Rozdział 2

Rodzinka oczywiście z jakże to wielkim entuzjazmem przyjęła, że dostałam się do "Talentu". Ech, szkoda gadać. Za to bardziej ich interesowało moje pakowanie:, „Co zabierzesz, a czemu to, weź lepiej to - po co mamy to trzymać w domu, skoro w twoim przyszłym, od dwóch do czteroosobowym pokoju wielkości celi więziennej będzie mogło to stać, itp."

Tak, więc przez ostatnie chyba z ostatnie trzy dni sierpnia byłam zajęta pakowaniem, rozpakowywaniem i sprzątaniem. Ledwo mi starczyło czasu na pożegnanie z geniuszami, którzy dostali się do liceum nr 2 oraz z przeciętnymi inteligentnie, którzy poszli gdzie indziej. No cóż - trzeba będzie sobie znaleźć znów znajomych na kolejne trzy lata - takie życie!

Od razu mówię, żeby mnie ktoś przypadkiem nie wziął za osobę kompletnie bezduszną czy coś, (chociaż w sumie to ja nią jestem, ale to tak by the way), już parę razy się na tym przejechałam, znaczy na myśleniu, że inne szkoły, miasta zajęcia nam nie przeszkodzą w spotykaniu się, utrzymywaniu kontaktu itp., dokładniej mówiąc tuż przed gimnazjum, ale domyślicie się już jak wyszło - nie, nie mam czasu, tu angielski, tam tańce albo siatkówka, sprawdzian z historii, korepetycje z matmy... Wszyscy znamy tę historię. Mam nadzieję, że chociaż częściowo się ze mną zgodzicie teraz, po przeczytaniu tej jakże to wzruszającej historii.

Wracając do naszej, magicznej rzeczywistości, jechałam w przeddzień początku roku pociągiem do mojego nowego więzienia. To tam głównie przesiedzę te trzy lata, wyłączając ferie, wakacje i święta, które teoretycznie będę miała spędzić z rodziną, ale znając zabieganie oraz pracoholizm rodziców, spędzę je z dziadkami albo zostanę w szkole jak jakiś Harry Potter.

Ech pamiętam, że nudziło mi się niemiłosiernie w tym pociągu, o którym jeszcze nie zdążyłam wspomnieć. Otóż czekała mnie około półgodzinna podróż jedną ze starszych, zardzewiałych kolei, zamiast wygodnej, "nieosamotnionej", trwającej o wiele dłużej, trasy przebytej srebrnym BMW od mojej mamy albo czarnym Land Roverem ojca. Nie muszę chyba tłumaczyć, dlaczego tymi pojazdami nie jechałam.

Tak czy siak, lepiej pominę te całe półgodziny nudy(nie, nie spotkałam żadnego przystojnego studenta, aktora, ani nawet malarza... Ech, w książkach zazwyczaj główni bohaterowie mają większe szczęście ode mnie...) Więc chyba będzie lepiej jak opowiem wam, co nieco o panu Erneście Petrowskim.

Od razu mówię, że nie opiszę tu jego całej charakterystyki ( nawet gdybym chciała), bo zanudziłabym was do granicy możliwości. Powiem tak - jest to duży blond przystojniak z poczuciem humoru. Szkoda tylko, że ma chyba Alzheimera... Ale o tym później.

Poznaliśmy się dwa lata temu, w wakacje na obozie nad morzem. Na początku nikogo tam nie znałam, co dość było niewygodne w mojej sytuacji. Całe szczęście, że niemal od razu zagadała do mnie niejaka Lenka, wyglądająca na pierwszy rzut oka na równie zabłąkaną, samotną owieczkę, jak ja. Niestety tylko na pierwszy - pod koniec pierwszego dnia zajęć okazało się, że nie była sama - przyszła razem z Nikodemem, jej całkiem miłym i przystojnym chłopakiem. Ale to nie o nim miałam głównie opowiedzieć, więc lepiej będzie jak przejdę do konkretów - więc on miał jeszcze milszego i przystojniejszego kumpla - Erniego.

Od razu zakumplowałam się z całą trójką - razem spędzaliśmy przerwy między zajęciami, jedliśmy obiady w obrzydliwej stołówce, parę razy nawet toczyliśmy bitwę na te niedogotowane ziemniaki... I tak przez dwa tygodnie. Oczywiście najwięcej czasu spędzałam z Ernestem, albo raczej Erniem - byliśmy przecież w jednej grupie.  Po jakimś czasie chyba się nawet w nim zakochałam... Ale takich wypadków u mnie było już strasznie dużo, można powiedzieć, że miałam jakąś manię - zawsze po jakimś czasie się w kimś zabujałam, potem tłumiłam to w sobie, a na koniec zawsze odpuszczałam. No cóż - takie już życie forever alone'a!

Ale w ostatni dzień obozu, po pokazaniu owoców naszej pracy, tuż przed wyjazdem, jedno zdarzenie sprawiło, że zaczęłam myśleć, że może jednak coś z tego wyjdzie... Że nasza znajomość nie skończy się tego dnia, że będziemy się spotykać, może nawet się zaprzyjaźnimy albo zajdzie coś więcej... No, ale - wyszło jak wyszło, jak zwykle zresztą. Znaczy fakt - całą grupą z początku się umawialiśmy na spotkania itp.; z Erniem wymieniłam się numerami telefonów, no, ale cóż... Tutaj wracamy do wspomnianego trochę duuużo wcześniej Alzheimera, chociaż w sumie to nie tłumaczy tego, co było później - zapomniał zadzwonić, nie odpisał, nie dawał znaków życia... Jak się już zapewne domyślacie, odpuściłam, po jakimś czasie... Nie lubię się narzucać (no chyba, że to jest strasznie konieczne).  Potem, przez resztę wakacji starałam się jakoś "odkochać", lecz udało mi się to dopiero w roku szkolnym, gdzie miałam dziesięć ważniejszych spraw do zrobienia od rozmyślania o jednym kolesiu, który mnie ignoruje.

Oto cała historia. Ani wzruszająca, ani ciekawa, ani wciągająca - po prostu jednym słowem nudy, co nie? Z związku z tym może przejdę spowrotem do pociągu. Uznajmy, że już dojechałam i jakimś cudem dotelepałam się do Talentu. Moja przyszła, kochana szkoła jest tak strzeżona, jakbyśmy byli nie wiem, jakimi cudami świata. Czekałam chyba z dziesięć minut, aż w końcu przygłucha i trochę przy kości, sprzątaczka ruszyła łaskawie swój wielki tyłek i otworzyła mi tą ogromną, żelazną bramę do terenów szkolnych, połączonych z kwaterami uczniowskimi i dla personelu. Jeszcze tylko brakowałoby, aby dali ten cały płot pod prąd, a będzie trochę jak w dystryktach w Igrzyskach Śmierci (jakbym jeszcze nie zdążyła wspomnieć, to jestem i byłam wtedy dość dużą fanką tej serii książek).

W końcu znalazłam się w szkole, a dokładniej w wielkim, przestronnym holu, wyłożonym czerwonym dywanem. Fajnie - będzie dużo miejsca do publicznego upokarzania słabszych! Idąc za radą sprzątaczki skręciłam w prawo ( z tego, co pamiętam w lewo znajdują się sale lekcyjne, a na wprost stołówka), potem schodami na górę i przed siebie, aż do łącznika. Tam mnie czekały kolejne zabezpieczone drzwi, które woźny mi w końcu łaskawie otworzył, i nareszcie, w końcu dotarłam! Witamy w kwaterach dla uczniów, znanych także, jako cele więzienne.

Jakiś kolo z trzeciej klasy ( nie, nie był niestety przystojny) poinformował mnie, żebym się najpierw udała do niby recepcji, po mój numerek pokoju i identyfikator, abym mogła swobodnie poruszać się po szkole.

"Recepcjonistka" nie okazała się niestety najmilszą osobą, którą znam, ale te parę minut wstrzymałam się przed rzuceniem jakiejś wrednej uwagi na jej krytyczne spojrzenia oraz na kilometr wyczuwalne politowanie w prawie każdym wypowiedzianym zdaniu. Pocieszyłam się myślą, że nie będę miała zbyt dużo okazji się z nią zadawać, no chyba, że rozwalę pół budy, bądź zgubię jedną z rzeczy, które dzisiaj dostałam, czyli: klucz do czteroosobowego pokoju, karta, tj. identyfikator, która/ który otwiera 3/4 drzwi w całym budynku, plan zajęć oraz sztywniacką broszkę z imieniem i nazwiskiem, bo jak widać moi przyszli nauczyciele też mają Alzheimera. Dobrze, że przynajmniej nie musimy nosić tu mundurków!

Tak czy siak, w końcu, po dłuższym błądzeniu po ogromnym terenie kwater uczniowskich, a raz nawet zahaczając o nauczycielskie, skąd od razu jakiś ogromnie miły, starszy facet z gołą klatą na widoku mnie przepędził.

Kiedy w końcu jakimś cudem dotarłam do swojego pokoju, dochodziła już szósta wieczorem. Po chwili dłuższego wahania, po prostu weszłam do środka, nie zawracając sobie głowy jakimś pukaniem.

Niemal jak na zawołanie, w moją stronę zwróciły się trzy pary oczu. Jedna z moich przyszłych współlokatorek miała rude, kręcone włosy, druga, siedząca obok miała na głowie trzy kilogramy jakiś tłustych świństw, znanych bardziej, jako dredy, w czarnym kolorze, zaś trzecia była zwykłą, "prostowłosą" blondynką, tak jak ja zresztą. To właśnie ona ruszyła, jako jedyna łaskawie swoje cztery litery i podeszła do mnie.

- Siema, jestem Agata, dla tych równiejszych Aga, te dwie milczące psiapsiuły to Anastazja i Karolina. A ty jesteś...

- Weronika, dla przyjaciół Nika, dla wrogów wredna menda...

- Fajnie, to skoro wszystkie się już poznałyśmy mogłabyś w końcu wejść tu z tym himalajskim bagażem i zamknąć drzwi? - spytała, z powrotem sadowiąc się na swoim "parterowym" łóżku. Jak widać, dla mnie zostało tylko już piętrowe... To w sumie nawet lepiej, będę miała odrobinę więcej prywatności!

Z małą pomocą Agaty udało mi się w końcu rozpakować, a przy okazji odrobinę się z nią poznałam. Wyglądała mi na całkiem równą osobę - była sarkastyczna, cyniczna, czasem dowcipna oraz szczera. Wszystkie cechy, które cenię u ludzi razem wzięte!

W końcu, kiedy się już rozpakowałam, mogłam opaść z głośnym westchnięciem na łóżko, co uczyniła potem również i Aga. Karo i Nastia, bo tak kazały na siebie mówić, najpierw coś jeszcze poszeptały między sobą, po czym "zgodnym krokiem" wyszły z pokoju.

- No to teraz opowiadaj - jakim talentem poświeciłaś tym gogusiom w oczy, że cię tutaj przyjęli? - spytała mnie Aga, wyjmując nowiutki Iphone z kieszeni.

- Żaden tam wielki talent - zwykłe, przeciętne aktorstwo - mruknęłam wpatrując się w sufit.

- Byle aktorzynów nie przyjmują - odpowiedziała Aga.

- Ech, po prostu poszłam na casting musicalowy, tam jak nawet, chociaż jedną zwrotkę zawyjesz, a przy tym porządnie zagrasz, przyjmą cię z otwartymi ramionami... Przynajmniej tak mi jedna znajoma mówiła, co też łaziła do tej budy.

Było to oczywiście kłamstwo - jak się później okazało, matka przekupiła jednego znajomego, co jest psorem tutaj, aby dowiedzieć się jak najłatwiej dostać się do Talentu z aktorstwem. Tak bardzo chcieli się mnie na te prawie trzy lata pozbyć - dzięki mamusiu!

- A ty? - zapytałam się Agaty.

- Rysuję, szkicuję... Takie tam bazgroły - odpowiedziała wymijająco, po czym nałożyła słuchawki na uszy. Może ta szkoła nie jest aż taka zła...

_____________________________________

Wybaczcie że dopiero dzisiaj, ale byłam wcześniej zajęta inną książką też na wattpada, a mój dostęp do kompa jest strasznie ograniczony (raz na tydzień jestem półtorej godziny na necie, reszta na komórce) więc mogą pojawić się liczne błędy, od razu więc przepraszam za nie :c

PS. Ja nie gryzę jak ktoś komentuje ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top