana bardziej się zabezpiecza. Dobrą nowinę zamierza ogłosić dziś przy śniadaniu. Z Williamem już lepiej, nie przeżywa tak emocji o siostrę.
- Zrywamy się z lekcji... niech każdy wymyśli jakiś pretekst..- powiedział Jeremy.
- I to mówi nasz geniusz, który nie przegapi żadnej lekcji?- spytała Yumi.
- Zaraz, ale po co mamy to robić?
- Skończyłem program do odszyfrowania zabezpieczeń Xany.
- Serio? Idziemy!- ożywił się William.
- William, spokojnie mamy jeszcze trochę czasu...
Jeremy na darmo to tłumaczył, bo chłopaka już nie było. Postanowił do niego zadzwonić.
- Gdzie ty jesteś?
- Czekam w fabryce- i rozłączył się.
- Czekaj..
Belpois nie zdążył powiedzieć, żeby nie szedł sam do Lyoko.
- W takim razie trzeba ruszać jak najszybciej.
William zwirtualizował się i zaczął szukać Viki. Chciał z nią porozmawiać.
- Viki!Viki?- krzyczał, a gdy usłyszał kroki spytał.
Dziewczyna szła normalnym tempem, sama bez żadnych potworów, a tak przynajmniej się wydawało... Miała zły wyraz twarzy. Zatrzymała się kilka kroków przed nim.
- Viki, Viki wróć ze mną na ziemię. Zobaczysz, będzie super- próbował ją namówić.
- Mi jest tutaj dobrze- trochę mechanicznym głosem Xany odpowiedziała.
- Wiem, a na ziemi będzie ci jeszcze lepiej. Viki wróć...- na te wszystkie wspomnienia William się lekko rozpłakał- Tęsknię za tobą- powiedział przez płacz.
Wtedy coś w Viki drgnęło. Na jej twarzy było widać, żal, smutek, tęsknotę...
* fabryka*
- William jest w Lyoko- powiedział Jeremy.
- Chwila, stój... jest też Viki... oni... rozmawiają...
- Viki jest sama? bez potworów? To dziwne...
- Posłuchajcie...
- Viki, wróć, proszę, tęsknię za tobą. Jest mi źle bez ciebie, a ten marny klon ani trochę cię nie przypomina... nie daję rady już... wróć do mnie, do przyjaciół, do szkoły, Jim tęskni za twoimi rysunkami i śpiewem gdy słuchasz muzyki i myślisz, że nikt cię nie słyszy... Wróć do czekoladki ( to jej misiek od Williama pod choinkę, jak była mała)...
William ze zmęczenia po prostu zasnął. Viki pochyliła się nad nim i położyła głowę na jego klatkę. Wsłuchując się w szybkie, rytmiczne bicie serca chłopaka, rozmyślała o tym co jej brat przed chwilą powiedział. Przypomniała sobie o pewniej wigilii.
* jej wspomnienie*
- Mamusiu otworzymy prezenty?
- Oczywiście księżniczko
- Huraaa...
- Proszę, to jest ode mnie - powiedział William.
Dziewczynka rozpakowuje misia koloru czekoladowego.
- O jeju... jaki śliczny. Dziękuję- Viki rzuca mu się na szyję.
- Dobrze, dobrze już bo mnie udusisz.
- Jak go nazwiemy?
- Może czekoladka? Pasuje do koloru.
- Podoba mi się. Czekoladka.
* koniec wspomnienia*
Zamyślona Viki wypowiedziała imię misia na głos.
- Czekoladka...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top