Rozdział 7
Jeszcze wieczorem rozmyślałam o Pati i Rubiku. Coś mnie w tym wszystkim intrygowało. Coś w tym było nie tak. Raczej ta ich rozmowa nie wyglądała na krótką, radosną pogawędkę między współpracownikami. Jakiś był w tym głębszy sens. Tylko jeszcze nie wiedziałam gdzie... Jednak postanowiłam sobie dowiedzieć się tego, za wszelką cenę!
Znaczy, byłam gotowa podkraść się na trzecie piętro w naszych kwaterach (piętro psorów) i spróbować się czegoś przypadkiem dowiedzieć, jednak Ernie tego przyczepił się do mnie, niczym jakiś wrzód, więc ciężko byłoby mi się wymknąć, nie budząc jego drażniącego kręgosłupa moralnego ( tak, kłamstwo, że idę do kibla bardzo okrężną drogą też nie wchodziło w grę, bowiem jedyne kible znajdują się w naszym pokoju[znaczy, w osobnym pokoiku, jakby były wątpliwości]). Poza tym jutro o ósmej będziemy mieli pierwsze zajęcia poranne, a wolałabym chociaż raz nie być na nich kompletnym zombie.
Tak, więc poszłam spać odrobinę wcześniej niż zwykle, pamiętając o dokładnym założeniu zatyczek do uszu, mimo tego, że według Nastii i Karo (biedne nie kupiły sobie zatyczek), conocne słowotoki Agaty należą do przeszłości, ale przezorny, zawsze zabezpieczony!
Jednak nic z tego nie wyszło - byłam rano zombie tak, jak zawsze! Ech, życie jest niesprawiedliwe!
Tym razem, ku mojemu zdziwieniu, pominęliśmy te dziwniejsze ćwiczenia z przeponą (czyt. stanie na głowie i recytowanie "Siała baba mak" przez przeponę) i przezwyciężanie swojej nieśmiałości, bla bla bla. Znaczy, potem dowiedzieliśmy się, że nie zrobiła to bez powodu, rzecz jasna! Jaki szanujący siebie nauczyciel aktorstwa pominąłby takie ważne rzeczy bez jakiegoś większego powodu?!
- Słuchajcie, wiem, że jedyne, o czym marzycie to kolejne, dziwne ćwiczenia na przeponę, ale to przerobimy następnym razem, ponieważ mamy teraz coś do zrobienia. Otóż, jak każdy z nas już wie, szkoły Talent zawsze biorą udział w corocznym konkursie talentów...
Ekhem, szczerze mówiąc, biorąc pod uwagę to, że przypominają nam to nauczyciele na niemalże każdym kroku, to doprawdy, mogliśmy zupełnie przypadkiem o tym zapomnieć!
O co chodzi z konkursem? Myślę, że nazwy nie muszę tłumaczyć - "Mamy talent" - to raczej mówi samo za siebie. Biorą w tym udział tylko drugie klasy, dzięki czemu nie muszą brać w tych przeklętych dniach otwartych, ale o tym później. Tak czy siak, rywalizujemy z pozostałymi czterema Talentami w Polsce. Cztery szkoły, sześć konkurencji, cztery miejsca z każdej konkurencji. Za czwarte nic nie dostajemy, trzecie kasę, podręczniki i pomoce naukowe dla szkoły, dla uczniów słowniki, bądź książki. Drugie ma o wiele lepiej, bo przechodzi do eliminacji, na poziomie europejskim, do tego znów kasa, zajęcia szkolne z jakimiś ekspertami w danej dziedzinie, wycieczki do Londynu, Paryża, Madrytu, czy Rzymu ( w zależności, od roku). Oczywiście wszystkie szkoły chcą mieć na chama pierwsze miejsce. Dzięki temu dostajemy się do najwyższego etapu, którego finał odbywa się w Stanach. Poza tym wszystko, co powyżej, wyłączając "nagrody" czwartego miejsca. Do tego parę lapków, mp 3/4, tabletów i cholera wie, co jeszcze, dla tych naj, naj naj i do tego wyjazd dla całej klasy, plus nauczyciela, na obóz. Dobrze, że jest tylko sześć konkurencji, bo inaczej nasz cudowny kraj zbankrutowałby szybciej niż Grecja ( Nie, nie ma w niej Talentu)!
Nasza szkoła jeszcze ani razu nie wygrała. Przez ostatnie trzy lata ciągle przegrywaliśmy z Talentem z Łodzi (to ta z warszawiakami, więc co się dziwić), więc mogliśmy zadowolić się tylko drugim miejscem. Oczywiście nikomu z nauczycieli to nie wystarczało, wręcz hańba naszej szkole, że przez dziesięć lat nie dostaliśmy z ani jednej dziedziny złota! Tak, więc, z tego, co wiem, to będą nas tak męczyć, aż w końcu dostaniemy to pierwsze miejsce. Ech, pozostaje naszej klasie tylko mieć nadzieję, że obecne, starsze klasy zdobędą to, zanim to nam przystąpi ten zaszczyt uczestnictwa.
Dobra, już kończę zanudzać, niech wam będzie - wracamy do opowieści!
- W aktorstwie są trzy tematy przedstawień: przedstawienie na podstawie książki, na podstawie filmu, ale ze znacznymi zmianami i bajka Disneya, Od razu mówię, że wam trafi się to ostatnie, więc módlcie się, aby te ważniaki ze Stanów ruszyły łaskawie swoje tyłki i nakręcili jakąś lepszą bajkę, bo „Zaplątanych" przedstawialiśmy w tamtym roku. Zaś 2a, trafił się tym razem Romuś i Dżulia. Z powodu, że oni nie umieją myśleć, a ja weny nie mam, teraz wy macie pole do popisu - macie czas do piątku, na przygotowanie w parach dwóch scen z tego radosnego dramatu. Możecie inspirować się teatrem telewizji, Gnomeem i Julią, Wieśkiem spod Biedronki, czy czym wy tam chcecie. Przynajmniej jedna scena ma być charakterystyczna dla tej powieści. Podzielę was zaraz na pary, w których będziecie pracować. Najlepszą nagrodzę głównymi rolami w naszym, pierwszym przedstawieniu.
Po tych słowach wszyscy się poruszyli, pobudzili, zaczęli się przemieszczać i jak zwykle gadać bez sensu. Główne role! W pierwszym przedstawieniu! Tu właśnie trzeba się mocno wybić ponad tłum, bo potem już jest mega ciężko wyjść z cienia. Założę się, że w tamtym momencie wszyscy (tak, ja też) pomyśleli: "To muszę być ja!". Izka od razu uciszyła ich wszystkich.
- Dobra, koniec seksu, dzielimy się na pary. Wszyscy mi stanąć pod ścianą, w razie wypadku, jakby komuś zachciało się marudzić, że ma Heńka, a nie Kaźka, mogę go rozstrzelić. No dobra, no to dzielimy się... Widzę, że wszyscy kochają Rafała, a więc niech zostanie na moim... Jego Julią, czy jaką wy tam scenę wybierzecie będzie.... Iga!
W tym momencie nasza indywidualna (też bym była, gdyby oczywiście nie Agata... I Ernie... I Robert... Ech, ale serio, to życie indywidualisty jest o niebo prostsze - nie trzeba się użerać z idiotami itd.), zakręcona brunetka obdarzyła nasz klasowy Funny Voice* szerokim uśmiechem, chyba po raz pierwszy w życiu. Znaczy, pierwszy raz kogoś obdarzyła uśmiechem, a nie swoją zwykłą, grobową mimiką. Szczerze mówiąc - szczęściara, z Rafałem każdy chciałby pracować, bo idealnie zmienia głos. Jednak, szczerze mówiąc, ja tam wolę Erniego. A dlaczego? A dlatego, że Rafał, odróżnieniu od tej mendy, nie umie grać. Znaczy, jak chce to umie, ale zawsze z początku, z tego, co zdążyłam zauważyć, ma jakieś opory. Trzeba mieć jakieś stalowe nerwy, aby umieć go jakoś przekonać (brawo Izka, ja bym się już dawno poddała). Tak, więc, w sumie nie aż taka duża strata, co?
- Zuza z Karolem...
Karol jakby, co, to ten zabawniejszy z bliźniaków... Chyba... Nie jestem pewna, czy znów nie pomyliłam go z jego bratem...
- Celina z Olafem...
No to się dobrali - pani "wtapiam się w ścianę" i główne centrum uwagi(chyba, że to jednak był nim Karol)!
Dopiero po dłużej chwili zorientowałam się, że została nas tylko czwórka - od lewej Natasza, Maks. Ernie i Ja. Pani białowłosa, jak widać, miała trochę gorszy zapłon ode mnie, bo dopiero po chwili znikąd zmaterializowała się pomiędzy mną, a Erniem, Ściślej mówiąc, to bliżej niego. Dobry boże, co by to było, jakby mnie dotknęła! Jeszcze zaraziłabym się jeszcze czymś od niej... Cokolwiek ona tam ma...
Na te jej kroków w stronę pana "E", Izka zareagowała, według mnie, najlepiej jak można było - obrzuciła ją pobłażliwym spojrzeniem, po czym od razu odparła:
- Natasza i Maks.
- Co? - wyrwało się z piersi... Znaczy wkładek powiększających "niby biust" Nataszy. Jakoś tym razem jej głos zrobił się niezwykle dziecinny... Tak, czy siak, prawie wszyscy jak na komendę zachichotali pod nosem. Dolnikowa znów wykonała parę kroków w stronę Erniego, ale teraz w innym celu - byleby znaleźć się jak najdalej od Maksa. No cóż - cofam to, co pisałam o Celinie i Olafie - to oni są największym przeciwieństwem, tylko ta dwójka! No weźcie - sama chemia i plastik, a z drugiej strony ekolog, wielbiciel zwierząt, lubiącego siebie, jakim jest... Do tego się nie lubią - kolejny argument. Mam nadzieję, że podczas tych przygotowań Nati się załamie czy coś... Oby tylko nie wygrali! Fakt, Maks to spoko gość, no ale... Wolałabym wygrać, no wiecie co mam na myśli...
- Bez dyskusji Dolnik! Czyli zostaje kto? Nika i Ernie? Kurczę, nie, to nie tak miało być! Musiałam się gdzieś pomylić... Ale już tak ładnie was wszystkich dobrałam... No nic, już za późno - powiedzmy, że to ostatni raz; no chyba, że udowodnicie, że potraficie współpracować i mnie przy tym nie wkurzać...
Najpierw wszyscy nie dowierzaliśmy własnym uszom. Dopiero po chwili dotarły do naszych zakutych łbów słowa Izki. Przez chwilę myślałam, że sobie robi z nas jaja, jednak po chwili, co trochę mi udowodnił uśmieszek Erniego, doszłam do wniosku, że to nie nas, ale z Nataszy! Po tym oświeceniu ledwo powstrzymałam się od głośnego wybuchnięcia śmiechem. Nauczyciel, który nie cierpi twojego wroga to naprawdę skarb! I to do tego wychowawca! Znaczy, nie wiem, czy tak od razu nie lubi, ale, że zgrywa się z takich sztucznych, sweet, przemądrzałych mend, jak nasza białowłosa. Z lekkim niedowierzaniem rzuciłam okiem na Izkę, który w odpowiedzi tylko mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
- No, to chyba już wszystko...Wszystko jasne? To żegnam. Widzimy się za dwa dni, wraz se swoimi scenami. Niech moc będzie z wami!
Posłusznie, choć z pewnym ociąganiem opuściliśmy salę sceniczną. W końcu udało mi się dobrnąć za drzwi, po czym w końcu mogłam wybuchnąć śmiechem. Ach, jaka ja zła - cieszyłam z cudzego nieszczęścia, hahahaha! Nie wiem jak wy, ale u mnie to jest jeden, z największych powodów do szczęścia.. No co - jedni mają głupawkę z jakiegoś słowa: "Budyń", inni jak kot spadnie ze stołu na swój wielki, ociężały zad, a mnie śmieszy nieszczęście ludzi takich jak Natasza. Ernie co prawda nie podzielał mojego entuzjazmu, ale również lekko się uśmiechnął pod nosem, przechodząc obok tego plastiku, jednak nic nie powiedział. Zresztą ja również - za bardzo dusiłam się własnym śmiechem. W końcu doszliśmy na właściwe piętro. Korzystając z tego, że do biologii mieliśmy jeszcze z dwadzieścia minut, od razu zagadał do Erniego:
- Ej, to co robimy?
- A więc słuchaj - zastanawiałem się dan tym już całą drogę i wymyśliłem - ja będę Julią, a ty Romkiem - odpowiedział mi bardzo poważnym tonem. Nie mogłam powstrzymać przewrotu oczami - to silniejsze ode mnie!
- Super, może Nataszka pożyczy się silikon i wkładki, do będziesz już miał cycki. Zaś co do tego, co masz między nogami, jakoś nie potrzebuje to radykalnych zmian - i tak tam prawie nic nie ma - odpowiedziała zjadliwie. No dobra, nazywajmy rzeczy po imieniu - wrednie! Tera pasi?! Poza tym, to co z tego? Zaczynały mnie już wkurzać te jego niby dowcipne odpowiedzi!
- Skąd wiesz, co tam mam? - zapytał, robiąc dość... Hm, nazwijmy to, psychopatyczną minę.
- Kobieca intuicja - odpowiedziałam, robiąc zadowoloną minę.
- Czyli ze sto lat nie myślenia... Hm, z takim czymś to na medycynę już chyba skończyli przyjmować, nie myślisz?
- Myślę, że za dużo gadasz na tematy, który mnie kompletnie nie interesują. Więc zadam ci drugi raz to samo pytanie, mam nadzieję, że tym razem uda ci się odpowiedzieć - To co robimy z tymi scenami?
Wyglądało na to, że chce powiedzieć coś w stylu: "Myślałem raczej na zagraniem ich, ale zawsze możemy z nimi tańczyć walca, albo grać na xboxie...", ale widząc moją groźną minę, od razu się powstrzymał i rzucił:
- Nie wiem, powiedzmy, że daję ci dowolność... Mi to obojętnie...
- Nie czytałeś tego? - spytała, z politowaniem w głosie.
- Coś tam było... Wiesz, Werona, Julia, Gnomek, krasnale ogrodowe...
- To jest film, a raczej bajka dla dzieci, nakręcona jako parodia tego czy coś - przerwałam mu, raczej nie chcąc słyszeć ciągu dalszego.
- Wiesz, że jestem kiepski z polskiego - odparł, mrugając do mnie smutno tymi swoimi szczenięcymi gałami.
- A chociaż teatr telewizji widziałeś, czy jak to się nazywa? - spytałam, wzdychając nad tą ofiarą literatury.
- A widziałem! Tam grała ta Natasza Urbańska, no wiesz...
- Faceci, też mi coś! - mruknęłam, siadając na schodach. - To ja w takim razie proponuję scenę balkonową, bo miała być jakaś "charakterystyczna", a do tego... Może tuż przed wypiciem trucizny przez Julkę, aż do śmieci tego idioty?
- Będziesz śpiewać? - zapytał, wytrzeszczając oczy.
- Naprawdę to oglądałeś! - odpowiedziałam, robiąc jeszcze bardziej zdziwioną minę. - To co, zgadzasz się na te sceny, panie "Oglądam filmy na podstawie książki, tylko jeśli jest tam w miarę ładna celebrytka?"
- A zaraz tam ładna! - mruknął Ernie, machając ręką. - Może być, taka nawet nawet, a co do scen, to powiedzmy, że się zgadzam... To kiedy zaczynamy?
- Dzisiaj po lekcjach ci pasuje, czy już Nataszka zarezerwowała dla siebie ten czas w twoim terminarzu? - spytałam zgryźliwie.
- Może uda mi się znaleźć dla ciebie czas - odparł, dramatycznie pocierając swoje minimalnie obrośnięte bródsko. Jednak zaraz po chwili przybiegł do nas Tomek Jedyński(jakbyście nie pamiętali, to współlokator jakiegoś geniusza, Maksa i pana mendy. Do tego pan - filmowiec, chodzi z nami do klasy, ale do drugiej grupy aktorskiej), który też chodzi z nami na biologię zaawansowaną. Wyglądał na bardzo podekscytowanego.
- Słuchajcie, Czerniak dzisiaj pokaże nam prawdziwą wątrobę, serce, płuca, jelita i język!
Nagle, w niewyjaśnionych okolicznościach, zrobiło mi się ciemno przed oczami.
_______________________________________________________________________
*Program do zmiany głosu ;)
Dziękuję wszystkim za te komentarze :) I przepraszam, że tak długo to trwało, ale rozumiecie - ezgamin gimnazjalny, brak weny, inne ficki... Wybaczycie? :)
Raczej się nie spotkam z wami przed egzaminem(ale nadzieja zawsze jest xD) , więc już życzę wszystkim moim rówieśnikom powodzenia na egzaminie ;) Niech moc będzie z wami... I punkty za egzamin xD
Leocuddya
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top