7
Wszedłem do domu i nalałem kotce trochę mleka. Muszę pojechać dzisiaj z nią do weterynarza na badania i po karmę dla niej. Nie wiem czy będzie mnie na to stać, najwyżej nie zjem jutro obiadu.
Harry dalej się do mnie nie odezwał. W sumie to mam go w dupie, to tylko zwykły klient, taki jak każdy inny. Niestety chyba jego imię wyryło się w mojej głowie na dłuższy czas.
Zobaczyłem że kotka wypiła już mleko, więc zaczęłam się ubierać. Wziąłem materiałową torbę i włożyłem do niej kocyk, a następnie włożyłem do niej kotkę. Niestety nie mam transportera, a chciałem żeby było jej ciepło.
Ubrałem buty i zawiesiłem sobie torbę z przodu na szyję i trzymałem kotkę w niej na rękach. Wyszedłem z domu, zamknąłem drzwi i udałem się w kierunku weterynarza.
Po dwudziestu minutach marszu dotarłem do kliniki i od razu wszedłem do środka. To co zobaczyłem w środku, było ostatnim czego się spodziewałem.
W środku na krześle siedział Harry, a obok niego ogromny, czarny dog niemiecki. Był piękny, ale widziałem że był prawie mojego wzrostu .
Harry na szczęście mnie nie zauważył, a ja od razu skierowałem się do gabinetu z rysunkiem kotka na drzwiach, który był pusty.
Wizyta trwała około piętnaście minut, Mili, bo tak nazwałem kotkę, była zdrowa. Znalazłem ją bardzo szybko więc nie zmarzła i nie zgłodniała. Dostałem dla niej karmę i witaminki na następny tydzień.
Wychodząc z kliniki znowu zobaczyłem Harrego, lecz tym razem ten mnie zauważył.
Widziałem jak zaświeciły mu się oczy jak mnie zobaczył. Podszedł do mnie, wraz z wielkim psem u boku.
-hej Louis - spojrzał mi w oczy - cieszę się że cię spotkałem, chciałem cię przeprosić za moje zachowanie ostatnio, nie powinienem tak...
-nic nie szkodzi- powiedziałem smutno się na niego patrząc- jestem tylko dziwką, dużo osób tak mnie traktuje - spuściłem wzrok na swoje buty.
- I to mi się nie podoba. Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać - podniósł moją brodę do góry - co powiesz na kawę? - zapytał z nadzieją w głosie.
Zawachałem się, ale kiwnąłem głową. W sumie, co mogło się stać?
-to chodź - otworzył przede mną drzwi, a jak przeszedłem przez nie, złapał mnie w talii i poprowadził do auta. Do pięknego, czarnego Range Rover'a. - Odwieziemy Lucyfera i twojego kotka do domów i pojedziemy.
Harry otworzył bagażnik, a wielki pies wskoczył do niego. Ja z Mili wsiadłem po stronie pasażera. Po chwili Harry siedział już za kierownicą
- Pojedziemy najpierw do ciebie, okej? - zapytał, odpalając silnik, a ja tylko kiwnąłem głową.
- Baker street 23 - powiedziałem do niego, a po chwili już byliśmy pod moim blokiem. Wysiadłem szybko z samochodu i pobiegłem do mieszkania.
W co ja się właśnie wpakowałem? Przecież to głupota. Nie, nigdzie nie idę, zostaje w domu. A może to szansa na lepsze życie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top