Rozdział 40 Sługa, a może...
☾ Rozdział 40 Sługa, a może... ☽
Demalis nie chwaliła się nikomu wyróżnieniem, które otrzymała. I widząc uszczypliwości kierowane w stronę jednej z innych służek, była pewna, że podjęła dobry wybór. Lydię od rana spotykały drobne wypadki. To ktoś niby przypadkiem rozlał herbatę na jej ubiór, to kosz z praniem, które miała zanieść, zagubił się albo drzwi do należącej do niej kwatery zostały nieszczęśliwie zablokowane.
Zazdrość była straszliwym paliwem, którego żar odbierał rozsądek i czynił istotę niegodziwą oraz krótkowzroczną. Demalis przyglądała się smutnej blondynce, którą pocieszały trzy inne pracownice i wiedziała jedno. I one mogły być bardziej fałszywe, niż się to zdawało.
To nie tak, że Sora cieszyła się całkowitym spokojem. I wobec niej wystosowano kilka uszczypliwości, zauważając, że doceniono innych, a nie ją. Pozostawała jednak na to obojętna, odpowiadając zdawkowo, że każdy otrzymuje to, na co zasłużył, a prowokatorzy odpuścili. W końcu nie uzyskali efektu, na który liczyli.
Do godziny szesnastej dzień smoczycy upływał zwyczajnie. Zajmowała się praniem, sprzątała korytarze, odbyła zajęcia i zajrzała na krótko do ogrodu, wykorzystując już na rozmowę z Valterem czas wolny. Nie powinna opuszczać gardy, ale przy ogrodniku czuła się najswobodniej, a ich niezobowiązującej rozmowy były dość odprężające. W trakcie śniadania sprawdziła nawet skrytkę, ale niczego tam nie znalazła. Najwyraźniej nikt jej nie uzupełniał albo jej drobne kłamstwo wyszło szybciej, niż by się tego spodziewała. Wiedziała, że musi zajść do tajnego przejścia, ale jeszcze nie miała pomysłu, jak bez podejrzeń wyjść do miasta.
Westchnęła, przebierając się w nowy uniform. Ten wciąż pozostawał żółty, ale tym razem jej pierś zdobiła przypinka z granatową, małą kokardką. Symbol wyróżnienia, który od dziś miała nosić. Świadczył on o tym, że sługa znajdowała się na dobrej drodze do zostania pełnoprawnym pracownikiem. Uzyskanie tej ozdoby już teraz otwierało szereg drzwi, bo taką osobę posyłano do poważniejszych prac, a dzięki temu mogłaby ona zostać zauważona i włączona do podwładnych danego członka rodziny królewskiej.
Demalis pierwotnie nie planowała ubiegać się o to wyróżnienie, ale w obliczu obecnych okoliczności, byłoby dla niej bardzo przydatne.
Wyszła z pokoju, od razu napotykając wzrok innych osób. Dwie kobiety stały niedaleko jej pokoju i uśmiechały się złośliwie. Do czasu aż nie ujrzały przypinki i miny im całkowicie zrzedły. Nie tego oczekiwały. Możliwe, że nawet chciały spróbować wbić w Sorę szpilkę, a teraz straciły ku temu metodę. Zamiast tego ujrzały nieco złośliwy uśmieszek kobiety i obserwowały, jak z nowym elementem wyglądu zmierza na prawo. Dokładnie tak, jak inne wyróżnione osoby.
Dnia wcześniejszego Demalis poznała od Kaisy wszystkie najważniejsze informacje, a i powtórzyła zasady. Te były dla niej najmniej kłopotliwe. Pamiętała reguły, a bardziej niepokoiła się, że z racji emocji wywróci jedno z dań.
Dwie pozostałe osoby zdziwiły się na widok Demalis, ale nic nie powiedziały. Posłusznie i cicho podążały wraz z nią za Aronią. Atmosfera wydawała się cięższa. Każdy się stresował, ale powody Sory zdecydowanie różniły się od tych towarzyszy.
– Spokojnie, będę tuż obok was. Tak samo jak jeszcze jeden sługa. Nie musicie się bać – pocieszała Aronia, gdy to dotarli przed królewską jadalnię. Nie była to jednak ta, w której przyjmowano gości, a bardziej kameralna i skromna.
Tak przynajmniej Demalis słyszała, bo gdy w końcu weszła do pomieszczenia, zwątpiła w to, czy miejsce naprawdę dało się nazwać skromnym. Ściany zdobił marmur, na którym ktoś wyrył płaskorzeźby. Pośrodku znajdował się elegancki, okrągły stół, który teraz zastawiono ciastkami, tartami i innymi łakociami, których zapach nęcił. Do tego były misy z najróżniejszymi i wyraźnie soczystymi owocami. Biały obrus i pozłacaną zastawę zdobiły świeże kwiaty, co uzupełniało ten elegancki obraz.
Demalis rozejrzała się, szukając też mięsiwa, ale szybko pojęła, że to powinno przybyć później, aby Argenisowie mieli okazję zjeść je w odpowiedniej temperaturze.
– Co mamy zrobić? – zagadnęła Sora, przerywając tym samym ciszę i stawiając na wypolerowanej, drewnianej podłodze kilka kroków. Skupiła się na twarzy Aroni, ale i tak spojrzenie jej co jakiś czas uciekało na przepiękne płaskorzeźby i tańczące płomienie świec, które oświetlały okolicę.
Aronia ruchem głowy pokazała na kąt pokoju, miejsce, gdzie to znajdowały się drzwi, którymi wnoszono potrawy.
– Esyld, nalejesz herbaty. Victorze, przyniesiesz mięsiwo, a ty Lydio zadbasz o to, aby każdy otrzymał puchar z deserem. Wszystko to czeka na was za drzwiami. Pamiętajcie o kolejności i pilnowaniu, aby władcy, książętom i księżniczce niczego nie brakowało. Esyld, herbata musi być uzupełniana regularnie – przestrzegła, starając się brzmieć spokojnie, ale słychać było, że gdzieś w środku sama się stresowała.
Nie dało się zaprzeczyć, że Demalis powierzono najbardziej odpowiedzialne z zadań. Nikt jednak nic nie powiedział, a na znak zrozumienia skinięto głową. Wkrótce po tym słyszalne były kroki, a Aronia wraz ze swoimi podopiecznymi ustawiła się. Cała czwórka skłoniła się głęboko, gdy to otwarto drzwi.
– Pozdrowienia, wasze wysokości.
Oficjalna formuła przerwała ciszę. Demalis się wyprostowała, widząc zarówno członków rodziny Argenisów, jak i pozostałe sługi. Nie interesowało ją to, jak krążą dookoła panów, pilnując, aby wszystko było idealne.
W tej chwili potrafiła patrzeć tylko w stronę króla, który ubrany był w białą elegancką koszulę ze pozłacanymi guzikami i spodnie w tej samej barwie. Biel pasowała mu o wiele lepiej niż fiolet. Demalis miała wrażenie, że rozświetla mu twarz. Podobnie było ze złotem, które subtelnie podkreślało barwę jego oczu. Był przystojny, urzekający, ale nie to sprawiło, że dla niego przepadła. Piękna twarz była niczym w porównaniu z sercem. Kochać trzeba nie za to, co się widzi oczyma, a za to, co ukryte.
Ona za to każdego dnia coraz bardziej zatracała się w tym, co o nim wiedziała. Przepadała dla niego.
Aronia drgnęła, patrząc na Demalis a ta od razu zrozumiała. Wkroczyła do pomieszczenia obok i przejęła przygotowany dzbanek z wrzątkiem. Chwyciła go tak, aby ciepło nie okazało się dla niej zbyt trudne do zniesienia, zadbała o posiadanie małej ściereczki i wróciła do jadalni, od razu kierując się do króla. To jemu pierwszemu, jak nakazywały zasady, zamierzała zalać filiżankę. Każdy krok wydawał się jednak cięższy od poprzedniego.
– Nie rób tego, proszę – odezwała się Thana, najwyraźniej chcąc kontynuować wcześniej prowadzoną rozmowę.
Krwawy Książę prychnął.
– On jest królem, siostro. Jeśli chce walczyć, to będzie walczyć i nic nam do tego – parsknął, wsuwając do ust jedno z ciastek.
Demalis przystanęła obok władcy i nachyliła się, aby móc zalać zioła w naczyniu wodą. Wyczuła zapach smoka, tak trudny do określenia i niepowtarzalny. W śnie go nie było. Tak samo, jak ciepła, które teraz pochłaniało jej ciało. Zadrżała jej warga, ale zmusiła się do wyprostowania. Nić ciepła i bliskości przerwała się, a Demalis przeszła do filiżanki księżniczki. Herbata różniła się, bo zioła dobierano pod osobiste preferencje danej osoby. Przygotowywali je zaufani słudzy.
– Ostatnio... – Thana ugryzła się w język. – Wiesz, że nie powinien się przeciążać – zauważyła, przekazując swoją troskę inaczej.
Esias uśmiechnął się do Demalis, co ta zauważyła i ujął w dłoń pomarańczowe winogrono. Łatwo było stwierdzić, że wyglądał o wiele lepiej. Może i twarz wciąż miał bladą, ale spod oczu zniknęły lekkie cienie.
– Starszy bracie, Thana bardzo się o ciebie martwi, ja też i... Nie chcemy po prostu, aby coś ci się stało – stwierdził najmłodszy z rodzeństwa.
Demalis musiała przyznać, że wokół Thany unosił się dość przyjemny, kwiatowy zapach. Teraz też dopiero do niej dotarło, o co toczy się rozmowa i całym sercem dopingowała księżniczkę i Esiasa.
Nie chciała, aby Keon udał się na pole bitwy.
– A za mną tak nie płaczecie, niewdzięcznicy – parsknął Laith i spojrzał w stronę króla. – Więc? Idziesz się bić, czy może dla lepszego snu tych dzieciaków, zostaniesz w zamku?
Przesunęła się w stronę Laitha, zalewając jego naczynie. Żałowała, że nie mogła tego wrzątku wylać na niego. Zasłużył. Za to gadanie, chociaż Demalis była pewna, że nie tyle był złośliwy, co się droczył. Zapach Krwawego Księcia był dziwny, ostry i nieznacznie drażniący. Przypominał jej uczucie, kiedy to wąchała paprykę.
– Bracie, nieobecność króla, a księcia to dwie różne rzeczy – zauważyła obronnie Thana, unosząc ku ustom herbatę.
– Król ma wiele zaszczytów, ale i masę obowiązków. Jak mógłbym wymagać od swojego brata bądź żołnierzy, aby stali na polu bitwy, gdy sam kryje się w zamku? – zagadnął Keon, samemu racząc się swoim napojem.
Sora znalazła się tuż obok Esiasa, a ten przysunął swoją filiżankę bliżej niej.
– Dziękuję, książę – szepnęła w odpowiedzi.
Dotąd nie rozumiała, dlaczego to dziecko było dla niej tak miłe. Przeczuwało coś, a może wiedziało więcej, niż to pokazywało?
– I jesteśmy smokami, pragnę tak tylko zauważyć – dodał Laith.
Siła i potęga. Każdy wiedział, że władca miał wiele obowiązków, ale faktycznie, gdyby Keon nie pojawił się na polu bitwy choćby raz, to społeczeństwo mogłoby na jego temat szeptać. Lucius również przybywał do obozów, ale w odróżnieniu od Argenisa nigdy nie brał udziału w bitwie. Mimo to wypełniał swój obowiązek, dodając żołnierzom morale, a to było najważniejsze. Często też samemu układał taktyki. Casper czasami wspominał Demalis o tym, że umysł króla był dość niezgłębiony, a przez to też współpraca z nim bywała dość sporym wyzwaniem.
Wspaniale dbał o swój kraj, co było godne podziwu. Gorzej, gdy używał cię w jednym ze swoich planów.
Sora wyprostowała się i skierowała się do pomieszczenia, aby oddać dzbanek.
– Co się tak szczerzysz? – zagadnął nagle Laith, ruchem głowy wskazując na młodszego brata. – Spodobała ci się ta służka?
Demalis niemal podskoczyła i odwróciła się w stronę Krwawego Księcia z niedowierzaniem w oczach. Czy ktokolwiek w tym zamku był bardziej bezpośredni niż on? Zacisnęła usta i udała, że niczego nie słyszy. Podobnie, jak pozostałe sługi, chociaż przez maski niektórych przebijały się różne uczucia.
Niedowierzanie. Zazdrość. Współczucie.
Thana kaszlnęła, zasłaniając usta.
– Jesteś okropny, Laith – odparła. – Nie tylko stresujesz Esiasa, ale i ją.
– Zadałem tylko pytanie – zauważył, uśmiechając się niewinnie, ale przez swoje czerwone oczy uzyskał całkowicie inny efekt.
Keon pozostawał cicho, a gdy Demalis wróciła na swoje miejsce, wyczuła, że się jej przygląda.
Odwróć wzrok.
Proszę.
Esias lekko pokręcił głową.
– Nie, to nie tak...
Nastolatek wydawał się dość speszony.
– Każdy z nas wie, że w wieku Esiasa miałeś już kilka adoratorek. Nie każdy jednak jest taki sam jak ty – zaznaczył król, samemu mocząc usta w herbacie.
Laith wzniósł oczy ku sufitowi.
– Nie umiecie się bawić.
– To ty po prostu masz humor, jak z rynsztoku – skontrował Keon.
Podczas tej krótkiej wymiany zdań król tylko na kilka chwil odwrócił wzrok od postaci Demalis. Może i ją testował, chciał sprawdzić, jak zareaguje na domniemaną sympatię jego brata, a może...
Nie mogę tak myśleć.
On nic nie podejrzewa.
Sora pocieszała się w myślach, starając się wyglądać nienagannie. Zauważyła, że Aronia posyła jej lekki uśmiech. Najwyraźniej była dumna z tego, że nie dała się sprowokować. To nie tak, że dla młodej kobiety to było coś nowego. Podczas pracy jako dyplomatka bądź w trakcie obcowania z Luciusem nauczyła się ignorować takie przytyki. Pijani możni potrafili być męczący i uparci.
Bardziej od sugestii niepokoił ją wzrok Keona, który, ilekroć na nią padał, tylekroć wywołał w niej ciarki.
Musiała myśleć o herbacie, kontrolować to, aby każdy miał ją regularnie uzupełnianą. To było jej zadanie. Tylko tak trudno było skupić się na samych filiżankach, gdy to Keon siedział tak, że doskonale go widziała. Przełknęła ślinę i przeniosła spojrzenie na służącą, którą przynosiła desery. Victor zdążył już podać mięso, więc teraz Krwawy Książę skupił się na jego spożywaniu. Ktoś inny doniósł również napoje alkoholowe i wlał je do kielichów króla i starszego z książąt. Z wszystkich pracowników to ruchy Lydii były najbardziej nerwowe i sztywne.
Wyraźnie się denerwowała. Nie tylko ją zadręczano, ale teraz najwyraźniej bała się źle wypaść. Ironicznie, im bardziej się starała, tym najwyraźniej gorzej jej szło.
– Zawsze odmawiacie mi wina, jesteście niegodziwi – zażartowała księżniczka, a jej śmiech okazał się przyjemną dla ucha melodią.
Zapach rozmaitych potraw mieszał się ze sobą, a Demalis była pewna, że gdyby nie syty posiłek, to już zaczęłaby odczuwać głód. Mimo wszystko i tak marzyło się jej skosztować coś tego, co oferowano rodzinie królewskiej.
Lydia niosła właśnie deser dla Esiasa, gdy to postawiła źle stopę i się zachwiała. Aronia otworzyła szerzej usta, a Victor wpatrywał się w to z niedowierzaniem. Demalis zareagowała odruchowo, występując z szeregu i łapiąc za ramię, potykającą się dziewczynę, przez co uchroniła ją od upadku na księcia. Ciszę przerwał dźwięk szkła, które uderzyło o elegancką ścianę. Demalis uniosła głowę, wpatrując się wprost w oczy Keona.
Zapanował popłoch. Lydia pośpiesznie odsunęła się i głęboko skłoniła, prosząc o wybaczenie. Aronia wystąpiła do przodu, chcąc załagodzić sytuację, a Demalis patrzyła dalej w brązowe tęczówki i coraz bardziej się w nich zatracała. W jej własnych oczach pojawiła się miękkość, którą Keon mógł już kiedyś widzieć.
– Nikt cię nie nauczył chodzić? – syknął Laith, wstając ze swojego krzesła i podchodząc do młodszego brata.
Przechodząc obok Demalis, otrzeźwił ją. Kobieta skłoniła się, ganiąc w myślach. Nie powinna tak wpatrywać się w króla, ale czuła się bezradna patrząc w piękne, brązowe oczy i obserwując, jak zaciska szczękę. Uratował swojego brata przed zderzeniem z deserem, ale... Miała wrażenie, że przez tę chwilę, gdy na siebie patrzyli znowu byli w Głębinach, mogąc się sobą po prostu cieszyć.
To nie był najlepszy pomysł, godzić się na dzisiejszą służbę. Wiedziała o tym, ale nie potrafiła żałować swojego przyjścia.
– Błagam o wybaczenie, wasza wysokość. Nie chciałam zranić księcia – zapewniała panicznie Lydia.
– Zabiorę ją, wasza wysokość i dam nauczkę – odparła spokojnie Aronia.
Laith westchnął, patrząc na Keona, który to drgnął.
– Wybraliście ich, bo się wyróżnili, ale w przypadku tej kobiety zaszczyt przybył zbyt szybko. To lekcja dla każdego – rzekł i skupił się znowu na Sorze. – Dobrze się spisałaś...
Nie skończył. W końcu nie znał imienia tej, która wspomogła zaradzić tragedii. Bądź udawał.
– To Esyld, mój królu – poinformowała Aronia.
Thana uśmiechnęła się do Demalis miło, po czym spojrzała w niemym pytaniu na Esiasa. Ten ruchem głowy pokazała, że jest w porządku.
– Kaisa ma dobre oko – stwierdził Keon.
Demalis skłoniła się głębiej.
– To zaszczyt, mój panie – odparła mechanicznie.
Każdy komplement wycelowany w służbę musiał spotkać się z wdzięcznością. Nawet sztuczną, chociaż bycie zauważonym przez króla musiało być spełnieniem marzenia niejednej osoby.
– Posprzątajcie to i wyjdźcie – rzekł Keon, a Demalis, podobnie jak Victor bez słowa ruszyli w stronę roztrzaskanego naczynia.
Jadalnia dość szybko opustoszała.
» ✧ «
Keon w ciszy wpatrywał się w stół. Teraz nie stały już na nim kuszące zapachem potrawy, a jedynie dwa kielichy. Jeden był pełny, a drugi pusty. Królowi za to towarzyszył jedynie Laith, bo Thana i Esias już wyszli. Świece przygasły, a pokój pokryły cienie.
– Rozważam, czy jej nie przenieść – stwierdził niespodziewanie Keon. – Esias ją lubi, a i ona wydaje się wiedzieć, co robić. Ma również dobre referencje.
Laith uśmiechnął się słabo, przypatrując się bratu chwilę nim w końcu się odezwał.
– Ale czy tylko Esias ją lubi? – zagadnął.
Starszy Argenis zacisnął usta.
– Nie zaczynaj.
– Nie zaczynam – stwierdził. – Patrzyłeś na nią. I to nie tylko dzisiaj – zauważył spokojnie książę. – Nigdy tego nie robiłeś i zacząłem się zastanawiać, czy może kryje się za tym jakiś powód. Całe życie upierałeś się, że poczekasz na swoją oblubienicę, a teraz...
Keon zacisnął palce na kielichu, posyłając bratu ostrzejsze spojrzenie. Płomień świecy zadrżał.
– I wciąż nie zmieniłem zdania – rzekł ostrzejszym tonem.
Zapanowała cisza, gdy to brązowe tęczówki ścierały się z tymi czerwonymi. Żaden nie odwrócił spojrzenia.
– Jest w niej coś, co mi o niej przypomina – odezwał się niespodziewanie Keon, patrząc wciąż na brata i uniósł kielich, aby wypić nieco z jego zawartości. – Tyle musisz wiedzieć.
Laith uśmiechnął się drapieżnie.
– Rozumiem. W takim wypadku jestem bardziej przychylny trzymaniu jej jeszcze bliżej. Jeśli to ona, na pewno będzie to łatwiej zweryfikować, a jeśli nie, to nasz brat zyska utalentowaną służącą – podsumował, wzdychając i odgarnął czarne loki z twarzy. – Pamiętaj o swojej obietnicy.
Keon milczał, unosząc tylko brew.
– Nie powiedziałem, że to ona – zauważył kryjąc za spokojem wszelkie emocje.
– Jasne – parsknął Laith. – Chcę jej przekazać nowinę o przeniesieniu – postanowił, wstając. W kilku krokach znalazł się obok krzesła swojego brata.
Keon nie zmienił wyrazu twarzy, a mimo to czuł się tak, jakby Krwawy Książę wiedział o oczekiwaniu, które trapiło jego serce. W ciszy obserwował, jak brat przed nim klęka i przykłada dłoń do piersi w geście szacunku. Ta postawa nie pasowała Laithowi, a z racji jego aparycji, wcale nie sprawiała takiego wrażenia, jak w wykonaniu innych. Argenisowi daleko było do posłusznego sługi, był raczej bestią, która teraz okazywała swoją adorację.
– Mogę, mój królu?
Keon przymknął oczy i skinął głową.
– Nie zrób nic głupiego – ostrzegł.
– Ja i głupota? Nigdy, starszy bracie – szepnął, a płomień jednej ze świec zgasł.
↝ CDN ↜
W listopadzie rok temu opublikowałam prolog Kochanków, kto by się spodziewał, że to minęło już tyle czasu... Cieszę się, że przez ten cały czas jesteście ze mną i śledzicie tę historię. W ciągu roku bardzo wiele się stało. Ja zdałam maturę, wydałam Pana Głębin i zaczęłam studia. Przyznam wam, że kolejny rozdział jest króciutki, a przez to pokaże się on już w środę <3
Miłego dnia!
Tiktok: @_malinka519_
Instagram: @qitria
Data pierwszej publikacji: 04.11.2024
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top