Rozdział 29 Wspomnienie głodu
☾ Rozdział 29 Wspomnienie głodu ☽
Demalis przyjrzała się koszuli, rozkładając ją na stole i przez moment zastanawiała się, czy składanie tego nazbyt ładnie miało sens. W końcu ubranie i tak zostałoby przed zawieszeniem w szafie albo podaniem szlachcicowi jeszcze raz wyprasowane. Zerknęła w stronę Aronii, która jakby wyczuwając jej wzrok, podeszła bliżej.
– Co się stało, Esyld? – zagadnęła.
Sora otworzyła usta, gotowa zapytać, ale wtedy dotarło do niej, że to byłoby bardzo głupie. Nie powinna dyskutować z rozkazami, a wykonywać je bez cienia zawahania. Jeśli jej przełożony widział w tym sens, to powinna zacisnąć wargi i zrobić to, czego od niej wymagano. Nie chciała w końcu zostać wyrzucona, a nikt nie lubił zbyt ciekawskich sług.
– Nie, nic... Po prostu myślę – zapewniła pośpiesznie, wracając spojrzeniem do jednej z koszul.
Aronia w ciszy odeszła.
Demalis chwyciła za kremowy materiał, kładąc go na stoliku obok strażnika i poprawiła rękawy. Im dłużej przyglądała się temu, jak bardzo był pomarszczony, tym bardziej uważała swoje zadanie za niedorzeczne. Do czasu, aż nie natrafiła na spodnie, które wykonano ze skóry. Te faktycznie nie wymagały dodatkowych zabiegów. Wystarczyło je złożyć.
Słońce znajdowało się coraz wyżej na niebie, a Demalis przyglądała się powstałym stertom z wahaniem. Wszystko starała się złożyć w kwadraty, ale niektóre elementy garderoby bardzo z nią nie współgrały.
Strażnik parsknął.
– Nigdy nie widziałem, aby ktoś w taki sposób składał pranie – mruknął rozbawiony. Dotąd jedynie się przyglądał, ale nieporęczność młodej kobiety była tak zabawna, że aż się rozchmurzył i przemówił.
Demalis spojrzała na mężczyznę zaskoczona. Znowu zrobiła coś... źle? Aronia, słysząc komentarz żołnierza, podeszła do stołu i widząc jego zawartość, westchnęła.
– Prawie dobrze, Esyld. Prawie. Tylko koszul i narzut nie składamy w ten sposób. Daj, pokażę ci. Co więcej, jeśli już układamy całość w koszach, to najlepiej to robić tak, aby dany typ ubioru był obok siebie – poinformowała, tłumacząc to, jak małemu dziecku.
Sora zakłopotała się jeszcze bardziej. Nie była pewna, czy to zasady pałacowe, czy może faktycznie każdy tak robił.
W ciszy przyglądała się pracy służącej, wręcz zażenowana różnicą umiejętności. Aronia składała ubrania szybko, a mimo to powstałe kostki wyglądały elegancko i się nie rozwalały. Tymczasem dzieła Demalis były mniej szykowne.
– Rozumiesz? – upewniła się Aronia, po zaprezentowaniu tego, jak należy składać koszule.
Demalis powtórzyła kroki w umyśle. Najpierw należało upewnić się, że wszystkie guziki zostały zamknięte, ułożyć koszulę przodem do dołu, złożyć jeden bok koszuli do środka, złożyć w ten sam sposób drugi bok, a na koniec złożyć od dołu. Nie brzmiało skomplikowanie, ale kobieta wiedziała, że to tylko z pozoru takie było. Przy wykonywaniu czynności zwykle kroki mieszały się ze sobą. Z narzutami działało się inaczej. Po rozłożeniu i każdym ze złożeń należało ją wygładzić. Najpierw składało się narzutę dwa razy na pół wzdłuż, później dwa razy w poprzek i na końcu należało ją docisnąć i pozbyć się fałd.
– Tak, pani – zapewniła Demalis, zmuszając się do uśmiechu.
Praca w dyplomacji wyostrzyła jej umysł, przez co doskonale pamiętała pozyskiwane informacje. Niestety, praktyczne wykorzystanie bywało trudniejsze. Biorąc sobie na wzór dzieła Aronii, rozkładała niektóre z koszul kilka razy, chcąc uzyskać coś choćby zbliżonego. Zagryzła w skupieniu wargę.
Sytuacja ją bawiła i załamywała. Potrafiła stać naprzeciwko wzburzonych królów, możnych i rozmawiać z nimi tak, aby wyjść z opresji cało. Teraz jednak pokonywało ją pranie. Ironia była rzeczą zabawą.
Kątem oka dostrzegła, że pozostałe służące już skończyły. Naprawdę nie rozumiała, jak to zrobiły bez płaskiej powierzchni. Czy miały takie doświadczenie, że potrafiły wykonać wszystkie te kroki w powietrzu?
Aronia wpatrywała się w Demalis, najwyraźniej na nią czekając, co tylko bardziej zestresowało dyplomatkę. Starała się nie zwracać uwagi na liczne pary oczu, ale że nie czuła się swobodnie, to nie była w stanie robić niczego zbyt dokładnie.
Strażnik westchnął.
– Idźcie już. Popilnuję jej – odparł.
Aronia zacisnęła usta, milcząc przez dłuższy czas, aby ostatecznie westchnąć.
– Dobrze – zgodziła się, kiwając głową. – Esyld, zostawię cię tutaj i później po ciebie przyjdę, dobrze?
Sora pokiwała posłusznie głową.
– Przepraszam za problem – dodała.
Aronia uśmiechnęła się pokrzepiająco, po czym pokierowała pozostałymi sługami. Wkrótce w ogrodzie Demalis została sam na sam ze strażnikiem. Cisza wydała się jej przez to dość niepokojąca. Czekała, mając wrażenie, że smok może się odezwać, ale tego nie zrobił. Siedział tak, jak wcześniej i wpatrywał się w pozbawione teraz kolorowych materiałów sznury. Nie zachowywał się, jakby coś planował, więc Demalis pozostało postarać się skupić na pracy, co zrobiła.
Rozpraszał ją głód. Bolesny ucisk w żołądku był nieprzyjemny, a myśl, że jej brzuch wyda zaraz zawstydzający odgłos, sprawiał, że starała się działać szybciej. Jednocześnie to uczucie i miejsce, w jakim się znalazła, o czymś się przypomniały. Od kiedy zaczęła nawiązywać z Keonem relację, minęło około sześćdziesięciu dni. Nie było to wiele czasu, ale dla smoków, oblubieńców, których dusze przyciągały się do siebie, okres był spory. Wielu po tylu dniach zaczyna spędzać ze sobą o wiele więcej czasu, nawiązuje głębokie więzi, bo czuje, że tej drugiej stronie może zaufać, że kiedy świat będzie płonąć i celować w ciebie włóczniami, to ona z tobą pozostanie.
Pamiętała beztroskie chwile wspólnej gry, wizytę nad Jeziorem Śpiewających Wichrów, pocałunek i to, jak wspierała króla własnymi ramionami. Ona, drobna kobieta, która odrzucała własny, smoczy instynkt, aby zostać dyplomatką i bronić życia, bo widziała zbyt często, jak je odbierano, była ostoją potężnego Smoczego Króla. Jednocześnie to ona była sztyletem, który wycelowano w jego serce.
Każdy z tych elementów pozostawał w niej ślad, o którym głód jej przypomniał. W końcu tamtego dnia, gdy grali, również jej towarzyszył. Teraz jednak nie miała orzechów i nie widziała brązowych tęczówek rozmówcy.
Nie, miała przed sobą pranie i czuła, jak bardzo gubi się w tym, dlaczego tu przybyła.
Naprawdę tylko w Głębinach mogli być szczęśliwi.
Z ponurym wyrazem twarzy skończyła składać ubrania, a strażnik kazał słudze z korytarza posłać po Aronię. W ten sposób kobieta przyszła i zabrała Demalis do kolejnego z zadań, samej zabierając ze sobą kosz. Sora musiała umyć podłogę na jednym ze wschodnich korytarzy. Nie był zbyt wystawny, co wskazywało na to, że prowadził do części nieprzeznaczonej dla elitarnych gości bądź mieszkańców. Nie dziwiło ją to, w końcu nikt nie pozwoliłby adeptowi zajmować się miejscami, które musiały być idealne. Zwłaszcza gdy miała problem choćby z samym praniem.
Korytarz był podłużny, pozbawiony dywanów i mający zawieszone na ścianach kilka obrazów. To one były najładniejszym z elementów. Przedstawiały smoki i razem tworzyły historię. Demalis chętnie by się na niej skupiła, ale jej żołądek coraz bardziej upominał się o jedzenie. W końcu ciszę przerwało burczenie, które sprawiło, że wzrok dwójki wartowników spoczął na kobiecie. Szare oczy Demalis przygasły, a większe niż jej prawdziwe usta wygięły się w grymas. Na ciemnej karnacji, którą obecnie posiadała, rumieńce wstydu nie były tak widoczne.
Na szczęście nikt nic nie powiedział.
Demalis zamoczyła mopa w wiadrze, przymykając oczy. Bolały ją ramiona. Praca, do której nie przywykła, faktycznie ją wykańczała. Brała to wcześniej pod uwagę, bo nie prowadziła zbytnio aktywnego życia, a od czasu śmierci ojca zaniedbywała treningi.
Uniosła wzrok, sprawdzając, ile jeszcze zostało. Połowa, a to przecież nawet nie miał być koniec zajęć na dziś. Zacisnęła usta i palce na trzonku mopa, wracając do pracy.
Nikt nie zwrócił jej uwagi na to, że zostawiała na podłożu za dużo wody, nikt też nie wspominał, że poruszała się źle, przez co traciła czas, bo musiała poprawiać dane miejsca. Strażnicy milczeli, a ich zbroje błyszczały w promieniach wpadającego na korytarz przez wielkie okiennice słońca.
W końcu to zaczęło schodzić po horyzoncie, a Demalis czuła się wycieńczona. Oczekiwała, że będzie ciężko, ale nie, że aż tak.
Wykonywała ruch za ruchem, powoli nabierając w tym większej wprawy, gdy nagle na podłodze zamajaczył kobiecy cień. Smoczyca uniosła głowę, a widząc Kaisę, pochyliła głowę z szacunkiem.
– Nadzorczyni.
Starsza smoczyca przyjrzała się młodej adeptce i wygładziła materiał swojej granatowej spódnicy.
– Ominęłaś dwa posiłki – wyznała spokojnie Kaisa. – I z racji opóźnienia nie zdążyłaś na pierwsze z lekcji.
Demalis przymknęła powieki. Strażnicy ani drgnęli, a jednak smoczyca miała wrażenie, że teraz uważnie tasują ją spojrzeniem.
– Przepraszam, obiecuję, że to się nie powtórzy – zapewniła, starając się, aby jej głos brzmiał dość posłusznie.
Kaisa uśmiechnęła się.
– Zbierz rzeczy, Esyld – nakazała. – Zjesz i udasz się do salki, aby przeczytać wyznaczone materiały.
Smoczyca skinęła głową. Zaciekawiła się, pragnęła nawet zapytać o to, dlaczego nie została zganiona, ale to nie było miejsce na takie rozmowy. W końcu pobłażliwość mogła wynikać ze znajomości między nią, a Demalis. Sora nie chciała stawiać Kaisy w nieprzyjemnej sytuacji, a przez to też tracić w oczach swojej nowej sojuszniczki.
– Zgodnie z rozkazem, pani – zapewniła, posłusznie zabierając wiadro i mopa.
Kaisa ruszyła przodem, a Demalis szła w równym odstępie tuż za nią. Sceneria niezbyt się zmieniała, ciągle widziała tę samą podłogę, ale nie przeszkadzało to jej. Cieszyła się, że w końcu pozbędzie się tego paskudnego wiadra i zdoła ugasić głód. W tej chwili nie pogardziłaby niczym, nawet znienawidzonym przez siebie fioletowym groszkiem z sałatą.
Kobiety nie rozmawiały, idąc bardziej boczną stroną korytarza. Po przekroczeniu wrót wyszły na przejście, które było w części otwarte i przypominało balkon. Z tego miejsca doskonale widoczny był ogród, a w tym... Na widok Thany i Esiasa serce Demalis zadrżało.
Pamiętała, jak Kwiecista Księżniczka poprosiła ją o to, aby nie wbiła Keonowi sztyletu w serce. Nie chciała tego robić, a jednak... Sora spuściła głowę, wpatrując się w wiadro, w którym z każdym jej krokiem kołysała się wodna tafla.
Ciszę przerwał dźwięk lutni. Melodia bardzo szybko stała się wręcz magiczna, sprawiając, że dłonie Yannijki zadrżały. Esias grał siostrze, a każda nuta wywoływała w niej strach i poczucie winy. W muzyce chłopca, jak zawsze było coś niespotykanego. Zupełnie, jakby to była jego moc. Za sprawą dźwięków tworzył pieśni, oddziałujące na zmysły. Ta była o poświęceniu, odwadze i krzywdzie.
Demalis przed oczami ponownie przelatywały każda chwila w towarzystwie Keona. Od spotkania na ślubie, po pocałunek, iskry ekscytacji, prezent i jego załamanie. Wszystko zmierzało do finału, podczas którego król osunął się na pogrzebie własnej siostry.
Dał mi prezent.
Przypomniała sobie o bransoletce, którą mężczyzna miał sam wykonać i prawie zabrakło jej tchu. Przyśpieszyła, chcąc opuścić to miejsce, zagłuszyć dźwięk, który tak igrał z jej sercem, ale wtedy... Wtedy ujrzała, że Kaisa staje. Ledwie zdążyła się zatrzymać na czas, a zauważyła, że przez drzwi po drugiej stronie ktoś wchodzi.
Czas stanął w chwili, gdy dostrzegła blond włosy i znaną sobie sylwetkę.
To on.
Oczy Demalis rozszerzyły się, a ciało naprężyło się niczym struna. Starsza służąca skłoniła się, ale dziewczyna nie mogła drgnąć. Wszystko, co czuła, uderzyło w nią zmasowanym atakiem. Chciała płakać, krzyczeć, biec i powiedzieć mu, że to wcale nie tak. Nigdy go nie oszukała!
Keon prezentował się nieco inaczej. W brązowych oczach uwidaczniało się zmęczenie, które podkreślały cienie. Do tego jego szczęka była napięta, a ton głosu niższy, zupełnie, jakby rozmawiający z nim smok go irytował. Demalis nie potrafiła słuchać tematu ich rozmowy. Słyszała, ale nie rozumiała.
Zachowywała się niepoważnie, powinna czym prędzej się skłonić. Krzyczała w myślach, ale jej ciało nie słuchało.
Smoczy Przodkowie, błagam, dajcie mi jedną szansę na to,
abym mogła mu wszystko wytłumaczyć.
Nie spodziewała się tego, że król nagle skieruje swój wzrok w tę stronę. Zaledwie ją mijał, ale to wystarczyło, aby nieznacznie otrzeźwić kobiecy umysł. Zmusiła się do nieporadnego skłonu.
– Niech Przodkowie nad tobą czuwają, wasza wysokość.
Formułę wyszeptała cicho, ledwie mając siłę na utrzymanie wiadra.
Król odszedł, pozostawiając po sobie tylko wspomnienie i wrażenie prądu, który przechodził po ciele Demalis. Instynkty zapewniały ją, że znalazła się w dobrym miejscu, ale serce, którym targały obawy, nie mogło się zdecydować, czy będzie bić z radości, czy też smutku.
Kaisa chwyciła młodą kobietę za ramię.
– Nie ty pierwsza tak zareagowałaś na widok króla – zapewniła szeptem. – Jego wysokość jest podziwiany przez wiele kobiet, ale jego serce od lat jest zarezerwowane tylko dla jednej – wytłumaczyła. – Chodźmy, nie warto tracić więcej czasu.
Demalis nie odezwała się, podnosząc wiadro i w ciszy ruszyła za Kaisą. Wiedziała, o czym ta mówiła. Słyszała deklaracje króla w sali tronowej. Jasno dawał do zrozumienia, że poślubi tylko swoją oblubienicę.
Podziwiała go za to, że był tak bardzo wierny sobie. Nawet jeśli okazało się to bolesne.
Podczas reszty drogi, Demalis była cicha i zamyślona. Spotkanie wygłuszyło nawet głód, ale też spotęgowało uczucia i determinację. Musiała utrzymać się w zamku, a później znaleźć okazję, aby udzielić oblubieńcowi stosownego wytłumaczenia.
↝ CDN ↜
Już niedługo wrzesień... Ale tym się tak nie przejmuję, bo studia od października xD Ale no, już wyczuwalna jest ta zmiana klimatu, bo sama pogoda i panoszące się dookoła choroby. Obyście byli zdrowi! Za to nasza Demalis właśnie spotkała Keona, na krótko, ale co to było za spotkanie...
A co tam u was? ^^
Miłego dnia kochani!
Twitter: @___Mefi___
Instagram: @qitria
Data pierwszej publikacji: 28.08.2024
Data opublikowania pierwszych poprawek: 24.09.2024
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top