ROZDZIAŁ 27
W pokoju jest już jasno. Adam śpi. Leżałam na łóżku od dwóch godzin i patrzyłam się na niego. Rozglądam się po pokoju. Kręci mi się w głowie. Na szafce nocnej leży mój telefon. Sprawdzam datę. Jasna cholera. Leżałam tu dwa dni? Nieźle mnie poturbowała. Gdzie jestem? W sumie mało mnie to interesuje. Ważne, że jestem z Adamem. Odkrywam kołdrę i widzę dużego siniaka na nodze. Jestem w szarej koszuli nocnej. Wychodzę z łóżka. Żebra bardzo bolą. Staram się oddychać płytko, by nie narażać siebie na większy ból.
Dom jest ogromny utrzymany w chłodnym stylu. Patrzę na świat przez ogromną okiennicę i z zadowoleniem stwierdzam, że jestem w domu na polanie. Dlaczego tu? Jakie to miasto? Idę dalej.
Pierwsze drzwi. Chwytam za klamkę i otwieram je. Na łóżku leży
Maja z Adrianem. Co oni tu robią?
Maja patrzy na mnie jakby zobaczyła ducha.
-Powinnaś leżeć. – karci mnie.
-Gdzie jesteśmy? – pytam. Mój głos jest okropny. Jakby wyjęty z gardła innej osoby.
-To dom Karola... Musieliśmy tu przyjechać, bo on dał nam znać, że jakieś szemrane towarzystwo ewidentnie na kogoś czekało pod naszym mieszkaniem. – znowu coś. Czy ten koszmar kiedykolwiek się skończy?
-Kim jest Karol?
-Nasz kuzyn, a jednocześnie człowiek od spraw czysto
informatycznych. – co ona gada? To nie jakiś film akcji.
-Macie swoich ludzi? – zaśmiałam się pod nosem, a żebra szybko mi to ukróciły. Karma wraca.
-Karol od informatycznych, Adrian od mechanicznych, Tomek od, hm... Nazwijmy to logistycznych. Adam ich tu sprowadził. Dla twojego dobra. On zrobi wszystko... – do pokoju wszedł Tomek przerywając tym samym wywód Majki.
-Kobieto, wszyscy się martwiliśmy. – podszedł do mnie i przytulił uważając na żebra. – Adam wrócił wcześniej z Niemiec, bo nie mógł wytrzymać niewiedzy o twoim stanie. Gdy przyjechał tu i zobaczył ciebie w takim stanie do nikogo się nie odzywał. Jest zły. Co ja gadam. Jest wściekły.
-Dziwisz mi się? – wtrącił się Adam. Dawno nie słyszałam tego głosu. Kochanego głosu. Pobiegłam do niego nie zwracając uwagi na ból. Przytuliłam go, co odwzajemnił. – Zawsze musisz się pakować w kłopoty?
-Powiedzcie mi teraz, co tu się dzieje? – usiadłam na łóżku razem
z Adamem.
-Martyna się mści. Boli ją to, że poukładałem sobie życie, zapomniałem o niej, odstawiłem narkotyki. Zaprzyjaźniła się z Damianem i nagadała mu, że ja ją skrzywdziłem. Ubzdurał sobie, że skoro ja skrzywdziłem jego dziewczynę to on skrzywdzi moją. Na tej imprezie... Kochanie... On chciał cię... – zacisnął mocno ręce w pięści. Ta sama śpiewka, co z Tomkiem.
-Ale przecież to nie prawda. Rozmawialiście z nim? – zapytałam.
-Z nim wie nie rozmawia. On przychodzi zrobić swoje i do widzenia. – wtrącił się Tomek.
-To wszystko jest popieprzone... – dodał Adrian.
-Muszę pobyć sama. – w głowie miałam pewien plan. Wyszłam z
pokoju i wróciłam do pokoju, w którym obudziłam się dzisiaj rano. Muszę to zrobić. Czy w takim stanie, czy w innym. Mam kilka chwil.
Zaczynamy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top