Rozdział 2

Przybywamy na pole walki ja z odwagą w sercu zdeterminowana jak nigdy żeby bronić moich najbliższych. Jest tak zimno że gdybym była człowiekem to na pewno bym zamarzła na śmierć. Na szczęście zimno mi nie straszne dzięki mojej magii. Idę obok Edwarda i Belli otoczając Renesme ramieniem. Po chwili przystajemy gotowi do walki.
- Nadchodzą.- szepcze brunet przytulając mnie mocnej. Bella też instynktownie się we mnie wtula. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami od zawsze. Zawsze razem bez względu na wszystko. Zrobiłabym dla nich wiele i wiele poświęciła. Gdybyśmy się urodziły razem byłybyśmy siostrami albo bliźniaczkami. Volturi maszerują naprzeciw nam w czarnych kapturach. Kiedy się zatrzymają majestatycznie ściągają okrycia głowy.
- Aro porozmawiajmy jak kiedyś.- zaczyna Carlise delikatnym tonem. Przewracam oczami wściekła na nich wszystkich że tak dobry człowiek jak Carlise musi się przed nimi tłumaczyć. Spojrzenia trzech króli od razu wędrują do mnie. Pożerają mnie wzrokiem. Najbardziej blondyn czuję jego pożądliwe spojrzenie na sobie. Skupia się na moim ciele. Odwracam się żeby ich rozzłościć i uśmiecham się do Belli pokrzepiająco. Kajusz warczy najgłośniej najbardziej niezadowolony że go olałam.
- Będzie dobrze. Zobaczysz.- dotykam jej delikatnie acz pocieszająco. Kolejny warkot ze strony blondyna. Nie sądziłam że potrafi być aż tak zaborczy! Chichoczę sama do siebie. Odwracam się do pola bitwy. Okazało się że oskarżenie dotyczące Cullenów było fałszywe. Kajusz każe przyprowadzić informatorkę. Irina prubuje się tłumaczyć ale to nic nie daje. Patrzę bezsilnie jak jeden z króli ją zabija a ja nie mogę interweniować. To znaczy poradziłabym sobie z nimi wszystkimi ale nie chcę narażać mojej rodziny.
- Kajusz nie!- krzyczymy razem z Edwardem ale na próżno. Przytulam Renesme do piersi mocno.
- Nie patrz.- proszę ją. Dobrze wiem co to znaczy mieć takie koszmary. Jej kuzynki chcą zainterweniować ale nie pozwalają im wampiry z obcego plemienia odbierając wzrok. Wszystko dzieje się potem za szybko.
- Bracie dziewczyna chcę ją.- odzywa się Kajusz władczym tonem.- przyprowadzić ją tu.- wydaje rozkaz swoim strażnikom. Gwardziści zmierzają w moją stronę ale ja idę pierwsza. Zatrzymuje mnie dłoń na ramieniu. To Bella. Kolejny warkot blondyna.
- Alaja! Zwariowałaś!?- drze się szatynka nie chcąc mnie puścić. Renesme wtula się we mnie jak gąbka i nie chce puścić.
- Ciociu Alajo nie odchodź!- piszczy nie chcąc mnie puścić.
- Będzie dobrze. Nie mogą mi niczym zagrozić.- klękam przy dziecku. Dotykam głowy dziewczynki.- spójrz na mnie mała. Załatwię to i możemy spokojnie wracać. Obiecuję. Jak mnie nie puszczą to zrobię im prawdziwy koszmar z życia.- całuję czubek głowy dziecka idę w stronę Volturi. Idę przed siebie z pewnym wzrokiem spoglądając na nich groźnie.
- Czego chcecie?- warczę.
- Zupełnie nie potrzebny ten groźny ton Bella.- uśmiecha się Aro. Pierwszy reaguje kajusz który wyciąga ręce w moją stronę i otwiera ramiona z zachęcającym uśmiechem. On chyba nie liczy że tak po prostu wpadnę mu w objęcia!? Bałwan myślę sobie. Strażnik mnie popycha w jego stronę. Król na niego warczy ostro. Wzdycham zrezygnowana. Nie ma drogi ucieczki. Idę w stronę Kajusza który natychmiast przyciąga mnie do swojej silnej klatki piersiowej.
- Witaj mój aniele.- szepcze a jego ton jest niezwykle delikatny. Zatapia swoje wargi w moich włosach i głęboko się zaciąga ich zapachem. Obejmuje mnie mocno.
- Moje.- mruczy cicho z zadowolenia. Prawie mnie ściska ale czuję że jest ostrożny. Wyczuwam jego strach żeby ni czegoś nie połamać. Jego zapach jest obezwładniający i prawie się zapominam. Prawie.
- Z pewnością nie twoje.- syczę ostro odpychając go. Moje dłonie odtrącają jego klatkę piersiową od mojego ciała. Zaskoczenie w jego
oczach jest bardzo widoczne potem pojawia się niepohamowany gniew. Groźny warkot wydobywa się z jego ciała.
- Moja! Tylko moja!- warczy z wściekłości.- proszę chodź z nami mój aniele.- dodaje już łagodnym tonem prubując stłumić złość. To zaskakujące jak w jednej chwili pitrafi być zły i nikczemy a potem taki miły.
- Nie nigdzie nie idę.- protestuję.- wracam razem z Cullenami. To moja rodzina.
- Rozumiemy aniołku.- odztwa się Aro i uśmiecha do mnie pokrzepiająco.- nie długo znów się spotkamy możesz być tego pewna.
- Bracie chyba nie zamierzasz..- urywa Kajusz kiedy Aro patrzy na niego ostro.
- Ależ zamierzam. Powinna być ze swoją rodziną. Idziemy! Nie bedę się powtarzał!- syczy do wszystkich brunet. I znikają. Zostaje tylko blondyn.
- Jeszcze będziesz nasza.- warczy.- a głównie moja. Rzuca ostatnie pożądliwe spojrzenie na mnie i moje ciało a potem znika z resztą Volturi. Mam nadzieję że to była tylko pusta groźba.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top