ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nie istniało na świecie nic bardziej zwodniczego od zła, ponieważ przybierało ono postać z kanonu piękna.
Nie jest możliwe przewidzenie w stu procentach tego, co może się stać. Zawsze istnieje jakaś niewiadoma. Możemy sobie zaplanować dzień, tydzień, miesiąc, a nawet następnych kilka lat do przodu. I jedna sekunda może zmienić wszystko. Wystarczy moment, aby nic nie było takie jak przedtem.
Czy gdyby dostała jakiś ostrzegawczy znak z nieba, wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy mogła uniknąć spotkania mężczyzny, przez którego jej poukładany świat rozpadł się jak domek z kart?
Wtargnął w niego bez pytania jak wicher.
Jednym podmuchem wywołał huragan. W duszy, umyśle i sercu.
I nagle nic nie było już takie samo. Sztorm okazał się gwałtowny, porwał ją bez ostrzeżenia.
Wszystko zaczęło się tamtego upalnego dnia.
– Uff, jak gorąco. – Z ust Jeanny wydostaje się sapnięcie jak u przegrzanej lokomotywy. Przegubem ociera pot z czoła. Jest wdzięczna sobie za to, że postawiła dziś na żółtą sukienkę przed kolano z przewiewnego materiału, inaczej już dawno by się uparowała. Choć i tak cała się lepi. Jednak nie ma co się dziwić. W końcu jest lato. Ale po raz pierwszy w Vancouver jest tak gorąco. Pogoda w tym roku naprawdę wszystkich rozpieszcza.
Kanadyjskie słońce sprawia, że człowiek ma wrażenie, iż się za chwilę spali.
Najchętniej spędzałaby teraz czas w swoim ogródku, leżąc na hamaku z dobrą książką i popijając mrożoną lemoniadę, którą przygotowuje jej brat. Nikt nie potrafi przyrządzić takiej jak Michael.
Niestety jej tata, Manuel, pilnie potrzebował linki do haka w pracy, coś za krótko wymierzył. Nie mógł sam po nią wstąpić, ponieważ miał dwóch nowych chłopaków do pomocy na placu budowy i absolutnie wykluczone, by zostawił ich samych choćby na sekundę. Co prawda oprócz nich na placu byli też stali pracownicy, ale ojciec jako kierownik odpowiadał za wszystko.
Dlatego Jeanny odgarnia z czoła przyklejone kosmyki brązowych włosów i zmierza prosto do sklepu. W środku z ulgą przyjmuje chłodny powiew klimatyzacji na karku.
Kieruje się na lewo do zastawionych od dołu do góry solidnych metalowych półek, podobnych do tych w garażu ojca. Każdy kolejny rząd wygląda tak samo. To znaczy nie do końca, ale Jeanny ma wrażenie, że już go mijała. Zupełnie nie wie, od czego zacząć. Na horyzoncie ku jej uldze pojawia się pracownik. Od razu do niego podchodzi.
Przepraszam... – zaczyna niepewnie. O co mam go spytać? Jeanny, weź się w garść. No nie stój jak słup soli.
– Tak? – Mężczyzna unosi wzrok. Czarne oczy wpatrują się w nią przyjaźnie, a jego postawa dodaje jej pewności siebie. Jest bardzo otwarty i wygląda na sympatycznego oraz chętnego do pomocy.
To dobrze dla mnie.
– Szukam linki do haka do prac na budowie. Tata prosił, więc...
– Do ilu kilogramów?
Mruga. No tego to się nie spodziewała.
– Słucham? – Jest pewna, że patrzy na mężczyznę jak na UFO.
Widzi rząd śnieżnobiałych zębów.
– Chcesz linkę do haka, ale do ilu kilogramów? Hm, zakładam, że tego nie wiesz... – mruczy doradca, przyglądając się jej uważnie.
Hm, zakładam, że nie wiesz, co to jest lakier hybrydowy do paznokci.
Jeanny uśmiecha się w odpowiedzi, aby zamaskować niepewność.
Z opresji wybawia ją dźwięk SMS-a.
Tata: Żabciu, potrzebna mi linka do haka z zabezpieczeniem do 500 kg.
Pokazuje wiadomość pracownikowi, niemal podsuwa mu ekran przed sam nos. Miejmy to już za sobą.
Niecałe sześć minut później dostaje to, po co przyszła.
– Dziękuję panu uprzejmie. Nie wiem, jak bym sobie poradziła bez pańskiej pomocy. – Jeanny uśmiecha się szeroko, po czym odbiera zakup i kieruje się w kierunku kas.
Nagle wpada na coś, co przypomina skałę, ale kiedy unosi wzrok, widzi wysokiego mężczyznę. Ciemnobrązowe tęczówki wpatrują się w nią tak, jakby znalazły coś bardzo cennego. Intensywność tego spojrzenia jakby bije Jeanny po twarzy. Nieznajomy ma tak ostro zarysowaną linię żuchwy, że gdyby tylko przyłożyła palec, skaleczyłaby się. Gęste kosmyki jego brązowych włosów lśnią niczym złoto w świetle promieni słonecznych wpadających przez okna.
Właśnie stoi przed nią ziemska wersja Adonisa. Jeanny dopiero po chwili zdaje sobie sprawę z tego, że tarasuje mu drogę. Policzki jej pąsowieją, choć w razie czego, gdyby kto pytał, zwali to na pogodę. Chrząka zakłopotana i robi krok w przód, by mógł przejść. Ale wygląda na to, że mężczyzna pomyślał o tym samym. W efekcie ponownie się zderzają. Jego ciepły oddech owiewa policzek dziewczyny. Jej włosy muskają jego nagie ramię. Do nozdrzy Jeanny dociera przepiękny zapach. Jest nim tak zachwycona, że nieświadomie próbuje się nim zaciągnąć, w efekcie ociera się o klatkę piersiową nieznajomego. Mężczyzna bierze głęboki wdech, a do niej w końcu dociera, co najlepszego wyprawia.
Padło ci na mózg z tego gorąca!
Brązowe tęczówki patrzą na nią uważnie, zatrzymują się na ustach. Jeanny przełyka ślinę, kiedy brunet posyła jej nieco nieodgadnione spojrzenie.
– Przepraszam – duka, nie patrząc na niego. Co za kompromitacja.
– Ależ kompletnie nie ma za co. – Gardłowy głos nieznajomego wywołuje dziwne uczucie w jej żołądku.
Jeanny czuje się nieswojo, choć nie potrafi sprecyzować dlaczego. Kiedy płaci, obok niej pada cień. To on. Stara się jednak nie zwracać na niego uwagi. Bardziej interesuje ją kolor tenisówek. Są białe. I wtedy słyszy:
– Dzisiaj jest gorąco jak w piekle.
Odwraca się i krzyżuje spojrzenie z mężczyzną. W jego wzroku dostrzega jakąś dziwną fascynację, która ją przeraża. Na jej karku pojawia się gęsia skórka, a w ustach dziwna suchość. Wszystko to zmusza ją do szybszego opuszczenia sklepu. Rzuca w biegu „do widzenia" i wychodzi na spiekotę.
Na zewnątrz ponownie dopada ją dziwne uczucie, a zimne dreszcze przeszywają jej plecy. Wyciąga telefon i dzwoni do Scarlett, swojej przyjaciółki. Dziewczyna odbiera dopiero za drugim razem.
– Scarlett?
– Hej, co tam? – Słychać dziwne dźwięki i jakieś wirowanie.
Jeanny marszczy brwi.
– Co ty robisz?
– Sok.
– Posłuchaj, poznałam kogoś...
– Ooo, kogo? Przystojnego i wysokiego bruneta?
To pytanie Jeanny nie dziwi, ponieważ obie mają słabość do takich typów. Chciałoby się dodać, że tych spod ciemnej gwiazdy, ale z takimi mają do czynienia tylko w literaturze. Dlatego kiedy jedna z nich mówi, że kogoś poznała, druga już wie, jak ten ktoś wygląda. Ekscytacja w głosie przyjaciółki jest wyraźnie słyszalna.
– Właśnie tak, ale coś mi się w nim... – kontynuuje Jeanny, ale nagle widzi profil mężczyzny ze sklepu w bocznym lusterku czarnego jeepa wranglera. Tę markę uwielbia jej brat. Uważa, że jest to bardzo praktyczny samochód nadający się do terenu i na dłuższe dystanse oraz sprawdzający się w kiepskich warunkach pogodowych.
– Jeanny, nie możesz od razu snuć czarnych scenariuszy.
Przyjaciółka ma rację i Jeanny zdaje sobie z tego sprawę.
Mężczyzna nie spuszcza z Jeanny wzroku przez dobrą minutę. Jeanny stara się zachować podzielną uwagę między komentarzem Scarlett, żeby nie myślała od razu o obcym mężczyźnie w złych kategoriach a dźwiękami znajomej melodii. Wsłuchuje się, a kiedy wyłapuje śpiew mężczyzny, na jej ustach pojawia się uśmiech. Dobrze zna ten głos, jak i piosenkarza. Ikona, legenda. Muzyczne odkrycie. Kanadyjczykowi jako pierwszemu artyście w historii udało się sprawić, że aż dwie piosenki z jego debiutanckiego albumu trafiły na listę Billboard Hot 100. Stał się sławny, i to na skalę światową.
– Słuchasz mojego ukochanego wokalisty? – pyta Jeanny.
– A nie... Włączyłam radio i nie chciało mi się zmieniać stacji. Ale powiedz mi więcej szczegółów o tym mężczyźnie.
Po słowach Scarlett Jeanny wraca do rzeczywistości. Mężczyzna...
Czuje się nieswojo, kiedy tak się jej przygląda. Odruchowo wplata dłoń we włosy i przesuwa ją do przodu, zasłaniając mu widok. Koniec patrzenia. Kurtyna.
Kiedy auto odjeżdża, odczuwa ulgę.
– Powiem ci u mnie w domu, jak przyjdziesz – rzuca do telefonu i po krótkim „pa" się rozłącza. Resztę drogi pokonuje znacznie szybciej niż zazwyczaj.
– Michael! – woła, stojąc w korytarzu. Oddycha z ulgą, bo w tej części budynku jest znacznie chłodniej niż w innej.
Ze schodów zbiega roznegliżowany dwudziestodwuletni brunet. Ma na sobie szare bokserki ze SpongeBobem.
– Boże, ubrałbyś się – jęczy Jeanny zdegustowana.
– Nie chcę, jest tak gorąco, że czuję, jakby mi się jajca gotowały.
– Michael! – Kręci głową. – Bez takich wyznań proszę. A co, gdybym przyszła ze Scarlett?
– W naszym domu mam czuć się swobodnie. Poza tym czy w tych waszych lovestory bohaterki się nie zachwycają, gdy podobne słowa padają z ust płci męskiej?
– Nie... wiem, o czym mówisz. Scarlett też nie – odpowiada wymijająco, ale nie patrzy mu przy tym w oczy.
Michael wzdycha.
– Wiesz, że nie potrafisz kłamać, prawda?
Jeanny podnosi podbródek.
– No dobra, w porządku. Masz rację. Ale jak rzucam okiem na książki, gdy się wyświetlają jako proponowane reklamy, to wcale nie oznacza, że muszę mieć je wszystkie od razu.
Michael prycha.
– Nie... Ty po prostu dawkujesz sobie przyjemność, Skrzacie. Co chciałaś? – powraca do głównego tematu rozmowy.
– Musisz zawieźć tacie to, co kupiłam. – Macha mu reklamówką przed nosem.
– Muszę? – Chłopak przechyla głowę.
– Musisz. Jako rodzeństwo pomagamy sobie nawzajem. Poza tym stąd na plac budowy jest z dobre piętnaście kilometrów. Chybabym zemdlała, gdybym miała iść w takie piekło... – Urywa, zdając sobie sprawę z tego, co mówi.
– W porządku. Zawiozę mu to. Ale wiesz, że musisz sobie zrobić prawko – stwierdza.
– Nie muszę, od tego mam ciebie... Żebyś zawiózł mnie tam, gdzie chcę, kochany braciszku. – Uśmiecha się do niego przymilnie.
– Wiecznie żył nie będę, Skrzacie. – Michael żartobliwie przeczesuje jej włosy.
– Dopóki moja miłość do ciebie będzie wieczna, to tak – odpowiada Jeanny, a chłopak leci się ubrać.
– Chcecie coś ze sklepu? – zagaduje, gdy jest z powrotem na dole.
Jeanny zerka na niego i kręci głową.
– Poczekamy na ciebie i twoją lemoniadę.
***
Jeanny patrzy, jak Scarlett wodzi wzrokiem za Michaelem, który nie ma na sobie koszulki. Jego jedynym elementem garderoby są czarne spodenki i białe skarpetki do kontrastu.
– Człowieku, ubrałbyś się – mówi do brata.
– Już bardziej nie da się być ubranym w taką pogodę, siostrzyczko. – Chłopak odgarnia z czoła kosmyki włosów, mrużąc oczy przed słońcem.
Scarlett poprawia się na ogrodowym krześle z drewna akacjowego.
– Scarlett to prawie rodzina. – Michael puszcza do dziewczyny oczko, a ta się rozpromienia. Jeanny zdaje sobie sprawę z tego, że przyjaciółka już od dawna chodzi z głową w miłosnych chmurach, jeśli chodzi o Michaela. On tego nie zauważa, bo twardo stąpa po ziemi.
Ostatnio Jeanny była z nim na mieście. Mijane dziewczyny przywodziły jej na myśl chińskie pieski na baterie, tak wykręcały za nim szyje. A jej brat tego zupełnie nie widział. Łamał kobiece serduszka na pół, bo nie dość, że był przystojny, to jeszcze wysportowany i umięśniony.
Treningi na siłowni zrobiły swoje, dźwiganie starych lodówek też.
– Czy twój brat z kimś chodzi? – Scarlett ścisza głos, bo przecież blisko nich stoi Michael. Dziewczyna poprawia dżinsową spódniczkę i się krzywi, bo dżins przykleja się do krzesła. Jeanny przypomina sobie o poduszkach do kompletu. Zrywa się na równe nogi i po chwili niesie pod pachą dwie bordowe poduchy.
– Nie, mój brat z nikim nie chodzi. Podnieś tyłek.
– No, to zacznie. – Na ustach Scarlett pojawia się pewny uśmiech, po czym kontynuuje z lekkim oburzeniem: – Akurat teraz sobie o nich przypomniałaś, jak mój tyłek zdążył się co najmniej dwa razy przykleić do krzesła?
– Ciesz się, że trzeciego razu nie będzie. – Jeanny uśmiecha się do niej, podaje jej poduszkę, a potem siada na swojej. Różnica jest o g r o m n a.
– Brunetka bierze do ręki szklankę z lemoniadą i upija spory łyk mrożonej pyszności.
– Ostatnia klasa, a potem się zacznie... – Scarlett wzdycha.
– Niby co? – Jeanny na nią zerka, a jednocześnie ręką osłania twarz przed słońcem.
– Jak to co? Dorosłość.
– Mamy osiemnaście lat, przypominam.
Dziewczyna, słysząc to, przewraca oczami.
– Jakbym o tym nie wiedziała. Już czuję się stara. – Ponownie wzdycha. – Przecież ja często nie wiem, co mam sobie zrobić na śniadanie, a tu już trzeba będzie myśleć o obiedzie.
– Raczej o wyborze uczelni – doprecyzowuje Jeanny.
– Właśnie o tym mówię. Nie mam pojęcia, co chcę robić w życiu.
– Jest jeszcze czas, żeby się nad tym zastanowić – stwierdza z uśmiechem. – Nie przeżywaj. Poza tym to dziwne... – zastanawia się na głos. Obraca się na krześle. – Przecież ty się niczym nie przejmujesz.
– Bo tak jest.
– Więc nie myśl o tym. Zobaczysz, że decyzja sama przyjdzie.
– Jasne. Miej wyjebongo, a będzie ci bongo.
– O i wróciła moja Scarlett. – Jeanny szturcha ją z uśmiechem.
– Ona cały czas tu była i jest. – Blondynka zaczesuje włosy za ramię, po chwili poważnieje i pyta:
– Co to był za mężczyzna, o którym zaczęłaś mi mówić przez telefon?
– Nie znam go, ale wydawał się dziwny. W jego wzroku było coś niepokojącego. –Jeanny przypomina sobie, jak na nią patrzył. Wzdryga się nagłe, bo przeszywa ja dreszcz.
Potem relacjonuje Scarlett przebieg spotkania.
– Facet pewnie miał zupełnie niewinne zamiary, a my wymyślamy sobie niestworzone rzeczy. – Zdecydowany głos przyjaciółki przegania posępne myśli Jeanny.
– Myślisz? – pyta ją niepewnie.
– Tak, no coś ty. Mamy za dużą wyobraźnię. – W tonie Scarlett słychać pewność, więc dziewczyna postanawia jej zaufać.
Może faktycznie trochę przesadza?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top