8.
[A/N] Kolejny niesprawdzony!! Przepraszam za ewentualne błędy muah<3
— Mamo? – Maria odłożyła powoli telefon na stół, spoglądając na siedzącą naprzeciw niej Celinę, która spojrzała na nią znad czytnika książek.
— Słucham? – jak zwykle, brzmiała na zmęczoną.
— Może chociaż ty mi powiedziesz – zaczęła z nutką zdenerwowania w głosie. – Co się dzieje z tatą? Tak poważnie.
Kobieta rzuciła w jej stronę spojrzenie spod ściągniętych brwi i zacisnęła usta. Oho.
— A coś się dzieje?
— Nie zauważyłaś?
— Jakoś niezbyt – Celina mruknęła, widocznie nie mając ochoty na kontynuację tematu. – Możesz sama go zapytać.
— Pani Szymanowska – Maria demonstracyjnie założyła ręce na piersi. – Czy może mi pani powiedzieć, kiedy pan Mickiewicz kiedykolwiek mówił komukolwiek cokolwiek. Bo ja takiego przypadku nie znam.
— Och, też prawda – Celina westchnęła ciężko, marszcząc brwi i masując palcami lewą skroń. – Adam... Ojciec pewnie znowu ma... Gorszy okres. Wiesz jak to z nim jest.
— Właśnie, kurczę, nie wiem. Nie wiem jak to jest i nie wiem jaki gorszy okres – starała się zachować spokój.
— Tata jest... On nie chce cię martwić, słońce. Nikogo nie chce martwić – kobieta mruknęła z przekąsem. – I niezbyt mu to wychodzi.
— Dokładnie! – Maria uniosła głos trochę bardziej, niż by chciała. – Nigdy mi nic nie mówi. Szczerze mówiąc, to oboje nic mi nie mówicie.
— Nie musimy ci wszystkiego mówić.
— Ale fajnie by było! Jestem prawie dorosła, cały czas to powtarzacie z tatą, więc czemu mnie tak nie traktujecie? – już się nie odwróci, musi dociągnąć do końca.
— Nie musisz wszystkiego wiedzieć – monotonność w głosie jej matki cholernie ją frustrowała. – Czasami czegoś ci nie mówimy po to, żebyś się bez sensu nie przejmowała.
— Wolę przejmować się z sensem! – tym razem krzyknęła. – Lepsze to, niż siedzieć w szkole, widzieć, że dzwonisz i zastanawiać się, czy może nie z informacją, że... – zawahała się na moment, ale chęć tego, by jej wypowiedź wybrzmiała wystarczająco dobitnie przeważyła. – ...że tata nie żyje, bo tym razem mu się udało!
— Maria! – Celina również oburzona uniosła głos.
— No co?! Chociaż faktycznie, może tym razem też nic byście mi nie powiedzieli, jak ostatnio! Dlaczego musiałam dowiadywać się, dlaczego mój ojciec spędza święta w szpitalu od ciotki?! – poczuła, że do oczu zaczynają napływać jej łzy.
— Miałaś siedem lat, co mieliśmy ci powiedzieć?
— Cokolwiek, cholera, cokolwiek! Chciałabym w końcu, żeby w tej rodzinie pojawił się chociaż cień komunikacji! – wyrzuciła z siebie, jakby ćwiczyła tę kwestię od tygodni (nie ćwiczyła). Jej policzki momentalnie stały się mokre od łez, a oddech przyspieszył i spłycał. Ukryła twarz w dłoniach i zaczęła głośno szlochać.
Miała szczerze dość tego wszystkiego - jej szkoły, jej rodziców, którzy czasami zachowywali się jak dzieci, jej znajomych, którzy ostatnio tylko i wyłącznie działali jej na nerwy, jej głupiego, chorego chłopaka, który od miesiąca się prawie do niej nie odzywał, kiedy sama niczego nie inicjowała... Dość, dość, dość! Chciałaby móc zrobić sobie przerwę od życia - po prostu zrobić pauzę i dać sobie możliwość czasu cokolwiek, co nie przynosiłoby jej albo stresu, albo poczucia winy, że nie robi czegoś innego.
Chryste.
Uniosła wzrok na matkę, która wpatrywała się w nią z mieszanką przerażenia i smutku wymalowaną na twarzy (złość zawsze uchodziła z niej szybko). Pociągnęła nosem i wytarła oczy wierzchem dłoni, starając się przekonać chyba tylko samą siebie, że już się uspokaja.
Celina wstała powoli i podeszła do Marii, chwilę obserwując ją, po czym zamknęła ją w delikatnym uścisku, kciukiem gładząc ją uspokajająco po skórze. Cierpliwie czekała, aż usłyszy zmianę w oddechu córki, a w tym czasie zastanawiała się, co teraz. Nie miała pojęcia jak mogłaby uratować swoje dziecko i przerażało ją to - serce jej pękało, kiedy widziała, jak to małe stworzenie cierpi, a dodatkowo dobijał ją fakt, że sama się do tego cierpienia dołożyła. Nikomu, nawet najgorszemu wrogowi, nie życzyłaby takiej świadomości. Chciała to naprawić, musiała to naprawić. Nie mogła tego tak, do cholery jasnej, zostawić. Adam też musiał.
— Mamo – po paru chwilach, już trochę spokojniejszym głosem, wypiszczała Maria. – Chcę iść do psychologa. Taki szkolny mi nie wystarcza i... Źle, że przerwałam ostatnio... I... I...
— Dobry pomysł – Celina kiwnęła głową nieznacznie i przejechała dłonią po włosach córki. – Dobry pomysł – powtórzyła ciszej.
Nowa wiadomość od: Celina.
Zadzwoń do mnie, chodzi o Marię. Ważna sprawa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top