Rozdział 59 Konfrontacja dwóch królów
☾ Rozdział 59 Konfrontacja dwóch królów ☽
Zamek Pana Głębin był olbrzymim miejscem z taką wielką ilością korytarzy i pokoi, że Demalis ilekroć przybywała do tej krainy, czuła się, jak zagubione dziecko. Może i podążała wydzielonymi do tego ścieżkami, nie pozwalając, aby ciekawość sprowadziła na nią kłopoty, ale liczne rozwidlenia w wąskich przejściach i echa stłumionych szeptów oraz odległy chrzęst kroków, pobudzały jej wyobraźnie. Do tego wyczuwała w powietrzu delikatną wilgoć, co dość szybko minęło, zastąpione przez subtelną woń mięty i sezamu.
Mroczny pałac był elegancki, a miejsce, w którym się pojawili po przekroczeniu wrót, było przystrojone. Cieniste Smoki sprawdzały gości, objaśniając zasady tego balu. Były jasne. Spory z Powierzchni miały zostać zawieszone, a używanie mocy w celu skrzywdzenia kogoś bądź wnoszenie jakiekolwiek broni albo trucizny miało być karane śmiercią. Argenisowie zostali sprawdzeni szybciej. Rodziny królewskie i arystokracja Głębin zawsze miały pierwszeństwo nad zaproszonymi dostojnikach z Powierzchni.
Wychodząc z małej, pokrytej zewsząd czarnym kamieniem sali, pozbawione wyrazu twarzy sługi poprowadziły gości przez udekorowany granatem korytarz. Światła dostarczały wirujące dookoła kule, które sprawiały, że cienie tańczyły po murach, tworząc na nich obraz podążającego tłumu. Gustowne i miękkie dywany ozdobione nićmi z najrzadszych materiałów dodawało korytarzom animuszu. Demalis była onieśmielona, gdy spostrzegła, że po pewnym czasie ściany zaczęły zdobić ślady pazurów, które lśniły różnymi kolorami, zupełnie, jakby wciąż wypełniała je moc.
Słyszała o podobnym miejscu, a gdy tylko dostrzegła w poszerzającym się przejściu posągi smoków, których oczy instruowano drogocennymi kamieniami, zyskała pewność, że się nie pomyliła. Służba prowadziła ich przez Hol Szaleństwa, a zniszczenia na kamieniach według legend miały być stworzone przez tych, którzy okazali się zbyt słabi i oszaleli przez dziką energię Głębin. Mówiło się, że taki smok nie kontrolował dobrze swojej mocy i mógł wykrzesać z siebie jej o wiele więcej, niestety, wybuchy daru zwykle oznaczały śmierć.
Przyjrzała się złowrogo wyglądającym rzeźbom i zacisnęła usta. Miała wrażenie, że te ją obserwują, a przecież nie byłoby to wcale niemożliwe. Pan Głębin mógł swoich gości kontrolować w najróżniejszy sposób. Dostrzegała różnicę w traktowaniu teraz, a wtedy, gdy to spotykała się na osobności z Keonem. Demalis wystarczyła jedna myśl dotycząca mężczyzny, aby jej wzrok podążył ku niemu. Król rozmawiał z Cienistym Smokiem, którego każdy, kto chociaż raz był w Głębinach, znał. Spyrio Lafile był dowódcą elitarnego oddziału i narzeczonym ciotki Argenisów, która to okazała się jego oblubienicą. Mężczyźni szeptali, a jednak echo ich słów i tak było delikatnie niesione przez ściany. Nerwy, które powoli ją wypełniały, uleciały. Ufała Keonowi, a jeśli ten zachowywał się dość swobodnie w środowisku, gdzie miał spotkać Luciusa, to i ona powinna się nieznacznie odprężyć.
W chwili, gdy wkroczyli na zwyczajne, ale bardzo ładnie udekorowane niebieskim kwieciem i złotem korytarze, Demalis spostrzegła, że oblubieniec spogląda przez ramię wprost na nią. Uśmiechnął się przelotnie i zaraz kontynuował swój marsz, a jednak ten drobny gest jej wystarczył.
Czuła, że ją wspiera.
Dzięki temu wrażeniu mogła dalej podziwiać mijane miejsca i delektować się zmieniającym zapachem. Teraz pachniało słodko, ale i gdzieś przez sezam oraz kwiecie przebijała się nuta lodu.
Spyrio poklepał króla Orinii po ramieniu, zaciskając usta i wydając kilku osobom rozkaz. Nie był wystrojony, jak goście, ale Demalis wiedziała, że zwykle nosi się jeszcze luźniej. Jego trupia cera i cienie pod oczami stały się dla kobiety doskonale widoczne, gdy to smok obrócił się w jej kierunku. Czarne włosy miał związane w krótką kitkę.
– Przypominam o zasadach – zauważył, a gdy zaczął przemawiać ,szepty umilkły. – To święto Pana Głębin i wierzcie mi, nie chcecie go zirytować w ten dzień. Zachowujcie się zgodnie z regułami, a na pewno będziecie się dobrze bawić – dodał i wykonał lekki, nieco teatralny skłon. – Witam państwo w Głębinach.
Wraz z tymi słowami pozłacane, drewniane i ogromne na kilka metrów wrota uchyliły się, odsłaniając wnętrze sali balowej, której Demalis nie miała jeszcze okazji widzieć. Miejsce było tak ogromne, że zdecydowanie mogło konkurować o wielkość z kaplicą Orinii. W środku po polerowanej, mlecznej, płytkowanej podłodze sunęły liczne pary. Jedne były bardziej wystrojone od innych, ale bez wątpienia każda ze zgromadzonych osób była kimś ważnym. Dookoła różnobarwnych sukien i odświętnych uniformów krążyły z gracją sługi bez woalek. Ich stroje miały ciemnozieloną, butelkową barwę. Byli to pracownicy Pana Głębin. Szepty i dźwięk skrzypiec mieszały się ze sobą.
– Król Orinii Keon Armin Argenis, jego siostra księżniczka Thana Ahmes Argenis oraz książęta Laith Espen Argenis i Esias Xerexes Argenis! – ogłosił głośno herold, a liczne pary oczu skierowały się w stronę przybyłych.
Demalis od razu się wyprostowała, krocząc za najmłodszym księciem w ciszy. Mimiki Argenisów spoważniały, gdy to otoczeni uwagą wszystkich weszli w głąb sali. Po chwili muzyka rozbrzmiała głośniej.
– To bracia królowej?
– Każdy jest przystojny, nawet ten młody o niewinnym spojrzeniu.
– Argenisom nie można teraz podpaść.
– Bez wątpienia są tutaj najważniejszymi z gośćmi.
Pomruki, jedne pełne zadumy, inne pełne ciekawości bądź niechęci dotarły do uszu Demalis. Ślub Isry z Panem Głębin uczynił Keona szwagrem najpotężniejszego ze smoków, ale przecież nawet to nie uchroniło go od krzywdy wynikającej z otrucia. Mąż księżniczki mógłby wmieszać się do sporu, ale tylko wtedy, gdyby go o to poproszono, a władca Orinii tego nie uczynił.
Zrobił dokładnie to, czego spodziewał się Lucius i świat. Czasami działanie tak, aby nie zostać okrzykniętym tchórzem, było nieco głupie.
Smoki czasami same sobie utrudniały, ale jeden kamyk nie zdoła zniszczyć skały. Mógł ją jedynie uszczerbić, co raz Argenisowi już wyszło, bo przecież wywalczył pokój. Tylko nie powinno się porównywać tym dwóch rzeczy. Proszenie o pomoc to jak przyznanie się do słabości i nawet jeśli wojna by się zakończyła, to jak Powierzchnia liczyłaby się z Orinią, jeśli tą uznano by za bezbronną i kryjącą się za plecami Głębin?
– Widzę, że zdrowie dopisuje, Keonie.
Demalis cała się spięła, gdy usłyszała ten głos. Rozszerzyła oczy z szoku i uniosła nieznacznie spojrzenie, natrafiając niemal od razu na postać Luciusa. Król Yanny miał na sobie fioletowy strój, a jego czarna koszula miała rozpięty guzik przy szyi. Ramiona zdobiło mu za to białe futro, a palce pierścienie. Uśmiechał się niby to słodko, a niby to jadowicie. W dłoni trzymał kielich, w którym z pewnością musiało być wino, a tuż przy jego boku stał nie kto inny, jak Sion. Sora poznałaby go nawet, jakby nosił maskę, która pokrywałaby mu całą twarz.
Atmosfera od razu zgęstniała, gdy to królowie wymieniali się spojrzeniami. Laith zacisnął szczękę, spoglądając w stronę Esiasa, który wyprostował się niczym struna. Thana za to zasłoniła twarz jedwabnym wachlarzem.
– O tobie można powiedzieć to samo – odparł spokojnie Keon.
– Zawsze doceniam pochlebstwa, ale dziś muszę się z nim nie zgodzić – przyznał Yannijczyk ze sztuczną uprzejmością. – Moja odporność w porównaniu z twoją to dość licha sprawa. W końcu to ty zdołałeś zwalczyć truciznę, ból złamanego serca, a do tego też ranę od harpuna – wymieniał, udając zachwyconego.
Lucius zbliżył się o krok do Keona, a dłonie Laitha mocno się zacisnęły. Demalis śledziła te drobne zmiany, nie zauważając, że wstrzymała oddech. Niepokoiła się, że coś się stanie, chociaż rozsądek podpowiadał, że Krwawy Książę z pewnością niczego nie zrobi. Nie tutaj i nie tego dnia.
Wolna dłoń króla Yanny spoczęła na ramieniu Keona, akurat tym, które miał ranne i ścisnęła je w niby to pokrzepiającym geście. Sora niemal zasyczała, chcąc odgonić smoka. Nie wyobrażała sobie, jak bardzo musiało to zaboleć.
Przodkowie, błagam, niech tego pożałuje!
– To była wspaniała bitwa. Widziałem na własne oczy, jak walczyłeś i runąłeś na śnieg. Doprawdy dostojne — chwalił, ale w szarych oczach mężczyzny błyszczała kpina.
Wszystko to robił celowo, ale taki już był. Knuł i kąsał. Demalis dopiero teraz spostrzegła, że straciła do mężczyzny szacunek. I to pomimo wiedzy, że przecież nie był złym władcą dla swoich ludzi.
Chodziło o to, że skrzywdził kogoś ważnego dla niej.
– Szkoda, że ja nigdy nie widziałem waszej wysokość na polu bitwy. Brzmi w końcu król jak znawca – ironizował Laith.
Lucius spojrzał w stronę księcia, a Demalis napięła się, mając wrażenie, że wyczuła, jak spojrzenie smoka przesunęło się po jej ciele. Ciało zaczynało ją już boleć od tego stresu.
– Skądże, książę. Do ciebie i twojego brata wiele mi brakuje, ale doceniam komplement – odparł niezrażony, upijając wino.
– Ty...
– Ja za to widziałem na własne oczy, jak moje wojska przesuwają granicę twojego kraju – spostrzegł Keon, przerywając nadchodzącą wypowiedź brata. – To również był cudowny widok.
Brzmiał uprzejmie i spokojnie. Na wierzchu nic nie wskazywało na to, że Keon i Lucius ze sobą rywalizują bądź właśnie obrażają. Robili to, a goście przysłuchiwali się z uważnością.
– Z pewnością nie tak, jak twoja siostra – skontrował Yannijczyk. – Nawet do mojego kraju dotarły wieści o urodzie Kwiecistej Księżniczki i przyznam, że plotki ci urągają, pani. Jesteś zdecydowanie piękniejsza. Przodkowie byli dla ciebie niezwykle łaskawi.
Thana odsunęła wachlarz z twarzy i pochylił głowę ze słabym uśmiechem, aby po chwili się wyprostować i spojrzeć w stronę króla. Nawet ruch jej dłoni był pełen gracji.
Demalis mniej więcej orientowała się w tym, kto był w haremie Luciusa i była pewna jednego. Pomimo licznych piękności, żadna z nich nie mogła równać się z Thaną. Nie tylko chodziło o urodę, a i o wrażenie, jakie smoczyca sprawiała.
Przepiękny kwiat, którego nie dało się zerwać.
– Dziękuję, król jest dla mnie niezwykle szczodry – odparła uprzejmie.
Nie powiedziała nic mniej i nic więcej niż to, co powinna.
Rozmowa nie miała szansy toczyć się dalej, bo nagle zapanowała wręcz porażająca cisza, a wzrok wszystkich skierował się w stronę wejścia.
– Jego wysokość, Pan Głębin Aynur wraz ze swoją małżonką królową Isrą Indirą Argenis.
W chwili, gdy ubrany w czarną, elegancką szatę smok wszedł do pomieszczenia, wszystko wydawało się marnieć. Klejnoty noszone przez gości były niczym kolorowe szkło w porównaniu z jego lodowatymi, intensywnie niebieskimi tęczówkami i jasną cerą. Brak uśmiechu nie niepokoił, bo Pan Głębin z niego nie słynął. Był upiorny i zimny, a głowę miał uniesioną wysoko, gdy to patrzył na zgromadzonych. Trzymał delikatnie za dłoń niższą od siebie kobietę, której jasną twarz zdobił delikatny uśmiech. Szmaragdowa sukienka doskonale pasowała do szarych oczu królowej i pierścienia ze smokiem gryzącym własny ogon, który to nosiła na palcu.
Demalis musiała przyznać, że Isra wypiękniała.
Tłum pokłonił się przed królewską parą. Sługi wykonywały ten gest głębiej, więc Sora prędko straciła wizerunek przyjaciółki z pola widzenia.
Zmartwiła się, że myśli o sobie zbyt wysoko, bo czy po tym wszystkim wciąż mogła wierzyć, że Isra ma ją za przyjaciółkę?
Cisza mieszała się z echem stukotu pantofli królowej i kroków jej partnera.
– Bądź pozdrowiony, mój panie.
– Wszystkie najlepszego, niech Przodkowie mają cię w swojej opiece.
– Chwała Panu Głębin i jego małżonce.
Słodkie pochlebstwa i życzenia umknęły z ust wielu, których mijała para. Ta nie zatrzymywała się, póki nie dotarła mniej więcej na środek wystrojonej sali. Trochę to zajęło, ale nikt nie śmiał choćby pisnąć w geście niezadowolenia.
– Podnieście głowy.
Każdy zareagował na komunikat wydany tym chłodnym tonem. Demalis przeszły dreszcze, bo doskonale pamiętała, jak musiała klęczeć przed Panem Głębin i starać się udowodnić, że Yanna nie miała nic wspólnego z atakiem na Isrę.
Oczy Yannijki przesunęły się po pomieszczeniu, ponownie zdumione tym, jak ogromne było.
Można by pomyśleć, że tak przestronne miejsce trudno byłoby oświetlić, ale jednak jasnoniebieskie, kryształowe żyrandole doskonale sobie z tym radziły. Do tego gdzieniegdzie widać było migoczące kule. Chłodne światło tańcowało po szmaragdowozielonych zasłonach, które spięto przy pomocy czarnych wstążek. Łatwo było również odnaleźć kilka par drzwi prowadzących na balkon. Cała środkowa część sali została przeznaczona na taniec, a muzycy mieścili się na podwyższeniu skrytym na lewo. Ściany wykonano z labradorytu, więc same w sobie były przewspaniałym dziełem sztuki. Gdzieniegdzie tylko wisiał kinkiet na świece. Poza parkietem przygotowano rzędy miejsc siedzących, stoły z przekąskami i kilka innych z deserami. Posiłek powinien zostać podany przez służbę, ale cała reszta miała stanowić alternatywę dla głodnych.
– Czas płynie nieubłaganie i każdy z was to doskonale wie. Witam was, jak co roku, na balu z okazji moich urodzin i liczę, że wieczór upłynie bez żadnych problemów. Zajmijcie miejsca, już wkrótce służba poda pierwsze dania – oświadczył Pan Głębin.
Po tych słowach mroczny władca pokierował się wraz z małżonką w stronę jednej z części sali, gdzie to ustawiono stół właśnie dla nich. Ten, chociaż podobny do innych przez elegancki, lekko połyskujący obrus, posiadał dość znaczące akcenty. Na środku stał świecznik w kształcie smoka, a krzesła były o wiele okazalsze i wydawały się pokryte lodem.
Tłum skierował się w stronę miejsc siedzących, nie chcąc rozzłościć władcy tej krainy. Lucius i Argenisowie musieli się rozstać, co Demalis przyjęła z ulgą. Podobnie, jak Esias, który cicho westchnął.
– Isra wygląda przepięknie – wymruczał pod nosem.
Sora usłyszała go, bo była dość blisko i musiała przyznać mu rację.
↝ CDN ↜
Witam Was w nowym roku! A oto ostatni rozdział naszego prezentowego maratonu! Miłego czytania kochani i miłego roku <3
Tiktok: @malgorzata_paszko
Instagram: @malgorzata_paszko
Data pierwszej publikacji: 01.01.2025
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top