Helpline

Chcemy znaleźć kogoś, kto w nas wierzy. Kto będzie stał po naszej stronie i sprawi, że będziemy się czuli mniej samotni.
 


    
     

Helplime
  
    
    

Miałem wtedy 5 lat, dokładnie w tym wieku, uświadomiłem sobie, że mama i tata się nie kochają, tak w zasadzie to nigdy się nie kochali, zostali zmuszeni do wzięcia ślubu przez swoich rodziców, mimo, że mój ojciec był zakochany w innej kobiecie, a matka zrobiła coming out że jest lesbijką i jej ojciec poprzez to zaaranżowane małżeństwo próbował ją " naprawić".

Czasami im nawet współczuję, nie chcieli tego, mieli już kogoś kogo kochali, ale zostało im to odebrane, ale ja także tego nie chciałem, to nie była moja wina. A jednak i tak zawsze cierpiałem przez błędy dorosłych, przez ich nieustanne pomyłki, podchody i potrzebę bycia kimś w oczach ludzi, którzy byli nikim.

Prawda jest taka, że życie ich po prostu złamało a gdy już byli złamani postanowili złamać i mnie. Potrzebowali jakiejś odskoczni, czegoś co pomoże im się wyżyć, a ja byłem do tego idealny. Nie byłem owocem ich " miłości", byłem owocem presji wytworzonej przez moich dziadków, dlatego nigdy mnie nie chcieli i nigdy mnie nie kochali, ale mimo tego wszystkiego ja nie potrafiłem ich nie kochać.

Widziałem w oczach mojej matki troskę, rzadko, ale jednak, była dla mnie miła i o mnie dbała, ale myliłem uprzejmość z miłością.

Jednak ojciec zawsze miał do mnie żal, nie rozmawiał ze mną, nie patrzył na mnie, nie kochał mnie. Więc matka też przestała się starać, jej oczy stały się zimne i bez wyrazu.

Wtedy obwinialem za to siebie, biegałem za nią i przepraszalem mimo, że nie zrobiłem nic złego, jednak później przestałem zrzucać na siebie winę, przejrzałem na oczy.

Nigdy nie wiedziałem co znaczy być kochanym i kochać kogoś, myliłem uczucia, nie wiedziałem co jest czym, ponieważ moi rodzice kochali trochę inaczej, mniej intensywnie i bardziej boleśnie.

Chyba moje życie zaczęło się zmieniać gdy poszedłem do 2 klasy podstawówki, wtedy poznałem jego, Bokuto. Chłopaka ze zmiennymi humorami niczym pogoda, z ładnym uśmiechem, szczęśliwą, normalną i pełną rodziną.

Podczas gdy ja byłem rozbity on zaczął mnie sklejać... Nie, zaczął mnie budować na nowo, od fundamentów, nadał mi charakter i wytłumaczył uczucia. A w jego ustach moje imię zaczynało nabierać sensu, pokazał mi co znaczy być kochanym, dzięki czemu mogłem mu się odwdzięczyć w ten sam sposób.

Po poznaniu Bokuto, zacząłem trochę bardziej rozumieć moich rodziców, gdyby mi ktoś zabrał coś tak cennego, nie poradziłbym sobie z tym, znów potrafiłbym jedynie nienawidzieć.

Jednak sytuację takie jak te, gdy musiałem ochraniać matkę własnym ciałem błagając przy tym ojca żeby jej nie zabijał, wciąż tkwią w mojej pamięci,  wciąż nawiedzają mnie w koszmarach i krążą w moich żyłach niczym krew, sprawiając, że budzę się w środku nocy zlany potem ściskając się za gardło.
  
   

Wspomnienia potrafią zmieniać kształty. Niektóre się zmieniają, inne wykoślawiają, jeszcze inne się kurczą a z czasem obumierają. Ale te najgorsze zostają z nami na zawsze.
   
   
  
   
  
#Bokuto
  
   
  
Zawsze taki był, zawsze udawał, że wszystko jest w porządku, nawet gdy pytałem, odpowiadal, że nic mu nie jest a ja nie drążyłem, chociaż patrząc na to z perspektywy czasu to powinienem.

Teraz też tak jest.

Myślał, że nie widziałem jak obudził się w środku nocy   łapiąc się za gardło i ciężko oddychając.

Myślał, że nie wiem, że pobiegł do taolety i zwrócił całą zawartość swojego żołądka.

Ale ja wiedziałem i chciałem mu to uświadomić.

Wstałem z łóżka i skierowałem się w stronę łazienki.

Akaashi stał przy zlewie patrząc w lustro a ręce mu drżały, gdy zobaczył mnie w odbiciu, obrócił się gwałtownie jakby przyłapano go na czymś nieleglanym.

- Co ty tu robisz? - zapytał przybierając oskarżycielski ton.

Nie odpowiedziałem mu, byłem zbyt zmęczony na ubieranie moich myśli w słowa.

Po prostu stanąłem przed nim i go przytuliłem.

-Już dobrze - mruknąłem głaszcząc jego włosy.

Wiedziałem że mu się to nie podoba, to on zawsze był tym odpowiedzialnym, jednak teraz nie protestował.

Czułem jak powoli się rozluźnia i również mnie obejmuje kładąc swoją głowę na moim ramieniu.

Jego oddech był spokojny a ciało przestało drżeć, chciałbym móc zrobić dla niego coś więcej.

-Nie szarp się dobrze? - zapytałem nie czekając na odpowiedź po czym wziąłem zmęczonego chłopaka na ręce i zaniosłem go do łóżka a sam położyłem się na ziemi.

Leżeliśmy w ciszy wsłuchując się w nasze oddechy.

-Jesteś moją specjalną osobą - usłyszałem a chwilę później poszułem przyjemne ciepło w mojej dłoni.

- Ty też jesteś dla mnie specjalny- odpowiedziałem wplątując swoje palce w jego.

Gdy Akaashi pozwolił mi się przytulić, wyglądał jak zagubione dziecko.

Wtedy zdałem sobie sprawę, że choć uważałem się za jego przyjaciela, lub nawet kogoś więcej, nic o nim nie wiedziałem.

Nie próbowałem poznać

Prawdy kryjącej się za " wszystko w porządku"

Powodu, który doprowadził go do takiego stanu.

Ani nawet jego prawdziwych uczuć

Ale w tamtym momencie

Naprawdę zapragnąłem go zrozumieć
 
  
  
   
   
                                ***
   
  
  
Obudziłem się z okropnym bólem głowy a ciało miałem całe rozpalone.

Gdy otworzyłem oczy ujrzałem przed sobą Akaashiego który przykładał mi ręcznik do czoła.

-Bokuto-san jak się czujesz? - zapytał podnosząc mnie do siadu i podał mi w jedną rękę szklankę wody a w drugą 4 tabletki.

Nie dociekałem co połknąłem, ufałem mu i wiedziałem że nie zrobiłby niczego co mogłoby mi zaszkodzić.

-Słabo - odpowiedziałem robiąc przy tym smutną mine.

Akaashi ciężko westchnął po czym położył się obok mnie.

-Przepraszam, to przez mnie się przeziębiłeś - odpowiedział niby ze skruchą ale w jego głosie nie wyczułem żadnego poczucia winy.

- Mówisz tak, chociaż cieszysz się, że teraz ty możesz niańczyć mnie a nie mn odwrót - stwierdziłem prychając śmiechem .

Czarnowłosy wciąż wpatrywał się w moje oczy a później się uśmiechnął zakładając kosmyk moich oklapłych włosów za ucho.

Znalazł pod kąłdrą moja rękę i splótł nasze palce, wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku.

-Akaaaashi - powiedziałem przeciągając jego imię - Dobrze się tobą opiekowałem? - zapytałem ze szczerym uśmiechem na ustach.

- Tak tak, Bokuto sam, świetnie sobie poradziłeś - odparł z poważną miną aby dodać wiarygodności swoim słową.

Nie wiedząc czemu, uwielbiałem dostawać od niego pochwały , zazwyczaj był sceptyczny i chwalił mnie tylko wtedy kiedy zasłużyłem, ale uwielbiałem słuchać tych słów.

" Dobra robota"

" Świetnie się spisałeś Bokuto-san"

" Oby tak dalej"

Te wszystkie małe rzeczy sprawiały, że potrafiłem bardziej się przyłożyć do grania w siatkówkę, poza tym Akaashi zawsze wiedział co zrobić żeby poprawić mi humor na boisku.

Był i jest moją specjalną osobą.

Sprawia, że świat staje się bardziej znośny gdy traci swoje wszystkie kolory.
  
   
  
   
     
#Akaashi
   
   
   
  

Wiedziałem co mnie czeka po przyjściu do domu.

Nie potrzebował powodu, gdy mnie zobaczył w drzwiach nie wypowiedział nawet słowa.

Po prostu mnie nienawidził, bo wróciłem, bo jestem jego synem, bo istnieje i przypominam mu jego dziewczynę z którą kiedyś był.

Za to ostatnie nienawdzil mnie szczególnie. Zastanawiam się jak to jest, patrzeć w czyjeś oczy i widzieć w nich kogoś zupełnie innego i czy potem czujesz wypełniającą cię nienawiść? Czy czujesz ją w żyłach, w opuszkach palców i w bijącym sercu? Czy jesteś nią przesiąkniety do szpiku kości? Czy wylewa się z ciebie i jeśli nie dasz jej ujścia to cię rozerwie?

Mój ojciec nie widział we mnie swojego syna, nie uważał mnie nawet za człowieka.

Matka mi kiedyś powiedziała : " jeśli ludzie mają cię za potwora to nim bądź, po co zaprzeczać skoro  i tak już wyrobili sobie o tobie zdanie"

Więc przestałem być człowiekiem.

I pozwalałem mu się katować.

- Nienawidzę cię - powiedział uderzając moja głową o kant stołu. Gdy upadłem zaczął mnie okładać pięściami i im dłużej mnie bił tym większą miałem nadzieję, że coś poczuje, ale czas mijał a ja czułem tylko coraz mniej.

Ból też przestał stanowić problem, stal się dla mnie czymś naturalnym tak bardzo do niego przywykłem, że powoli przestawał mieć jakiekolwiek znaczenie .

Wpatrywałem się w ojca pustymi ślepiami, widziałem w jego oczach jedynie czystą nienawiść.

Gdy odskoczyła mi głowa miałem szanse spojrzeć w bok, widziałem tam moją matkę, przyglądającą się temu wszystkiemu.

Ściskała w rękach ścierkę jakby próbowała stłumić strach, ale dlaczego to ona się bała?

Wpatrywałem się w nią przez dłuższą chwilę aż w końcu coś poczułem.

I sprawiło mi to ból, dużo większy od tego fizycznego.

Otworzyłem lekko usta na których widniała moja własna zaschnięta krew.

- Czemu mnie nie ochroniłaś? - zapytałem ostatkiem sił.

Matka się rozpłakała i wybiegła z pokoju a ojciec wstał i umył ręce brudne od krwi.

Nalał do miski zimną wodę a do niej dodał mnóstwo kostek lodu.

Przeciągnął mnie za włosy po czym zanurzył w lodowatej cieczy i przytrzymał w niej coś ponad minute.

I ten cykl powtarzał około 20 razy, nie robił tego po to żeby się nade mną znęcać ( chociaż to też była forma przemocy) tylko po to żeby opuchlizna z mojej twarzy szybciej zeszła aby nikt go nie podejrzewał, miał  za dużo do stracenia.

Gdy już miał dość wyszedł z domu trzaskając za sobą drzwiami zostawiając mnie, całego we krwi i siniakach na podłodze.

Nie chciało mi się nawet wstawać jaki był w tym sens?

Po co to wszystko dalej ciągnąć?

Błagam niech to się skończy, mam już dość, chce po prostu odpocząć.

Niech ktoś mnie uratuje.

Ale nie było nikogo kto mógłby mi pomóc, szczęśliwe chwilę z Bokuto zatarły się w mojej pamięci i zastąpiły je nowe, te wypełnione krwią i zapachem alkoholu.

Dusiłem się na tym świecie, to nie było miejsce dla mnie zasługuje na coś lepszego.

Zasługuje, prawda?

Chce po prostu zasnąć.

Doczołgałem się do szafki z lekami i wyciągnąłem z niej całe opakowanie tabletek nasennych i przeciwbólowych.

Jedna.

Druga.

Trzecia.

Szósta.

Jedynasta.

Dwudziesta.

Trzydziesta.

I po połknięciu czterdziestej tabletki popiłem wszytsko whisky mojego ojca.

I poczułem spokój.

A przed moimi oczami zobaczyłem wszystko czego tak bardzo nienawidziłem, widziałem jak ojciec roztrzaskał mój aparat po czym wyrzucił go do śmieci, widziałem jak moja matka próbowała mnie udusić poduszką gdy miałem 9 lat, widziałem  siebie przykładającego żyletkę do nadgarsta, dziadka, który wyrywa mojej matce włosy, ponieważ jest "złą żoną".

A potem widzę Bokuto i gwiazdy, czuję ciepło jego dłoni, jego uśmiech gdy go chwalę, jego szczęście gdy mu się coś uda, jego smutek gdy traci chęć do grania i te wszystkie emocje które mi przekazuje, którymi stara się mnie wypełnić, bo sam ich nie posiadam.

I teraz znowu zaczynam coś czuć.

Żal.

Wyciągam telefon tak długo jak udaje mi się utrzymać świadomość i wybieram numer Bokuto.

Słyszę jego kojący głos i od razu mi lepiej.

- Ja chciałem tylko zasnąć - mówię ostatkiem sił a później jest już tylko ciemność.
   
   
    
    
   
    
    

   
   
     
     
      
    
     
    

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top