35. Babcina intuicja

- Spróbujesz? - spytał chłopak nabierając na łyżkę odrobinę zupy, którą sam przed chwilą przygotował. 

- A to bezpieczne? - uśmiechnęłam się szeroko. Kochałam się z nim droczyć. 

- Może się przekonamy? - uniósł brew spoglądając na mnie z tym błyskiem w oku. Cholera, naprawdę byłam w stanie zrobić dla niego wszystko i pójść za nim chociażby w ogień. 

Podmuchał delikatnie na łyżkę na której była zupa po czym przysunął się w moim kierunku i podłożył mi ją pod usta. Uśmiechnęłam się po czym otworzyłam usta, a wtedy chłopak wsunął mi do nich łyżkę. 

- I jak? - spytał przyglądając mi się z lekką obawą. Skrzywiłam się jakby mi nie posmakowało po czym z szerokim uśmiechem powiedziałam:

- Pycha - chłopak przez chwilę mi się przyglądał jakby nie rozumiał co do niego mówiłam aż zmrużył na mnie brwi i pacnął w ramię.

- Wystraszyłaś mnie! - krzyknął na co się głośno zaśmiałam jednak zamknęłam się widząc jak nie odwraca ode mnie wzroku. - Chcesz iść dzisiaj na imprezę? - spytał ściszając odrobinę głos jakby bał się, że ktoś mógłby nas usłyszeć. 

- Nadal sądzisz, że w ten sposób będę łatwiejsza? - uśmiechnęłam się kpiąco po czym oblizałam usta. 

- Bo będziesz - powiedział przysuwając się i układając dłonie obok moich ud. - Ale tylko dla mnie - dodał po czym nachylił się nade mną i złożył na moich ustach krótki pocałunek. 

- Nie jestem łatwiejsza po alkoholu - odparłam uśmiechając się kpiąco. - Szczególnie nie dla Ciebie - dodałam oblizując usta. 

- Myślałem, że nie kłamiesz - szepnął spoglądając na mnie wyzywająco. 

- Nie robię tego - skwitowałam pewnie. Po alkoholu byłam dla niego tak samo łatwa jak i na trzeźwo, więc tak teorytycznie to nie kłamałam. 

- Wmawiasz to sobie czy jeszcze nie zdajesz sprawy? - uniósł brew wyraźnie rozbawiony. 

- Musisz być takim dupkiem? - spytałam mrużąc brwi na co chłopak prychnął cicho po czym spojrzał na mnie z tą radością w oczach. 

- Kochasz to - powiedział po czym pocałował mnie krótko i szybko powrócił do zajmowania się zupą. Uśmiechnęłam się pod nosem. Miał cholerną rację. 

***

*teraz muzyka*

- Cześć, jest Thymon? - spytała dziewczyna zaraz po tym, gdy otworzyłam drzwi. Kim była i co tu robiła? Tylko te pytania krążyły mi po głowie. 

- A ty kim niby jesteś? - uniosłam brew spoglądając na nią jak na kosmitkę. 

- Jego dziewczyną - powiedziała na co od razu moje brwi powędrowały do góry. 

- A on o tym wie? - spojrzałam na nią z powątpieniem. Naprawdę miałam nadzieję, że ktoś teraz robił sobie ze mnie jaja. 

- Oczywiście, że wie! - pisnęła wyraźnie oburzona. - A ty to kim jesteś? - prychnęła krzyżując ramiona na piersi. Dziewczyna była raczej zwykła. Jak dla mnie była zbyt okrągła w kilku miejscach chociaż pewnie facetom się podobała. 

- Jesteś jego dziewczyną, a nawet nie wiesz, że mieszka u niego inna dziewczyna? - uniosłam z powątpieniem brew. To wszystko było grubymi nićmi szyte. 

- Jak to mieszka?! - syknęła po czym wyminęła mnie i szybko znalazła się w salonie. Nie wiedziałam jak się zachować, a zwłaszcza po tym jak zareagował na nią Thymon. Nie wydawał się zaskoczony jej osobą i zdecydowanie ją znał. W tym momencie poczułam jakby wbił mi nóż prosto w serce. Bawił się mną przez ten cały cholerny czas? 

Czułam jak oczy mi się szkliły jednak szybko się opanowałam przybierając obojętną minę i podeszłam do nich. 

- Twoja dziewczyna? - spytałam prosto z mostu przerywając tym samym ich kłótnię. 

- Co? Oczywiście, że nie - zaoponował szybko wstając z kanapy. W następnej chwili znalazł się przy mnie obejmując moje policzki. Nie potrafiłam się nawet poruszyć - Nic mnie z nią nie łączy - zapewnił nie odwracając wzroku od moich oczu. 

- Co ty do cholery robisz? Jak to nic?! - krzyknęła wyraźnie wściekła. - Kim ona jest? - wrzasnęła powodując tym, że się wzdrygnęłam. Już wiedziałam co powinnam zrobić. Na samą myśl tego bolało mnie serce, ale musiałam.

- Nie jestem zabawką, Thymon - szepnęłam ściągając jego dłonie z mojej twarzy. - Nie potrafię już tak dłużej, przepraszam - odsunęłam się po czym odwróciłam chcąc już wyjść jednak chłopak złapał mnie za łokieć.

- Nie rób tego, nie zostawiaj mnie - mówił, a pod wpływem jego drżącego głosu miałam ochotę się odwrócić i ponownie wtulić. Nie mogłam już tego zrobić. Ta nasza relacja nie była dobra. Kochałam go, ale.. Zamrugałam kilka razy oczami zdając sobie sprawę z tego co pomyślałam. Przymknęłam oczy po czym cicho westchnęłam. Kochałam go. Ten jego cholerny uśmiech, oczy od których nie potrafiłam odwrócić wzroku, usta, które zawsze mnie kusiły, jego poczucie humoru, śmiech, zboczony łeb, to jak mnie obejmował, a nawet to jak mnie traktował. Cholernie go kochałam i żałowałam tylko, że to nie ja mogę być tą, która naprawdę go uszczęśliwi. Najwyraźniej to nie było nam pisane. 

- Potrzebuję czasu - szepnęłam. Chciałam móc chociaż się z nim przyjaźnić, ale to mogłam zrobić dopiero, gdy zakończę swoje uczucia. Wiedziałam, że to będzie trudne, może nawet to będzie najtrudniejszą rzeczą jaką kiedykolwiek miałam zrobić, ale musiałam. Ta cała niepewność i ciągły strach, że to było tylko grą niszczyła mnie, a dodatkowo czułam jak z każdym dniem coraz bardziej się do niego przywiązuje i dlatego powinnam była to zakończyć, abyśmy kiedyś mogli być przyjaciółmi. - Powinniśmy od siebie odpocząć, tak będzie lepiej dla nas obojga - dodałam po czym głośno przełknęłam ślinę. Czułam już jak warga zaczyna mi drżeć. 

- Thymon, co ty robisz? Kim ona jest? - pytała dalej dziewczyna wyraźnie zaskoczona tą całą sytuacją. 

- Brithany, daj spokój. Nas już nic nie łączy - powiedział i mimo to, że mówił do niej to czułam przez cały czas jak nie odwracał wzroku ode mnie. Czułam jak za sekundę się rozkleję, więc szybko wyrwałam się i opuściłam jego mieszkanie. Nie mogłam dłużej tego słuchać. 

Gdy tylko opuściłam jego klatkę opatuliłam się rękoma, aby zrobiło mi się choć odrobinę cieplej, bo mimo, że były 23 stopnie to pogoda i tak się nie nadawała na to, abym biegała po mieście w krótkich spodenkach i podkoszulku. Miałam nawet gdzieś to, że nie miałam butów na stopach. Nie mogłam tam wrócić. 

Ruszyłam chodnikiem czując jak z moich oczu zaczyna wypływać coraz więcej łez. Już nie potrafiłam ich powstrzymać. Nawet nie próbowałam. Po prostu szłam mając gdzieś nawet to jak wyglądam. 

Przyśpieszyłam kroku bojąc się, że zaraz wybiegnie, a ja znów mu ulegnę. Musiałam to zakończyć nawet jeśli czułam się pusta bez niego. Zbyt wiele wycierpiałam, aby teraz dać się niszczyć. 

***

- Jest Natalie? - spytałam, gdy tylko ciocia otworzyła mi drzwi. Zilustrowała mnie wzrokiem, a wtedy od razu jej oczy się rozszerzyły. 

- Jezu, dziecko co Ci się stało? - spytała wyraźnie zmartwiona po czym szybko przepuściła mnie w drzwiach. Gdy po chwili zrozumiała, że nic nie powiem odparła - Jest u siebie. Leć na górę, zaraz przyniosę Ci ciepłej herbaty - przytaknęłam głową po czym wspięłam się po schodach, a już po chwili skręciłam do pokoju przyjaciółki. Zawiodłam się, gdy okazało się, że nie była sama. 

- Oh, sorry - mruknęłam chcąc już się wycofać jednak dziewczyna szybko mnie zatrzymała wypowiadając moje imię.

- Ja już wychodzę - powiedział Luis po czym pocałował delikatnie dziewczynę, a już po chwili wyszedł wymijając mnie. 

- Co się stało? - spytała jednak ja zamiast coś powiedzieć podeszłam do łóżka po czym położyłam się na przyjaciółce wtulając w jej klatkę piersiową. Szybko mnie objęła całując w czubek głowy - Ćśii, jestem tutaj - powiedziała, gdy wybuchłam płaczem. 

Minęło chyba z 5 minut podczas, których żadna z nas się nie odzywała ani nawet nie poruszała, gdy mama Natalie weszła do pokoju i cicho postawiła herbatę na szafce obok łóżka. Ona też nic nie powiedziała. Wyszła zostawiając nas same. 

- Kocham go - szepnęłam po chwili po czym ponownie pociągnęłam nosem. 

- Wiem, skarbie - szepnęła nawet na sekundę nie przestając gładzić moich pleców. Co najdziwniejsze ona wiedziała to nawet przede mną. 

- Ale zakończyłam to, nie potrafiłam już tego ciągnąć - powiedziałam po czym znowu wybuchłam płaczem. - Straciłam go na własne życzenie 

- Podjęłaś dobrą decyzję - odezwała się po chwili. - Ale nie straciłaś go. Kochacie się i to widać, jeśli on teraz odpuści to albo jest ślepy albo tchórzem. Jestem pewna, że za kilka dni, a może nawet jeszcze dzisiaj zapuka do twoich drzwi - pokręciłam przecząco głową na jej słowa. 

- Teraz pewnie zabawia się z tą laską - przełknęłam głośno ślinę czując jak ściska mi się żołądek. - Nie wiem kim była, ale znał ją. Mówił, że nic go z nią nie łączy, ale ona zachowywała się jak zazdrosna dziewczyna. Może i kłamała, ale ja już mam dość zastanawiania się co z tego co mówi jest prawdą, a co nie. 

- Wątpię, że zrobiłby Ci to - powiedziała po chwili. Ja sama już nie wiedziałam w co miałam wierzyć, ale na takie przemyślenia było już za późno. Miałam dość walczenia o coś co zapewne nie miało większej przyszłości, bo jedyne co przez całe te dwa miesiące usłyszałam, gdy go spytałam czy coś do mnie czuje to 'myślę, że tak'. Nigdy nie usłyszałam czegoś co dałoby mi pewność, że mu się chociażby podobałam nie w sensie fizycznym. Bo co do tego to dał mi to do zrozumienia wiele razy. 

- Ja nawet nie wiem czy mu się podobam! - wyrzuciłam z siebie czując już jak te wszystkie myśli mnie przytłaczały. 

- Vicky, porozmawiaj ze mną! - usłyszałam krzyk z dołu na co automatycznie poczułam jak się cała spinam. 

- Nadal masz wątpliwości? - spytała tym głosem, który sugerował wszystko. Mimo tego w jakiej sytuacji tkwiliśmy to i tak na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech. Cholera, był tu. - Chcesz do niego zejść? - odezwała się po chwili na co głośno odetchnęłam zastanawiając się nad odpowiedzią. Czy chciałam? Oczywiście! Czy powinnam? Zdecydowanie nie. 

Pokręciłam przecząco głową. 

- Od razu bym mu uległa. W ten sposób nic się nie zmieni - skwitowałam wiedząc, że mam rację. Nie wiem na co liczyłam. Może na to, że teraz nagle wykrzyczy, że też mnie kocha, że sam tu wbiegnie mając wszystko w nosie? Byłam prawie pewna, że nic z tego się nie spełni. Zdawałam sobie sprawę z tego, że jeśli teraz nie zejdę to mogę go już nie zobaczyć, ale teraz nie byłam gotowa na to, aby znów go ujrzeć. 

W tej właśnie chwili drzwi się otworzyły na co gwałtownie uniosłam głowę z klatki piersiowej dziewczyny. Zawiodłam się, gdy okazało się, że to mama Natalie. Na co ja liczyłam? 

- Przyszedł Thymon, wpuścić go? - spytała stojąc w drzwiach. Pokręciłam przecząco głową na co kobieta od razu przytaknęła, a już po chwili zamknęła za sobą drzwi. 

- Tak będzie lepiej - szepnęłam próbując przekonać samą siebie. Mimo to miałam ochotę zbiec do niego i rzucić mu się w ramiona.

***

- Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz? - spytała dziewczyna, gdy wsiadłam na motor. Nie byłam niczego pewna, wiedziałam jedynie, że musiałam odizolować się od tego wszystkiego na chociażby te dwa dni. 

- Potrzebuje tego - powiedziałam chcąc już założyć kask jednak dziewczyna złapała mnie za rękę. 

- Uważaj na siebie - uśmiechnęła się do mnie niepewnie. 

- Jasne - posłałam jej największy uśmiech na jaki było mnie w tej chwili stać po czym włożyłam kask na głowę. - Pamiętaj, żeby odebrać moje rzeczy od niego, telefon też 

- Dobra, dobra. Daj mi jakoś znać, gdy dojedziesz - poprosiła po czym się do mnie przytuliła na co się uśmiechnęłam odwzajemniając uścisk. 

- Nie musisz nawet mówić - oblizałam suche usta po czym się uśmiechnęłam. Odsunęłam się od przyjaciółki po czym odpaliłam silnik. - Widzimy się w poniedziałek - posłałam jej uśmiech po czym odjechałam spod domu.

***

- Cześć babciu - uśmiechnęłam się do starszej kobiety po czym mocno przytuliłam. 

- Oh, skarbie. Nie mówiłaś, że przyjedziesz - odparła odsuwając się. 

- Przeszkadzam? - spytałam niepewnie. 

- Nie, oczywiście, że nie. Nie spodziewałam się po prostu, ale bardzo się cieszę - ponownie mnie przytuliła po czym pocałowała we włosy. - Wiesz przecież, że zawsze jesteś mile widziana - delikatnie pogłaskała mnie po plecach po czym odsunęła się i posłała mi szeroki uśmiech. - Na długo zostaniesz? 

- W niedzielę wieczorem wracam - powiedziałam po czym zdjęłam ze stóp buty. 

- Dobrze, a jadłaś coś? - uśmiechnęłam się na pytanie, które zawsze zadawała. Pokiwałam twierdząco głową po czym dałam się poprowadzić do kuchni, gdzie już unosił się zapach świeżo upieczonego ciasta. Zajęłam miejsce przy stole - Ale sernika zjesz, prawda? - spytała krojąc wcześniej wspomniane ciasto. Ochoczo pokiwałam głową na co zostałam obdarzona szerokim uśmiechem. 

Po chwili kobieta położyła przede mną talerzyk z sernikiem po czym zajęła miejsce naprzeciwko mnie. 

- Co się stało? - spytała po chwili przyglądając mi się. Uniosłam w zaskoczeniu brwi. Skąd wiedziała? - Babcina intuicja - odparła na co się cicho zaśmiałam. To była naprawdę dobra decyzja, aby tu przyjechać. Potrzebowałam tego. - Jak znam życie to chodzi o chłopaka - powiedziała dokładnie 3 sekundy później. Przytaknęłam zwieszając głowę. Zaczęłam grzebać w serniku nie wiedząc co powiedzieć ani jak się zachować. Stresował mnie temat Thymona. 

- Zakochałam się, ale on chyba tego nie odwzajemnia - odparłam po chwili. To było wszystko co mogłam powiedzieć na ten moment, bo to było jedynym co tak naprawdę wiedziałam. 

- To Thymon? - spytała po chwili. Zmarszczyłam brwi nie wiedząc skąd go znała. Dopiero po chwili zrozumiałam, że przecież był u nas w święta, gdzie ich sobie przedstawiłam. Przytaknęłam głową. - Myślę, że odwzajemnia - uśmiechnęła się szeroko. 

- Skąd? - spytałam. 

- Babcina intuicja - odparła nie odwracając ode mnie wzroku. To aż zadziwiające jak często się uśmiechała. - Musicie porozmawiać szczerze. Bez rozmowy nigdy nie będzie związku

- Wiem, babciu - przyznałam po czym delikatnie się uśmiechnęłam. - My naprawdę sporo rozmawiamy, tylko, że za każdym razem jak pytam to dostaję jakąś niejasną odpowiedź. Musiałam od tego odpocząć - dodałam próbując tym samym zakończyć temat. W końcu nie po to tu przyjechałam, aby o nim myśleć. 

Kobieta od razu zrozumiała o co mi chodziło i tylko przytaknęła głową. 

- Zjadaj - skwitowała machając głową w kierunku sernika. Na szczęście nie rozdłubałam go na tyle, aby wyglądał nieapetycznie. 

- A gdzie dziadek?- spytałam nabierając odrobinę ciasta na widelec. 

- Pomaga Davidowi, coś mu się w aucie popsuło - wyjaśniła na co przytaknęłam głową. David był synem dziadka. Nie widywałam się z nim często i sam raczej rzadko nas odwiedzał, ale lubiłam go. 

- Kiedy będzie? - dopytałam kończąc już swoją porcję. Babci ciasta były najlepsze i może właśnie dlatego zawsze tak szybko znikały. 

- Wieczorem - uśmiechnęła się zauważając, że już prawie nic nie miałam na talerzu. - Dokładki? - spytała. 

- Nie, dziękuję. Pójdę się przejść - odparłam posyłając uśmiech kobiecie. 

- Tylko uważaj na siebie, już się późno robi - powiedziała z troską. 

- Zawsze uważam - zapewniłam po czym wstałam i ruszyłam do wyjścia czym zawtórowała mi kobieta. Szybko założyłam buty, a gdy już złapałam za klamkę przypomniałam sobie o czymś ważnym. - Yy.. Mogłabym jeszcze twój telefon na chwilkę? Ja swojego nie mogłam wziąć, a obiecałam Natalie, że dam jej znać, że dojechałam

- Oczywiście, kochanie - szybko ruszyła do salonu zapewne po telefon, a już po chwili wróciła z owym urządzeniem. W tym momencie naprawdę się cieszyłam, że znałam numer dziewczyny na pamięć. 

Vicky: Dojechałam już, wszystko jest ok. Nie martw się <3 - Vicky

Kliknęłam wyślij po czym oddałam telefon kobiecie.

- Dzięki, babciu - szybko przytuliłam kobietę po czym wyszłam z domu. Odetchnęłam z ulgą zaciągając się powietrzem. Lubiłam spacerować wieczorem, gdy byłam u babci. Zawsze było tutaj cicho i spokojnie, a ja właśnie tego potrzebowałam. 

------------

Macie taki bonusowy rozdział :D Wena przyszła, więc taka niespodzianka<3 

Jestem naprawdę zadowolona z tego rozdziału:DDD

Dziękuję, że wciąż tu jesteście<3 I powodzenia jutro w szkole (tak wiem, że już to mówiłam, ale nie zaszkodzi jeszcze raz😆)

PS. Czy ktoś wie czym się w końcu je sernik? Bo ja już serio nie wiem.. 

U mnie w domu zdania podzielone -.- 

Ja uważam, że widelcem🤨🤫

PS2. Rozdział niesprawdzony

Miłej nocki❤️❤️😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top