Rozdział 58 Przeczucia

☾ Rozdział 58 Przeczucia ☽

Demalis poprawiła granatową woalkę, która okrywała połowę jej twarzy. Nad ranem Kaisa wysłała ją do fryzjera, który doprowadził jej odrastające włosy do porządku. Teraz były równe i eleganckie, a przedmiot, który stanowił dodatek do jej garderoby, został w nie wpięty za pomocą małych, czarnych wsuwek. Każdy sługa przyprowadzony z powierzchni miał obowiązek nosić zasłonę w odpowiedniej barwie. Dla Orinii zarezerwowano granat, dla Yanny żółć, słudzy Isterii nosili biel, Ileru szarość, Dumelii fiolet, a Resvoltu czerwień. Trudno było powiedzieć, dlaczego padło na te barwy. Możliwe, że był to kaprys Pana Głębin albo kogoś z zarządzających. Nie było to jednak ważne. Istotnym za to stawało się przestrzegać tej reguły.

Demalis szła w stronę komnaty księcia, niosąc w dłoniach eleganckie okrycie, które to miało być zwieńczeniem jego odświętnego stroju. Stresowała się i tylko półprzezroczysty materiał chronił ją przed całkowitym wyeksponowaniem tego uczucia. Nocą zawitała do Keona, ale ten śnił. Zadbała więc, aby dostał świeże owoce i wyszła, bo przecież oficjalnie przybyła tam tylko z racji rozkazu Esiasa. I chociaż miała czas się wyspać, to nie do końca potrafiła.

Nawet teraz gdy to jej czarne, nowe trzewiki stąpały po eleganckich, zamkowych korytarzach, czuła niepokój.

Keon powinien odpoczywać, a jednak zaledwie niecały dzień po swoim obudzeniu musiał stanąć naprzeciwko władcom rozmaitych krajów i wziąć udział w jednym z najważniejszych wydarzeń roku. Na czas tej uroczystości wszelkie działania wojenne i konflikty miały zostać umorzone. Piękny bal był maską dla nienawiści i ohydy, jaką skrywano za dostojnymi twarzami. Demalis nigdy nie była obecna na urodzinach Pana Głębin, bo nie znaczyła przecież aż tak wiele. Słyszała jednak od Fasco, że żaden smok nie odważyłby się tego dnia sprawiać kłopotów. To powinno ją uspokoić, ale wciąż bała się, że Lucius znajdzie sposób.

Taki, którego nikt się nie domyśli, a jeśli znowu uderzy w Keona... Czy naprawdę mógł to wytrzymać?

Weszła do środka komnaty, dostrzegając, że Esias stał na jej środku i wpatrywał się w okno. Był spięty, a czarne loki opadały mu na twarz.

– Przyniosłam marynarkę, książę – poinformowała.

Esias pokiwał głową i odwrócił się do kobiety. Nieśmiało też zaczął podchodzić. Demalis nie zamierzała się cofać, bo dziecko przecież nie było według niej zagrożeniem. Chłopiec chwycił za marynarkę, ubrał ją, a następnie słabo przytulił się do smoczycy. Ta zamrugała zdziwiona i zaraz również lekko go objęła. Żałowała, że nie miała przy sobie karmelizowanych orzechów, bo poczęstowałaby nimi Esiasa.

– Stresujesz się? – spytała, gładząc plecy młodzieńca.

Smok lekko skinął głową.

– Nigdy nie byłem na tym balu, ale czuję, że atmosfera będzie ciężka – wyznał szeptem. – Nie jestem zły, że idę – dodał szybko. – Cieszę się, że mogę pomóc tobie i bratu być bliżej siebie, ale nie potrafię przestać myśleć o tym, że popełnię jakiś błąd i zawstydzę rodzinę. Nie nadrobię tego siłą i dokonaniami wojennymi, jak Laith, nie złapię szpiegów i...

– Cii... – uspokajała. – Nie musisz tego robić, książę. Cenią twoją wrażliwość i serce. Świat ma wielu wojowników, ale niewielu tych, którzy potrafią przejrzeć los i ludzkie pragnienia. Nie masz łatwo, ale sądzę, że przez to nauczysz się tego, czego wielu z nas nie potrafi pojąć.

Nie mówiła tego z litości, a szczerości. Esias wtulił się mocniej w Demalis i westchnął.

– Keon będzie smutny – wyjawił niespodziewanie. – Zejdziemy do komnaty, w której ofiarowano Isrę. Pamiętam, że był wtedy zrozpaczony i zawsze, gdy musi tam iść, wygląda źle, a nie możemy użyć kryształów Idelię...

Głębiny posiadały krąg teleportacyjny, ale tradycja wymagała, aby na ważne uroczystości wchodzić do tego królestwa przez stworzone za sprawą potęgi Pana Głębin wyrwy. Te utrzymywały się na Powierzchni bez przerwy. To pokazywało jedno, może i najstraszniejszy ze smoków nie był tuż obok, ale jego władza rozciągała się na wszystkie istoty.

Zacisnęła usta, wiedząc, że nie zdoła pomóc oblubieńcowi z tym bólem.

– Myślisz, że istnieją jacyś nowi Pierwotni? – zapytał cicho Esias.

Nie znała na to odpowiedzi, a świat był przecież wielkim miejscem. Może nawet dziecko w jej ramionach było Pierwotnym Smokiem, jednostką, która w wyniku mutacji przebudziła w sobie nowy dar. W końcu podstawowymi mocami były te powiązane z żywiołami i Czwórką Pierwszych Pierwotnych, których geny były znacznie silniejsze. Ciemność za to należała się Cienistym Smokom, specjalnym jednostką, które obdarzał Pan Głębin w zamian za służbę. Każda inna moc uważana była za rzadką.

– To możliwe, książę. Chociaż Pierwotnych Smoków rodzi się teraz znacznie mniej, to przecież nic nie stoi na przeszkodzie, aby jakiś istniał.

Nie chciała mówić mu, że może on sam był takowym. Z jednej stronie nie spełniał warunku bycia silniejszym i wytrzymalszym, a z drugiej może własny to robił. W swój własny, oryginalny sposób.

– To... trudny los – uznał młodzieniec. – Nauczyciel wspominał mi, że Pierwotne Smoki są długowieczne. Jako zwykłe smoki żyjemy długo, a dziesięć lat to dla nas często nic, ale jakbym miał przeżyć tysiąclecia i patrzeć, jak moi najbliżsi umierają to...

Rozumiała, co miał na myśli, ale i dostrzegła jeszcze jedno. Wyjątkowy talent, a zarazem wielka cena. Pogłaskała go po włosach.

– Nikt nie mówił, że każdy Pierwotnych Smok jest długowieczny. To, że dotąd tak było, nie oznacza braku wyjątków – pocieszyła.

Nie powinna kłamać, dawać nadziei komuś, kto może miał wieść ten trudny los. Dziecko nie wiedziało, kim jest, a ona nie była uczoną, aby móc to określić. Wiedziała za to, że dar Esiasa był niezwykły.

Chłopiec westchnął i cofnął się o krok.

– Jesteś bardzo miła – stwierdził lekko. – Chodźmy – poprosił. – Nie chcę się spóźnić, bo Thana znowu uszczypnie mnie w policzek.

Na dowód niechęci, skrzywił się i dotknął obronnie lica. Sora skinęła głową, nie potrafiąc ukryć rozczulenia.

Oboje wyszli z komnaty, a gdy tylko pojawili się na korytarzu, stali się poważniejsi. Esias nosił maski, mniej widoczne od innych, ale spędzając z nim tak wiele czasu, była w stanie z całą pewnością stwierdzić, że i on w towarzystwie zachowywał się inaczej niż wśród zaufanych.

Korytarze prowadzące do podziemnej kaplicy wydawały się chłodniejsze i mniej ozdobne. Ponure kamienie i świece, które ledwie je oświetlały, dodawały powagi. Krocząc tym miejscem, czuło się tak, jakby właśnie stawiało się kroki w stronę piekła. Zupełnie, jakby ściany pochłonęły krzyki i płacz ofiar, jakie Orinia musiała składać w chwili, gdy na tronie zasiadał nowy król. Tak Isra trafiła do Głębin, ale miała szczęście. Zamiast losu niewolnicy, który spotkał każdą z poprzedniczek, Przodkowie połączyli ją z władcą tej krainy.

Każde z królestw Powierzchni niegdyś dokonało czegoś, co sprawiło, że Pan Głębin je ukarał. Niektóre upodlenia były jawne. W Orinii tradycja i umowa zakładała, że nowy król musiał poświęcić wskazaną przez relikt księżniczkę. Demalis, podobnie jak większość świata, nie wiedziała, jaka była cena dla władcy Yanny. Ci od zawsze ukrywali to przed innymi, a obywatele Powierzchni wiedzieli, że z kar nałożonych przez Pana Głębin nie należy się śmiać.

Przynieść to mogło pecha.

– Byłem tam, gdy wybrano Isrę – wyznał szeptem książę, wykorzystując okazję, że teraz szli korytarzem sami. – Nie... Nie czułem takiego smutku, bo pogodziłem się z tym o wiele wcześniej – dodał. – Przeczuwałem, że na nią padnie, ale nikomu o tym nie powiedziałem. Nie mogłem, chociaż chciałem.

Demalis trudno było zareagować na takie wyznanie. Współczuła Esiasowi, bo chociaż brzmiał teraz na spokojnego, to była pewna, że w tamtej chwili bał się bardziej niż ktokolwiek. Tak łatwo było oszaleć, gdy odbierałeś tak różne bodźce i nie byłeś pewny, czy to, co uważało się za prawdę, faktycznie nią było.

– Teraz też przeczuwasz pewne rzeczy? – zapytała.

Esias pokiwał głową, ale nic nie dodał. Mógł wiedzieć, ale był w tym sam. Sora chętnie dowiedziałaby się dlaczego. Może nie mógł mówić, bo powstrzymywała go przed tym jakaś specyficzna energia, a może tak działała jego umiejętność? Czym w ogóle była? Westchnęła ciężko, akurat przechodząc do tej części, gdzie to zamajaczyły drzwi ze schodami prowadzącymi do podziemi. Przy nich stała grupa osób.

Włosy Thany zostały pięknie upięte i zdobiła je kwiecista broszka w kształcie orchidei, a jej sukienka w zielono-granatowym gradiencie podkreślała oczy i figurę królewskiej siostry. Na nadgarstku miała bransoletkę ze złota, a w uszach perłowe kolczyki. Laith ubrany był prościej, czarny strój z akcentami karmazynu idealnie pasował do jego urody. Za to Keon...

Na jego widok Demalis zabrakło powietrza w płucach.

Włosy króla były uczesane, ale nie ulizane. Jasne, blond loki sięgały szyi i były jak aurelona światła, która podkreślała głębię jego brązowych oczu. Do tego cienkie usta i zarysowana szczęka. Szara, elegancka szata pełna złotych zdobień i posiadająca przypinkę z herbem Orinii doskonale podkreślała to, jak bardzo kontrastował ze swoim bratem, a jednak, chociaż to Laith wydawał się mrokiem i chaosem, to w Keonie widoczne było ukryte zagrożenie. Był porządkiem i harmonią, ale to on piastował władzę. Patrząc na niego, widziało się człowieka urodzonego do roli króla.

I nie był to tylko wygląd, bo w końcu wielokrotnie widziała, jak działał. Argenis mógł mówić, co chciał, ale faktem było, że ze wszystkich żyjących krewnych, to jemu pasowała korona. W oczach Demalis smok reprezentował niemal idealny balans.

Szarość była jego barwą.

Pochyliła głowę, kłaniając się na znak szacunku. W końcu rodzeństwu towarzyszyła dwójka sług. Jedynie Laith wydawał się wybierać do Głębin bez towarzystwa, ale tego też mogło się spodziewać.

– Chodźmy.

Głos Keon brzmiał chłodno i dostojnie, a jednak Demalis czuła, że ten jest smutny. Może to wrażenie wywołały słowa Esiasa, ale gdy kroczyła w orszaku, wpatrując się w plecy oblubieńca, czuła lekki ucisk w sercu.

Chciała go pocieszyć, zapewnić, że chociaż musiał poświęcić siostrę, to ta odnalazła szczęście. Byłoby to jednak marne, bo przecież Isrę mógł spotkać całkowicie inny los.

Droga do podziemnej kaplicy była szeroka, a Demalis mogła sobie tylko wyobrazić, jak wiele smoków musiało nią kroczyć w trakcie aktu poświęcenia. Oburzał ją ten proceder, ale przecież akurat przeciwko niemu nie mogła działać, a i dzisiaj nie musiała o nim myśleć. Nie po to przybyli do tego miejsca.

Sala przypominała ogromną grotę. Demalis była przekonana, że w jej wnętrzu dałoby się zmieścić kilkanaście smoków w ich oryginalnej formie. I z pewnością zostałoby jeszcze nieco miejsca. Za to na środku sklepienia znajdował się błyszczący, biały kryształ, który zaczął emanować jasnym i mocnym światłem dokładnie w chwili, w której grupa wkroczyła do środka. Demalis przypatrywała się mu, ciekawa, jak działał.

– Pobiera moc od obecnych w pomieszczeniu smoków – wyszeptał Esias, który stanął na równi z nią.

Kobieta spostrzegła, że w oczach chłopca pojawiła się zaduma. Zastanawiała się za to, skąd wiedział, o czym myślała.

– Wasza wysokość, skąd...? – zaczęła cicho, a młodzieniec przyłożył palec do ust.

– Każdego to zastanawia – wytłumaczył.

Esias może i szeptał, ale i tak temat rozmowy był słyszalny dla pozostałych. W końcu milczeli. Słudzy podążali za swoimi panami, a Keon bez zatrzymywania się zmierzał w stronę kamiennych, rzeźbionych wrót. Te jednak wydawały się ciemniejsze od wszystkiego innego, co znajdowało się w przestronnej kaplicy. Prawa część wejścia miała na sobie rzeźbę kłaniającego się smoka, a na drugiej widniał wizerunek, który górował nad pierwszym. Oba osobniki nosiły korony, ale widocznie to bestia na lewo była tą silniejszą.

Dla Sory jasne było, że było to symboliczne ukazanie poddaństwa Orinii wobec Głębin.

– Dlaczego nie ma tu kapłanów? – spytała, lekko nachylając się do księcia, aby nie było zbyt łatwo jej usłyszeć.

Esias wyraźnie cieszył się z tego, że mógł być dla Demalis wsparciem. Oczy mu błyszczały.

– Brat ich odprawił już dawno temu. Nie używamy kaplicy, póki nie mamy ku temu powodu... Kapłani muszą być w Świątyni Smoka Ognia. Tam.

Ruchem głowy pokazał na prawo.

– Jest wejście do ich pokoi, gdy przebywają w stolicy. I magazyn z relikwiami – wyznał.

Pokiwała głową na znak zgody. Teraz rozumiała nieco więcej. Prostując się, dostrzegła, że Laith spogląda w jej stronę kątem oka i wydaje się rozbawiony. Zastanawiała się, ile słyszał i, czy każdy z obecnych miał aż tak rozwinięty słuch, jak on. Z drugiej strony przecież nie rozmawiała z księciem o niczym złego, a ciekawości nie była w stanie stłumić. Zwłaszcza że jako dyplomatka nigdy nie miałaby dostępu do miejsca, której Orinia uważa za tak święte.

Szła naprzód, widząc, że Keon zatrzymał się w pewnej odległości do wrót. Uniósł rękę i ciszę przeszył szczęk kamieni. Wrota zaczęły się uchylać i w tej samej chwili w stronę gromadzonych buchnęła chłodna i mroczna energia.

Demalis przełknęła ślinę, czując, że przechodzi ją dreszcz, a włosy na karku stają dęba. Nie chodziło o zimno, a to duszące uczucie, od którego zdołała się odzwyczaić. Nawet podróżowanie do Głębin z pomocą kręgów teleportacyjnych nie było przyjemne. Pierwotna Ziemia Smoków, bo tym właśnie były Głębiny, miała inną energię, a gdy się w niej zanurzałeś, to zawsze czułeś się tak, jakbyś nagle został oblany lodowatą wodą. Później odczucia stawały się normalne, ale przebywając w tym kraju zbyt długo, mogłeś oszaleć. Proces był tym szybszy, im słabszy był smok. Oznaczało to jedno. Lud Powierzchni faktycznie przeszedł wiele zmian w celu dostosowania się do warunków nowego otoczenia.

Laith nagle obrócił się w stronę młodszego brata. Wkrótce też do niego podszedł i trącił ramieniem. Esias wydawał się nieco spłoszony, ale dalej stał dość dumnie.

– Gotowy? – zapytał starszy.

– Tak – odpowiedział młodszy.

Nie kontynuowali rozmowy, ale czy zainteresowanie Laitha nie było równoznaczne z troską? Demalis przymknęła oczy, chcąc samej uspokoić swoje serce. Postawiła kilka kroków do przodu, zupełnie jak bracia Argenis, a gdy ponownie uniosła powieki, dostrzegła, że jest coraz bliżej wyrwy w ziemi. Przejścia do Głębin zawsze tak wyglądały. Przypominały swoim kształtem rysę, którą mogłyby stworzyć tylko ogromne, niezwykle ostre smocze pazury bądź smok niezwykle biegły w swoim darze.

Księżniczka Thana chwyciła brata za ramię, a ten spojrzał ku niej. Zaraz też zerknął w stronę Esiasa i Laitha, a jego spojrzenie na moment zatrzymało się na oblubienicy. Demalis miała wrażenie, że przez ułamek sekundy brązowe oczy rozbłysnęły, a kąciki ust Keona drgnęły, jakby chciał dodać jej sił. Następnie wykonał krok, ciągnąc za sobą siostrę i znikając w kłębach mrocznej mocy. Za nimi podążyli słudzy.

– Idźcie pierwsi – rzucił Laith. – Muszę mieć pewność, że nie stchórzycie – dodał prowokacyjnie.

Demalis nawet nie poczuła oburzenia, a po wyrazie twarzy Esiasa łatwo było wywnioskować, że i on nie uznał tego za obrazę. Kobieta czuła niepokój, ale nie przez sam fakt odwiedzin Głębin, a przez to kogo mogła tam spotkać.

Lucius, Fasco, a do tego Isra, która jeśli znała prawdę, to mogła być oburzona.

Przełknęła gulę w gardle, stawiając krok w stronę mroku. Podobnie, jak Esias.

Sora nie wiedziała, jak mogłaby stanąć twarzą w twarz z królową. Przyjaźniły się, a jednak...

Niemal zabiła jej brata. Pewna część Demalis chciała, aby to rodzina wyjaśniła Isrze okoliczności, ale druga, ta odważniejsza, zauważała, że to powinna być jej rola.

Esias chwycił smoczycę za dłoń i ze słabym uśmiechem na bladej twarzy, pociągnął ją do przodu. Prosto w mroczną moc, która oplotła ciało niczym macki.

↝ CDN ↜

Esias uchyla rąbka coraz większej ilości sekretów. Chłopak wiele wie, ale przez to jest też samotny. Nie planowałam tego, aby odnalazł w Demalis oparcie, a nawet postać matki, przez co bardzo mnie cieszy w jakim kierunku poszła ta relacja.

Tiktok: @malgorzata_paszko

Instagram: @malgorzata_paszko

Data pierwszej publikacji: 31.12.2024

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top