Szpital cz.2
Siedziałam tu już dwadzieścia minut i patrzyłam tylko jak setki ludzie czekają w poczekalni. Niektórzy płakali inni już nie mieli na to siły i po prostu czekali z nadzieją na dobre wieści. Niektóry płakali gdy przyszedł lekarz inni przytulali go z ulgą na sercu. Natomiast ja miałam tylko jedną nadzieję...że kiedy lekarz przyjdzie, to ja również przytulę go z ulgą na sercu, a nie wyląduje znowu na ziemi z płaczem. Kiedy tak bezsilnie siedziałam i myślałam usłyszałam wołanie mojego imienia i natychmiast wstałam.
-Julka?!
To był Zayn z resztą, a ja jedyne co byłam wstanie zrobić, to podbiec i się do niego przytulić. Potrzebowałam kogoś do kogo mogłam bym się przytulić.
-Nie zdążyłam Zayn-płakałam-To wszystko moja wina...gdyby była tam na czas, to nic by się nie stało.
-To nie jest twoja wina.-Zayn mnie głaskał po plecach-Już dobrze...jestem tu.
Kiedy tak stałam przytulona do Zayna, to zobaczyła, że w naszą stronę zmierza osoba która zawiniła najbardziej. Od razu wyrwałam się z uścisku Zayna i po chwili już byłam przy Nicku, a po chwili dostał o de mnie w twarz. Kiedy chciałam, to powtórzyć...ktoś złapał mnie od tyłu, tak że nie mogłam nic zrobić i był, to Matt.
-Nienawidzę cię Nick-powiedziałam przez łzy-To wszystko twoja wina, to przez ciebie Alex może umrzeć. Po co to zrobiłeś? To tobie należała się ta kulka i to ty na nią zasłużyłeś-próbowałam się wyrwać Mattowi-Wynoś się stąd. Nikt cie tu nie potrzebuje...a jeśli on umrze, to przysięgam ci, że znajdę cię i zabiję...będę patrzyła jak się wykrwawiasz. Po raz kolejny zabierasz mi kogoś ważnego w moim życiu.Wynoś się!
-Julka uspokój się-Matt mnie odwrócił do siebie i przytulił.
Płakałam w jego objęciach, a Tracy i Jess przyglądały się temu wszystkiemu.
-Lepiej stąd idź Nick, tak będzie lepiej.-powiedział Zayn.
Nick spojrzał na mnie.
-Ja na prawdę nie chciałem.
Odwrócił się i poszedł. Matt wciąż mnie przytulał, a kiedy wszyscy usiedliśmy w poczekalni, to każdy z nas był pogrążony w swoich myślach. Zayn siedział koło mnie i co jakiś czas na mnie zerkał i trzymał Jess za rękę. Matt siedział koło Tracy i co jakiś czas coś do niej mówił. Tracy siedziała po mojej lewej i co jakiś czas otwierała buzie jakby chciała coś powiedzieć ale ostatecznie milczała. Po chwili wyszedł jakiś lekarz z reklamówką w ręce ale nie był to lekarz prowadzący Alexa. Mężczyzna podszedł do nas, a ja od razu wstałam.
-Czy jest tu ktoś z rodziny.
-Ja-odpowiedziała Tracy.-Jestem jego starszą siostrą.
-Przysyła mnie lekarz prowadzący Alexa. Mam pani przekazać wieści i oddać jego rzeczy.
Tracy spojrzała na mnie więc, to ja je wzięłam i stanęłam obok Tracy, a ona objęła mnie ręką.
-Proszę mówić.
-Mam złe i dobre wieści. Dobre są takie, że udało nam się wyciągnąć kule i muszę powiedzieć, że miał bardzo dużo szczęścia, bo parę centymetrów i kula przeszyłaby serce.
Poczułam lekką ulgę ale wiedziałam, że ma dla nas złą wiadomość i znowu chciało mi się płakać.
https://youtu.be/-DTaUcNGFW0
-Złe wieści są takie, że niestety kiedy mieliśmy już go zamykać...pański brat się zatrzymał i proszę się nie martwić przywróciliśmy akcje serce ale pański brat nie oddycha sam, tylko dzięki maszynie. Mamy nadzieję, że to tylko chwilowe i za parę dni twój brat się obudzi i będzie oddychał samodzielnie.
-Za ile dni dokładnie i co jeśli nie stanie się, to co pan mówi?
-Jeśli za tydzień nie zobaczymy poprawy, to będzie pani musiała wezwać rodziców i zdecydować czy mamy odłączyć pańskiego brata od urządzenia, czy każe nam pani podtrzymywać jego życie za pomocą maszyny.
Opadłam ponownie na ziemie i pozwoliłam łżą spływać po moje twarzy. Poczułam jak ktoś klęczy przy mnie i mnie przytula. Spojrzałam na Tracy której leciały łzy z oczu, a potem na lekarza.
-Pan Alex za chwilę zostanie przewieziony na salę. Jak tylko znajdzie się na sali pani Rose przyjdzie państwa do niego zaprowadzić ale za pewne dzisiaj będą mogły wejść tylko dwie osoby.
Tracy kucnęła przy mnie ale ja czułam jakbym straciła właśnie grunt pod nogami i jakby świat się zatrzymał. Nic nie słyszałam i patrzyłam przed siebie i po prostu płakałam. On nie oddycha sam, on...on...może nie żyć jeśli nie zacznie sam oddychać. Słyszałam, że ktoś coś mówi i ktoś mnie głaska. Spojrzałam na reklamówkę którą wciąż miałam w ręce i zajrzałam do środka i zobaczyłam pociętą koszulę i resztę jego ubrań. Wyjęłam jego koszulkę i ją objęłam, bo tego potrzebowałam.Tracy wzięła reklamówkę ale nie zabrała mi koszulki.
-Wszystko będzie dobrze-otarła łzy- Alex jest twardy wyjdzie z tego, zobaczysz. Jeszcze kiedyś będziemy opowiadać o tym wnuką, bo to Alex, a on nigdy się nie poddaje.
Tracy próbowała mnie pocieszyć, a ja próbowałam uwierzyć w jej słowa ale czarne myśli mnie nachodziły gdy myślałam co będzie jeśli jednak...jeśli jednak będę musiała zadzwonić do jego rodziców.
-Szukam panienki Tracy.
-To ja wstała Tracy.-ocierając łzy.
-Rose, lekarz prowadzący Alexa.-Rose spojrzała na mnie z żalem w oczach-Jak poinformował was mój rezydent, to niestety musimy wierzyć, że w ciągu tygodnia stan pańskiego brata się poprawi. Chciałabym porozmawiać z twoimi rodzicami. Jest, to możliwe?
-Niestety nie...komunikacja jest dość ciężka tam gdzie są. Obiecuję, że jak tylko się odezwą wszystko im przekaże.
Rose kiwnęła tylko głową.
-Mogą do niego wejść tylko dwie osoby dzisiaj...przykro mi.
-Pójdę ja i Julka.
Rose tylko kiwnęła głową, a ja wstałam. Tracy złapał mnie za rękę a ja poszłam wciąż trzymając w jednej ręce koszulkę Alexa.
-Chce was tylko poinformować, że to może wyglądać strasznie na pierwszy rzut oka, bo jest podłączony do różnych urządzeń i ma rurkę w buzi.
Doszliśmy do drzwi i wtedy Rose podała nam jakieś fartuchy i kazała je nałożyć. Zrobiłyśmy tak jak kazała i z chwilą kiedy otworzyła drzwi i weszłyśmy do środka zamarłam widząc go w takim stanie. Zasłoniłam sobie dłonią usta i podeszłam do niego, poczułam dłoń na moim ramieniu i okazało się, że to Rose.
-Mówiłam, że to może wyglądać trochę strasznie.
Podeszłam do niego. W ustach mnie rurkę miał opatrunek w miejscu gdzie został postrzelony, a na jego klatce piersiowej były jakieś kable. Usiadłam na stołku i złapałam jego dłoń, a Tracy położyła swoją dłoń na moim ramieniu. Gdyby nie te kable, to wyglądałby jakby spał.
-Nie zostawiaj mnie Alex dobrze? Musisz walczyć, bo cię potrzebuje. Chce żebyś mnie wkurzał i nazywał mnie swoim kotkiem...-otarłam łzy- Nie opuszczaj mnie proszę cię.
Siedziałyśmy w ciszy przy Alexie do puki nie weszła lekarka.
-Przykro mi, to mówić ale muszą państwo już iść. Oczywiście mogą państwo wrócić rano dziesiątej. Tracy tylko kiwnęła głową na to, że rozumie ale ja nie chciałam go zostawiać, bo bałam się, że kiedy go zostawię to...to...to stanie się coś strasznego i am na myśli to, że mnie opuści.
-Julka chodź-dotknęła mojego ramienia-Jutro przyjdziemy do niego.
Ciężko mi było go zostawić ale nie miałam wyjścia. Wstałam i spojrzałam na niego po czym pogłaskam jego policzek i złożyłam delikatny pocałunek na jego czole.
-Przyjdę jutro, a ty nie wasz mi się nigdzie odchodzić rozumiesz? Jeśli zobaczysz jakiekolwiek światło, to lepiej dla ciebie żebyś biegł w przeciwnym kierunku, bo znajdę cię i osobiście zabije, że nie pobiegłeś w przeciwną stronę.
Lekarka tylko się uśmiechnęła w moją stronę i zanim wyszłam powiedziała.
-Dobrze, że z nim rozmawiasz. Wierzymy, że czasem to pomaga przywrócić kogoś, bo wtedy walczy. To silny chłopak i wierzę, że się obudzi.
Wyszłyśmy z Tracy, a potem razem z resztą pojechaliśmy do domu. Podczas drogi Tracy opowiedziała wszystko reszcie ale ja siedziałam i milczałam wciąż trzymając koszulkę Alexa. Kiedy podjechaliśmy pod dom spojrzałam na Tracy.
-Tracy...Czy ja...Czy ja mogę...
-Tak możesz.
Tracy zrozumiała, że nie będę wstanie zasnąć we własny domu, a Zayn nie sprzeciwił się. Wzięłam tylko kilka rzeczy i kluczyk do domu Alexa i wtedy zrozumiałam, że Alex miał taki naszyjnik jak ja. Wsiadłam szybko do auta Tracy i złapałam reklamówkę z rzeczami Alexa i zaczęłam szukać.
-Gdzie, to kurde jest.
-Julka uspokój się-Tracy złapała moje ręce-Spokojnie. Czego szukasz.
-Wisiorka.
Tracy wzięła o de mnie reklamówkę i powoli przeszukała reklamówkę, a następnie wyjęła z niej wisiorek.
-Proszę-podała mi go.
Wzięłam go i trzymałam przez całą drogę. Jak tylko dotarłyśmy z trudem przekroczyłam próg domu Alexa ale wiedziałam, że nie byłabym wstanie zostać w swoim domu i za pewne i tak bym tu przyszła. Pierwsze co zrobiłam, to pobiegłam w stronę pokoju Alexa ale zatrzymałam się tuż przed drzwiami i nie byłam wstanie otworzyć drzwi. Po minucie się przełamałam i pociągnęłam za klamkę drzwi się otworzyły a ja tak stałam i kompletnie nie wiedziałam co robić.
Hej moi kochani :) Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Trochę nudno się zakończył ale tak miało być, bo w dwóch następnych rozdziałach będzie się trochę działo :) . Rozdział pojawi się albo jutro albo pojutrze. Życzę miłych świąt wielkanocnych moi kochani :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top