8
Stałem tak w przedpokoju spanikowany i nie wiedziałem co mam zrobić.
Może jest to dla mnie szansa na lepsze życie, a może on chce mnie porwać, zgwałcić i zamordować. Chociaż w sumie to nie będzie gwałt bo jestem dziwką.
-Jebać to, nigdzie nie idę- powiedziałem do siebie i poszedłem w stronę kanapy. Po chwili usłyszałem dzwonek do drzwi. Przerażony zerwałem się z kanapy. A co jeśli to on? Wkurzył się pewnie. Co ja mu powiem?
Spanikowany podszedłem do drzwi żeby je otworzyć. Powoli przekręciłem zamek. Bałem się. Gdy drzwi delikatnie się uchyliły, zobaczyłem że miałem rację.
Stał w nich on. Harry.
- Długo każesz na siebie czekać maluchu, idziemy? - powiedział ze spokojem. Chyba się nie domyślił że chciałem go wystawić. Kiwnąłem mu tylko głową i poszedłem ubrać buty.
Wziąłem moje Vansy, a do kieszeni schowałem klucze i poszedłem do Harrego. Wyszedłem, zamknąłem drzwi i zszedłem na dół. Pod klatką stał i czekam na mnie brunet.
Jak tylko zauważył że jestem już obok, objął mnie w talii i zaprowadził do samochodu.
HARRY P.O.V.
Siedziałem w aucie i czekałem na młodszego. Szczerze się boje, że jednak rozmyślił się i nie chce iść ze mną na tą kawę, lecz postanowiłem dać mu trochę więcej czasu.
Chciałbym, żeby ten chłopiec był tylko mój. Wiem że mam żonę, ale rozwiodę się z nią za niedługo. To już nie jest miłość.
Chciałbym żeby Lou zrezygnował z pracy. Nie chce żeby był dziwką, stać mnie na jego utrzymanie. Ale boje się mu o tym powiedzieć. Boje się że mnie odrzuci, że nie podobam mu się.
Nigdy nie spotkałem tak pięknego chłopca.
Wysiadłem z auta i poszedłem po niego.
- Długo każesz na siebie czekać maluchu, idziemy? - coraz bardziej się stresuje. Niby nie ma czego, to tylko dzieciak. Ale jednak mi na nim bardzo zależy.
Młodszy krzątał się jeszcze trochę po domu, a jak wyszedł, ja zacząłem schodzić na dół. Po chwili Lou był już przy moim boku.
Wsiedliśmy do auta i skierowaliśmy się w stronę mojego domu. Mojej żony i syna nie powinno być w domu, ale i tak nie chce żeby młodszy tam wchodził. Przynajmniej narazie.
Zaparkowałem przed ogromnym domem i widziałem zachwyt w oczach młodszego. Zapewne nigdy nie widział tak potężnego domu.
- Poczekasz w aucie? - zapytałem, a on skinął głową. Wyszedłem z auta i wypuściłem z niego Lucyfera. Poszedłem wpuścić Psa do domu i od razu skierowałem się spowrotem do auta.
Na twarzy młodszego, jak mnie zobaczył, od razu pojawił się uśmiech. A przynajmniej tak mi się wydawało. Wsiadłem do samochodu, i wyjechałem z posesji.
- Mieszkasz tu sam? - zapytał cicho, nie wiedziałem co mu odpowiedzieć. Nie chciałem jeszcze poruszać tego tematu, ale nie chce kłamać.
- Nie - powiedziałem cicho - z żoną i synem
Jego ciało od razu się spięło. Wiedziałem że go to wystraszy.
- Nie wiedziałem... - szepnął - Odwieź mnie do domu - zobaczyłem łzy w jego oczach - Nie chce psuć innym życia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top