Rozdział 4

Kajusz mnie czym prędzej dopada i chwyta za ramiona.- Miłość proszę musimy natychmiast udać się w bezpieczne miejsce tu nie jest bezpiecznie.- sapie ze strachu patrząc na mnie.- kochanie proszę chodźmy z tąd jak najszybciej!- krzyczy prubując mnie przekonać do jakiejś reakcji. Dotyka moich ramion i delikatnie mną potrząsa chcąc wywołać jakąś reakcje.- kochanie tu nie jest bezpiecznie!- kiedy znowu nie reaguje chwyta mój nadgarstek pewnym i mocnym ruchem.- Miłość musimy natychmiast się z tąd wydostać! - piszczy wystraszony ciagnąc mnie mocno. Ciągnie mocno w stronę drzwi ja się jednak mu opieram. Po chwili dołączają do nas Aro i Marek. Opiekuńczo stoją przy moich bokach.
- Kochanie Kajusz ma racje. Tu nie jest bezpiecznie.- warczy Marek.- musimy z tąd iść. Aro mu wturuje. Przewracam oczami i wyrywam dłoń z uścisku blondyna.
- To tylko Jake!- krzyczę.- przyjechał do Renesme. Królowie patrzą na mnie w szoku.
- Przyjaźnisz się z wilkiem!?- krzyczy Kajusz i warczy obnażając kły.
- Uspokój się!- dre się na wszystkich.- Jake jest w porządku. No teraz schowaj te kły natychmiast!- rozkazuje patrząc mu groźnie w oczy. Kajusz kuli się pod moim spojrzeniem ale posłusznie chowa zęby. Po chwili słyszę otwierane drzwi i Jake wchodzi do salonu.
- Cześć ślicznotko!- uśmiecha się do mnie po czym bierze mnie w ramiona i obraca w górze. Chichoczę rozbawiona. Słyszę groźny warkot mojej blondynki i posyłam mu ostre spojrzenie.
- Tęskniłaś za mną?- pyta wilk i stawia mnie ostrożnie na ziemię.
- Jasne że tak!- odpowiadam z uśmiechem.
- Gdzie jest Renesme?- spytał mnie Jake ale nie zdążyłam nic odpowiedzieć bo Kujusz znalazł się chwile obok mnie i odtrącił Jakea.
- Nie dotykaj jej!- warknął ostro blondyn i rzucił się na niego.- ona jest moja!!! Jak wógle śmiesz dotykać ją ty brudny kundlu!- chłopaki zaczeli walczyć. Kajysz rzucił się na niego z zawrotną prędkością wampira i wypadli na dwór. Zaczeli walczyć. Wybiegłam szybko na zewnątrz.- Chłopaki przestańcie natychmiast!- krzyczałam przestraszona.
- Nie wtrącaj się! To sprawa pomiędzy mną a tym brudnym psem! - syknął do mnie Kajusz nieprzyjemnym tonem.
- Kto to mówi ty wstrętny krwiopijco!- odgryzł się Jake i rzucił się na niego. Bezradnie patrzyłam jak ze sobą walczą a ja nie mogłam nic zrobić. Esme mnie objęła troskliwie ramionami.
- Nie martw się będzie dobrze.- szepnęła chcąc mnie pocieszyć. Moment! Przecież mogę coś zrobić!
- Owszem będzie dobrze! - krzyczę wyrywając się jej.- bo zamierzam użyć mojej magii! Oczy wampirzycy się rozszerzają z szoku. Wszyscy na mnie patrzą zaciekawieni kiedy unoszę w górę ręce.
- Rozdziel ich! Natuchmiadst!- proszę wypowiadając w to życzenie całe swoje serce. Magia już wie że chce ratować przyjaciela i od razu zaczyna działać. Moje ręce się rozjaśniają. Magia z moich palców otacza walczących ich unieruchamia. Zaskoczeni że nie mogą wydobyć żadnego ruchu patrzą na siebie wrogo. Magiczna osłona powstrzymuje ich obu.
- Dość tego! Uspokojicie się!?- pytam podchodząc do nich. Kajusz patrzy na mnie w szoku.
- Ty to zrobiłaś!?- pyta.
- Tak.- odpowiadam.- uspokisz się? - zwracam się do obu.
- Ja tak.- odpowiada Jake uśmiechając sie w moją stronę. Uwalniam go od razu.- zatakował mnie tylko się broniłem.
- No jasne.- uśmiecham się do niego na co Kajusz warczy.
- Kajusz.- mówię ostrzegawczo.- bo cię nie uwolnie.- robi nie zadowoloną minę.
- Przepraszam.- burczy nie szczere przeprosiny.
- Będziesz się zachowywać?- pytam.
- Bedę.- odpowiada zimnym tonem. Wzdycham i opuszczam barierę. Kajusz może się teraz ruszać. Bez słowa mija mnie i idzie w stronę domu Carlisa. Idę za nim. Kiedy jestem już na wrandzie przystaję przed wszystkimi.
- Muzszę zobaczyć co z Jakiem.- oznajmiam.- czy jest ranny. Kajusz warczy. Ignorując go wchodzę do domu. Kiedy jestem w środku słyszę tylko głos Esme.
- Podobno chcesz Alaję. Jeśli tak atakowanie jej najlepszego przyjaciela nie jest dobrym pomysłem.- mówi zimno szatynka a ja w duchu przyznaje jej rację.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top