1

•William•
Siedziałem spokojnie na komisariacie, kiedy nagle zadzwonił mój telefon, a gdy spojrzałem na ekran okazało się, że to moja młodsza siostra. Odebrałem go i zacząłem mówić:
-Hal.... - nie skończyłem bo przerwała mi.
- Bałagam, pomóż mi, jestem w porcie. Proszę, znajdź mnie i... - szeptała cicho przez łzy, ale coś przerwało.
- Mikasa... Co się stało?! Halo! Mikasa! - wręcz krzyczałem do telefonu ale usłyszałem tylko ciche pikanie oznajmiające rozłączenie.

Wiedziałem, że muszę działać szybko, więc zerwałem się z krzesła wraz z krótką, która była na oparciu i wybiegłem pośpiesznie z budynku, wsiadłem do czarnego samochodu, który należał do mnie, po czym gwałtownie ruszyłem, co wywołało głośny pisk tylnych opon. Klasyczny styl mojej jazdy do portu trwał piętnaście minut, ale wtedy jechałem inaczej. W mojej głowie nie było miejsca na przepisy, była w niej tylko moja młodsza siostrzyczka, która w tamatym momencie tak bardzo mnie potrzebowała.

Po siedniu minutach byłem już na miejscu. Wyszedłem szybko, lecz bardzo cicho z auta i idąc powoli miedzy kontenerami,  kierowałem się za dźwiękiem płaczu mojej siostry. Rozumiałem, że nie mogłem jej wołać ale musiałem być czujny, więc cicho wyjąłem broń i naładowałem ją. Wiedziałem, że nie zbyt dobrze potrafiłem strzelać ale w razie konieczności może mi się udać. Im dłużej kierował mnie płacz tym był głośniejszy, aż w końcu zatrzymałem się za jednym z kontenerów i zobaczyłem ją. Usłyszałem coś, nie był to płacz, to był krzyk, który powtórzył się dwa razy. Wychyliłem się i zobaczyłem moją siostrę. To było przerażające. Mikasa leżała na ziemi, jej rudę włosy były pozlepiane krwią, a piwne oczy pełne strachu wpatrywały się w broń, która była wycelowana w jej głowę. Nie wytrzymałem i pobiegłem w ich stronę.
- Jakieś ostanie słowa księżniczko? -zapytał mężczyzna trzymający broń.
-Błagam nie zabijaj mnie- szlochała, a on tylko zaśmiał się podle i nacisnął spust.

Na całe szczęście nie trafił w jej głowę, bo udało mi się strzelić celnie i kula utkwiła w dłoni bruneta, a on puścił broń. Większość osób obecnych na miejscu skierowało wzrok w stronę, z krótkiej padł mój stał, ale mnie już tam nie było, ja już zdarzyłem podnieść moją siostrę, a ona od razu zrozumiała o co mi chodziło i chwilę później uciekaliśmy razem. Wszyscy ruszyli za nami w pościg, dałem radę oddać jeszcze kilka strzałów raniąc ich. Byliśmy już tak blisko mojego samochodu, gdy nagle poczułem okropny ból w nodze i upadłem na ziemie, a Mikasa zaraz za mną. Oboje zostaliśmy postrzeleni w nogi. Czułem, że jest źle, było mi tak słabo, a moje powieki były takie ciężkie. Dostałem w tętnice i właśnie wtedy się wykrwawiałem ale nie mogłem oddać mojej siostrzyczki, musieliśmy jakoś stamtąd uciec, razem albo przynajmniej ona. Starałem się walczyć z powiekami ale dzwięki biegu w naszą stronę coraz bardziej mnie sterował, przez co szło mi to coraz gorzej. Zatrzymali się przy nas, a jedne z uklęknął przy mnie i łapiąc mnie za podbródek podniósł lekko moją głowę do góry.
- Popatrz, całkiem niezły, może go nie zabijemy tylko weźmiemy ze sobą. Kto wie może szefowi się spodoba i przyjmie go do nas, bo nie musi uczyć go strzelać- powiedział przyglądając się uważnie mojej twarzy
- A co zrobimy z dziewczynką?-zapytał się drugi z mężczyzn.
- Zabijemy ją. Nie w sumie weźmy ją też ze sobą. Ładna jest. Ta wcześniejsza próba zabicia to by było marnotrawstwo jej ciała, a jak nie to Alfa coś wymyśli. Jedno jest pewne, źle na tym nie wyjdziemy- odpowiedział z chytrym i dwuznaczny uśmiechem, który widziałem przez lewo uniesione powieki.
Po chwili czułem tylko jak ktoś mnie niesie. A w głowie miałem tylko kilka myśli:
-Co teraz będzie? Czy damy radę to przeżyć czy zginiemy? Przecież to ludzie TEGO mafiozy, którego szukamy-.
Moje powieki stawały się coraz cieszę, a fakt, że wciąż traciłem krew wcale mi nie pomagał i po przegranej walce z własnym organizmem straciłem przytomność.

Magiczka99

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top