Rozdział 9

- Chodź, teraz nasza kolej...

Oj tak! Jak czegoś chce ode mnie to potrafi być miły! Nie ma tak fajnie! Niech się wypcha, niech zagra tę idiotyczną scenę z swoją Nataszką, czy kim tam chce! Ja nie mam zamiaru dać się tak traktować, o nie!

- Odpieprz się - odpowiedziałam, podsumując tymi dwoma słowami to, co się działo w moich aktualnych myślach, dotyczących niego.

- Nika, no weź. Zagrajmy to raz - dwa, a potem będziesz mogła się tyle fochać, ile tam tylko będziesz chciała!

- Odwal się, zanim zacznę przeklinać na głos - warknęłam nieco głośniejszym tonem.

No co?!  Może i jestem trochę zbyt przewrażliwiona, ale co z tego?! Ernie nie jest moją matką, aby robić mi kazania przez pół godziny na jeden, idiotyczny temat!

- Nika, no weź... - zaczął, ale ja pozostałam niewzruszona. O nie, nie ma tak łatwo! Pan menda chyba też to sobie uświadomił, ponieważ szybko zmienił swoją taktykę:

- No weź.... Sorry, trochę przesadziłem, no - przyznaję. Jakoś to naprawimy, w końcu to nie jakaś wielka katastrofa, zareagowałem zbyt impulsywnie... Przepraszam...

No tak - jak zachęta i prośba nie działają, zawsze zostaje groźba, bądź ukożenie się jeszcze zostaje, taki plan B, czy C, jeden kij... Ale nie ze mną! On jest uparty, ja jestem uparta!

Już myślałam, że będziemy tak stać (znaczy on będzie stać ja tylko siedzieć) do wieczora, kiedy nagle podeszła do nas Izka:

- Zamierzacie w końcu ruszyć własne tyłki i wrócić łaskawie na salę, czy mam wam pomóc?! Ja wiedziałam, że z waszą dwójką będą znowu jakieś cyrki! Jak macie okrs, to se zatkajcie i tyle! Nic mnie to nie obchodzi - marsz mi do sali! Jak tam bardzo wam przeszkadza, to nawet nie musicie grać - to miało być zadanie dodatkowe, dzięki któremu mieliście mieć szansę na główne role. Nie to nie! Łaski bez! Ale nie mogę wam pozwolić szwędać się po szkole, w trakcie moich zajęć! Będę miała przerąbane u dyrektora, jeszcze może reszcie grupy też zachce się robić spacerki, co?! Wracać mi do sali! - wykrzyknęła, po czym, nie oglądając się za nami , odwróciła się na pięcie i ruszyła szybim krokiem.

Głośno westchnęłam, po czym obrażona poszłam za Izką, z milczącym Erniem, depczącym mi po piętach. Jak widać trzeba będzie odłożyc fochy na bok, jeśli chcę mieć chociaż nadzieję, na główną rolę w naszym pierwszym tutaj przedstawieniu.

W sali zebrani byli już wszyscy, którzy na nasz widok, jak na komendę przewrócili ostentacyjnie oczami. Też mi coś! Pogadamy, jak to wy będziecie mieli problemy z waszymi aktorskimi partnerami!

- Witam na naszych pierwszych przesłuchaniach! - zagrzmiał nagle, na całej sali, głos Izki, mówiącej przez mikrofon. - Dzisiaj macie pokazać siebie, waszych partnerów i te dwa dni waszej wspólnej, porażająco ciężkiej pracy, z jak najlepszej strony! Zaczynamy - kto chce iść na pierwszy ogień? - spytała, sadowiąc się w pierwszym rzędzie, obok Niki.

Pierwsi zgłosili się Iga i Rafał. Dziewczyna zapomniała ostatniej kwestii, ale za to bardzo dobrze się wcieliła w rolę Julki, zaś Rafał robił coś dokładnie odwrotnego. Każdą "zagraną" sekundę przychodziło mu z takim trudem, jakby jadł szpinak (nie, żebym miała coś do szpinaku - szpinak jest spoko i koniec, kropka! Wy się tam nie znacie!). Izka nic nie powiedziała, tylko zapisała coś w swoim notatniku (nie, niestety nie widziałam, bo, jak widać, chyba przejżała moją wścibską naturę, ponieważ specjalnie się zasłoniła), po czym wywołała następnych chętnych. I tak po kolei - Celina i Olaf (według mnie ona za mało poweru, a on za dużo), Zuza i Karol (Mend nie oceniam... No dobra - byli ok, ale według mnie czegoś im brakowało... No i Julką była menda oczywiście!), a następnie Natasz i Maks. Podobni, czy nie, lubią się, czy nienawidzą - to bez znaczenia, bo się nie daje dwóch śpiewaków do jednej grupy aktorskiej! - Taką złotą myśl wyniosłam z ich "przedstawienia", Tak, Natasza też jest panią "śpiewającą" ( jeśli o tym jeszcze nie wspominałam, to nie martwcie się - żadna strata). Tak więc, ta dwójka zrobiła sobie całe muzyczne show - z emocjami, tekstem śpiewanym, ba - nawet jakimś tam tańcem, nie wiem jakim (ale kankan, czy gangan style to raczej nie było), ale... No niestety - wyszło im bardzo dobrze. Pan menda (Ernie, Zuza to "Pani menda") miał rację - Zuzy i Karola też był ok, ale... No cóż - wszyscy już żygają zwykłym, romantycznym, gadanym Romeem i Julią - liczy się teraz oryginalność. Znaczy, nie, żeby muscial był jakimś super, oryginalnym pomysłem, no ale przyznajmy to - różnił się od innych, przynajmniej w naszej grupie. Ech, aż zaczęłam żałować, że jednak postanowiłam się fochnąć na Erniego i z nim nie wystąpić...

- Ktoś jeszce? - spytała Izka, udając, że rozgląda się wokół, ale zatrzymując się wzrok najdłużej na mnie i na tej mendzie. Obaj milczeliśmy, z tym, że ja patrzyłam się gdzieś w przestrzeń, w zamyśleniu, a on w swoje kolana. W załamaniu, czy coś...

No, ale w sumie tym fochem nie szkodzę tylko jemu, ale i również sobie! Przecież tak bardzo mi zależało na tej roli...

- Na pewno? - powtórzyła Izka.

Jezus Maria, co ja do cholery robię?! Przecież to jest kompletnie głupie! Zachowuję się jak małe dziecko! Chociaż, z drugiej strony, jeśli teraz nagle, cudownie zmienię zdanie, będę kochana (na swój sposób! bez przesady, aż taka dobra to nie jestem!), miła itp. to wyjdzie, że jestem niesłowna, nieasertywna, nieodpowiedzialna za swoje słowa, czy coś... Czemu zawsze nie ma kompromisu, akurat wtedy, kiedy jest najbardziej potrzebny?!

- W takim razie...

- My! My jescze chcemy wystąpić! - krzyknęłam nagle, wstając z miejsca. Czułam się trochę jak Katniss Everdeen, z Igrzysk Śmierci, jak zgłosiła się jako trybut, zamiast swojej siostry... Chociaż to trochę miało mało wspólnego wtedy ze mną, tak w sumie... No, ale też nagle krzyknęłam, zgłosiłam się, w ostatniej chwili itp; więc zawsze coś, nie? Tak, czy siak, Ernie w tym momencie spojrzał na mnie, jakbym powiedziała mu, że wygrał w totka, czy coś.... Znaczy, tuż po tym, jak zamknął swoją, szeroko na dziesięć cali, otwartą japę. Izka zaś tylko uśmiechneła się delikatnie pod nosem, po czym, z powrotem wzięła do ręki swój notatnik i rzuciła:

- W takim razie zapraszam na scenę.

Na lekko drżących nogach spełniliśmy jej prośbę. W drodze jeszcze wcześniej wpół zaskoczony, wpół, jakby miał orgazm, a teraz opanowany Ernie szepnął:

- Pamiętasz wszystko?

- Jaja sobie robisz?! - odpowiedziałam z oburzeniem. - Jasne, że nie!

- W takim razie zostaje nam tylko jedno - odszepnął Ernie, ze znaczącym usmieszkiem. - Moje ulubione...

- Improwizacja - dokończyłam, również robiąc, dla niewtajemniczonych, dość nieodpowiednią do sytuacji minę.

- Otóż to! Gotowa, skarbie?

- Ej, to, że nie zachowałam się jak ostatnia idiotka i nie przepuściłam szansę dostania głównej roli w przedstawieniu, nie znaczy, że ci wybaczyłam! - odpowiedziałam, stając za kotarą. - Dalej jesteś mendą, dalej jestem wściekła i będziesz musiał się trochę postarać, jeśli chcesz to zmienić! No dobra - the show must go on!

No i się zaczęło. Całe szczęście, że nie graliśmy przesłodzonej, nudnej wersji, bo nie wiem, ile wytrzymałabym, robiąc słodkie oczy do tej mendy!

Dobra, dobra - już wam mówię, co my tam zmienliśmy! ( Jeśli nie jesteś zainteresowany wersją Niki i Erniego, to z czystym sumieniem możesz przewinąć cały "ukośny" fragment" ;) Jeśli jedank masz ochotę się trochę pośmiać z moich improwizacji, to zapraszam ;) /L )

Ernest(zwraca się do kogoś na kulisach): Ale mamooo! Ja tam wolę grać w Movie Star Planet! Dziewczyny są takie nudne! Nic tylko gadają o jakiś kosmetykach, aktorach, bieberach, kwiatkowskich, czy innych pięknych gwiazdach, a w ogóle się na tym nie znają! I się z każdym razem tak dziwnie patrzą, jak je poprawiam, kiedy przekręcą świętą nazwę najlepszego zespołu One Direction! Przecież każdy wie, że akcent pada na... Tak mamo, jak sobie życzysz. Do zobaczenia na pogrzebie! (spuszcza smętnie głowę i podchodzi do podestu) Juuuuuula! Rusz swój niemęski tyłek i chodź tutaj, bo mam z tobą porozmawiać minimum przez pół godziny! Im szybciej skończymy, tym prędzej znów wejdę na neta i odpiszę mojemu Kenethowi! Jak ostatnio nie odpisywałem Brayanowi przez dwie godziny, on zerwał ze mną na Movie Star Planet i musiałem szukać innego chłopaka! Wiesz ile potrzebowałem czasu, aby naprawić moje kruchutkie, złamane serce? 

Weronika/Nika(wychodzi zza kulis na balkon, z wściekłą miną): A ty wiesz, że istnieje takie coś, jak telefon? Albo drzwi wejściowe?! Nie musisz się drzeć, jak jakiś wariat z psychiatryka pod balkonem! Przez ciebie moi sąsiedzi twierdzą, że ty to mój chłopak i jestem bardziej upośledzona niż myślą, skoro umawiam się z takim czymś! Włazisz, czy nie?!

E: A jest Parys? (z nadzieją w głosie)

N: Nie, pobzykaliśmy się i wrócił do domu na swojej Kawasaki - powiedziałam mu, że dzisiaj znów cię matka przyprowadzi!

E: Dlaczego?!

N: Nie chciał ze mną się spotykać przez tydzień, od kiedy zapytałeś się go, czy w tych nowych, różowych rurkach nie za bardzo wystaje ci członek...

E: Zapytać się można?! (z wyrzutem)

N: Wchodzisz w końcu, czy nie?!

E: Nie, dopóki Parys się nie pojawi!

N: Świetnie, to...  To możesz powiesz mi, dlaczego ja?

E: Co ty?

N: No, czemu twoja matka zmusza się do gadania akurat ze mną?

E: Nie wiem. Sama jej spytaj. To jej pomysł, żebym gadał z dziewczynami. Że niby ma mi to pomóc, aby to coś, co ja mam mi przeszło....

N: Szczerze wątpię.

E: No dokładnie to samo jej mówiłem!, a ona na to: "Nie gadaj bzdur! Julia to taka ładna, szekszi dziewucha, cycki ma, tyłek też, może w końcu ci się odechce umawiać z tymi ciotami z neta!"

N: Przynajmniej tyle... Ale, jeśli myśli, że odbije mi Parysa to chyba sobie jaja robi!

E: Jesteś pewna? (z roczarowaniem) Nie macie przypadkiem jakiegoś kryzyzu, czy czegoś?

N: (powoli tracąc panowanie) Nie, nie mamy! Ile jescze zostało tego cholernego czasu?!

E: Dwadzieścia minut... A wracając do tematu - czy Parys nie był ostatnio jakiś zamyślony, melancholijny, bez apetytu, nie mogłaś się z nim dogadać może?(z nadzieją w głosie)

N:(zwracając się w stronę nieba) Boże z kim ja się zadaję?! Czemu akurat on?! Czemu Romeo Montecchi?! Czemu największy frajer w całej Weronie musi przyłazić mi co jakiś czas pod balkon?! Czemu to nie mógłby być.... Nie wiem - ktokolwiek!

E:(ostrożnie) Parys nie podchodzi?

N: Nie, on jest wystarczająco inteligenty, aby używać drzwi! Zresztą zamknij się już lepiej - nie możemy rozmawiać telepatycznie, czy coś?!

E: Czy ja wiem? A czemu pytasz?

N: Mam już dość twojego, irytującego głosu.

E: Och...

N: Zresztą wytłumacz mi - jak ci się do cholery tutaj udało wejść?! Nie słyszałam domofonu,a przecież mamy wysokie mury, pod napięciem....

E: Byłem niesiony na skrzydłach mojej miłości do Parysa. Teraz, kiedy już rozwiałaś moje nadzieje, co do naszego dzisiejszego spotkania, będę musiał wrócić normalną, nieromantyczną drogą...

N:(przybijając sobie facepalma) A ten znowu swoje! Powiedz mi - czy ty zawsze byłeś tak porąbany - od urodzenia, czy to wszystko od śmieciowej muzyki, niewłaściwego korzystania z neta i dojrzewania, ci odbiło?!

E: Wiedziałem, że wy - kobiety, niepoprawne romantyczki, nigdy nie zrozumiecie piękna i sensu prawdziwej miłości...

N: Wait, wait, bo się już pogubiłam - twoją prawdziwą miłością jest Parys, Brayan czy Keneth?!

E: A nie mówiłem?!

N: Tak, jestem bez uczuć, bo uważam, że to nienormalne kochać się w trzech ciotach, a najbardziej w tym, który mnie ma w dupie! Przecież to takie oczywiste!

E: Niektóre, ciemne i zamknięte umysły mają prawo większości rzeczy nie rozumieć...

N: Ej, ej ej - ty przylazłeś tutaj gadać, czy mnie obrażać?! A zresztą! Mam już i tego i tego dość! Ile ja będę się musiała jeszcze z tobą męczyć?!

E: Jescze osiem minut...

N: To było pytanie retoryczne! Przez twoją nadopiekuńczę matkę, muszę tu stać, jak jakiś psycholog i wysłuchiwać wyznań gejowskich jakiegoś wariata! Ja się z tego wypisuję! Od dzisiaj zwierzaj się Kenethowi, Brayanowi, Dżanowi, czy innemu Zdzisiowi! Już dość straciłam cennych godzin mojego życia na te głupie rozmowy!

E: Sorry, że ci przerywam, ale chyba twoi rodzice idą... I jest z nimi jakiś bardzo przystojny młodzieniec...

N: Cholera, chowaj się szybko!

E: Chyba już jest na to za późno...

N: Nie gadaj, tylko cho...(Romeo wskakuje w krzaki) O, witaj, kuzynie... Co, a nic, tak sobie, rozmawiam... Z kim? Co za głupie pytanie! Jasne, że ze...

E: Ze mną.(wychodzi z ukrycia) Mówiła, że mam przyjść na górę, jednak ja wolę zostać tutaj - pod balkonem jest nastrój, mam okazję poznać resztę rodziny Kapulettich...

N: Nie, nie słuchaj go! To tylko...

E: Tak, jestem jej chłopakiem! Ten Parys to już przeszłość - to ja jestem tym "jedynym". Z wielkim zaszczytem dołączę do rodziny Kapulettich, o czcigodny panie...

N:  Co ty do cholery wyprawiasz?! On nie jest moim chłopakiem!  Tybalt, zrozum - to jest gej! Jeden z największych! Nie wiem, co on teraz wyprawia, ale nie jest, nie był i na pewno nie będzie moim chłopakiem!  Hektor... Co ty robisz?!

E: Moja kochano Juleńko - my się już z Hektorem bardzo dobrze znamy, prawda Tybi?

N: Że what?! Hektor, co tutaj się, między wami, do cholery dzieje?!

E: Poznaliśmy się na Movie Star Planet. Z początku, przez dość brutalną naturę Hektora i mój stoicyzm, byliśymy największymi wrogami. Jednakże, w końcu, uświadomiliśmy sobie, że nie powinniśmy ze sobą walczyć, skoro jesteśmy dla siebie stworzeni.... A to, z tym udawaniem twojego chłopaka, to był tylko nasz zakład - ja obstawiałem, że już przynajmniej raz dostanę w twarz...

N: Należałoby ci się!

E: ... Ale moje kochanie zna ciebie o wiele lepiej, z tego, co widać!

N: Ok... To ja może lepiej nie będę wam, ekhem - przeszkadzać...(Romeo, vel Ernie schodzi ze sceny) Parys - a co ty jeszcze tu do cholery robisz?!

E(zmieniając głos, udając Parysa, zza kulis): Hektor! Gdzie jest ten idiota?! Zresztą - nie mam teraz czasu. Przekaż swojemu kuzynowi, że kolejny raz zostawił swoje liliowe stringi u mnie, po szkole całowania! To już zaczyna być naprawdę obrzydliwe - wypłoszyło mi już trzech uczniów i to tych, z niezłymi tyłkami! Zresztą, nie ważne - do zobaczeniu jutro, u mnie, bejbe!

(Julia, vel Nika wpatruje się z szokiem w przestrzeń, po czym powoli, nie zmieniając wyrazu twarzy, schodzi ze sceny)

W końcu!  Uff, zabawa, zabawą, ale z tą improwizacją tyle nerwów leci - żeby powiedzieć coś z sensem, coś śmiesznego, jakąś ciętą ripostę i doprowadzić to wszystko do jakiejś płęty - masa roboty. Zwłaszcza, jak się to robi pierwszy raz... Tak, czy siak, musiało minąć dobre parę sekund, aż w końcu odważyłam się spokojnie wyjść zza kulis. Za duż stersu, jak na jeden raz. Ale patrząc na miny naszej "widowni", to trzeba stwierdzić, że było warto! Miny reszty naszej grupy były tak szeroko otwarte, że mogłabym spokojnie tam wsadzić całe jabłko, jak jakiemuś chomikowi, czy coś... Co prawda, Izka nie wyglądała, jakby ją też nasz piorun improwizacji strzelił, ale wydawało mi się, że jej się podobało, sądząc po delikatnym uśmieszku, który pojawił się na jej twarzy.

Jak gdyby nigdy nic, wraz z Erniem wróciliśmy na miejsca. Teraz już skończyliśmy grać, więc wróciłam do stanu: "Foch". Poważny foch! On jednak chyba z początku nie zdawał sobie z tego sprawę, bowiem, jak gdyby nigdy nic, szepnął mi do ucha, podekscytowanym głosem:

- Jezu, nie wierzę, że nam się udało! Byłaś naprawdę niesamowita i przekonywująca...

Ha, ha, ha - nie ma tak łatwo! Pytacie się pewnie, co odpowiedziałam? Nic - zrobiłam jedną z dziecinniejszcych rzeczy na świecie i po prostu, bez słowa odwróciłam swój łeb w drugą stronę. Foch, to foch!

- Ok, a więc na dzisiaj to już wszystko. Dziękuję za bardzo ciekawe i wymagające nieco pracy występy, życzę miłego wieczoru, polecam się na przyszłość itd.  Wyniki wywieszę jutro rano, na gazetce szkolnej, a występy omówimy sobie w poniedziałek. A teraz spadać, mam już was dość.

***

Obudziłam się o dziewiątej. Sobota była zdecydowanie tutaj moim ulubionym dniem - lekcje były tylko po południu, do trzech maximimum, nie było aktorstwa... W końcu pełen relaks...

- Wstawaj! - wykrzyknął Maks, bez jakiegoś pukania, otwierając drzwi od mojego pokoju. Ta - pełen relaks, co?! Oprócz niego, w progu stali jeszcze Ernie (Ha! W końcu uświadomił sobie, że jednak mam focha i się zamknął! Primoo Vicotria!), Karol, Olaf (czy Olaf i Karol) i Tomek. Super - same chłopy, a ja w krótkniej pidżamie! Na szczęście zanim zdążyłam choćby otworzyć usta, Agata wstała, po czym z rozmachem zatrzasnęła im drzwi przed nosem.

- Dzięki - odparłam, opadając spowrotem z westchnięciem, na poduszki.

- Nie ma za co - jutro idziesz ze mną im się odpłacić. Można wiedzieć, co im w ten weekend wyjątkowo odpaliło? - spytała, otwierając szafę na oścież.

- Nie mam pojęcia - odparłam, zmuszając z wielkim trudem mój zaspany mózg do myślenia. - Czekaj... Wiem! Dzisiaj są wyniki przedstawień! - wykrzyknęłam i niemal natychmiast wyskoczyłam z łóżka i pognałam, ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich moich współlokatorek, a zwłaszcza Nastii i Karo (nawet wyjątkowo przestały między sobą gadać na chwilę!) w stronę łazienki. Minęło gdzieś piętnaście minut i gotowa wybiegłam z pokoju. Weszłam po schodach na parter (pokoje klas pierwszych mieszczą się w piwnicach), po czym pognałam do tablicy ogłoszeń, gdzie już zdążył się zebrać mały tłum osób z całej mojej klasy. Szybko podeszłam, a raczej przecisnęłam się do najbardziej widocznej osoby - Maksa.

- Są już wyniki? I czemu zebrało się tutaj tyle ludu? - spytałam, zdezorientowanym tonem.

- Jeszcze nie, ale Izka zapowiadała, że będą o tej porze. A ten twój "lud", to cała nasza klasa....

- Wiem, wiem - przerwałam mu zniecierpliwiona. - Ale co tutaj robi druga grupa?

- U nich też były przesłuchiwania... - zaczął spokojnie, ale znowu mu przerwałam:

- Że co?!

- No, tylko, że do oni startują do ról drugoplanowych...

- Wait, wait - to znaczy, że my jesteśmy niby jakoś lepsi, czy coś?

- Na to wygląda...

- Ludzie, no mów więcej od razu! Ernie może jest mendą, ale wali wszystko na raz, a ty musisz ze wszystkiego robić jakąś tajemnicę, napięcie, czy coś - mruknęłam zirytowanym głosem.

- Ktoś z nich wygadał się, że mimo tego, co powiedziała Izka pierwszego dnia o grupach, że dzieli ona jednak na grupę podstawową i zaawansowaną. My jesteśmy tą drugą - nas brała do głównych, a ich do bardziej drugoplanowych, czy trzecioplanowych mniejszych itp. Ich wyniki też dzisiaj będą.

- Aha, czyli od razu cała rozpiska, tak? - mruknęlam, przygryzając wargę.

- Na to wygląda... - odpowiedział, jednak zaraz cała moja i zresztą jego też, uwaga skupiła się naszej, całkiem niskiej wychowawczyni, która przeciskała się przez ten cały tłum. W końcu udało jej się dojść do tablicy, odpychając nieco nieuprzejmie tych "w pierwszym rzęzi". Przez chwilę staliśmy w kompletnej ciszy, za to wiercąc się, jakbyśmy mieli owsiki! Każdy chciał zobaczyć chociaż róg tej kartki, jednak Izce udało się jakimś cudem wszystko zasłonić, przed ciekawskimi gałami. W końcu udało jej się, po czym wyszła, bardzo pośpiesznym krokiem i nic dziwnego! Zaraz po tym, rozpoczął się bieg po trupach - każdy musiał się pierwszy przy tym znaleźć i oglądać chyba z dziesięć minut, bo raz przeczytane to za mało! 

Nagle, spośród tego całego tłumu wyłonił się zszokowany pan Ernest, który łaskawie tylko mruknął pod nosem, chyba w moją stronę:

- Nie uwierzysz... 

Ale na tym się jego kwestia zakończyła już. Albo nie chciał więcej gadać, albo nie umiał - mi tam było wszystko jedno, bowiem sekundę później wlazłam w wielki tłum ludu. Nie mogę przypomnieć sobie, jak wyszłam z tego żywa i bez uszczerbków na zdrwiu, ale w końu, między innymi dzięki niskiemu wzrostowi, dopchnęłam się tuż pod samą tablicę. Tam znajdował się powód tego całego zamieszania - jedna, biała kartka, przyczepiona do tablicy, z Izkowym pismem. Otóż napisane na niej było dokładnie to:

KLASA IA, OBSADA PRZEDSTAWIENIA PT:" ROMEO I JULIA"

Romeo: Ernest Petrowski

Julia: Weronika Kotnawska

Marta: Zuzanna Masonowiec

Pani Kapuletti: Natasza Dolnik

Pan Kapuletti: Marcin Hotyński

Ojciec Laurenty: Maksymilian Szateln

Benvolio: Karol Kamled

Parys: Olaf Kamled

Baltazar: Tomasz Jedyński

Merkucjo: Rafał Hordyński

Tybalt: Piotr Krzyniec

Pan Montecchi: Witold Hrost

Pani Montecchi: Iga Haskrop

Brat Jan: Witold Hrost

Samson: Tomasz Jedyński

Grzegorz: Rafał Hordyński

Aptekarz: Dorota Głopiec

Pierwszy muzykant: Magdalena Irajska

Drugi muzykant: Julia Lasek

Trzeci muzykant: Celina Pytrosek

Dowódca Warty: Jolanta Wałdęga

Pierwszy obywatel: Ilona Kaczmarek

Jednak cofam to, co mówiłąm przed chwilą o tym, że ludzie tutaj za długo sterczą - sama musiałam chyba jeszcze z trzy razy przeczytać ten sam tekst, aby w końcu uświadomić sobie (przeklinający i wypychający tłum również mi w tym pomógł), co to wszystko znaczy - razem z Erniem dostaliśmy główne role! W pierwszym przedstawieniu!!! Nie żyje improwizacja i orygianalność!!! Hip, hip - hurra!

Byłam tym wszystkim tak podekscytowana, że chyba rozum mi się na jakąś chwilę wyłączył, bowiem jakoś wygrzebałam się z tego tłumu, po czym podbiegłam z bananem na ustach prosto w stronę Erniego, wprost w jego ramiona. Znaczy, nie podniósł mnie go góry, ani też, jak na filmach panowi młodzi wnoszą żoneczkę do domu, ale znalazłam się w jego uścisku.

- Wygraliśmy! - wymamrotałam jakimś cudem.

- Na to wygląda - odparła jeszcze dalej zaskoczony Ernie. I na tym zakończyła się nasza bezmózgowa rozmwoa - dopiero po paru sekundach uświadomiłam sobie, co ja do cholery przed chwilą uczyniłam! Kurde, jednak jestem niesłowna - jeszcze wczoraj, tuż po castingu pokazałam, że foch dalej obowiązuje, a teraz się do niego podwalam, znaczy - przytulam! Do tego te ramiona pewnie niosły omdlałą Zuzę przez parę sekund - fuj, za obrzydlistwo! Chociaż... Lepsza Zuza, niż ta Nataszka! Ha, właśnie - pani plastik nie dostała głównej, ani nawet drugiej głównej roli(drugą główną otrzymała Zuza - no cóż, przynajmniej mniejsze zło!), oh yea!

Tak, czy siak, zaraz się odsunęłam, co pan medna również i chwała bogu, uczynił. Wiem, co sobie myślicie - nie, nie wyglądało to, jak na słabych, słodkich jak wata cukrowa z dzisięcioma kilogramami karmelu komedie, czy jeszcze gorzej - dramaty romantyczne! Czysta fikcja i komercja! 

Tak, więc nie - nasze "odsunięcie się" od siebie wyglądało zupełnie inaczej - po prostu ja, kiedy mój mózg z powrotem wcisnął sobiwe przycisk "on", zorientowałam się co robię, więc powoli, poklepując pana E po ramionach, odsunęłam się, jak gdyby nigdy nic. Zresztą Ernie chyba też doszedł do tego wniosku, bowiem nic nie powiedział, dał mi lekkiego kuksańca w ramię z szerokim uśmiechem na twarzy, mrucząc:

- Gratulacje

Po czym odszedł w swoją stronę. On to musi chyba mieć trochę poprzestawiane w mózgu - jezu, dostaliśmy główne role! A on cichy, spokojny, opanowany... Niestety w przeciwieństwie do mnie! Ja to tylko po jakiejś chwili dalszego oszołomienia podskoczyłam wysoko do góry, krzycząc:

- Taaaaak!

Chyba jednak będę musiała zmienić szkołę.

-------------------------------------------------------------

Ok, parę słów na koniec - zmieniłam co nieco treść - miały być 2 sceny na castingu, ale zajęłoby mi to jeszcze strasznie dużo czasu, a i tak jestem już nieźle spóźniona z tym rozdziałem, poza tym nie miałam jakoś na to pomysłu, więc zostajemy przy jednej, zaplanowanej przeze mnie scenie :D Mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi tego za złe, co? :/

Jeszcze raz dziękuję za te wszystkie ocztania i głosy <3 (chociaż komentarazami też nie pogardzę xDDD). Jesteście kochani *,*

Leocuddya

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top