Kocham Cię!
Perspektywa Steve.
Dzisiejszy poranek był wyjątkowo słoneczny, więc postanowiłem wstać o 5 i pobiegać.
W sumie dzień jak codzień, ale jednak dzisiaj było wyjątkowo ładnie, jak na środek jesieni.
Kiedy przebiegłem 20 kółko stwierdziłem, że już wystarczy, więc zacząłem kierować się w stronę A. Tower. Przechodziłem akurat obok gęstszych zarośli i usłyszałem cichy pisk.
Chyba mi się zdaje.-pomyślałem.
Ale tknięty jakimś przeczuciem, zatrzymałem się i zacząłem nasłuchiwać.
Po chwili pisk się powtórzył, tym razem troszkę głośniej. Spojrzałem na drzewo, którego pień był zarośnięty leszczyną. Nie zastanawiając się już dłużej, rozgarnąłem krzaki.
Moim oczom ukazało się szczenię owczarka niemieckiego, przywiązane krótkim sznurkiem do pnia. Odwiązałem szczeniaka, myśląc przy tym o beznadziejności ludzi.
-Cześć malutki... albo malutka.-mruknąłem do pieska. Szczeniak w odpowiedzi tylko próbował polizać mnie po nosie, na co głośno się zaśmiałem.
-Mam nadzieję, że nic ci nie jest... Ale chyba jednak powinniśmy się przejść do weterynarza, nie wiem nawet czy jesteś suczką czy pieskiem szkrabie.- Po tych słowach zgarnąłem małą kuleczkę szczęścia na ręce, w drugiej dłoni trzymając telefon i szukając na mapie najbliższego gabinetu weterynarza. Całe szczęście nauczyłem się chociaż trochę korzystać ze smartphona.
Niedługo później staliśmy przed przychodnią.
.....
Perspektywa Nikoli
Skończyłam w końcu badać czarnego labladora starszej pani Robbins i spojrzałam na właścicielkę swoimi niebieskimi oczami, uśmiechając się do niej serdecznie.
- Psiak ma na szczęście tylko rozstrój żołądka. Dam pani leki, które pani będzie musiała mu podawać i mały powinien odzyskać swoje dobre zdrowie.
Gdy skończyłam mówić, odwróciłam się do mojego drewnianego biurka i napisałam szybko odpowiednie dawkowanie leków i sięgnęłam do półki po odpowiednie opakowanie tabletek. Poprawiłam jasny włos, który śmiał wypaść mi ze starannego kucyka i podałam kobiecie błękitną karteczkę i budełeczko.
- Proszę. Jakby czuł się źle w dalszym ciągu, to proszę mnie powiadomić.
Starszawa kobieta podziękowała szczęśliwa, zapłaciła i pożegnała się, wychodząc już spokojna ze swoim kochanym pupilem.
Już miałam siadać na krzesło obok biurka, gdy do gabinetu ktoś cicho wszedł. Odwróciłam się i mnie przytkało.
W drzwiach stał wysoki, barczysty blondyn o niesamowitych, błękitnych oczach z małym szczeniakiem owczarka niemieckiego w ramionach.
Przełknęłam głośno ślinę.
Cholera, jaki on przystojny!
Ups, miałam nie przeklinać.- zganiłam się w myślach.
- Dzień dobry.-uśmiechnęłam się do niego nieśmiało, odzyskując zdolność myślenia.
- Witaj.-odpowiedział i wskazał ze smutkiem na zwiniętego psiaka.
- Znalazłem to maleństwo przywiązane w krzakach jak biegałem.
Ostrożnie położył owczarka na czarnym blacie stołu.
- Jak można wyrzucić biedne zwierzę na ulicę!-oburzyłam się i zaczęłam ostrożnie badać to biedne stworzenie, co chwila poprawiając wypadające blond kosmyki.
Czułam się mocno onieśmielona pod badawczym wzrokiem mężczyzny.
Gdy skończyłam badanie, pogłaskałam czule zwierzątko po małej główce.
- I co z nim?
- Małej nic nie jest. Jest tylko mocno wystraszona. Co pan zamierza z nią zrobić?-zapytałam, unosząc wzrok z małej suni na blondyna.
- Chyba ją zatrzymam.-odpowiedział tym razem z promiennym uśmiechem na ustach.
Chyba wcześniej martwił się o tą słodką, futrzaną kuleczkę.
- Zrobię kartę zdrowia dla psiaka.
Ruszyłam do białej szafki i sięgnęłam do jednej z niższych szuflad. Wyciągnęłam z niej jeden egzemplarz książeczki zdrowia, którą niespiesznie zaczęłam uzupełniać czarnym długopisem.
- Pana imię i nazwisko?
- Steven Rogers.
Ładne imię i jakoś znajome.-pomyślałam i zanotowałam szybciutko w odpowiednim miejscu. Odłożyłam długopis na biurko i sięgnęłam po butelkę fanty, stojącej po mojej lewej stronie.
Otworzyłam ją, sącząc powoli łyka orzeźwiającego napoju.
- A imię dla tej śliczności?
Sunia uniosła do tej pory trochę przyklapnięte uszy, jakby wiedząc, że to o niej była mowa i spojrzała na naszą dwójkę swoimi brunatnymi oczętami.
Słodka!
Roześmiałam się rozczulona. Niebieskooki zaczął się gorączkowo rozglądać po gabinecie, chyba szukając jakiejś inspiracji.
Jego wzrok zatrzymał się nagle na trzymanej w mojej ręce butelce pomarańczowego napoju.
- Może...Fanta.-odpowiedział unosząc jedną brew.
Zaśmiałam się cicho i dokończyłam uzupełniać kartę. Wyciągnęłam jeszcze z biurka wizytówkę z numerem mojej kliniki.
Odłożyłam butelkę i ruszyłam do mężczyzny, który już trzymał Fantę opiekuńczo w swoich szerokich ramionach. Podałam mu kartę wraz z wizytówką.
- Dziękuję panno....?-mężczyzna zmarszczył uroczo brwi w zastanowieniu.
- Nikola. Nikola Litera.
- Ładnie.-uśmiechnął się, a na moich policzkach mimowolnie ukazał się zapewne czerwony pąs.
- Jeszcze raz dziękuję i miłego dnia.-skinął mi głową.
Zaśmiałam się w duchu.
Ten mężczyzna był tak uroczo staroświecki.
- Dziękuję i nawzajem panie Rogers.-odpowiedziałam nieśmiało, a on ruszył z szerokim uśmiechem do drzwi.
Już myślałam, że wyjdzie, ale on przystanął i odwrócił się z powrotem w moją stronę.
- Proszę, mów mi Steve.- powiedział i wyszedł.
Gdy zniknął za drzwiami, pozwoliłam aby na moje usta wypłynął szeroki uśmiech, a policzki delikatnie się zaróżowiły.
......
- Uff...Jeszcze tylko parę kartonów.-westchnęłam ciężko, odkładając jedno pudełko na niedawno postawiony stolik i przeciągnęłam się mocno, trzymając za plecy.
- Ale mnie w krzyżu łupie!-usłyszałem za sobą cichy, znajomy jęk. Odwróciłam się i zobaczyłam jak dwie brunetki wchodzą przez drzwi wejściowe obładowane od góry do dołu przez moje rzeczy.
Oliwia stanęła w progu i podpierając ciężkie pudło o swoje udo, stając na jednej nodze, poprawiła spadające z nosa, czarne okulary.
Zuzia zaś walnęła beżowy karton z książkami na kanapę z taką siłą, że myślałam, że ta biedna kanapa runie.
- Nie tylko ciebie!-prychnęła brązowowłosa do przyjaciółki, która odłożyła kolejny ciężar obok tamtego i w tej chwili poprawiła jak zwylke rozpuszczone włosy, spadające na twarz.
- Zuza, powiedz mi, dlaczego my dałyśmy się namówić do pomocy przy tej przeprowadzce, co?-zielonooka skrzywiła się rozmasowując plecy.
- No właśnie nie wiem.-skrzywiła się tamta i spojrzała na mnie mrożącym wzrokiem.
- I tak wiem, że mnie kochacie.-zaśmiałam się i machnęłam ręką.
Od strony moich przyjaciółek doszedł mnie dławiony śmiech ich obu.
- Że też ci się chciało przeprowadzać nad swój gabinet.-niższa brunetka pokręciła ze zrezygnowaniem głową.- I jeszcze te wszystkie rzeczy do przyniesienia!-wyjrzuciła ręce w górę, jakby protestując.
- Oj nie narzekaj!-prychnęła Zuzia, rzucając jaśkiem w zielonooką, która nie zdążyła złapać poduszki i dostała nią w głowę.
Zaczęłam się śmiać z zadowolonej miny Zuzki i oburzonej Oliwi, która po chwili odpłaciła się tamtej pięknym za nadobne.
- Ha ha ha bardzo śmieszne.-sarknęła odwracając się w moją stronę.- Zostało jeszcze jedno pudło.-westchnęła, skinąwszy znacząco głową w kierunku drzwi. Dobrze, że już zostało tylko rozpakowywanie.
- Rozumiem, że ja mam je wziąć?-uniosłam brew, na co dziewczyny zgodnie pokiwały głowami.
Świetnie.
Jęknęłam z niechęci i ruszyłam we wskazanym kierunku. Minęłam klatkę z moją uroczą szynszylą i otworzyłam drzwi wyjściowe. Sprawnie zbiegłam po schodkach.
Na chodniku stało tektórowe pudło które chwyciłam po chwili w ręce.
Był strasznie ciężki, więc trochę go podrzuciłam, układając go sobie wygodnie na rękach. Minusem było to, że nic, kompletnie nic zza niego nie widziałam.
Przechyliłam go trochę, upewniając się w którą stronę idę. Ostrożnie postawiałam swoje pierwsze kroki. Odchyliłam ponownie karton, chcąc zobaczyć ile mam do schodków, gdy nagle potknęłam się o coś i poleciałam jak długa na beton, wypuszczając z dłoni karton, który runął z łozgotem na ziemię.
Syknęłam czując ból i otworzyłam oczy.
Jakim zdziwieniem dla mnie było, gdy przed sobą zobaczyłam zdecydowanie męską dłoń, wyciągniętą w moją stronę.
....
Perspektywa Steve
Przechodząc jedną z nowszych ulic Brooklynu, zobaczyłem tą śliczną pani weterynarz, która badała w tamtym tygodniu Fante. Nikola wchodziła akurat po schodach z jakimś kartonem w rękach i potknęła się o ostatni schodek. Doskoczyłem do niej i próbowałem ją złapać, ale było już za późno. Wyciągnąłem więc w jej stronę rękę, aby pomóc jej wstać. Dziewczyna podniosła na mnie wzrok, a ja na chwilę przestałem ogarniać rzeczywistość.
Boże drogi, jaka ona jest cudowna.- pomyślałem.
Po sekundzie z zamyślenia wyrwał mnie głośny śmiech.
Oderwałem wzrok od jasnowłosej i spojrzałem w prawo, gdzie dwie dziewczyny, na oko w wieku Nikoli, prawie zginały się ze śmiechu. Zrozumiałem, że to prawdopodobnie ze mnie się śmieją, więc czym prędzej podniosłem blondynkę na nogi. Niebieskooka pisnęła z bólu, gdy ciężar jej ciała spoczął na prawej nodze i ponownie upadłaby na ziemię, gdybym jej nie przytrzymał.
-Hej, widziałem, jak upadasz. Wyglądało to dosyć groźnie. Coś jeszcze oprócz nogi cię boli?- zapytałem trochę zmartwiony.
-Chyba zbiłam sobie łokieć.- odparła dziewczyna.
-A z nogą już lepiej?- blondynka ponownie spróbowała ustać na naruszonej nodze. Skrzywiła się mocno.
-Niestety, ale chyba jest skręcona.- w tym momencie dwie brunetki zdecydowały się do nas podejść.
-Hej, jestem Zuza, a to Oliwia.- Odezwała się wyższa z nich wyciągając w moją stronę rękę, którą oczywiście uścisnąłem. Druga z dziewcząt również podała mi rękę warcząc przy tym na przyjaciółkę.
-Zuza, umiem się sama przedstawić!- Po chwili dodała, teraz zwracając się już do blondyna.- Ty musisz być Steve! Nikola opowiadała nam o tobie.- Oliwia spojrzała się porozumiewawczo na Zuze, która mrugnęła do mnie, co oczywiście nie uszło uwadze Nikoli. Dziewczyna zarumieniła się, na co uśmiechnąłem się delikatnie.
-Nikola chyba będziesz musiała się zgłosić do szpitala.- powiedziała poważniejąc Zuza.
-Tak, to wygląda poważnie.- poparłem dziewczynę.
-Nie, nie do jutra mi przejdzie!- zaprotestowała blondynka.
-Ależ nie ma opcji! Do szpitala w tej chwili!- rzuciła Oliwia z delikatną irytacją. - Zuza, chyba musimy iść po samochód.
-Kurczę, no faktycznie, przecież przyszłyśmy tu na piechotę, a ona nie dojdzie z buta, aż do szpitala mimo, że nie jest daleko.
-Ja mogę zanieść Nikole!- prawie wykrzyknąłem podekscytowany swoim genialnym pomysłem.
Wzrok trójki młodych kobiet zwrócił się na mnie. Dopiero po chwili dotarło do mnie co palnąłem, na co momentalnie spaliłem buraka.
- To świetny pomysł!- wykrzyknęły w tym samym czasie brunetki.
-Nie ma mowy.- jęknęła poszkodowana.
-Ale dlaczego Niki? Przecież widać, że Steve jest silny, a poza tym są korki, za nim podjedziemy tu samochodem, to zdążycie 2 razy wrócić!- zaprotestowała Zuza.
Na słowa dziewczyny zarumieniłem się jeszcze bardziej, widziałem po minie Nikoli, że chce zamordować swoje przyjaciółki.
No cóż, muszę przyznać, że były dosyć bezpośrednie.
Postanowiłem nie dawać im więcej powodów do żartów na nasz temat i po prostu podszedłem do Nikoli, po czym złapałem ją pod kolanami i podniosłem w stylu panny młodej ruszając w stronę szpitala.
-Do widzenia dziewczyny!- krzyknąłem do brunetek, na co one pomachały nam i ruszyły do środka budynku.
Skupiłem swój wzrok z powrotem na niebieskookiej, która była uroczo zarumieniona i nie wiedziała za bardzo, co zrobić z rękami, które po chwili zastanowienia założyła za moim karkiem.
Dalej szliśmy w przyjemniej ciszy, widać było po dziewczynie, że zatopiła się w swoich myślach.
Po chwili doszliśmy do szpitala, gdzie skierowaliśmy się do recepcji. Przemiła pani pokierowała nas do poczekalni.
-Dziękuję ci za pomoc Steve. To była przemiłe z twojej strony.- powiedziała blondynka z uroczym uśmiechem. -I przepraszam za swoje przyjaciółki potrafią być... nachalne.- dodała z westchnieniem.
-Ależ nie ma za co dziękować i przepraszać. To czysta przyjemność z mojej strony pomóc tak uroczej damie. Ale niestety muszę już lecieć, wiesz, obowiązki wzywają.-skrzywiłem się na myśl o tym, jak zareaguje Fury na moje spóźnienie, a byłem spóźniony już 30 minut.- Mam nadzieję, że do zobaczenia Nikolu.
Powiedziałem i już chciałem się wycofać. Ale blondynka miała inne plany i cmoknęła mnie szybko w policzek.
-Do zobaczenia Steven. - po jej odpowiedzi szybko wstałem z krzesełka i prawie uciekłem z poczekalni, cały zarumieniony. Cholera co to było tchórzu? Niby na co dzień ratujesz świat, a tylko dziewczyna Cię cmoknie, a już spierdzielasz.
Westchnąłem głęboko i ruszyłem do biura szefa T.A.R.C.Z.Y.
....
Perspektywa Nikoli
Wyszłam z sali o tych cholernych kulach i usiadłam na krzesełku w korytarzu. Sięgnęłam do kieszeni spodni i wyjęłam z niej telefon. Szybko przeszukałam kontakty i znalazłam numer Oliwi. Szybko go wykręciłam i po dwóch sygnałach usłyszałam głos przyjaciółki.
- Część Niki, co tam?
- Odbierzecie mnie ze szpitala?-zapytałam spoglągając na swoją skręconą kostkę.
- Pewnie! Zaraz będziemy.
Już miałam się rozłączyć, gdy usłyszałam jeszcze w telefonie głosy.
- Zuza, ruszaj dupę! Jedziemy po Nikole! Gdzie masz kluczyki?
- Nie drzyj się! Na stole leżą!- odkrzyknęła tamta.
Roześmiałam się i zakończyłam połączenie.
Schowałam telefon i podniosłam się z krzesła, łapiąc się kuli.
Podreptałam przed szpital, a po piętnastu minutach przyjechały po mnie dziewczyny.
Nie było na szczęście korków i szybko dojechaliśmy pod moje mieszkanie. Pożegnałam się z nimi i wdrapałam po schodach do domu.
Pierwsze co zrobiłam to walnięcie się na miękkie łóżko w sypialni. Położyłam kule na ziemię i zamknęłam oczy.
Niezwykle szybko zapadłam w głęboki sen, zmęczona całym tym dniem.
Time skip następny dzień
Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się na łóżku.
- Tak mi się dobrze spało.-mruknęłam i usiadłam na łóżku trochę przymulona.
Poczułam nieprzyjemne ssanie w żołądku, więc czym prędzej pokuśtykałam do kuchni. Zrobiłam sobie na szybkiego kanapkę, którą zjadłam w zastraszającym tempie. Przechodząc, a raczej przeskakując przez salon, zerknęłam na klatkę z szynszylą.
Mały, futrzasty zwierzaczek patrzył na mnie ciekawsko swoimi patrzałkami.
- Może by tak wyjść z Korą na spacer?
Niewiele myśląc podeszłam do wieszaka, na którym na szczęście wisiała czarna smycz z maleńkimi szelkami.
Pamiętam, jak zaczęłam się śmiać, gdy Zuza z Oliwią mi ją sprezentowały, mówiąc, że to dla mojej szynszyli. Teraz, to szczerze jest bardzo przydatna.
Założyłam jeszcze przy okazji lekką kurtkę.
Wróciłam do klatki i wyciągnęłam mięciutkie stworzonko i pismyrałam je nosem po puchatej główce. Delikatnie założyłam jej szeleczki i podniosłam ją jedną ręką, a drugą chwyciłam kulę.
Udało mi się na szczęście zejść jakimś cudem na podwórko. Ruszyłam niezgrabnie chodnikiem prosto do pobliskiego barku.
Była wręcz śliczna pogoda na spacer. Lekarz kazał mi uważać na stopę, ale chyba jeden spacerek mi nie zaszkodzi.
Szłam powoli zadowolona, rozglądając się po ślicznych, kolorowych liściach na drzewach. Weszłam niespiesznie do parku i gdy znalazłam odpowiednie miejsce, usiadłam na ładnie przystrzyżonej trawie. Dobrze, że nie padało i jest niezwykle sucho, jak na tą porę roku. Zaśmiałam się cicho, gdy Kora zaczęła skakać obok mnie. Zamknęłam oczy i położyłam się na trawię, zacieśniając uścisk na smyczy, żeby mi zwierzątko jakimś cudem nie zwiało.
Leżałam tak przez dobre pięć minut, aż nagle poczułam jak Kora stara mi się gdzieś uciec.
Zanim otworzyłam oczy, usłyszałam wesołe szczekanie i znajomy głos. Podniosłam się szybko i zobaczyłam jak młody owczarek niemiecki bawi się, na szczęście delikatnie z moim pupilkiem, a z drugiej strony nadbiega pewien blondyn.
- Fanta!
Zatrzymał się gwałtownie, widząc gdzie jest jego pies i co robi.
Przeniósł wzrok na mnie w momencie, gdy Kora podbiegła do mnie, a za nią sunia.
Na usta mężczyzny wypłynął słodki uśmiech.
Podszedł do mnie i podał mi dłoń, z której chętnie skorzystałam, by wstać z ziemi.
- Witaj Nikolu.- przywitał się, dalej trzymając moją dłoń w delikatnym uścisku.
Poczułam delikatne pieczenie policzków, ale uśmiechnęłam się szeroko.
- Część Steve.
Niebieskooki puścił moją rękę i pochylił się, by podnieść moją kulę, którą po chwili mi podał.
- Dziękuję.- mruknęłam i spojrzałam w dół, czując jakieś poruszenie na ziemi.
Blondyn podążył za moim wzrokiem i z naszych gardeł wydobył się radosny śmiech.
Moja szynszyla leżała na ziemi, a Fanta z wielkim zapałem lizała jej uszko.
- Słodziaki!-pisnęłam rozczulona, ale jednak podniosłam szarego gryzonia, widząc, że jednak nie jest zadowolony z zabiegów psiny.
- Urocza.- doszedł mnie głos Steve'a i zaraz potem duża dłoń gładziła delikatne futerko stworzonka w moich rękach.
- Nikola, co ty tu robisz? Nie powinnaś leżeć w domu?- dodał wyraźnie zmartwiony, zapinając swojego psa na smycz.
Wzruszyłam ramionami i westchnęłam.
- Nie umiem usiedzieć w domu. Chciałam wyjść na świeże powietrze. Jej też taka wyprawa się przydała.- wskazałam głową gryzonia.
- Tak, ale i tak powinnaś odpoczywać.- wskazał wymownie na moją nogę.
Pokiwałam głową, niechętnie się z nim zgadzając i spojrzałam pod swoje nogi.
- Ale to nie znaczy, że nie moglibyśmy się przejść na krótki spacer.- rzucił i przechylił głowę delikatnie w prawo jak taki słodki psiak. Nagle jakby dotarło do niego co powiedział i na jego policzkach zakwitły śliczne rumieńce.- Oczywiście, jeśli chcesz.-dodał szybko, rozmasowując w nerwowym geście swój kark.
Przez dosłownie sekundę poczułam, jakby w moim brzuchu latało całe stado pięknych, kolorowych motyli.
Jezu, jakie trzeba mieć szczęście, że przez przypadek trafia się na takiego faceta?
- Z przyjemnością.- zaśmiałam się, a mój towarzysz jakby trochę się rozluźnił.
Posłał mi cudowny uśmiech, od którego prawie zmiękły mi kolana i ruszyliśmy wolnym krokiem żwirową dróżką po jesiennym parku.
Spacerowaliśmy tak dobre dwie godziny.
Było wręcz świetnie. Dobrze mi się z nim rozmawiało i był naprawdę czarujący.
Co chwila jak mnie dotknął nawet przez przypadek, czułam jak serce niemożliwie szybko kołacze mi się w piersi.
Nie miałam w żadnym stopniu dość jego towarzystwa.
Nie zwracałam nawet już prawie uwagi na moją zranioną nogę. Przez całą drogę rozmawialiśmy o naprawdę zdawać by się mogło, błahych sprawach, po których nie raz wybuchaliśmy wesołym śmiechem.
Na przykład, gdy znaleźliśmy stoisko z watą cukrową i ta należąca do Steve w bardzo szybkim tempie znalazła się na jego nosie, a zaraz potem na ziemi, ku szczęściu Fanty. Skończyło się na tym, że tą moją zjedliśmy wspólnie, uważając, aby tym razem nie wsunęła ją moja szynszyla.
Dochodziliśmy już do końca parku, od strony z której przyszłam. Szczerze, nie chciałam jeszcze wracać do domu i wręcz z radością usłyszałam pytanie od Steve'a.
- Może cię odprowadzę?
Skinęłam z szerokim uśmiechem głową i ruszyliśmy w stronę mojego domu.
......
Perspektywa narratora
Dwie brunetki przechodziły spokojnie obok znajomego mieszkania. Niższa spojrzała w okno i zwróciła się do przyjaciółki obok.
- Zuza, idziemy do Nikoli?
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Czemu nie. Od wczoraj jej nie widziałyśmy.-stwierdziła i szybko ruszyła w kierunku schodków, po których po chwili szybko wbiegła.
- Zuza, czekaj no!-krzyknęła druga, biegnąc za nią do kamienicy.
Obie dopadły drzwi i pociągnęły za klamkę. Przedmiot tylko strzyknął lecz mechanizm nie puścił, a drzwi się nie otworzyły.
- Zamknięte.-stwierdziły obie w tym samym czasie.
- Pewnie śpi.-stwierdziła Zuzia.- Daj klucz.-spojrzała na zielonooką i wyciągnęła w jej stronę otwartą otwartą rękę. Ta szybko przeszukała torebkę, narzekając na burdel wewnątrz niej. Wyciągnęła plik kluczy i podała dziewczynie.
Ta szybko otworzyła drzwi srebrnym kluczykiem i pchnęła drzwi, które otworzyły się cichym jękiem.
Weszły do mieszkania, zdjęły kurtki oraz buty i pierwsze co po tym zrobiły, to pomaszerowały do nowej sypialni blondynki.
Drzwi do niej były otwarte, a pościel leżała pomięta na miękkim łóżku. Przeszukały cały dom, lecz nikogo nigdzie nie było.
Nawet zwierzątka niebieskookiej.
- Może jest na spacerze?-Zuzia zmarszczyła brwi.- Poczekajmy na nią.-zaproponowała i usiadła w salonie na szarą kanapę, wyciągając zza pleców puchatego, białego jaśka.
- Ok. Zrobię herbatę.
Oliwia pomaszerowała wolnym krokiem do ładnie urządzonej kuchni. Szybko sięgnęła do górnej szafki, stając na palcach, przeklinając swój niski wzrost.
Zajrzałam do mebla i krzyknęła na cały dom.
- Chcesz czarną czy śliwkową?!
- Śliwkową!!
Dziewczyna szybko wstawiła wodę i wyjęła wszystko do napoju. Zuzia zjawiła się w progu kuchni w chwili, gdy czajnik zaczął przeraźliwie gwizdać. Wzięła go z kuchenki i zalała wrzątkiem szklanki.
Obie chwyciły swoje szklanki i podreptały na powrót do pokoju dziennego, rozsiadając się wygodnie na kanapie.
Dziewczyny powoli sączyły gorący napój, gdy nagle Oliwia krzyknęła, że popatrzyła sobie język.
- Sierota życiowa.-zaśmiała się druga, na co przyjaciółka zmroziła ją wzrokiem.
Gdy herbata była prawie skończona, usłyszały jak ktoś stara się otworzyć zamek u drzwi kluczem.
Osoba, która próbowała wejść, chyba się poddała, bo po chwili pociągnęła za klamkę.
Zostawiły kubki i ruszyły na korytarz. W drzwiach zobaczyły dwie blond czupryny i niebieskie oczy w nie wpatrzone.
W drzwiach stała Nikola i Steve.
Obie brunetki szybko zaskoczyły i stwierdziły jednomyślnie, że czas się zmywać i nie przeszkadzać przyjaciółce.
Przywitały się z nimi, krótkim ,,cześć" i po chwili wymyśliły gorączkowo na poczekaniu.
- Ja się już muszę zbierać! Kowal ma przyjechać do mojego konia.-szybko stwierdziła Zuza.
- Ja też, zostawiłam Aniele w piekarniku! Znaczy zostawiłam Aniele z włączonym piekarnikiem!-wykrzyknęła szybko Oliwia.
Obie ciemnowłose dziewczyny szybko pobiegły przez korytarz, założyły buty i chwyciły kurtki, by jak burza przebiec przez drzwi.
Ostatnim co zobaczyły, był zaskoczona mina Steve'a i rozbawiona Nikoli.
.....
Perspektywa Steve
Kiedy przyjaciółki Nikoli wypadły z jej mieszkania, blondynka zaczęła się śmiać, a ja po chwili dołączyłem do niej.
-A im co się stało?- zapytałem po chwili.
-One są... specyficzne. Po prostu się nimi nie przejmuj.
-Wyglądają na całkiem miłe.
-Och, bo są miłe, ale nie radziłabym im zachodzić za skórę, bo to zawsze się źle kończy. Ale może przejdźmy do kuchni, przecież nie będziemy stać w korytarzu.- przeszliśmy do przytulnej, nowocześnie urządzonej kuchni, utrzymanej w przyjemnych brzoskwiniowo-białych barwach. Blondynka wstawiła wodę na herbatę, ówcześnie pytając się mnie o smak.
Po chwili kontynuowała.
-Widzisz jak byłyśmy w gimnazjum, to naszym nauczycielem religii był taki fajny, młody ksiądz. Ale problemem w ich wypadku jest to, że obydwie są ateistkami i ich poglądy zupełnie różnią się od poglądów Kościoła. Są też bardzo tolerancyjne. Więc kiedy ksiądz zaczynał jakieś tematy, które im się nie podobały, np. właśnie temat homoseksualizmu, że to jest złe i tak dalej, to dosyć otwarcie wyrażały swoją opinię na ten temat. Zwłaszcza Zuza kłóciła się z nim na prawie każdej lekcji, bo ma bardziej wybuchowy temperament niż Oliwia. Mam wrażenie, że ten ksiądz trochę ich się bał, bo często kończyły mu się już argumenty w ich nazwijmy to ,,dyskusjach''. Dziewczyny nie przepadały za nim, więc przy pierwszej lepszej okazji dały mu tak popalić, że się nawet nie zorientował, kto to zrobił. U nas na przerwach ludzie często siedzieli w toaletach, naprawdę nie wiem skąd to się wzięło, więc nauczyciele wyganiali ich stamtąd. I gdy pewnego dnia ksiądz miał dyżur na ostatniej przerwie, poszedł sprawdzić, czy nikt nie siedzi w łazience, a gdy otworzył drzwi, wylały się na niego małe puszeczki z farbą, które ułożyło się na jego garniturze i twarzy na wzór tęczy. Zuza i Oliwia tylko na to czekały i szybko wepchnęły go do środka i zamknęły drzwi na klucz. W sumie to nie wiem, skąd miały ten klucz. Znalazł go dopiero wodzu, jak nazywaliśmy naszego wicedyrektora, kiedy miał wychodzić już ze szkoły, ale usłyszał walenie w pobliżu łazienki, co go zainteresowało. Kiedy okazało się, że drzwi są zamknięte, to znalazł odpowiedni klucz. Jakie było jego zdziwienie, gdy w środku znalazł księdza.
Z
głoszono to na policję, ale te imbecyle do niczego nie doszli, bo dziewczyny zrobiły to w taki sposób, że nie zostawiły po sobie ani jednego włosa. Przyznały mi się do tego dopiero w ostatniej klasie liceum, wyobraź sobie mój szok. Ale z drugiej strony, ksiądz przestał gadać na takie tematy, więc osiągnęły swój cel. - patrzyłem się na dziewczynę w głębokim szoku.
Wow to faktycznie te jej przyjaciółki były trochę straszne. Nie chce nawet myśleć co zrobiły by ze mną jakbym skrzywdził Nikole. Podejrzewam, że siedzenie tyle czasu w lodzie to mały pikuś.
Ale po chwili zacząłem się śmiać, bo te dziewczyny miały ciekawy sposób, na pozbycie się problemu.
Nikola tylko uśmiechnęła się lekko i zalała nasze herbaty, po czym podała mi moją.
Rozmawialiśmy o naszej przeszłości i różnych śmiesznych wpadkach. Dowiedziałem się, że blondynka jest Polką. Razem ze swoimi przyjaciółkami przyjechały do Nowego Jorku na studia, ale zostały tu już na stałe.
Akurat, gdy dopijałem swoją herbatę zadzwonił do mnie dyrektor T.A.R.C.Z.Y.
Kiedy skończyłem z nim rozmawiać westchnąłem ciężko.
Ten czubek Loki znowu zaatakował... No cóż takie życie.
-Będę Cię musiał przeprosić Nikolu. Wiesz obowiązki wzywają... - zauważyłem, że po moich słowach niebieskooka trochę posmutniała.
-Och, rozumiem. Mam nadzieję, że do zobaczenia. - blondynka odprowadziła mnie do drzwi.
Dobra Steve, teraz albo nigdy!- pomyślałem.
-Nikolu... Zechciałabyś może pójść że mną do takiej świetnej naleśnikarni?
-Oczywiście, jaki termin proponujesz? - odparła z szerokim uśmiechem i rumieńcami.
-Może w tą sobotę? Gdzieś około 13?
-Super. Mi pasuje. To w takim razie może wymienimy się numerami, żebyśmy mogli się w razie czego skontaktować? - szybko wymieniliśmy się numerami.
-Do zobaczenia w sobotę Nikolu.
-Do zobaczenia Steven. - dziewczyna cmoknęła mnie w policzek na pożegnanie.
Szybko wyszedłem z mieszkania dziewczyny.
Na zewnątrz czekała już na mnie Natasha w swoim sportowym samochodzie.
-Cześć Nat. - przywitałem się z przyjaciółką.
-Cześć Romeo. Jak tam twoja Julia? - dziewczyna zaczęła się śmiać, a ja pacnąłem ją w ramię.
-Lepiej jedź, a nie gadasz.
......
Perspektywa Nikoli
W sobotę wstałam cała w skowronkach i z szerokim uśmiechem na ustach. Byłam tak szczęśliwa i podekscytowana, że nie mogłam spokojnie usiedzieć na krześle i zjeść płatki.
W końcu mogę to uznać za randkę, prawda?
Po skończonym śniadaniu zanurkowałam w szafie, by wybrać ubrania na dzisiaj.
Na moje nieszczęście pogoda nie za bardzo mi sprzyjała i musiałam ubrać się cieplej. Za oknem może nie lał deszcz, ale była straszna szarówa i wiał lekki wiatr.
Wyciągnęłam słodki, bordowy sweter i parę ciemnych spodni.
Szybko się w nie przebrałam i podeszłam do klatki Kory.
- Część malutka.-zacmokałam i nasypałam jej karmy.- Smacznego śliczna.
Gdy skończyłam się szykować, wybiła równo trzynasta i od strony moich drzwi doszło mnie delikatne pukanie. Uśmiechnęłam się, wiedząc, kto przyszedł. Zadowolona poszłam otworzyć drzwi. Tak jak podejrzewałam, stał w nich uśmiechnięty blondyn. W jego błękitnych oczach przez chwilę zobaczyłam mały błysk.
- Część Nikolu, gotowa?
- Tak.-mruknęłam, odcinając się od chwilowego ,,laga mózgu", będąc urzeczona jego pięknymi oczami. Chwyciłam płaszcz z wieszaka i zostawiłam ponownie miło zaskoczona, gdy Steve pomógł mi go założyć. Podziękowałam cichutko i wyszliśmy z domu, ówcześnie go zamykając.
Przechodziliśmy pod rękę jakiś czas obok znajomego mi parku, by po chwili skręcić w prawo w ładną uliczkę. O dziwo jeszcze nigdy tu nie byłam.
Już z daleka zobaczyłam uroczą naleśnikarnię z pięknym kolorowym szyldem.
Blondyn otworzył przede mną drzwi i skinął mi głową, abym weszła. Wnętrze przywitało mnie przyjemnym ciepłem i słodkim zapachem świeżych naleśników. Zrobiłam głęboki wdech i rozejrzałam się po tym miejscu.
Było tu niezwykle jasno, przytulnie i naprawdę kolorowo. Wszędzie stały pięknie wyglądające kwiaty, a miejsce wręcz tętniło życiem.
Jak na ponad trzynastą rano w sobotę prawie wszystkie stoliki był zajęte. Jedne przez rodziny z dziećmi, parę staruszków, cztery przyjaciółki wesoło ze sobą rozmawiające i gruchającą do siebie parę, karmiącą się złocistym plackiem.
Steve pojawił się obok mnie i poprowadził do jednego ze stolików przy oknie i odsunął mi krzesło, na którym po chwili usiadłam.
Oboje na swoich miejscach sięgneliśmy po kartę dań.
Wybór był naprawdę spory i trudno mi było wybrać.
Po dwóch minutkach podeszła do nas uśmiechnięta kelnerka.
Złożyłam zamówienie, a zaraz po mnie zrobił do uprzejmie Steve. Kelnerka zarumieniła się wręcz powalona jego urokiem.
Ciężko mi to do siebie przyjąć, ale cicha zazdrość zakuła mnie w serce, ale niebieskooki posłał mi swój uśmiech, który sprawiał, że mój świat zdawał się promieniować, odganiając wszystkie smutki.
Oddałam uśmiech i zaczęłam rozmowę, która płynęła jak zwykle cudownie. Wymienialiśmy się co chwila historiami z naszego życia. Każde dążyło do tego aby odkryć jak najwięcej o drugiej osobie. Mówił jak to kiedyś studiował sztukę i o dziwo przyznał się po paru minutach do bycia Kapitanem Ameryką.
Wcale mnie to nie zdziwiło.
Ostatnio jak oglądałam z Oliwią i Zuzą telewizję, Oliwia zapytała się, ,,Czy to nie ten twój Steve w wiadomościach". Od razu go poznałam i szczerze...nie przeszkadza mi to.
Mówił o czasach gdy był żołnierzem, o swoich przyjaciołach i Avengers. Podczas tego wszystkiego dostaliśmy swoje naleśniki i kawy, od których wręcz ślinka ciekła.
Odkroiłam kawałek ciasta i wzięłam go do ust. Ciasto naleśnikowe z owocami wręcz rozpływało się w ustach.
- Pycha!-mruknęłam i w dalszym ciągu słuchałam blondyna.
Opowiadał w taki sposób, że chciało się go słuchać, a zarazem nie zapominał o mnie.
Odpowiadałam mu z równym zaangażowaniem o czasach szkolnych, o śmiesznych historiach ze mną, Zuzą i Oliwią w roli głównej, o tym jak minęło liceum, potem wyjazd na studia z Polski do Ameryki i o mojej karierze weterynarza.
I tak powoli płynął czas na jedeniu pyszności i na odprężającej rozmowie w trakcie której nie raz wybuchaliśmy śmiechem.
Z niezadowoleniem odkryłam po pewnym czasie, że skończyliśmy jeść i tylko leniwie posyłaliśmy sobie uśmiechy.
- Chyba czas już na nas.-sapnęłam, dopijając kawę z filirzanki.
- Tak.-mruknął. Po jego minie także widziałam, że nie jest zadowolony z tego powodu.- Odprowadzę cię.-zaproponował i ponownie pomógł mi założyć okrycie i ruszył zapłacić.
Gdy wrócił, poszliśmy do wyjścia.
.....
Perspektywa Steve
Wyszliśmy z Nikolą przed naleśnikarnie i ruszyliśmy trzymając się za rękę, w stronę mieszkania blondynki.
Szliśmy w komfortowej ciszy, każde zatopione we własnych myślach. Spojrzałem na dziewczynę, była taka śliczna. Sprawiała, że gdy ją widziałem, moje serce na chwilę zwalniało, żeby zaraz zacząć bić z zastraszającą prędkością.
Tak ,byłem w niej zakochany i miałem ogromną nadzieję, że ona równieź odwzajemi moje uczucia.
Co prawda na początku miałem wątpliwości, w końcu czemu miałbym ją skazywać na takiego dziwaka jak ja? Miałem przecież ponad 90 lat... Martwiłem się również o jej bezpieczeństwo, przecież jako Kapitan Ameryka miałem wielu wrogów. Ale rozmowa z Nat bardzo mi pomogła, co prawda nie wiem, czy mógłbym nazwać to cywilizowaną rozmową, ponieważ to dziewczyna mówiła, ewentualnie waliła mnie po głowie, kiedy nie spodobała się jej moja filozofia.
Kiedy dzieliło nas już tylko kilka kroków od bramy wyjściowej z parku zaczęła podać mżawka, więc przyśpieszyliśmy kroku.
Gdy byliśmy na ulicy, na której mieszkała niebieskooka, deszcz przybrał na sile i zaczęła się prawdziwa nawałnica, więc ruszyliśmy biegiem.
Po chwili byliśmy już przemoczeni do suchej nitki. Stanęliśmy przed wejściem do kamienicy i zaczęliśmy śmiać się głośno.
-Wejdziesz do środka? - zapytała blondynka dalej chichocząc.
-Niestety muszę już lecieć. Wiesz obowiązki. - posłałem jej delikatny uśmiech. Dziewczyna zarumieniła się malowniczo. Kilka mokrych kosmyków włosów przykleiło się jej do czoła i policzków. Nawet nie zauważyłem, kiedy stanęliśmy tak blisko siebie. Wyciągnąłem rękę i pogłaskałem ją po policzku, równocześnie odgarniając kosmyki. Blondynka przymknęła oczy i zamruczała z przyjemności. Nie mogłem się powstrzymać i po prostu złączyłem nasze usta w pocałunku, równocześnie obejmując Nikole i przysuwając ją bardziej do siebie. Dziewczyna na początku zesztywniała, ale po paru sekundach zaczęła oddawać pocałunek i objęła mój kark, równocześnie wplatając ręce w moje mokre włosy.
Przestałem zwracać uwagę na otoczenie, już nie czułem deszczu, który dalej padał, choć już nie z taką intensywnością. Na początku delikatne i nieśmiałe pocałunki, przeszły w bardziej namiętne, gdy polizałem dolną wargę dziewczyny prosząc o dostęp, którego od razu udzieliła. Nasze języki zaczęły poruszać się w zgranym rytmie. Oderwaliśmy się od siebie dopiero, gdy zabrakło nam powietrza. Oboje oddychaliśmy ciężko. Spojrzeliśmy się na siebie i uśmiechnęliśmy się szeroko. Odkleiliśmy się od siebie.
-Wow to było... Wow. - nie potrafiłem nawet się jakoś wysłowić.
-Tak, Wow. - zaśmiała się niebieskooka.
-Więc do zobaczenia. - cmoknąłem ją w usta.
-Do zobaczenia. - ruszyłem w kierunku A. Tower.
Miałem ochotę podskakiwać z radości, ale stwierdziłem, że trochę mi nie wypada, ale nie dałem rady powstrzymać szerokiego uśmiechu, przez który pewnie wyglądałem jak wariat.
Kurczę pierwszy raz od kiedy mnie rozmrozili czułem się tak dobrze.
.....
Perspektywa Nikoli
Dwa dni później dostałam krótką wiadomość od Steve z pytaniem, czy wybiorę się z nim na spacer dzisiaj o piętnastej.
Gdy odczytałam tekst, mimowolnie na moje usta wypłynął szeroki uśmiech, a w brzuchu poczułam przyjemne łaskotanie.
Nie czekając, wysłałam mu, że z chęcią się z nim ponownie spotkam. Spojrzałam na godzinę w telefonie. Wskazywała trzynastą dwadzieścia sześć.
-Mam jeszcze sporo czasu.-mruknęłam i usiadłam na kanapie włączając film.
Na tej formie rozrywki spokojnie mijał mi czas.
Dwie minuty przed piętnastą zerwałam się gwałtownie i pobiegłam na korytarz, łapiąc za płaszcz. Założyłam go szybko i omal nie zapomniałam o butach, chcąc wyskoczyć z domu. Szybko się zreflektowałam i naciągnęłam obuwie.
Wyszłam z mieszkania i wybiegłam z kamienicy. Przy ostatnim schodku wpadłam na kogoś, uderzając w twardą, zdecydowanie męską pierś. Wywróciłabym się, gdyby ten ktoś mnie nie złapał delikatnie za biodra. Uniosłam głowę i zobaczyłam parę kochanych przeze mnie oczu.
- Część Steve.-przywitałam się, delikatnie rumiana na policzkach.
- Witaj Nikolu.-blondyn pochylił się i delikatnie cmoknął mnie w policzek.
I znów poczułam te motylki.
- Idziemy?-zapytał łącząc nasze dłonie w delikatnym, czułym uścisku.
- Tak.-skinęłam mu głową z uśmiechem.
Mimo, że w miastach ciężej było o jesienne, wszechobecne krajobrazy niż w Polsce, to okoliczne parki stanowiły piękny łącznik z naturą. Drzewa już od dawna zaczęły przeobrażać swoje kolory z soczystej zieleni na głęboką czerwień, rdzę i żółć. Tylko w niektórych miejscach pozostały zielone listki. Pożółkła trwa została przykryta kolorowym, chrzęszczącym dywanem z liści, które co chwila odrywały się od gałęzi drzew i wirowały w spokojnym tańcu, by po chwili opaść na zimną ziemię. Słońce ostatnimi siłami starało się ogrzać to miejsce, zanim zima przykryje białym puchem to wielkie miasto.
Chodziliśmy po parku dobrą godzinę, cicho między sobą rozmawiając. Zachaczyliśmy też w pewnym momencie o budkę z goframi.
Z chwili na chwilę robiło się coraz bardziej zimno i wiatr przyspieszył, zmuszając nas, abyśmy wystąpili do pobliskiej, małej kawiarenki.
Gdy pchnęłam drzwi, nade mną rozbrzmiał dzwonek.
Przy ladzie przywitała nas ciepłym uśmiechem starsza pani.
- Dzień dobry.-przywitałam się wraz ze Stevem i usiedliśmy przy drewnianym stoliku.
- Dzień dobry kochaniutcy.-odpowiedziała i podała nam prostą, ładną kartę. Gdy wymruczałam podziękowania, kobiecina oddaliła się na powrót za ladę.
Spojrzałam w kartę i gdy zobaczyłam ciepłe herbaty ,od razu wiedziałam co chcę i blondyn chyba także, bo od jakiegoś czasu nie czytał, tylko mi się przyglądał. Gdy powiedziałam czego chcę, niebieskooki podszedł do siwowłosej, która uśmiechnęła się do niego dobrotliwie i coś powiedziała do niego, zanim weszła do kuchni. Rogers wrócił do mnie i uśmiechnął się szeroko.
- Ta miła pani powiedziała, że za chwilę dostaniemy zamówienie.
I tak jak powiedział blondyn, po pięciu minutach piwnooka przyniosła nam dwie filirzanki napoju, plastry cytryny i słoiczek miodu oraz cukier. Szybko zajęliśmy się swoimi naparami, dodając to, co mam bardziej odpowiadało.
Z zadowoleniem przyssałam się do ścianki naczynia i siorbnęłam zdrowy łyk, rozkoszując się przy okazji ciepłem bijącym od filiżanki.
- Nikolu...-spojrzałam na niego uwarznie.
- Jest coś, o co chciałbym cię zapytać.-mruknął trochę nieśmiało, patrząc mi jednak w dalszym ciągu w oczy.
Skinęłam mu głową z uśmiechem, zachęcając go do zadania pytania.
- Już jakiś czas temu zorientowałem się, że stałaś się dla mnie bardzo, bardzo ważna. Nie umiem przestać o tobie myśleć i każda moja chwila spędzona z tobą wprawia mnie w euforię. Zakochałem się w tobie bez pamięci...Nikolu, zostaniesz moją dziewczyną?-ostatnie zdanie wypowiedział z prośbą w tych niebieskich, jak bezchmurne niebo, oczach.
Przez całe moje ciało przeszeszła fala ciepła, a sece niespokojnie zakołatało mi w piersi.
Niewiele myśląc pochyliłam się przez niewielki stolik i wpiłam mu się w usta.
Z początku siedział zaskoczony, ale potem oddał pocałunek z równie wielką czułością i delikatnie muskał dłonią mój policzek.
Ten pocałunek był inny niż ten ostatni, w tym każde muśnięcie było słodkie, leniwe i delikatne jak dotyk skrzydeł motylka. Miał dodać otuchy i zapewnić niebieskookiego moje uczucia względem niego.
Co jak co, ale tego, że go kocham, jestem pewna w stu procentach. Oderwaliśmy się od siebie, gdy usłyszeliśmy ciche brawo od strony lady.
Zerknęłam w tamtą stronę i zobaczyłam jak właścicielka lokalu bije nam brawo.
- Jak wy słodko wyglądacie!-pisnęła, a ja spaliłam raka i sądząc po twarzy blondyna, nie tylko ja.
Jak ja się cieszę, że nie ma nikogo więcej w tej kawiarence.
- Uznam to za ,,tak".- mężczyzna zaśmiał się, a ja odpowiedziałam mu szerokim, pełnym szczęścia uśmiechem.
....
Perspektywa narratora.
Sharon szła ulicą pełną uroczych, starych kamienic i myślała nad problemem, który dręczył ją już od jakiegoś czasu.
Steve, jej kochany Steve... To on powodował jej problem.
Jeszcze nie tak dawno przejawiał nią zainteresowanie.
A teraz?
Teraz nawet jej nie zauważał.
Nigdzie jej nie zapraszał, nie rozmawiał z nią, nie miał dla niej czasu.
Musiało się coś stać.
Tylko co? Ona coś źle zrobiła?
A może..? Nie. To nie możliwe, nie powinna nawet o tym myśleć.
Steven nie mógł zakochać się w kimś innym.
Przecież to nią jest zainteresowany, prawda?
Na pewno, nie ma innej opcji.
I akurat w tym momencie zauważyła Steve'a, który stał pod jedną z kamienic. Chciała do niego podejść, ale z budynku wypadła jakaś blondynka i wpadła na JEJ Steve'a, który złapał ją. Przywitali się po czym Steve cmoknął tą wywłokę w policzek.
Para ruszyła za rękę w stronę pobliskiego parku.
Sharon nie wierzyła w to co zobaczyła.
Przecież jak to?
Steven jest jej!
Jak on mógł umawiać się z inną?!
Nie ma szans, żeby odpóściła, ta szmata nie jest w niczym lepsza od niej.
Ruszyła za nimi.
Postanowiła zobaczyć, co będą robić. Para spacerowała po parku przez dobrą godzinę.
W umyśle Sharon coraz bardziej kiełkowała nienawiść do blondynki. Gdy Steve zaczął karmić tą dziwkę gofrem z bitą śmietanką, miała ochotę podejść do nich i wyszarpać tą głupią dziewuchę za włosy.
Po jakimś czasie para zaszła do kawiarenki, a Sharon usiadła na pobliskiej ławce i obserwowała ich poczynania.
Po otrzymaniu zamówień Steve zaczął mówić coś do dziewczyny z poważnym i niepewnym wyrazem twarzy.
Jej odpowiedzią był pocałunek.
W tym momencie Sharon nie wytrzymała i odbiegła szybko w stronę swojego mieszkania.
W jej umyśle właśnie kiełkował plan zemsty.
Wywłoka jeszcze pożałuje, a Steven będzie jej.
O tak!
Zaśmiała się złowieszczo.
.....
Perspektywa Nikoli
(Po miesiącu randek)
Po skończonym zszywaniu nogi jednemu mocno poturbowanemu border collie, sprzątałam spokojnie stół i sprzęt.
- Dobrze, że to nie zagroziło życiu temu psiakowi.-sapnęłam i schowałam strzykawkę z już wyjętą igłą.
Od kiedy jestem waterynarzem nie udało mi się uratować trzech zwierząt. Za każdym razem jest ciężko widzieć ich śmierć, a jeszcze ciężej powiedzieć ich rodzinom, że już nie zabiorą pupila do domu.
Odłożyłam sprzęt i zanotowałam w głowię, że muszę go zdezynfekować.
Ściągnęłam lateksowe rękawiczki i nagle poczułam dłoń na swoim biodrze.
Odwróciłam się przestraszona, ale gdy zobaczyłam, kto mnie obejmuje, uspokoiłam się natychmiastowo.
- Hej Steve.-mruknęłam, uśmiechając się promiennie.
- Część Skarbie.
Cmoknął mnie delikatnie w policzek.
- Co ty tutaj robisz?-zapytałam, odwracając się w jego stronę, odkładając wcześniej brudne rękawiczki na stół.
- Byłem niedaleko, więc pomyślałem, że wpadnę, ale nie mogę zostać długo, bo Fury będzie się pruć, bo znów się spóźniłem.
Zaśmiałam się na jego kwaśną minę.
- A poza tym, nie chciałbym przeszkadzać ci w pracy, ponieważ masz jej całkiem sporo.-wskazał na lekko uchylone drzwi, zza których było widać jaką starszą panią z kotem i dziewczynkę z matką z króliczkiem w rękach.
- Ta...-westchnęłam i uniosłam głowę.
- Nikolu, masz plany na ten weekend?
- Nie.-pokręciłam głową, skupiona na jego oczach.
- A co powiesz na wypad za miasto ze mną o piętnastej w sobotę?-spojrzał mi głęboko w oczy.
- Za miasto?-zrobiłam pauzę, jakby się zastanawiając, by potem się roześmiać.- Jasne, że tak.-odpowiedziałam, na co blondyn poszerzył swój uroczy uśmiech.
- Cieszę się. Przyjadę po ciebie.
Po chwili z jego kieszeni w spodniach wydostał się natarczywy dźwięk sms'a. Odsunęłam się od mężczyzny, by mógł wyciągnąć urządzenie. Szybko zerknął na wyświetlacz i jęknął cierpiętniczo.
- To Tony. Muszę już iść.-z głośnym westchnieniem, pocałował mnie delikatnie w usta na pożegnanie.
- Pa.-powiedziałam, gdy odsunął się i ruszył za drzwi.
Po nim do sali wsunęła się głowa dziewczynki od króliczka.
Czas wracać do pracy.
.......
Perspektywa narratora
Steve prowadził Nikole za rękę rozpromieniony od ucha do ucha. Dziewczyna co chwilę potykała się o coś, mając zamknięte oczy i za każdym razem miałaby nieprzyjemne spotkanie z ziemią, gdyby nie opiekuńcze ramiona blondyna, który łapał ją w odpowiedniej chwili.
- Jeszcze chwila, już prawie jesteśmy na miejscu.-szepnął jej do ucha i po niedługim czasie dziewczyna mogła usłyszeć jak ich buty uderzają, gdy szli o drewno. Dała radę także dosłyszeć cichy szum wody gdzieś bardzo blisko nich.
Z trudem zwalczała chęć spojrzenia, gdzie się znajdują, ale dawała radę, w końcu obiecała to mężczyźnie idącemu u jej boku, który delikatnie i czule trzymał ją za dłoń.
- Dobrze, możesz otworzyć oczy.
Nikola od razu wykonała polecenie pchana ciekawością i aż westchnęła cichutko z zachwytu.
Stali na drewnianym pomoście nad jakimś jeziorem. Na drewnianej platformie leżał czerwony, gruby koc, a na nim stał śliczny, wiklinowy koszyk piknikowy, a wokół niego zastawa. A słońce, które niedługo miało zajść za horyzontem, jak to miało w zwyczaju o tej porze roku, rzucało ładny blask na przygotowane przez niebieskookiego miejsce i odbijało swoje światło w butelce wina w koszyczku. W ogóle cała ta atmosfera była czarująca.
Od razu wiedziała z jakiej to okazji. Zapowiadała się chyba przyjemna miesięcznica.
- Podoba ci się?-zapytał Steve z nadzieją w kochanych przez dziewczynę oczach.
- Tak, bardzo.-westchnęła uśmiechnięta, mocniej łącząc ich dłonie.- Kiedy to wszystko przygotowałeś?
- Niedawno, cieszę się, że ci się podoba, Skarbie.-szepnął całując ją delikatnie w zaróżowiony policzek. Rogers ruszył z dziewczyną ku kocowi, na którym zaraz usiedli. Młoda pani weterynarz wzięła głęboki wdech czystego powietrza, nie takiego, który zazwyczaj był w Nowym Yorku. Nie mogąc się powstrzymać, włożyła palce do wody, lecz po chwili je wyciągnęła, gdy przez jaj ciało przeszedł dreszcz, spowodowany zimnem cieczy w zbiorniku.
Gdy Kapitan Ameryka w skupieniu nalewał czerwone wino do kieliszków, Nikola z uwagą śledziła otoczenie. Małe jeziorko wokoło otaczał gęsty las iglasty pełen żółtolistnych krzewów. Było tak spokojnie, tak cicho, nie licząc śpiewu ptaków i gdzieniegdzie kumkania żab z w szuwarach.
Nie wiedziała, gdzie blondyn ją wywiózł, ale cieszyła się szczerze, że może odetchnąć od nieustającego gwaru miasta.
Z szerokim uśmiechem przyjęła oferowany jej przez ukochanego kieliszek czerwonego płynu.
Upiła łyk i uśmiechnęła się do mężczyzny, który od samego początku zawładnął jej całym sercem, a miłość wcale nie malała, ani nie zatrzymywała, wręcz z każą minutą pogłębiała jeszcze bardziej i bardziej. Miłość potrafi ogłupić i spętać w swoje słodkie sidła.
Czuła się jak pod wpływem czaru, który rzucił na nią sam Eros, chcąc usidlić serce na wieczność.
- Kocham cię Nikolu, jestem w tobie tak beznadziejnie zakochany...-szepnął, jakby odgadując o czym myśli jego towarzyszka. Złapał ostrożnie i czule jej dłoń, składając na niej pocałunek.- I mam nadzieję, że już tak zostanie.-jego oczy podczas ostatniego zdania, były wręcz przesiąknięte palącym uczuciem.
Serce Nikoli niespokojnie kołatało się na te wyznania.
Nagle usłyszeli hałas blisko nich. Odwrócili gwałtownie wzrok w stronę źródła niepokojącego dźwięku.
W ich stronę z furią bijącą w oczach biegła Sharon, dzierżąc w uniesionej dłoni lśniący nóż. Para poderwała się przestraszona z miejsca, które zajmowali, a Steve wybiegł przed swoją miłość, od razu orientując się ,w kogo jest wymierzony atak. Rozwścieczona blondynka biegła szybko w ich stronę z bronią, nagle tracąc dawną równowagę na śliskim drewnie. Poślizgnęła się i upadła jak długa, przy okazji spadając z pomostu i uderzając się mocno w głowę. Głośny plusk rozbrzmiał w okolicy.
Nikola i Steve spojrzeli na siebie wciąż w strachu, ale i zdezorientowaniu.
Rogers mimo wszystko pchany swoim syndromem bohatera pobiegł w odpowiednie miejsce i wyciągnął blondynkę, która przed chwilą jeszcze atakowała jego ukochaną.
Nikola podbiegła do nich wciąż skołatana, gdy Steve mierzył puls kobiecie. Jej chłopak uniósł na nią wzrok i wstał z klęczek, podchodząc do niej.
- Nie żyje. Spadając uderzyła się w potylice, rozcinając głowę i o dziwo gruchocząc czaszkę.-stwierdził także oszołomiony.
Oboje wciąż nie wiedzieli, co tu się stało.
To było tak szybko!
W jednej chwili leciała na nich z nożem, a w drugiej leżała martwa.
Niebieskooka potrząsnęła głową, patrząc na nieznajomą jej kobietę, znaną tylko z opowieści Steve'a, która chciała ją zabić.
Mimo usilnych starań, nie mogła wykrzesać z siebie jak na razie żadnych uczuć.
Za duży szok.
- Co my teraz zrobimy?-szepnął blondyn, obejmując czule i zaborczo młodą weterynarz, jakby bojąc się, że coś nadal może jej zagrażać.
Avenger mimo, że Sharon była jego przyjaciółką, nie czuł wielkiego smutku. Wiedział, że go kochała, ale nie sądził, że mogła by się do czegoś takiego posunąć. Czuł jakby mu serce miało pęknąć, gdyby stracił podczas tego ataku swoje Złoto, które trzymał ciasno w ramionach.
- Mam pomysł.-stwierdziła szybko roztrzęsiona dziewczyna i wyplątując się z silnych ramion, zaczęła czegoś szukać nerwowo w kieszeniach.
........
Perspektywa narratora
Zuza i Oliwia siedziały na kanapie i oglądały jakiś horror. Prawdę mówiąc słaby horror. Dziewczyny właśnie cisnęły beke z jakiegoś niedorobionego ducha, gdy zadzwonił telefon Zuzy.
Dziewczyna sięgnęła po niego przy okazji podśpiewując tak dobrze znaną melodię. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Nikoli z Korą.
Dziewczyna zmarszczyła brwi. Przecież blondynka miała być o tej porze ze swoim chłopakiem.
Odebrała nie zastanawiając się dłużej.
-Halo, Niki? Coś się stało? - zapytała niepewnym tonem.
-Bo widzisz, ja, to znaczy my, byliśmy w jeziorze, nie to znaczy nad jeziorem i... i... kurwa.
-Spokojnie oddychaj. Steve coś ci zrobił ,mamy go wykastrować?! - Zuza spojrzała na Oliwie, która zaczęła przysłuchiwać się rozmowie i zmarszczyła brwi. -Czekaj dam Cię na głośnik, już lepiej?
-Tak. To znaczy nie. Widzicie chodzi o to, że dziewczyna, która była zakochana w Stevie chciała mnie przed chwilą zabić, ale poślizgnęła się na pomoście i uderzyła w niego głową i umarła...Co my mamy zrobić? - Nikola pod koniec zaczęła szlochać, a dwie brunetki spojrzały na siebie w szoku.
-Ok Niki, już spokojnie. Podaj nam adres, zaraz tam będziemy. - wydusiła z siebie Oliwia.
Po podaniu adresu i wskazówek jak dojść do miejsca ich pobytu dziewczyna rozłączyła się. Przyjaciółki spojrzały na siebie i po chwili wybuchły głośnym śmiechem.
-Oliwia Ty idź po nasze łopaty, a ja pójdę po ten cholerny denaturat i zapałki. Przebierzemy się i jedziemy do nich. - wydusiła z siebie Zuza, która była wyraźnie rozbawiona.
-W końcu coś się dzieje, myślałam, że po studiach będziemy się już tylko nudzić. - Oliwia zatarła ręce ze złośliwym uśmiechem.
.......
Perspektywa Nikola
Stałam w dalszym ciągu oparta o Steve'a i ocierałam cieknące łzy z policzków.
Gdy zadzwoniłam do dziewczyn, dopiero wtedy doszło do mnie, co się stało.
To było straszne.
Blondyn stał, pocierając moje ramiona w geście otuchy do momentu w którym zobaczyłam światła od strony lasu.
Zaraz po tym zza krzewów wyłonił się znajomy, czarny samochód marki BMW. W pojeździe siedziały moje dwie przyjaciółki. Oliwia na miejscu pasażera, a Zuza za kierownicą. Kierowca szybko i sprawnie zaparkował obok nas, o mało nie przejeżdżając grubej gałęzi, leżącej na ziemi. Na szczęście zatrzymała się dwa centymetry przed nią. Dziewczyny wyskoczyły po kolei z samochodu, gasząc silnik. Zobaczyłam, że obie od stup do głów ubrane były w głęboką czerń, a ich włosy były ciasno związane. Oliwi w warkocz, a Zuzki w koński ogon. Mimowolnie uniosłam kąciki ust na ich widok.
Szybko skierowały się na tył samochód, a dokładniej do bagażnika. Podążyłam ze Steve'm prosto do nich. Obie wyciągały coś z czarnej, sportowej torby, a obok koła w ziemię wbite były dwie solidne łopaty.
Steve z ciekawością i nieukrywanym zaskoczeniem przyglądał się ich poczynaniom, a ja już coraz bardziej podejrzewałam z przerażeniem, co planują zrobić. W końcu znałam je dłużej i byłam świadoma do czego są zdolne.
Niespiesznie z tajemniczymi uśmiechami na twarzy wyciągały z torby ostre jak brzytwy noże, butelkę denaturatu oraz paczkę zapałek.
- Część Nikola, hej Steve!-przywitały się z szerokimi uśmiechami, biorąc swoje rzeczy.
.....
Perspektywa Steve
Te dwie brunetki naprawdę były trochę straszne... One tak bez żadnego przejęcia tym, że parę metrów od nich leży trup, zaczęły wypytywać się o szczegóły.
Zuza opierała się nonszalacko o łopatę, podczas, gdy Oliwia wyraźnie rozbawiona bawiła się nożem.
Gdy z Nikolą skończyliśmy dokładnie opisywać sytuację, dziewczyny spojrzały na siebie, po czym parsknęły śmiechem.
Spojrzałem na nie ostro zdezorientowany.
-Coś nas ominęło? Bo mimo wszystko nie mam pojęcia z czego się śmiejecie... - blondynka wygląda na tak samo zorientowaną jak jak.
-Widzisz tak się z Zuzą zastanawiałyśmy, kiedy tu jechałyśmy i kiedy akurat Zuza nie próbowała nikogo rozjechać, jak wielkim przegrywem jest ta dziewczyny. - tu wskazała na ciało Sharon.
-Nie żeby którąś z nas jakoś specjalnie smuciła jej śmierć. Po prostu ona miała taką badziewną śmierć. - Zuza zachichotała.
Jak się nad tym chwilię zastanowić to chyba miały rację.
-W ogóle dlaczego nie zadzwoniliście na policję? Nie żeby nam to przeszkadzało. - i ponownie zaśmiały się.
-Gdybyśmy zadzwonili na policję to zaraz i pismaki by się o tym dowiedziały, a cóż, Steven powinien mimo wszystko mieć nieskalaną opinię. - odpowiedziała im Nikola.
-No też fakt. A T.A.R.C.Z.A?
-Dzwoniłem do Furego, ale nie odbiera.
-No ok. To chyba trzeba się pozbyć balastu. Oliwia czyń honory. - powiedziała wyższa z dziewczyn, rzucając swojej przyjaciółce rękawiczki i sama zakładając swoją parę.
Nie mogłem w to uwierzyć.
One naprawdę chciały pozbyć się ciała i nie miały żadnych oporów.
Co z nimi było nie tak?
-Pomóc wam jakoś? - zapytałem wbrew sobie, kiedy dziewczyny zaczęły ciągnąć trupa w kierunku lasu.
-Nie dzięki Steve. Lepiej nawet nie podchodźcie, jak coś to nie chcemy przecież błędów i żeby później któreś z was musiało siedzieć za kratami. - odpowiedziała mu Oliwia.
-Spokojnie daj działać profesjonalistką. - Zuza dorzuciła coś od siebie i po raz kolejny zachichotała.
Poszliśmy z Nikolą za nimi.
Dziewczyny wyglądały jakby te wleczenie ciała nie sprawiało im kłopotów, chyba naprawdę miały doświadczenie i chyba nie chce wiedzieć gdzie je nabyły.
Po dowleczeniu truchła na wybrane przez nich miejsce, dziewczyny wróciły się do samochodu i przyniosły łopaty i denaturat.
-Stwierdziłyśmy, że jednak nie będziemy ćwiartować, to takie zadupie, że może się nawet popalić trochę dłużej. - zapowiedziała im Oliwia.
-To nie to co w mieście. Tam liczy się czas. - Zuza wyraźnie coś sobie przypomniała, bo uśmiechnęła się triumfująco, a Oliwia spojrzała na nią sugestywnie również uśmiechając się w podobny sposób.
-No ale koniec wspominania, trzeba zacząć kopać. - dziewczyna wzięła swoją łopatę i zaczęła kopać.
Na początku delikatnie odrzuciły trawę na bok, po czym szybko wbijały łopaty w ziemię.
Zmierzch zapadł już jakiś czas temu, teraz wszystko oświetlał księżyc, który był w pełni.
Po około 40 minutach miały już ponad metrowy dół.
Zuza sprawnie wyrzuciła swoją łopatę, po czym podciągnęła się i wyszła, pomagając po chwili Oliwii. Brunetki złapały ciało i wrzuciły je do dołu.
-Radziłabym wam się odsunąć, bo to nie będzie przyjemne, zwłaszcza zapach. - powiedziała do nas niższa z dziewczyn, równocześnie polewając ciało dużą ilością denaturatu. Zuza w tym czasie wyciągała zapałki z kieszeni.
Posłuchaliśmy rady dziewczyn i odsunęliśmy się z Nikolą spory kawałek.
szczęście las nie był gęsty, więc widzieliśmy moment kiedy Zuza odpaliła zapałkę i wrzuciła ją do dołu. Po paru sekundach z dołu buchnął ogień.
Mimo, że staliśmy dosyć daleko to po chwili poczuliśmy smród palonego ciała. Przytuliłem do siebie Nikolę, która ponownie zaczęła płakać.
Do mnie to wszystko jeszcze do końca nie docierało, czułem się jak w jakimś śnie.
Po około godzinie ogień całkowicie wygasł,a Oliwia z Zuzą zaczęły zakopywać to co zostało z ciała.
Na koniec ładnie ułożyły na wierzchu trawkę.
Gdybym nie wiedział, co tu zaszło, to pomyślałbym, że po prostu na niej leżało coś ciężkiego.
-Dobra skończone. Co teraz robimy? - zapytała Oliwia.
-Och myślę, że zadzwonię do mojego znajomego i się z nim skonsultujemy. - dziewczyna wyciągnęła swój telefon i spojrzała na godzinę.
Była pierwsza w nocy, ale nie przejmując się tym wybrała numer.
On na pewno jeszcze nie spał.
....
Perspektywa narratora
Athony Edward Stark, znany szerzej jako Iron Man, siedział w swojej pracowni i słuchał na całe głośniki swojego ulubionego zespołu AC/DC, równocześnie grzebiąc w rękawicy swojej zbroi.
Tony nie mógł dzisiaj zasnąć, pomimo tego, że ostatnimi czasy spał dużo lepiej niż dotychczas.
Powodem tego stanu było to, że nie spał sam. Jego kochanek Loki, szerzej znany jako psotnik, kłamca, asgarcki bóg ognia i ogólnie dosyć duży czubek, mimo, że był złośliwy i wredny, potrafił sprawić, że Tony czuł się spokojniejszy, co przekładało się na lepszy sen.
Muzyka ucichła gwałtownie.
-Panie Stark dzwoni do Pana, jakaś Zuzanna Żelazek i mówi, że ma problem i że to jest ważne. - przemówił do wynalazcy J.A.R.V.I.S.
-Dobrze połącz ją. - powiedział Tony po chwili zastanowienia.
Skoro dzwoniła o tej porze, to naprawdę musiało coś się stać.
-Cześć Anthony. Przepraszam, że tak późno dzwonię, ale to naprawdę ważne. Widzisz przed chwilą zakopałyśmy z Oliwią ciało jednej z agentek T.A.R.C.Z.Y i dodam jeszcze, że tak jakby w jej śmierć jest zamieszany jeden z twoich kolegów Avengerów. - dobra to faktycznie było poważne.
-Kurwa, to faktycznie jest problem, dobra Zuza, gdzie wy jesteście?
-Na jakimś zadupiu. Może moglibyśmy wpaść do Ciebie? Musimy się poradzić w pewnej sprawie.
-Dobra czekam na was. Do zobaczenia.
-Do zobaczenia. - brunetka rozłączyła się.
Iron Man przetarł twarz.
Zapowiadała się dziwna noc, ale przynajmniej coś się działo.
Ciekawe o którego z Avengers chodzi... Może o Bannera?
Tak on byłby w sumie zdolny do zamordowania tej dziewczyny...
Ale nie ma co oceniać, niedługo wszystkiego się dowie.
Zuzannę poznał kilka lat temu, kiedy dziewczyna studiowała jeszcze biotechnologię. Miał warsztaty na jej uniwerku. Była piekielnie inteligenta i złośliwa, przypominała mu Lokesa. Tyle, że dziewczyna była dużo bardziej transparentna i nie ukrywała swoich uczuć. Po jakimś czasie okazało się, że należy do jednego z najlepszych nowojorskich gangów.
Była cholernie dobra. Tak samo jak jej przyjaciółka Oliwia, którą poznał po jakimś czasie. Dziewczyna miała wybitny talent do malarstwa i była równie inteligenta i złośliwa co Zuza, tyle, że nieco spokojniejsza. Do gangu należały, żeby zemścić się na pewnej osobie, nie wiedział do końca o kogo chodziło, ale trochę współczuł nieszczęśnikowi. Kiedy dokonały zemsty skończyły z gangiem i założyły własne interesy. Oliwia otworzyła pracownię malarską, a Zuza jako, że jej miłością były konie założyła stadninę sportową, miała również swój sklep w jednej z galerii Tonego. No cóż, chyba powinien obudzić Lokiego, w końcu dawno nie widział się z dziewczynami, więc nie miał jeszcze okazji go im przedstawić.
Czuł coś, że się dogadają.
....
Perspektywa Nikola
Staliśmy wraz ze Steven otępieni, przysłuchując się rozmowie jednej z brunetek przez telefon. Najbardziej zaskoczony był mój ukochany. Zaczął szybko mrugać gdy usłyszał imię Anthony.
- Nie, to nie może być ten Anthony.-szepnął.
Oliwia stała jak gdyby nigdy nic i przysłuchiwała się spokojnie rozmowie, obracając w dłoniach mały, srebrny nożyk. Brunetka rozłączyła się i spojrzała na nas wyczekująco.
- Jedziemy.-zarządziła i ruszyła w stronę samochodu.
- Gdzie?-zapytałam dalej zdezorientowana.
Dziewczyna otworzyła drzwi czarnego samochodu i usiadła za kierownicą, odpadając pojazd. Oliwia zostawiła nożyk i zaczęła pakować sprzęt do bagażnika z delikatnym uśmiechem.
- Czas odwiedzić starego przyjaciela. -zaśmiała się i spojrzała na nas z dziwnym błyskiem w oku. - Pakujcie się do swojego samochodu. -i sama usiadła obok drugiej brunetki.
Nie czekając na nic, ruszyliśmy ze Stevem do jego samochodu, by po chwili jechać za dziewczynami po autostradzie.
Zuzka jak zwykle jechała wręcz popisowo. Gdyby nie to, że dziwnie mały był dzisiaj ruch, to wszystkich by porozjeżdzała. Ale z Oliwią nie było by lepiej. Obie jeżdżą jak zawodowi rajdowcy.
To śmieszne, ale zawsze bałam się z nimi jeździć.
...
Szybko dojechaliśmy do samego centrum Manhattanu pod chyba najbardziej znany tu budynek, a raczej znany przez jego właściciela. Wysiadłam z bryki i z zachwytem obserwowałam piętrzący się wysoko ku niebu Stark Tower, a raczej Avengers Tower.
Zuzka z Oliwią ruszyły sprawnym krokiem w kierunku wejścia do wieżowca. Steve kręcąc głową, złapał mnie za dłoń i pobiegliśmy do nich.
Dziewczyny czekały na nas z dziwnymi uśmiechami w windzie.
- O co w tym chodzi?-usłyszałam zniecierpliwione pytanie blondyna, stojącego obok mnie, dalej trzymając mnie delikatnie za dłoń.
- Zaraz się dowiesz.-uśmiechnęły się do siebie tajemniczo, a ja z każdą chwilą byłam caraz bardziej skonfundowana.
Co robiliśmy w siedzibie Avengers?
Dojechaliśmy na wybrane piętro, drzwi on windy się rozsuneły i moje przyjaciółki pewnie wkroczyły do pokoju, a my za nimi.
- Tony, już jesteśmy!-wykrzyknęła Zuzka, a Oliwia pokręciła ze śmiechem głową.
Zza kanapy wyłonił się przystojny brunet w czarnym podkoszylku i jeansach. Brązowe oczy świeciły mu się wesoło, a na ustach gościł mu zawadiacki uśmiech.
Od razu poznałam, kto przed nami stał.
Anthony Edward Stark. Multimilarder, geniusz, właściciel tego budynku i jeden z Avenderów, Iron man.
Rozłożył szeroko ręce i wykrzyknął wesoło.
- Zuza, Oliwia! Jak miło was widzieć po tak długim czasie!
- Część Anthony!-odpowiedziały entuzjastycznie.
Miały jeszcze coś dodać, gdy nagle zza mężczyzny wyszedł wysoki i szczupły, czarnowłosy mężczyzna. Jego szmaragdowe oczy połyskiwały z dziwną złośliwością, a usta układały się w podobnym wyrazie, co pierwszego mężczyzny.
Tego też poznałam. Od jakiegoś czasu trąbiono o nim w wiadomościach.
Bóg kłamstw z Asgardu, brat Thora, Loki Laufeyson.
- Tonuś, czy ja dobrze myśle, kim jest dla ciebie to ciasteczko?-wyższa z brunetek spojrzała na niższą, zakładając ręce na piersi. Oliwia posłała jej znaczące spojrzenie spod okularów.
Boże, to tak bardzo przypominało lennyface'a!
Zaśmiałam się cicho pod nosem.
Czyżby ich gej radar dalej był niezawodny?
Wynalazca zaśmiał się i pokręcił głową, a czarnowłosy za nim zrobił się delikatnie czerwony na policzkach, ale zaraz się uspokoił i wrócił do dawnego wyrazu twarzy.
- Jak zwykle wszystko wiedzące.-prychnął przez śmiech.
- No a jak!- uśmiech Oliwi przypominał ten kota z Cheschire.
Ten uśmiech był czasami dziwnie przerażający w jej wykonaniu.
- Dziewczyny, to jak pewnie się orientujecie, Loki...Mój kochanek.
- Awww!- z gardeł obu brunetek wydobył się cichy pisk.
Zaśmiałam się, a wraz ze mną dwaj nowopoznani mężczyźni. Steve przez całą tą wymianę zdań stał całowicie osłupiały, przyglądając się temu wszystkiemu.
Nie dziwię mu się, gdybym ich nie znała, zachowywałabym się tak samo, jak on.
Ścisnęłam czulej jego dłoń, a jego błękitne oczy zwróciły się na moją osobę. Jego wyraz twarzy nagle złagodniał i dalej mogłam się przysłuchiwać moim wieloletnim przyjaciółkom, które zadowolone rozmawiały z parą po drugiej stronie. Zuza opierała się spokojnie o kanapę, a Oliwia czyściła szkła w okularach śmiejąc się z czegoś, co powiedział Stark.
- Lokes, to są Zuzanna Żelazek i Oliwia Cybul, moje znajome od paru lat.-brązowowłosy zwrócił się do swojego chłopaka, a ten skinął dziewczynom głową.
- Tony, jest ktoś jeszcze.-zielone oczy spojrzały badawczo w moim kierunku.
Wszystkie oczy w pomieszczeniu zatrzymały się na mnie i na moim kochaniem.
Speszona od tego wzroku, chciałam jak najszybciej się stąd wydostać, albo co najmniej schować za szeroką piersią Steve'a.
- A któż to taki?- brązowe oczy przeskanowały mnie od góry do dołu.
- To Nikola, mówiłyśmy ci o niej.- Zuzka udzieliła mu odpowiedzi, uśmiechając się szeroko.
- No tak!-wykrzyknął, jakby dokonał w tej chwili przełomowego odkrycia i zaraz przeniósł spojrzenie na mojego ukochanego. - Steve? Wow, nie mówcie, że to on jest zamieszany w śmierć jakiejś agentki?!- sarknął, ale gdy zobaczył, że moje przyjaciółki kiwają powoli głową, nie wytrzymał i zaśmiał się głośno.- Nasz Kapcio Idealny? Nie, nie wierzę! Co tu się stało?-kręcił głową, zwijając się ze śmiechu.- Czy wy umiecie z każdego człowieka robić kryminaliste?
- No bez przesady, nie każdego. Niektórzy się nie nadają.-Oliwia wzruszyła ramionami ze stoickim spokojem i poprawiła wypadające już z warkocza włosy.
- No dobra.- mężczyzna westchnął, uspokajając się.- Rogers, dlaczego trzymasz Nikole za...-urwał gwałtownie i wytrzeszczył oczy.- Nie mów, że to ta twoja dziewczyna, o której mówiła Natasha...-gdy blondyn nie odpowiedział, uśmiechnął się znacząco do zielonookiego i powiedział, abyśmy usiedli na kanapy.
Wszyscy zrobili to bez zbędnego szemrania. Usiadłam wraz ze Stevem na jednej tuż przy rogu, opierając się o jego twardą i ciepłą pierś. Dziewczyny rozsiadły się na tej samej po drugiej stronie. A Loki i Anthony na tej naprzeciw nas.
- Wytłumaczy mi ktoś, skąd się znacie?-warknął niebieskooki, a ja poparłam go cichym pomrukiem, poprawiając swoją pozycję.
I tak zaczęli opowiadać. O tym jak Tony wykładał na uniwerku, o ich poznaniu, także o wielkim gangu w Nowym Yorku do którego należały jeszcze nie tak dawno moje przyjaciółki.
Co jak co, ale było to dla mnie zaskoczeniem. Myślałam, że wiem o nich wszystko, a tu proszę. Ale teraz już przynajmniej wiem, skąd nauczyły się grzebać trupy, jak tego dzisiaj.
Tak oto płynnie przeszłyśmy do naszego problemu. Jelonek, jak nazwał Tony swojego partnera, oraz on sam, byli nieźle zaskoczeni tym, co nam się przytrafiło.
No kto by nie był?
Stark po całym, szczegółowym wyjaśnieniu tej sprawy wstał z mebla i podszedł do jednej z szafek, która okazała się barkiem. Wziął wino i sześć kieliszków, rozstawił je przed nami i nalał nam po lampce.
- Po takim dniu wrażeń trzeba wszystko zapić.-stwierdził i wziął pożądnego łyka.
Wszyscy od razu przystali na propozycję, chwytając za naczynia. No może prócz Steve'a, który wyglądał, jakby nie chciał pić. Wino było dobre i mocne, można chociaż zatopić w czymś ten cholerny stres.
- Eh...kim trzeba być, aby wpaść w takie gówno?-prychnął Lokes, przyciskając pi tym wargi do ścianki kieliszka.
- Nimi. Wiem, że Liwia i Zuzka odwaliły kawał dobrej roboty, ale jak coś, dostaniecie ode mnie alibi.- Stark zwrócił się do naszej dwójki, a w sumie czwórki, dolewając sobie alkoholu.
Po dobrych trzech godzinach, byliśmy już nieźle wstawieni, bo po winie gospodarz wystawił coś jeszcze bardziej procętowego. Bełkotaliśmy rozluźnieni o normalny rzeczach, takich jak idzie sprzedaż obrazów Oliwi i czy stadnina Zuzanny dobrze prosperuje. Steve w pełni trzeźwy przyglądał się z lekkim rozbawieniem na nasze poczynania, a Loki, znacznie w lepszym stanie niż reszta, gawędził sobie wesoło z obiema brunetkami. Gdy poczułam się śpiąca, mój chłopak zadeklarował, że odstawi mnie do domu. Wziął mnie na ręce i ruszył do wyjścia, ostatnim co zobaczyłam przed zaśnięciem bezpiecznie w jego ramionach, były głupkowate uśmiechy pozostałej czwórki i ich machanie na pożegnanie.
.....
Perspektywa Nikola
(Półtorej roku później)
Siedziałam niespokojnie na krześle i patrzyłam jak wszyscy latają w tą i z powrotem. Potupywałam non stop nogą, nie mogąc się uspokoić. Nerwy wręcz zżerały mnie od środka.
- Nikola, uspokój się, bo cię krzywo umaluje!-zbeształa mnie brązowowłosa dziewczyna, ściskając w dłoni tusz do rzęs. Wanda od dobrych piętnastu minut starała się zrobić mi makijaż, bez skutku.
- Popieram Wandzie, musisz się opanować.-usłyszałam za sobą głos Natashy.- Przecież tu nie ma powodu do stresu, nic złego się nie stanie.
- Może masz rację.-skinęłam głową i zrobiłam głęboki wdech.
Przez ten cały czas związku ze Stevem załapałam niezły kontakt ze wszystkimi Avengerami i ich znajomymi. Zuza i Oliwia także.
Właśnie, gdzie one są?
Miały być tu już dawno temu.
W tym momencie do pokoju wbiegły dwie dziewczyny niosąc ze sobą foliowy
pokrowiec.
- Sorry za spóźnienie, ale ci idioci żle postawili te cholerne krzesła, całkiem inaczej niż im mówiłam. Musiałam jeszcze raz im wszystko tłumaczyć jak krowie na rowie.-warknęła Oliwia, łapiąc oddech.
- Ważne, że już jesteście.- Czarna Wdowa wstała i podeszła do Zuzki, która trzymała pokrowiec. Usłyszałam, siedząc do nich tyłem otwierany zamek.- Wow, jest śliczna.
Starałam się zajrzeć, ale Wanda umiejętnie mi nie pozwoliła.
- Przestań się kręcić, bo ci kreski krzywo zrobię i będzie dupa!-syknęła, a ja tym razem siadłam grzecznie.
Usłyszałam dzwonek telefonu Oliwi i po tym jej rozeźlony głos.
- No co za imbecyle! Ok, Aniela, zaraz tam będę. Muszę znowu tam iść!-krzyknęła i wybiegła.
- Skończyłam!-wykrzyknęła uradowana Maximoff i podała mi lusterko.
Muszę jej to przyznać, ten delikatny makijaż był śliczny.
- Moja kolej.-poczułam jak Nat starannie i delikatnie rozczesuje mi włosy. Po kolejnych piętnastu minutach fryzura była gotowa.
Pozostało tylko jedno.
Stanęłam przodem do Zuzy i do ubrania, które trzymała w ręku. Podała mi je ostrożnie, a ja poszłam za parawan. Szybko założyłam suknię, a Zuza dopięła mi suwak na plecach. Spojrzałam z westchnieniem na wielkie lustro, przy którym stanęłam. Uśmiech wypłynął na moje usta.
Dziewczyny naprawdę się postarały.
Wyglądałam ślicznie. Włosy lekko opadały mi na plecy falami, wcześniej niektóre z nich łącząc się ze sobą, tworząc ciasny warkocz. Usta lśniły od delikatnego błyszczyku, a oczy od jasnego cienia. Nawet nie jestem w stanie opisać, co zrobiła Wanda, aby uzyskać tak zniewalający efekt na mojej twarzy. Spojrzałam w dół podziwiając piękną, białą suknię. Zdawała się być wielka i ciągnęła się dobry kawałek za mną. Śliczne srebrne zdobienia tylko dodawały jej uroku. Złapałam zdenerwowana w dalszym ciągu prawie niewidocznego rękawa z białymi zdobieniami. Założyłam boskie, białe szpilki i poczułam jak Romanoff wpina mi dłuuugi welon we włosy.
Do pokoju wróciła Oliwia w towarzystwie swojej młodszej siostry, która przyjechała z Polski.
Starsza z dziewcząt obdarzył mnie szerokim uśmiechem, a młodsza stwierdziła:
- Bardzo ładnie wyglądasz.
- Dzięki.
- Niki, już za chwilę czas.
Na słowa Oliwi żołądek prawie zawiązał mi się w supeł. Aniela podała mi bukiet z białych róż i tego samego koloru lili, na którym zacisnęłam nerwowo palce.
Nastolatka obeszła mnie i złapała mój welon, unosząc go w górę.
Z zewnątrz zaczęły wygrywać się pierwsze delikatne nuty marszu.
- Czas zrobić wielki krok w przyszłość.-szepnęła Oliwia, kładąc mi rękę na ramieniu. Wanda i Nat już dawno wyszły.
Czas iść.
Zrobiłam głęboki wdech, uspokajając drżenie dłoni. Dziewczyny wyszły szybko, a ja wolnym krokiem za nim.
Spokojnie.
Moje buty dotknęły miękkiego piasku plaży, a do nosa doszedł zapach morza. Zamknęłam na chwilę oczy, by zaraz je otworzyć i spojrzeć przed siebie. Wzdłuż drogi dla mnie przygotowanej stały białe krzesła z siedzącymi na nich gośćmi. Wszyscy moi przyjaciele, bliscy, rodzina.
Ich oczy były zwrócone w moją stronę, przez co czułam jeszcze większy stres. Odwróciłam wzrok i spojrzałam prosto przed siebie.
Na pięknie ozdobionej altanie stał Steve w czarnym garniturze wraz z księdzem oraz Buckym jako drużbą. Gdy spojrzałam w błękitne pełne otuchy i miłości oczy reszta świata przestała dla mnie istnieć. Wszystkie smutki odeszły w las, a ręce przestały drgać. Nawet nie zauważyłam kiedy podeszłam już w odpowiednie miejsce i Aniele puściła mój welon, a Oliwia przejęła ode mnie bukiet.
Steve delikatnym aczkolwiek pewnie złapał mnie za dłonie i przejechał kciukami po kostkach palców. Już pewniejsza od obecności osoby, którą kocham, spojrzałam na kapłana.
Ksiądz Łukasz nie zmienił się przez te lata prawie wcale, a teraz uśmiechał się do nas delikatnie.
Nawet nie wiem jak Oliwia i Zuzka go ściągnęły do Ameryki.
- Moi drodzy, zebraliśmy się tu, aby połączyć węzłem małżeńskim tą oto kochającą parę.-zaczął uśmiechając się do nas i do zebranych.- Kochani, powtarzajcie za mną.
- Ja Steve biorę Ciebie Nikolu za żonę i ślubuję Ci miłości, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.- jego dłonie mocniej zacisnęły się na moich. Głos delikatnie mi zadrżał, gdy zaczynałam mówić.
- Ja Nikola biorę sobie Ciebie Steve za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Kolejną część zaczęliśmy wspólnie mocnymi, ale drżącymi głosami.
- Ja mocą, siłą Twoją będę, gdy zmrok zapadnie- światłość wzbydzę, gdy krew i gorycz będą wszędzie, Ja mocą, siłą twoją będę. Ja Cię uniosę nad obłoki, gdy ziemia pęknie-ześle deszcze, gdy ujrzysz ślady śmierci wszędzie. Ja mocą Twoją, siłą będę i będę nią poprzez wieki, gdy świat utonie w łez powodzi, gdy zwątpisz w miłość, w jej orędzie, ja mocą, siłą Twoją będę. I będę czekać bezustannie aż wrócisz, z wiatru się odrodzisz i dam Ci wszystko, zawsze, wszędzie i mocą, siłą Twoją będę.-zakończyłam drżąco i zobaczyłam kątem oka jak moja mama z babcią szlochają w chusteczkę.
Zuza podała mi obrączkę, a Bucky, Stevenowi w nasze w trzęsące się dłonie. Steve wziął czule moją prawą dłoń i spojrzał głęboko w moje oczy.
- Nikolu przyjmij tą obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.-ostrożnie wsunął mi na serdeczny palec złoty pierścień.
Powtórzyłam tekst i także nałożyłam mu obrączkę. Z ostatnim słowem głos mi się załamał, a z oczu uleciała łza. Blondyn delikatnie starł ją kciukiem i rozbrzmiał głos księdza.
- Od tej pory jesteście mężem i żoną.- spojrzał na Steve'a.- Możesz pocałować pannę młodą.
Niebieskooki pochylił się nade mną i złożył ma moich ustach najczulszy pocałunek na jaki było go stać. Oddałam go również przekazując przez niego całą falę uczuć. Zewsząd jakby za mgłą docierały do mnie oklaski i głośne gwizdy.
Oderwaliśmy się od siebie i Steve wziął moje ręce do ust, składając na nich liczne, lekkie pocałunki.
Jestem taka szczęśliwa.
Po chwili do nowożeńców zaczęli się schodzić ludzie z gratulacjami. Oczywiście druhny panny młodej były pierwsze.- Nasze życzenia już znacie, więc chciałybyśmy tylko ostrzec Stevena, że jak Nikola będzie na niego narzekać, to my już odpowiednio sobie z nim porozmawiamy. - rzuciły chórem susząc zęby i przytulając po kolei Nikolę i Steve'a. Może i powiedziały to żartem, ale Pan młody dalej pamiętał do czego były zdolne. Kolejny był drużba Steve'a - Bucky. Cichy, dosyć małomówny i skryty człowiek. Najlepszy przyjaciel Steve'a, jeszcze z czasów przed wojną. Jak przeżył? Przez większość tego czasu był Zimowym Żołnierzem na usługach Hydry. Jego spojrzenie potrafiło zamrozić, więc pomimo tego, że był cholernie przystojny to raczej odstraszał kobiety. Jednak Oliwii nie przeszkadzało to rzucać mu taksujących spojrzeń. No cóż ją trudno było odstraszyć. Bucky wymruczał ciche życzenia i szybko usunął się na bok. Później byli rodzice i babcia panny młodej, ksiądz Łukasz, Avengersi i reszta gości. Jednak najbardziej wszystkich zaskoczył Loki. Zwykle złośliwy, teraz naprawdę się postarał i kiedy składali z Tonym życzenia, stwierdził trochę uszczypliwie, że welon i suknia panny młodej są chyba trochę za mało błyszczące po czym wyczarował w powietrzu setki drobnych płatków śniegu, które zawirowały i wtopiły się najpierw w suknię tworząc swoiste ombre, a następnie w welon gdzie ułożyły się już nierównomiernie. Efekt był zjawiskowy, a kiedy wszyscy zamilkli Lokes obrzucił ich pogardliwym spojrzeniem i warknął,
-Czego się gapicie?! - po czym cały czerwony usunął się gdzieś na bok, z rozbawionym Tonym, u boku. Kiedy wszyscy złożyli już życzenia Oliwia i Zuza zaczęły poganiać tłum w kierunku przeszklonego tarasu na plaży, gdzie miało odbyć się wesele. Przed drzwiami dziewczyny zatrzymały parę młodą i kazały Stevenowi przenieść Nikole przez próg, co oczywiście zrobił z ogrąmną radością. I tak rozpoczęła się zabawa, która trwała od 14 do 8 rano. Podczas wesela było dużo zabaw.
Niektóre wymyślała kapela, niektóre wymyśliły druhny. Oczywiście te wymyślone przez Liwie i Zuze były bardziej ekstremalne, ale cóż poradzić, one się już nie zmienią. Zaczęły od ruskiego disco, a skończyły na bitwie na płynną czekoladę na plaży. Mimo tych wszystkich dziwności były też piękne i wzruszające momenty, jak np. pierwszy taniec i przemowy najbliższych. Oczywiście wszyscy najlepiej się bawili kiedy puszczono polskie disco polo. Około 3 wszyscy byli już nieźle wstawieni, babcię Nikoli już jakiś czas temu Thor wyciągnął spod stołu i zniósł do jej pokoju, niestety ona nie była jedyną osobą, którą trzeba było stamtąd wyciągnąć, bo ksiądz Łukasz spał pod nim zalany w trzy dupy. Trzeźwi byli jedynie nowożeńcy i Bucky, który był odporny na działanie alkoholu. Za to Oliwia, która po wódce nabrała jeszcze więcej odwagi, podeszła do zdziwionego Barnesa i zaczęła rozmowę na temat poprawin. Oczywiście to był tylko pretekst, żeby zacząć rozmawiać. Zuza, która w tym czasie tańczyła z Lokim uśmiechała się tylko złośliwie. Założyła się nawet z nim kiedy ta dwójka się zejdzie. Zuza dawała im pół roku, a Lokes trzy miesiące. O co się założyli? Tego lepiej nie podawać do wiadomości publicznej... Steve i Nikola zmyli się około 4 zostawiając gości na pastwę Zuzy i Lokesa, którzy mieli aż zbyt dużo pomysłów jak to uprzykrzyć życie gościom. Od 7 na tarasie zostali już tylko Avengers, którzy też się zmyli do 8.
Perspektywa Steve.
Wpadliśmy z Nikolą do naszego apartamentu jak burza. Całowałem moją żonę (cholera jak to cudownie brzmi!) zachłannie. Nikola oddawała pocałunki z równie wielką pasją. Złapałem dziewczynę pod udami, a kiedy oplotła nogi wokół moich bioder oparłem nas o ścianę i dalej ją całując błądziłem rękami po jej ciele. Kiedy przeciągnąłem rękami po jej biodrach jęknęła cicho. Odstawiłem ją na ziemię i wymacałem suwak od jej sukni. Pociągnąłem go, a suknia spadła z dziewczyny i ułożyła się wokół jej nóg. I kurwa jak do tej pory byłem podniecony, to teraz prawie umarłem. Ona nie miała na sobie stanika. Zrzuciłem z siebie koszule, krawat i spodnie, pozostając w samych bokserkach. Cały czas wpatrywałem się w moją cudowną żonę i kiedy się rozebrałem popchnąłem ją delikatnie w stronę wielkiego łóżka. Kiedy się położyła opadłem na nią ponownie zaczynając pocałunek.
-Jesteś taka piękna, wyjątkowa i tylko moja. Tak cholernie Cię kocham.
Nasza noc poślubna była cudowna, tak samo jak reszta życia spędzona razem, mimo iż nie raz dostało mi się od mrożonek.
THE END
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top