19

Louis był właśnie w parku. Doszedł do wniosku że weźmie Lucyfera na długi spacer i pobawi się z nim gdzieś poza domem. Harry i tak miał spędzić cały dzień w biurze więc co będzie siedział cały dzień w domu przed telewizorem. 

Lucyfer biegał szczęśliwy dookoła chłopaka i co chwile ciągnął go za rękaw żeby się z nim pobawił. Louis wziął patyk i rzucił tak daleko jak mógł, a pies od razu za nim pobiegł. Ludzie bardzo dziwnie patrzyli się na Louisa, a on niekoniecznie wiedział o co im chodzi, jednak wmówił sobie że to przez lucyfera, który był prawie jego wielkości a biegał bez smyczy. 

- Lucyfer! - zawołał psa który długo nie wracał, ale nie zareagował on na swoje imię, co było bardzo dziwne. Poszedł w kierunku w którym pobiegł pies i zauważył go... po drugiej stronie cholernej ulicy. - Lucyfer ! Chodź tu! - zawołał jeszcze raz, ale pies definitywnie go olał i pobiegł dalej... 

- Przecież Harry mnie zabije jak coś mu się stanie... - szepnął do siebie i zaczął biec za psem. Zobaczył, ze jakiś blondyn stoi i trzyma go za obrożę, więc niewiele myśląc wbiegł na ulice żeby jak najszybciej dojść do psa. Wtedy nie wiedział ile ta lekkomyślna decyzja będzie go kosztować. 

Będąc już na jezdni usłyszał klakson i ostatnim co zobaczył był samochód jadący prosto na niego. Potem poczuł tylko ogromny ból i wszystko zrobiło się czarne. Po chwili nastała cisza...

***

-KURWA!!! - krzyknął blondyn trzymający psa na smyczy, którą zabrał z rąk Louisa - Harry odbierz ten pierdolony telefon. - warknął i wykonał kolejne pięć połączeń do przyjaciela. Niestety efekt był ten sam. "Tu Harry Styles, nie mam teraz czasu, zadzwoń później". 

Louisa przed chwilą zabrała karetka, Niall nie potrafił dodzwonić się do Harrego, a Lucyfer siedział przy nodze blondyna i piszczał, jakby był świadomy że to jego wina. 

Niall wykonał jeszcze jeden telefon do Harrego, ale nic to nie dało więc zebrał się i zaczął biec z psem do domu  przyjaciela.

***

Już po chwili wbiegł on do wielkiego domu należącego do bruneta.

-HARRY PIERDOLONY STYLES - wykrzyczał tak, żeby go usłyszał 

***

Harry w tym czasie jakby nigdy nic siedział w biurze i projektował kolejny garnitur w różowe kwiatki. Gdzieś z tyłu głowy miał dziwne przeczucie że coś jest nie tak, ale je olał. Spojrzał na wielki telewizor na ścianie, na którym odtwarzany był obraz z monitoringu i nawet nie wiecie jaki zdziwiony był gdy zobaczył... Nialla biegnącego z jego psem?

- Co jest kurwa... - powiedział do siebie i wziął w ręce telefon, na ekranie wyświetlił się komunikat "50 nieodebranych połączeń od ZJEBANY IRLANDCZYK" - Ugh, czego on znowu chce...

Harry wychodził właśnie z gabinetu jak usłyszał krzyk przyjaciela 

-HARRY PIERDOLONY STYLES - Dobiegło z parteru. Harry zbiegł szybko na sam dół i zobaczył zmachanego irlandczyka 

- Co się drzesz, pali się? - zapytał i rozejrzał się po salonie - I gdzie jest Louis?  Widziałeś go?

Harry poszedł do kuchni, nalał sobie szklankę wody

- Tak widziałem, jest w szpitalu, bo przed chwilą potrącił go pierdolony samochód! - Krzyknął do mnie Horran, a ja wyplułem całą wodę którą miałem w ustach - Następnym razem łaskawie odbierz pierdolony telefon, a teraz jedź do tego zajebanego szpitala. 

Styles kiwnął głową, wziął kluczyki i pobiegł do samochodu, następnie, łamiąc wszystkie możliwe przepisy, pojechał do szpitala do którego zawieźli Lou.  Miał nadzieje że z jego kruszynką będzie wszystko okej.

***********************************************************************************************

Mam nadzieje że mnie nie znienawidzicie heh... Sama płaczę pisząc to.

Następny rozdział już niedługo, a może chcielibyście dzisiaj maraton? tak na zakończenie

Dajcie znać w komentarzu

Kocham was, Natt <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top