Rozdział 6
- Skupienie. Musicie się skupić, wziąć w garść. Wy już marudzicie, a wiecie co ja musiałam na studiach robić? Dawali nam piątaka i mieliśmy tak się skupić, aby móc utrzymać go między pośladkami. To jest skupienie! A nie to wasze wkurzające trajkotanie, kiedy ja akurat coś mówię!
Siedziałam wtedy z podpartą głową wyschłuchując monologu Izunii. Całe szczęście, że stała do mnie plecami i nie zwracała się akurat do mnie - za taką postawę na stówę kazałaby mi przebiec z pięć kółek wokoło sali "scenicznej". Ech, tak to już jest jak się wyrobi niezbyt świetlną opinię pierwszego dnia szkoły. Znaczy Izka jest spoko, w sumie nie mogłabym se wymazyć lepszej wychowawczyni, ale... No cóż, Izka to Izka i niestety jedną z najbardziej wkurzających ją rzeczy jest ignorowanie jej słowotoków. W sumie to nawet się jej nie dziwię - jak jedne z klasowych kretynek ( niestety Zuza akurat wtedy siedziała cicho) chichoczą, szepczą o jakiś pierdołach, tu tego nie zrobią, tam tamtego... Jezu, czemu nie mogę choć raz iść do klasy gdzie nie ma idiotów? Miałam tylko nadzieję, że jak już nas podzielą, to bedę w tej drugiej z mniejszym ilorazem debiliznu, grupie. Chociaż, jeśli okaże się, że będdzie grupa spoko ludzi i tych fajnych, to raczej nikłe mam szanse. Tak czy siak, miałam zamiar zacząć poważnie strajkować, jeśli zostanę przydzielona do tej samej grupy co Natasza Dolnik. To ona była tą kokietką, która wpatrywała się z uwielbieniem w Erna już pierwszego dnia. Wkurzające, białowłose babsko. Do tego
lizus i straszna hipokrytka. Nie wiem jak udało mi się z nią przeżyć te trzy lata.
Między innymi, a raczej głównie do niej był ten monolog. Czułam, że tego dnia ona dopełniła sedna tego dnia, nie tylko gadając i ignorując, ale w pewnym momencie wręcz przekrzykując Izkę. Sama pewnie strasznie się wkurzyłam ( powiedziałabym gorzej, ale powiedzmy,że się przy was powstrzymuję) na takie coś! Poza tym z każdym dniem zaczynałam sobie uświadamiać, że już niewiele jej brakowało do "sympatii", którą dażę Zuzę. Na razie o reszcie klasy się za bardzo nie wypowiem - jeszcze niecwkurzyli mnie tak, żebym musiała umieścić ich na mojej liście potencjalnych wrogów.
Tak czy siak, siedziałam dalej podpierając ręką głowę, a Izka ciągnęła swój monolog daalej i dalej, czego to oni nie musieli robić na studiach, że jesteśmy kompletnymi amatorami, a narzekamy, czy mamy gdzieś jej to mądre gadanie. Ech, a miałam nadzieję, że dzisiaj w końcu zostaniemy podzieleni na grupy i zaczniemy robić coś konkretniejszego niż męczenie się fizycznie, ćwiczenie przepony, czy udawanie stada małp albo nerwowych, a wręcz chorych psgchicznie, pacjjentów w kolejce do lekarza. Tak, takie coś się robi na pierwszych zajęciach aktorskich! Znaczy, nie żebym była zaskoczona, czy coś, wręcz przeciwnie! Miałam prawie to samo na tamtych spotkaniach teatralnych, na których poznałam między innymi Erniego... Tak więc nie, spodziewałam się tego, byłabym zdziwiona, gdybyśmy od razu zaczęli z jakimś przedstawieniem czy coś. W odróżmieniu od połowy ludu z mojej, chorej klasy. Ci to normalnie szok, wielkie oczy i szeptanie między sobą po pierwszych zajęciach, o tym, że spodziewali się... Nie wiem - castingu do ról, przerobienia całego przedstawienia na cacy i wystawienie go w następnym tygodniu? Nie wiem, nie pamiętam i chcę pamiętać. Jedyno co mi w związku z tym coś ćmi w tym zakutym łbie to to, że po paru tych niezmiernie irytujących uwagach postanowiłam założyć moje ukochane słuchawki (zakupione razem z mp3, które skończyło swój żywot w pralce z moimi czerwonymi dżinsami) i posłuchać o wiele mądrzejszego głosu zespołu Green Day.
Tak czy siak, jeśli Izunia będzie prowadzić te zajęcia z bardzo podobnym programem, co uwielbiana nasza warsztatowo - aktorska wychowawczyni, to oznacza, że ci niecierpliwi i niedoświadczeni w zajęciach aktorskich kretyni, jeszcze sobie poczekają sobie na swój casting. Jeszcze trzeba będzie przezwyciężać swoją nieśmiałość, powiedzieć swoją historię życia, wyrazić siebie (a potem dziwią się, że aktorzy stają się egoistami), potem kolejne, ale dziwniejsze ćwiczenia na przeponę, wreszcie jakeś etiudy, zadania domowe, wierszyki czy pisane jakiś tam dramatów czy coś... Po przerobieniu tego wszystkiego, dopiero zaczniemy dobierać rolę, tworzyć razem scenariusz itd. To se ci kretyni poczekają.
Dobra, koniec już tych nudnych opisów - wracamy już do zajęć z Zoldką. Tak, więc wierzcie lub nie, ale akurat, kiedy zaczęłam marudzić w myślach (gdybym to zrobiłam na głos, już bym nie żyła) na to, kiedy w końcu nas podzieli na grupy, bo z tymi idiotami, to ja długo nie pociągnę itd. Tak, czy siak, właśnie w tym momencie, wywalił mnie z własnych myśli donośny głos Izuni:
- Dobra, dość już tego dobrego. Podzielę was na grupy i będzie w końcu spokój! Jedna grupa na rano, przed zajęciami, a druga po zajęciach. W drugim semestrze się zamienicie. Nie ma samodzielnego przechodzenia do grup - mam listy, jak będzie przechodzić na inne zajęcia, nie zaliczę wam, przez co nie zaliczycie semestru, przez będę musiała się z wami cały sierpień męczyć, abyście poprawili aktorstwo, ale jakoś to zniosę. Mogę czasem zrobić wyjątek, ale tylko dla tych, których wybitnie lubię, a nie sądzę, aby oni chcieli przejść do grupy, której wybitnie nienawidzę... Tak, więc, to tyle, oto moje listy. Najpierw grupa na rano:
- Natasza Dolnik...
Po tej kwestii zaczęłam powtarzać w myślach, aby wszystko, tylko, żeby mnie do tej grupy nie przydzieliła, żeby tylko nie mnie, tylko nie mnie...
-... Iga Haskrop
Ta to może być. Taka tam zakręcona, czarnowłosa wariatka. Niektórzy uważają ją za dziwaczką, pomyluną itp., ale reszta ją lubi. Tylko ją tak bardziej się poznać za bardzo nie da, ponieważ jest raczej zarkęconym typem samotnika. Ale ma mnóstwo energii, co udowodniła już na poprzednich zajęciach, nie szepcze jak idiotka z innymi dziewczynami, więc na moje oko jest ok. Zastanawia mnie tylko jedno - wyglądało na to, że Zolduś polubił nawet naszą Igę, więc czemu umieściła ją w grupie z tą kretyńską kokietką? Przechodzimy dalej:
-.. .Rafał Hordyński...
Słysząc to nazwisko, po prostu nie mogłam się uśmiechnąć. Rafał, klasowy błazen. Od razu popularny... Można powiedzieć, że od dziecka nawet, a wszystko to dzięki jego zdolnościom zmiany głosu. Potrafi udawać Ciastka i Osła ze Shreka, psychopatę z jakiegoś horroru (nie oglądam, nie orientuję się w tym nie chcę tego robić), Darth Vadera, czy sweet, pustak blondi. Do wyboru, do koloru!
-... Karol i Olaf Kamled....
No i kolejna fajna, a raczej fajne dwie osoby! Słynni, oczywiście kochani przez wszystkich bliźniacy. Zabawni, zgrani, potrafiący idealnie zagadać lub rośmieszyć nawet nauczycieli do łez.
Chyba rozumiem - ona jednak podzieliła na tą najukochańszą grupę i tą niekochaną prawie wcale... Fajnie, tylko dalej nie wiem co tam robi ta menda Natasza?! Poza Zuzą i resztą moich potencjalnych wrogów, jest ostatnią osobą, którą miałabym pokochać... Chyba, że Zoldi działa na zasadzie, że niby popularna, lizusowata, sztuczna kokietka, to musi być kochana... Jeśli tak, to dzisiaj bezpowrotnie straciła mój szacunek, którego jeszcze dotąd nie miałam co prawda okazji pokazać, ale to się wytnie!
- Nika Kotnawska...
Już miałam się cieszyć, że mimo mojego niefortunnego początku, dostałam się, powiedzmy do tej lepszej grupy, (do tego zostałam przeczytana po przezwisku! Nawet nie wiecie ile musiałam się męczyć z psorami w gimnazjum, aby nie nazywali mnie tym głupim imieniem i nic z tego i tak nie wyszło) jednak po chwili dotarła do mnie bolesna prawda - może i być se najlepsza na świecie, ale dla mnie będą to po prostu męczarnie! Z Nataszą nigdy się nie dogadam i nie chcę się dogadać! Jeszcze tylko brakuje tam Zuzy...
- Zuza Masonowiec...
No właśnie. Zajebiście, po co to ja pomyślałam?! (Ją też przeczytała nie po całym imieniu - to nie fair! Ona ma je całkiem spoko, nie ma odpowiednich warunków spełnionych do nie używania jej całego imienia, w przeciwieństwie do mnie! No co, wiem, że na świecie nie ma sprawiedliwości, ale ponarzekać zawsze można). Teraz będę musiała się z nimi dwiema męczyć nie tylko na niektórych lekcjach, ale również co tydzień, o siódmej rano! Wiem,że się powtarzam, ale jeszczeraz to powiem - ZA - JE - BIŚ - CIE!!!
- Wiem, że bedę tego żałować, ale również Ernest Petrowski...
Od tamtej chwili zaczęłam postrzegać Izkę, jako jakiegoś masochistę. Fakt, ostatnio byliśmy grzeczni, w odróżnieniu od niektórych kretynów z naszej klasy, ale nigdy nie wiadomo, kiedy i któremu z nas odbije szajba.Powinni, więc raczej nas rozdzielić, ale póki co, to nie narzekam.
- Celina Pytrosek...
Kolejny wybór Zoldki, który nie rozumiem. To jest chyba najbardziej nieśmiała osoba w szkole. Nigdy sama do kogoś nie podejdzie, uśmiechnie się, o jakimś kłapaniu paszczą nawet nie wspomnę. Ogólnie jestem ciekawa, jak ona przeszła casting. Przecież musiała coś zrobić, aby się dostać do klasy aktorskiej. Na casting zgłasza się zawsze mnóstwo osób, aż z czterech województw ( Opolskiego, Śląskie,go Małopolskiego i Podkarpackiego, reszta województw chodzi do pozostałych trzech polskich talentów: w Poznaniu, w Łodzi i w Białymstoku, takie tam info dla zainteresowanych), więc za Chiny nie potrafię wyobrazić jej przesłuchiwań.
- I Maks Szateln!
Uf, a już się bałam, że jakiś jeszcze jeden plastik, ale jak widać z tamtej sztucznej grupy wzięła tylko Nataszkę. Co za ulga!
Zaś co do Maksa, to jest jeden z bardziej "puszystych", ale za to misiowatych pierwszoklasistów. Wyglądał na całkiem miłego faceta. Od razu nawiązał wiele dobrych znajomości, ale czułam, że jest to bardziej typ samotnika, patrząc czasami, jak się zachowywał, jak nagle robił się wielki tłum, nie do końca wszystkim znanego ludu. Za to jest wrażliwy i kocha zwierzęta - wziął ze sobą z domu chomika Borysa i szczurkę Emilkę tutaj. Oczywiście w tym drugim gryzoniu zakochałam się od pierwszego wejrzenia i często wpadałam specjalnie do nich, aby "pożyczyć" panią szczur, chociaż Ern twierdził, że miałam trochę inny powód tych częstych wizyt pokoju nr 5 ( pokój Erniego, Maksa, Tomka Jedyńskiego - taki jeden też z klasy aktorskiej, jego pupilem jest aparat i kamera, tak na maeginesie, i jakiegoś gościa z klasy "e" - geniuszy, którego imienia nie i nie chcę poznać), ale przecież w końcu to Ern, co innego można by było się po nim spodziewać?
- A cała reszta do grupy drugiej. Grupa pierwsza ma rano, druga tak jak wcześniej, tylko w zmniejszonym o połowie składzie. Wszystko jasne? To żegnam, idźcie już sobie, bo już dosłownie żygam waszym marnym widokiem - mruknęła, siadając na swoim stałym miescu na widowni z notatnikiem.
Posłusznie opuściliśmy salę. Uff, tylko dwie osoby, które nienawdzię w mojej grupie - mogłoby być gorzej, biorąc pod uwagę moje stosunki do większości poznanych ludzi. Z tego co wiem, u innych klas podziały wyglądają inaczej, tzn. nie są przypadkowe. W wokalistycznej robią kolejny casting i dzielą na solistów i chór; w plastycznej na tych co tworzą na papierze ( między innymi Aga) i tych, co tworzą coś bardziej "przestrzennego" ( dekorowanie pokoi, szycie, rzeźby itp,; tam zaś należą Karo i Nastia); w sportowej mają wszyscy zajęcia i rano i po lekcjach, jednak każda "grupa" (cheeleaderki, w tym roku footboliści, tenisiści, "gimnastyści", lekkoatletyci) w innym miejscu boiska/hali (tak, w zimie też na boisku, więc przyznaję - może są bezmózgami, ale przynajmniej są pracowici i wytrwali), a geniusze mają dość elastyczne godziny dodatkowe - sami sobie wybierają czas na zakuwanie do olimpiad i przerwy w tym, ale z tego co słyszałam, to najczęściej uczą się prawie cały czas, z przerwą tylko na kibel i sen. Kiedyś, tak z przynajmniej cztery lata temu, była jeszcze klasa taneczno - choreograwiczna, ale od dłuższego czasu było za małą chętnych, no cóż. Tak więc, tylko aktorskie grupy, przynajmniej pozornie, są dobierane za sprawą przypadku.
- Ale z ciebie szczęściaż - rzucił Ernie, doganiając mnie w końcu.
- Dzięki, nie musisz mnie jeszcze dobijać. Już bez tego myślę, jak ja mam przeżyć te całe trzy lata, spotykając się codziennie z tymi dwoma kretynkami....
- Dwoma? - zdziwił się Ernest. A myślałam, że był trochę bardziej inteligentny!
- Człowieku, czy ty śpisz? - spytałam zirytowanym tonem.
- Może, ale za to mam o wiele mniej potencjalnych wrogów od ciebie - odpowiedział mi, robiąc przy tym szeroki na calą gębę głupi uśmieszek.
- Zuza i Natasza? - rzuciłam zniecierpliwionym tonem.
- Zuza, dobra, jakoś rozumiem, a raczej staram się zrozumieć to od kiedy się cała nasza trójka po raz pierwszy spotkała, ale Natasza? Pod tym względem ciebie nie rozumiem....
- No nie piernicz mi, że ty też padłeś urokowi tej sztucznej kretynki?
- Kretynką nie była według ciebie Zuza przypadkiem?
- Obie są - warknęłam, skręcając do sklepiku szkolnego.
- Aha... To może... Nie wiem, nazwij je: "Kretynka numer jeden" i "Kretynka numer dwa", albo kretynka i kretynniejsza czy coś...
- Bardzo śmieszne - mruknęłam zła, przewracając oczami i dając cztery złote za paczkę miśków Haribo.
- Ale dalej nie rozumiem - co ty masz do Nataszy?
- A ja nie rozumiem, czemu ty się do niej kleisz. Myślałam, że chociaż ty jesteś normalny, a tu taka niespodzianka!
- No cóż - jest ładna...
- Ładna to jest moja czerwona oranżada z biedronki, a ma w sobie mniej chemii - mruknęłam, wchodząc po schodach na parter.
- Ma ładny głos....
- Chyba tylko w połączeniu z zamkniętą gębą!
- Cycki... - rozmarzył się Ernie.
- Mhm, chyba silikon!
- Po co się pytasz, skoro i tak ciągle mi przerywasz?
- Poprawia mi to humor, a poza tym, moje przerywanie oznacza, że wszystkie twoje argumenty są inwalidami - odpowiedziałam, po raz pierwszy uśmiechając się tego dnia z satysfakcją.
- Jesteś wredna, wiesz? - zadał mi pytanie retoryczne.
- Dzisiaj jeszcze nie zauważyłam - odparłam, wpychając sobie białego miśka - żelka do ust.
- A może jesteś zazdrosna, co? W końcu to Natasza rzuciła mi dość rozmarzone spojrzenie pierwszego dnia... - O nie, tym razem to przegiął! Co za dupek! O zazdrość może mnie oskarżać tylko jedna, najlepsza, najukochańsza osoba - Ja! Cytując Kelly Clarkson: "Just Me, Myself and I" !
- Przegiąłeś stary - nie jestem zazdrosna o jakiś plastik! Po prostu jej nie cierpię i tyle w temacie no!
- Jasne - odpowiedział Ernie, znów robiąc idiotycznie zadowoloną minę. Wyglądało na to, że tak szybko nie odpuści mi, jednak, na szczęście, uratował mnie "Rubik" - nasz nauczyciel muzyki. Znaczy, nie ten prawidziwy, Piotr Rubik, to tylko jego przezwisko, wzięte po części z podobnego nazwiska - Rudnik. Aaa, właśnie, zapomniałam powiedzieć - to był właśnie ten sam gość, którego zobaczyłam pierwszego dnia bez koszulki. Niezbyt piękny to był widok, zresztą Rubik zareagował na to dość nerwowo ( to i tak nic, w porównaniu z moją reakcją, jakby to MNIE zobaczył bez bluzki!), ale no cóż - obaj postanowiliśmy to puścić w niepamięć. W sumie jestem mu wdzięczna, że na lekcjach nie dawał po sobie poznać, że gdzieś mnie już kiedyś widział i nie, nie w autobusie jadącym do centrum ( w odróżnieniu do nauczyciela Ezry, w książce "Pretty Little Liars", który to, widząc dziewczyną, z którą się przespał, w klasie, którą miał uczyć, zareagował słowami: "O cholera!". Znaczy, nie żebyśmy ze sobą spali, ale no w końcu, widok nauczyciela bez koszulki to raczej rzadkość, mam rację?).
Tak czy siak, właśnie w tamtym momencie zobaczyliśmy Rubika, wychodzącego zza rogu. Zaraz oboje schowaliśmy się z jakimiś drzwiami, chyba od klasy języka polskiego. I powiem, że było warto! Zaraz, jakąś chwilę potem ujrzeliśmy również Pati. Tak, tą samą, matematyczną Pati! Rozmawiali o czymś półgłosem, przez co nie słyszeliśmy dokładnych słów, ale wyglądało to, na jakąś rozmowę bardzo prywatną. Rubik coś jej tłumaczył, jednak ona oparła się o ścianę i patrzyła gdzieś w przestrzeń ze smutną miną, jednak, z tego co było widać, słuchała jego słów, z którymi albo się nie zgadzała, albo ją martwiły, drażniły itp.
Właśnie miałam podjąć próbę podejścia do nich bliżej, jednak ten menda, Ernie chwycił mnie szybko za ramię, po czym odciągnął w drugą stronę.
- Co ty do cholery wyprawiasz?! - warknęłam, kiedy znaleźliśmy się już w bezpiecznej odległości od tych dwóch nauczycieli.
- Dbam o twoją reputację - odpowiedział, dalej ciągnąc mnie za ramię w stronę pokoi.
- Jaką kurde reputację?! Chciałam się tylko dowiedzieć, o czym oni tak gadali! To musiało być naprawdę ciekawe!
- Ale raczej nie dotyczyło ciebie - odpowiedział Ernie, po raz pierwszy chyba w życiu grobowym tonem.
- No i co z tego? - Ech, faceci nigdy nie zrozumieją tego, że niektóre, czyt. ciekawe, kobiety muszą wszystko wiedzieć, za wszelką cenę, a reputację czy inne bzdury mają wtedy naprawdę gdzieś! Jezu, ale byłam zła - tak bardzo chciałam wiedzieć o czym oni wtedy rozmawiali!
Od kiedy zaczełam oglądać seriale z moimi największymi mężami - Dr Housem i Sherlockiem, zaczęłam też mieć oko do niektorych spraw, zauważania tego, co inni nie widzą itp. Tak, więc, moje amatorskie oko, mówiło mi, że między Pati, a Rubikiem coś naprawdę musiało być, a może nawet jest? Z prespektywy tamtego dnia, byłabym za pierwszym dokończeniem tego zdania, bowiem ta rozmowa wyglądała raczej, jakby ustalali, z którym z nich zamieszka ich wspólne dziecko.
- Nika, weź daj sobie spokój, to są ich prywatne sprawy - zaczął coś pieprzyć Ernie, jednak ja w odpowiedzi wystawiłam tylko język, po czym dając mu lekkiego kopniaka w ten kościsty zad, uciekłam w stronę swojego pokoju.
___________________________________________________________________________
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, na całkiem krótki rozdizał, ale dalej nie mam dostępu do kompa, a ostatnio byłam chora i cięszko mi było nawet komputer włączyć dłużej niż na dziesięć minut (dzięki migreno!). Miał być dłuższy, ale jest jaki, jest, mam nadzieję, że chociaż trochę będiei się podobał :)
Dziękuję wam bardzo za komentarze :) Nawet nie wiecie, jaką mi radochę one sprawiają! :D Jeszcze raz dzięki wszystkim :)
Leocuddya
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top