Rozdział 38 Wkrótce wiele się zmieni...

☾ Rozdział 38 Wkrótce wiele się zmieni... ☽

Demalis kucnęła, ciesząc się, że dzisiejszego dnia ubrała się o wiele cieplej. Jesienny chłód uderzał w jej ciało coraz to bardziej, a jasne, szare niebo wręcz wymownie informowało o tym, że było coraz bliżej zimy. Kobieta wyrywała chwasty i chociaż jej ruchy były płynne, a nawet wyuczone, bo Valter dość dobrze poinstruował ją, czego powinna się pozbyć, to myślami krążyła wokół innego tematu.

Spokój z powiek spędzała jej sytuacja na froncie, na którym musiało być równie chłodno. Żołnierze może i mieli inne, bardziej skuteczne metody rozgrzania, a i byli zahartowani do funkcjonowania w trudnych warunkach, ale wciąż byli żywymi istotami, które znajdowały się daleko od domu. Wśród nich był z pewnością jej brat, bratanek i może nawet dziadek. Trudno było normalnie funkcjonować, gdy chociaż raz dziennie umysł sam nasuwał jej myśli dotyczące ich sytuacji. Była jednak w tym wszystkim bezradna, bo jedyną metodą pomocy najbliższym było prędkie zakończenie wojny, a na to nic nie wskazywało. Wręcz przeciwnie, ta wydawała się dopiero zaczynać.

Do nosa Demalis dotarł dyniowy zapach. Odruchowo skierowała spojrzenie w stronę arkad z ławkami. Doskonale wiedziała, że kierując się w lewo dotarłoby się do pałacowej kuchni i najwyraźniej przyjemna woń musiała pochodzić stamtąd. Dynia w Orinii była mało popularna, więc wyczuwanie jej było dość zaskakujące. Tak mocny aromat musiał oznaczać sporą ilość dań.

Wiatr zaszumiał, a Demalis przesunęła spojrzenie w bok. Znajdowała się poza głównymi częściami ogrodów. Właściwszym byłoby nazwać to takim punktem łączącym podwórze z wnętrzem zamku, ale i w takich miejscach rosły chwasty, których należało się pozbywać. Zwłaszcza w okolicach kamiennych wykończeń. Aby uniknąć odmrożenia palców, wszystko robiła w ocieplanych, skórzanych rękawiczkach, które wręczył jej Valter.

Wróciła do pracy, delektując się otaczającą ją ciszą. Do czasu, aż nie usłyszała czyiś kroków i uniosła głowy do góry. Ujrzawszy młodą, bladą twarz z niebieskimi tęczówkami od razu się podniosła i skłoniła.

To było takie dziwne. Ponownie spotkała księcia w tym samym miejscu, co ostatnio. I tak jak wtedy miał on przy sobie skrzypce.

– Pozdrowienia, wasza wysokość – rzekła, a nastepnie bez słow wróciła do pracy.

Demalis nie patrzyła zbyt długo na królewskiego brata, świadoma, że tak nie wypada. Służba nie mogła burzyć porządku dnia szlachciców. Należało się z nimi przywitać, odpowiedzieć na wezwanie i wracać do obowiązków. Bez zbędnego rozpraszania się bądź mówienia bez pozwolenia. Dopiero z obecnej perspektywy potrafiła zrozumieć, dlaczego pracownicy dworu Sora byli tak milczący. Etykieta, zależnie od kraju, miała oczywiście różnice, ale pewne jej elementy pozostawały bez zmian. To był jeden z nich.

Demalis zatrzymała się, widząc przed sobą małe, puchate stworzenie. To miało cztery łapy i przypominało swoim kształtem tygrysa. Czubek głowy istoty zdobił niewielki, czarny róg zawinięty do tyłu, a jej białe futerko wspaniale współgrało z fioletowymi tęczówkami. Istotka wydała z siebie ciche miau i usiadła przed kobietą.

– Artur, nie przeszkadzaj innym – zawołał Esias.

Sora nie potrafiła odwrócić wzroku od lśniących źrenic królewskiego zwierzęcia, a i to nie wydawało się kwapić do odejścia. Obrazek strzaskał się, gdy to kobieta drgnęła na dźwięk kroków.

– Wasza wysokość... – zaczęła, ale Esias już kucnął tuż obok niej.

W Demalis ponownie uderzyło to, jak młodzieniec się prezentował. Krucho, ale i pięknie. Był tuż obok niej, a i tak czuła się, jakby patrzyła na kogoś odległego.

– To nie twoja wina – zapewnił. – Artur musiał po prostu dostrzec w tobie coś ciekawego. Może chodzić o wygląd, a może o coś innego... – mruknął dość cicho, jakby bardziej do siebie.

Zwierzę miauknęło, ocierając się o wyciągniętą dłoń księcia.

– Wasza wysokość, wybacz mi zuchwałość, ale nie powinieneś ściągać rękawiczek – zauważyła spokojnie, lekko pochylając głowę.

Oczekiwała pewnej złości, ale nie potrafiła zignorować faktu, że to chorowite dziecko wystawiało na chłód własne dłonie. Nie powinno tak być.

– Masz rację – przyznał. – Czasami jednak miło jest złamać zasady, panienko. Doceniam, że jesteś tak posłuszna wobec rozkazów mojego brata. Wierność to coś cenniejszego od złota i pereł – dodał nieco zamyślony i się podniósł. – Posłuchasz mojej gry?

Miała wrażenie, że atakuje ją coraz bardziej deja vu. Ostatnim razy też poprosił, aby go posłuchała, a teraz... Czy wiedział? Demalis nie uniosła od razu głowy, rozważając tę możliwość i równie prędko ją odrzuciła. To było przecież niemożliwe. Nikt, poza jej bratem, nie wiedział, a ostatnim razem, gdy ściągnęła zegarek, była sama w pomieszczeniu gospodarczym.

– Zgodnie z życzeniem, książę – podsumowała, podnosząc się i napotykając wzrok najmłodszego z królewskich braci. Niebieskie tęczówki lśniły, a powiększone źrenicę dodawały im pewnej upiorności.

Wbrew wszelkim oczekiwaniom, Esias nie zaczął grać, a poklepał miejsce tuż obok siebie. Demalis dość niepewnie usiadła i powstrzymała westchnięcie. Była sztywna i pozbawiona wyrazu jak kamienny posąg, a jednak księciu nie wydawało się to przeszkadzać. Bez słowa zaczął grać, a puchata istota, która mu towarzyszyła, otarła się o nogę kobiety.

Skrzypce w dłoniach księcia wydobywały z siebie niewyobrażalną melodię. Była o wiele piękniejsza niż to, co zapamiętała. Jedno było jednak takie samo, wpływ gry na jej osobę. Spokojna melodia nabierała tempa, zwalniała, ale i zdawała się... malować w jej głowie obraz. Goniła w nim przez zielony las z wysokimi drzewami i słyszała, jak nieznany drapieżnik depcze jej po piętach. Niemal się poddała, ale gdy tylko miała paść ze zmęczenia, jej ciało znajdowało kolejną uncję energii, którą wykorzystywało do biegu.

Musiała dostać do celu, czymkolwiek on nie był. W tej melodii nie było wahania, nie było miejsca na to, aby się wycofać albo upaść.

Nawet nie zauważyła, że jej oddech przyśpieszył, a gdy tylko spojrzała w stronę księcia, ten patrzył już na nią i grał dalej. Kot nastroszył się, syknął i znowu otarł o jej nogi.

Od niebieskich tęczówek Esiasa nie było ucieczki. Urzekał, ale i zniewalał tym, co skrywał pod swoją kruchą formą. Muzyczne otępienie jej umysłu przerwał widok, spływającej po podbródku Argenisa cieczy.

– Książę...

Zamrugała, a krew dalej była obecna. Sączyła z nosa księcia, gdy ten to wpatrywał się nieobecnym spojrzeniem w przestrzeń i grał równie żywo, co wcześniej.

Sługa nie powinna dotykać księcia, ale gdy to Demalis dostrzegła, jak Esias się chwieje, a skrzypce wypadają mu z rąk, odruchowo się poruszyła, obejmując młodego panicza ramieniem. Dziewiętnastolatek opadł miękko w jej uścisk i wpatrywał się w oczy w akompaniamencie syków swojego zwierzęcego towarzysza.

– Wkrótce... wiele się zmieni – wyszeptał cicho, jakby z trudem.

Demalis, jakby przebudzona z dziwnego snu, zaczęła się rozglądać.

– Pomocy! Pomocy! Książę mdleje!

Nie bała się krzyczeć, wiedząc, że zdrowie i dobro Esiasa jest teraz najważniejsze. Jej słowa zadziałał wręcz od razu. Sługi przybiegły, a widząc to, co miało miejsce, zbladły. Wkrótce wśród nich zamigotała też twarz osobistego pomocnika chłopca. Demalis nie miała innego wyjścia, jak pomóc zgromadzonym w transporcie Argenisa, jego instrumentu i zwierzaka do komnat. Wyrywanie chwastów stało się w tym momencie sprawą drugiej kategorii.

» ✧ «

Poselstwo Isterii reprezentowało sobą to, co ceniła ich ojczyzna. Ubrani byli w grube futra i skórę, a naszyty na ich piersiach herb zawierał w sobie skomplikowany płatek śniegu, lśniący niczym perła, który umieszczono na granatowym tle. Isterczycy mieli rosłe postury i brody, a przy ich bokach wisiały wcześniej topory, które na prośbę pałacowej straży pozostawili przed wejściem do sali tronowej. Każdy z nich wydawał się wysoki i ponury, a jednak pomimo tej niezbyt przyjemnej aparycji, Keon nie uważał, aby mieli zły humor. Widział wściekłych mieszkańców Isterii i był pewny, że ci odczuwają obecnie jedynie spokój, a straszny wygląd to po prostu test. Smok, który by na niego zareagował lękiem, nie zasługiwałby w oczach tych dyplomatów na szacunek. Ktoś sądziłby, że to wojownicy, ale zasiadający na tronie Argenis widział znaczące różnice między tymi smokami a żołnierzami, z którymi miał okazję niegdyś walczyć.

Salę spowiła cisza, którą prędko przerwał jeden z wysłanników. Wyszedł przed szereg i ukłonił się w sposób odpowiedni dla tutejszej kultury.

– Bądź pozdrowiony Niezwyciężony Królu – rzekł z dość mocnym, gardłowym akcentem, przemawiając po oriniajsku.

Isteria była jednym z nielicznych krajów, który posiadał własny, oryginalny język. Broniła go wszystkim i wymagała od każdego, kto do niej przebywał jego znajomości, więc nie była ulubionym miejscem podróży. To, co jednak należało pochwalić, to fakt, że wymagała od siebie tego samego, co od swoich gości, więc teraz, przybywając do Orinii, przemawiać zamierzali w języku tutejszych.

Drobny gest wywołał falę zadowolenia szlachty. Keon spojrzał ku niej, prostując się na tronie i przesuwając dłonią po materiale fioletowej szaty, aby wygładzić możliwe fałdy na swoich spodniach.

Poseł tupnął nogą, a z szeregu wyłoniła się nieco drobniejsza, kobieca postać. Ta trzymała szkatułkę, którą otworzyła, ujawniając leżący w niej niebieski kryształ. Klejnot migotał, a w swoim wnętrzu zdawał się posiadać ciągle przelewającą się ciecz. Był to Ashmes, jeden ze skarbów wydobywanych na terenach Isterii. Biżuteria, którą zdobił, wydawała się zawsze niemal żywa, ale co istotniejsze, mógł posłużyć jako wzmocnienie mocy danego smoka. Używany w ten sposób zawsze się szybko kurczył, a i proces obciążał dość mocno ciało. Mimo to, dar mogło się uznać za bezprecedensowy skarb.

– Według tradycji Isterii, gdy władca zasiada na tronie, musi zużyć kamień nie mniejszy niż jego pięść. Nowa królowa pragnie ofiarować to dobro władcy Orinii na znak przyjęcia jego szczodrej oferty – wyjawił. – Niech symbolizuje pakt, który zostanie zawarty. Ku chwale Przodkom.

– Ku chwale Przodkom.

Odpowiedź padła z ust wszystkich zgromadzonych. Smoki z różnych krajów dzieliło wiele, ale Smoczy Protoplaści i szacunek do ich istot był rzeczą niezmienną. Stąd, pomimo różnych relacji, nigdy nie nękano kapłanów danych świątyń, nawet jeśli ci byli spokrewnieni z istotnymi rodzinami. Można powiedzieć, że ziemia, na której oddawano cześć Przodkom, była instytucją nieco niezależną.

– Podziękuj swojej pani za ten dar – nakazał Keon, wstał z tronu i klasnął. – Zapraszam wszystkich na ucztę – rzekł, a sługi zgodnie z sygnałem, zaczęły prowadzić zgromadzonych w stronę sali biesiadnej.

Każdą wielką umowę musiała honorować godna jej uczta. Z racji odwiedzin Isterczyków Keon nakazał wykonać wiele dyniowych potraw, więc takich, wobec których ich goście mieli słabość. Może i nie odwiedzała ich władczyni Isterii, ale szacunek okazany dyplomatom był istotny. Ci byli powiem ustami swojej pani.

Nim król ruszył za tłumem, podszedł do niego jeden ze sług i nachylił się ku jego uchu, przekazując wieści o nagłym zasłabnięciu Esiasa. Keon zacisnął szczękę i zamiast za dyplomatami, ruszył w przeciwną stronę. Zatrzymał go jeden z hrabiów, który skłonił się lekko.

– Mój panie...?

– Przekaż gościom, że z racji spraw rodzinnych przybędę chwilę później – nakazał, odgarniając z twarzy przydługie, blond kosmyki.

Nie pytał, a rozkazywał i chociaż słuchaczowi polecenie wcale nie odpowiadało, nie śmiał się odezwać. Keon tymczasem już opuścił salę tronową.

» ✧ «

Demalis stała obok łóżka Esiasa, zupełnie jak dwie inne sługi. Najmłodszy z książąt leżał na miękkim materacu i dookoła niego krążył medyk. Trwała cisza, która wydawała się wręcz niewłaściwa w miejscu, które wypełniało tak wiele instrumentów. Demalis sama nie wiedziała, ile z nich się tutaj znajduje i wręcz niedowierzała, że chłopiec potrafił grać na każdym. Możliwe, że wcale nie umiał, a jedynie próbował swoich sił.

Drzwi do komnaty otwarły się, a do jej wnętrza szybkim krokiem wkroczyła Kwiecista Księżniczka. Przy jej boku, niczym cień, podążał Axor, który to ostatecznie przystanął nieco dalej od łoża i zmierzył zgromadzonych surowym spojrzeniem. Służący od razu bardziej się wyprostowali, bo wzrok wojownika wydał się im dziwnie duszący.

Każdy wykonał lekki ukłon, okazując tym samym szacunek.

– Co się stało? – zapytała zmartwiona księżniczka, odgarniając z twarzy jasne kosmyki włosów.

Ubrana była w piękną, fioletową kreację, którą u dołu zdobiły kryształowe motyle. Ozdoba wydawała się tak krucha, że Demalis miała wrażenie, że przy najmniejszym dotknięciu może zostać uszkodzona. Góra za to była prostsza, a rękawy wykonano z półprzezroczystego tiulu. Na ramionach Argenis spoczywał też biały szal, który to po chwili podała jednej z pracownic.

– Czy mój brat...?

– Bez lęku, wasza wysokość – uspokoił medyk. – Książę zasłabł, ale nie wygląda na to, aby było to coś poważnego. Sądzę, że to przeciążenie – wytłumaczył.

Thana odetchnęła z ulgą, siadając obok Esiasa i odgarnęła w czułym geście czarne kosmyki jego włosów. Widać było, że kocha chłopca, a jego stan mocno ją zaniepokoił. Miłość między rodzeństwem była według Demalis po prostu wzruszająca.

– Czy mój brat przed tym wszystkim...?

– Chwała Królowi – rzekł sługa stojący najbliżej drzwi, a za nim podążyli pozostali.

Demalis napięła się, wykonując skłon o wiele głębiej niż pozostali. Obecność Thany dodała pokojowi pewnej delikatności, ale ta Keona sprawiła, że każdy poczuł stres. Z różnych powodów. Niektórzy lękali się, że zostaną ukarani za stan panicza, inni, że mogą stać się ofiarami gniewu swojego pana. Na zgromadzonych działała również ogółem aura, jaką Argenis wokół siebie roztaczał. Autorytet i władza, którą podkreślała jego mocno zaciśnięta szczęka i poważne, brązowe tęczówki.

Demalis stresowała się również z innych powodów. Starała się na partnera nie patrzeć, zachowywać się naturalnie, ale bardzo prędko wysnuła pewien wniosek. Fiolet na Keonie wyglądał inaczej niż na Luciusie. Niby była to ta sama barwa, a podkreślała u danej osoby inne cechy. Król nie wyglądał w tym źle, ale kobieta wolałaby, aby ubrał się jednak w coś całkowicie innego.

– Co się wydarzyło?

– Odpowiadając waszej królewskiej mości, książę zemdlał podczas gry w ogrodzie – odparł jeden ze sług, zginając się podczas mówienia w pół.

Wzrok Keona spoczął na lekarzu, który również pochylił głowę.

– Stan jego wysokości jest stabilny, a on sam zemdlał z racji przeciążenia – przekazał.

Wszyscy wydawali się czekać na kolejne z rozkazów, ale te nie nadeszły. Zamiast tego ramiona króla nieznacznie się rozluźniły. Demalis powstrzymała uśmiech.

– Wyjdźcie – rozkazał król, podchodząc bliżej łoża.

Służący, w tym oczywiście Demalis, od razu zaczęli się wycofywać.

– Przed tym, kto z was był przy moim bracie, gdy zemdlał? – spytała Thana melodyjnym, nieco bardziej spokojnym tonem.

W jednej chwili wiele par oczu spoczęło na Sorze, która to cicho jęknęła w myślach. Wyszła przed szereg.

– Ja, wasze wysokości – odparła, kłaniając się.

Demalis słyszała szmery za sobą. Wkrótce po tym drzwi się zamknęła, a ona pozostała sam na sam z trójką Argenisów.

Przodkowie, on nie może się jeszcze zorientować.

W tej chwili potrafiła myśleć jedynie o tym.

– Czy mój brat coś powiedział? – zagadnęła księżniczka.

Demalis milczała, spoglądając na jej wysokość ze zdziwieniem. Zamierzała zaprzeczyć, gdy przypomniała sobie, że faktycznie Esias coś mamrotał.

– Książę powiedział tylko, że wkrótce wiele się zmieni – odpowiedziała spokojnie, widząc, że czekoladowe tęczówki księżniczki śledzą każdy jej krok.

Keon wydawał się nią mniej zainteresowany, ale nawet jego pobieżna uwaga sprawiała, że serce Demalis zaczynało bić szybciej. Myśli pędziły, bo zastanawiała się, co by się stało, gdyby wiedział, że właśnie przed nim stała. Ku ironii, teraz znajdowała się naprawdę blisko niego.

– Możesz iść – odparła Thana z wyraźną ulgą i posłała Demalis lekki uśmiech. – Dziękuję, że się nim zaopiekowałaś.

Sora skłoniła się, po czym obróciła się, a jej żółty strój lekko zafalował. Nie widziała tego, że w chwili, gdy wychodziła, Keon przypatrywał się jej z uwagą i zamyśleniem. W drobnym geście dostrzegł bowiem ślady pewnej znajomości, ale to wrażenie szybko minęło.

Na korytarzu za to kobieta w końcu mogła odetchnąć, ale i poczuła pewną, nieco niewłaściwą, ciekawość. Najwyraźniej słowa księcia miały znaczenie, ale nie wiedziała, z jakiego powodu. Dyplomatyczny nawyk sprawiał, że chciała odkryć stojący za tym sekret. Nierozsądnym byłoby jednak pytać teraz, zwłaszcza nieznane sobie osoby, ale miała kogoś, kto mógłby uchylić rąbka niejednej z pałacowych tajemnic. Valter był dla niej po prostu jak gwiazdka z nieba.

↝ CDN ↜

Witam was w poniedziałek! Wpada rozdział i myślę, że na tygodniu pojawi się jeszcze jeden ^^ Miłego dnia każdemu <3

Twitter: @___Mefi___

Instagram: @qitria

Data pierwszej publikacji: 28.10.2024

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top