3.
Hej hej siema dostajecie w tym tygodniu dwa (2!!!) rozdziały dzisiaj i jutro bo jestem szczęśliwy bo zdaje chemie!!!! Miłego piątku i święta trzech króli<3
Stał przy oknie, wpatrując się z lekkim uśmiechem na znajomy żółty samochód. Obserwował jak obie damy wchodzą do jego klatki schodowej - młodsza po drodze energicznie gestykulowała, tłumacząc coś starszej, która sennie kiwała głową w odpowiedzi. Adam zaśmiał się cicho pod nosem, jeszcze chwilę obserwując parking, po czym poszedł otworzyć drzwi, słysząc już zbliżające się kroki na klatce. Obie damy szybko weszły do środka, starsza widocznie zmęczona.
— Witam panie – na powitanie teatralnie ukłonił się, na co Celina wywróciła oczami.
— Dzień dobry szanownemu panu – Maria dygnęła, zachowując śmiertelną powagę. – Przybyłyśmy z dalekiej krainy niosąc dla pana szczodre dary.
— A jakież to?
— Moją obecność w tym mieszkaniu! – dziewczyna westchnęła, jakby odpowiedź była jasna od początku.
— Już myślałem, że będę mógł je odsprzedać na czarnym rynku – mlasnął z udanym rozczarowaniem. – Ale to też miły prezent.
— Łaskawca – nastolatka uśmiechnęła się z rozbawieniem. – A teraz przepraszam państwa na chwilę, natura wzywa – rzuciła i zapuściła się w głąb mieszkania, idąc w stronę kuchni.
Celina odetchnęła głęboko, co nie uszło uwadze Adama. Robiła to zawsze, kiedy coś było nie tak.
— Coś się dzieje? – zapytał, spoglądając na kobietę. Od zawsze miała szczupłą twarz, wręcz sprawiającą wrażenie wychudzonej, ale teraz wyglądała jeszcze bardziej marnie. Jej oczy, zwykle błyszczące i bystre, zdawały się być przygaśniętymi, a usta zaciśnięte miała w wąską linię.
— Co? A nie, nic – zaczęła masować palcami skronie. – Źle się czuję ostatnio, lekarz mówił, że to przez zmianę leków, zmęczenie i stres. Standardowo – westchnęła.
— W takim razie jedź do domu i odpocznij – uśmiechnął się do niej pokrzepiająco. – Nie podwieźć cię? – zapytał ze szczerą troską w głosie.
— Dzięki, poradzę sobie – pokręciła głową i spojrzała na niego. – Bawcie się dobrze. Będę tak jak zwykle.
— Jasne.
— To... Cześć.
— Cześć.
W następnych paru sekundach odbył się tradycyjny kabaret pod tytułem "Na jak czułe pożegnanie można pozwolić sobie parę lat po rozwodzie?", tym razem kończący się ogromnym zwrotem akcji, bo Celina wyjątkowo pozwoliła sobie na szybkie objęcie go, po czym jeszcze szybsze zażenowane wyjście za drzwi.
Kiedy zamykał drzwi na zamek śmiał się pod nosem.
Po chwili był w kuchni, patrząc, jak jego córka opierając się na blacie je spokojnie spory kawałek sękacza, krusząc przy tym niemiłosiernie.
— Zamiotę jak zjem – rzuciła, zanim zdążył otworzyć usta. – Matko, jak ja dawno ciasta nie jadłam.
— Mama ci nie daje? – uniósł brwi, podchodząc do kranu i wlewając wodę do czajnika elektrycznego.
— No – wzruszyła ramionami, odgarniając wolną ręką z czoła ciemne włosy. – Ma jakąś fazę ostatnio, że cukier zły. Każdy cukier zły. Wszyscy umrzemy. Nie mam serca jej powiedzieć, że cukier jest w sumie we wszystkim.
— Nie mów, bo przejdzie na dietę słoneczną – Adam przewrócił oczami. – Nie przejmuj się, przejdzie jej.
— Okej, ale czy może jej przechodzić szybciej, bo ja tu umieram – wydęła usta i zmarszczyła nos, zupełnie jak jej matka.
— Rozumiem. Kawa czy herbata? – zmienił temat.
— Kawa, błagam. Zapomniałam rano wypić, jeśli nie dostarczę swojemu organizmowi kofeiny to chyba kogoś rozszarpię – Maria jęknęła, wkładając do ust ostatni kawałek ciasta.
— Doprawdy, córka swego ojca – mruknął.
— Prorocza to noc! – zanuciła z pełnymi ustami, schylając się po zmiotkę leżącą w kącie. – Trzeba zacząć rzecz od końca...
— ...prorocza to noc – Adam podchwycił znajomą melodię, jednocześnie zalewając dwie kawy świeżo zagotowaną wodą oraz mlekiem (Marii trochę mniej niż sobie, wolała ciemniejszą).
— Pół pogody w blasku słońca, prorocza to noc – rozległo się spod stołu, gdzie znajdowało się największe skupisko okruchów. – O, miałam cię pytać. Czy chłopaki w moim wieku zawsze byli takimi idiotami czy to dopiero teraz się zaczęło?
— Zawsze byli – odpowiedział bez zastanowienia. – A co tam?
— Kiedyś ci opowiem, nie chcę sobie humoru psuć – zaśmiała się płytko, wyrzucając okruszki do śmieci. – W skrócie, chłopacy to świnie.
— O, to, to, dokładnie – potwierdził. – Nie ma po co się przejmować.
— Dokładnie! Święte słowa! – Maria uśmiechnęła się, zakładając ręce na piersi, po czym skierowała uwagę na kubki z kawą. – Która moja? – bez czekania na odpowiedź, chwyciła za tą o ciemniejszym kolorze. – Umysł detektywa mówi, że ta.
— Świetne spostrzeżenie, Sherlocku.
— A dziękuję, Watsonie, dziękuję – upiła łyk. – Dzięki, tato – dodała ciszej.
Uśmiechnął się.
Nowa wiadomość od: Mama<3
Nie siedźcie z ojcem po nocy, bo znowu cię będzie bolała głowa. Bawcie się dobrze. <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top