6

Ruch który panował dziś na komendzie można było porównać do chaosu w wielkim, pełnych pszczół ulu. Co chwilę ktoś wchodził i wychodził. Ludzie krzyczeli jeden przed drugiego, do monety kiedy drzwi otwarły się z dużą siłą, uderzając o ścianę. W całym budynku zapanowała grobowa cisza. Ludzie skierowali swój wzrok w stronę nowo przybyłego. Był to wysoki szarowłosy mężczyzna . Przeszedł przez korytarz nie zwracając na nic uwagi, a gdy tylko zniknął za drzwiami biura komendanta zaczęły się szepty.
- widziałeś to on.
-Jest taki przystojny.
- Podobno złapał ich najwięcej.
- Bogu niech będę dzięki za niego.

W biurze

- Jak to jeszcze go nie namierzyliśmy! Minęło już kilka dni!!! Działajcie do cholery!!!! - Krzyczał wściekły, a jednocześnie załamany.

- Proszę uspokój się. Wiemy tylko tyle że zadzwoniła do niego siostrą i błagała go o pomoc, jednak gdy tylko pojechaliśmy na miejsce znalazliśmy ślady krwi, telefon i jego broń. Tej krwi było dużo, za dużo. Pogódź się z tym, że możliwe iż William nie zyje. - Odparł spokojnie.

-Nie!! On żyje i musimy go znaleźć! Kurwa w końcu jest on jednym z lepszych twoich policjantów. - Stwierdził wkładając ręce do kieszeni.

- Szukamy go ale nie wiele możemy zrobić. - Przyznał mężczyzna wzdychając.

- Sam go znajdę. - Wyszedł trzaskając drzwiami.

Wysiaganął list zza biurka, którego treść twierdziła, że William wpadł w ręce mafii ale będzie starał się być tam naszym szpiegiem. Nie mógł mu o tym powiedzieć. Im mniej osób wiedziało tym było lepiej. Miał w mafii już dwóch szpiegów, jednak niewiele mógł zrobić.

W tym samym czasie w biurze szarowłosego.

-Jezu jak oni mnie wkurzają- Pomyślał przemierzając po raz kolejny wnętrze swojego gabinety, by w końcu zasiąść na krześle przy biurku.

Nie potrafił uwierzyć, że jego ukochany jest martwy, podczas gdy każdemu szło tak łatwo.
- Nie to nie możliwe.- Pomyślał chowając na chwilę twarz w dłoniach, po czym podniósł ją i spojrzał czule na jego zdjęcie .

Uniosł je i  pogladził. -William obiecuję ci jeszcze będziesz mój kochany. Odnajdę cię.- Przyrzekł sam sobie patrząc w oczy chłopaka na zdjęciu, które właśnie gładził.

Magiczka99

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top