ROZDZIAŁ 24
-Myślałam, że nie chodzisz na imprezy! - zaśmiałam się delikatnie kiwając się na boki po którymś z kolei drinku. Tego mi było trzeba.
-Zaczęłam w wieku szesnastu lat! Błagam cię, przecież całe życie nie może mnie ominąć! - również się zaśmiała ciągnąc mnie na parkiet. Lekko chwiejnie poszłam z nią i zaczęłam tańczyć.
Po chwili poczułam dłonie na moich biodrach. Oh, Adam. Przybliżyłam się do niego i po wróciłam do tańca. Moment! Przecież Adama nie ma w Polsce. Obróciłam się i nie patrząc nawet na twarz tego kolesia wymierzyłam mu prawego sierpowego. Moja ręką strasznie zaczęła boleć. Dłońmi zakryłam usta kiedy zobaczyłam, że z wargi młodego chłopaka sączyła się krew. Poczułam ucisk na nadgarstku. Wszystko zaczęło wirować.
Słyszałam tylko jak ktoś woła moje imię.
***
Z potwornym bólem głowy powoli otwierałam oczy. W pokoju było dosyć ciemno. Było koło szóstej. Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. To ani nie mój dom, ani Mai. Poszłam przed siebie i dotarłam do kuchni, w której siedziała Majka.
-Boże... Co się stało? - zapytałam siadając obok i chwytając jej szklankę wody. Wypiłam całą zawartość.
-Tak się schlałaś, że zemdlałaś. - zaśmiała się cicho. - To pierwszy raz, prawda?
-I ostatni... Jezu - wyjęczałam chwytając się za głowę. Pierwszy raz miałam kaca i tak jak powiedziałam - ostatni. Zachowałam się skrajnie nieodpowiedzialnie. Przypomniałam sobie wczorajszą noc i spojrzałam na dłoń. Była cała opuchnięta.
Najbardziej palce i kość śródręcza. Jak jest złamana to się złamię. Mama zabroni mi wychodzić... Dzisiaj moje urodziny! Zapomniałam o swoich urodzinach... Nie zaczęłam ich dobrze.
Maja podała mi opakowanie tabletek. Połknęłam jedną.
-Wszystkiego dobrego. - zaśmiała się cicho Maja przytulając mnie delikatnie.
-Dziękuję... Przyda się. - również się zaśmiałam. Zaskakująco szybko ból ustępował. Po dziesięciu minutach już go nie było. -
Gdzie my właściwie jesteśmy?
-To dom Tomka. Kolegi Adama. Powiem tak. Mamy zdrowo przerąbane... On już mu pewnie powiedział...
-Maja... Ja chyba muszę jechać do szpitala... - pokazałam jej dłoń. Przeklęła pod nosem.
-Powiesz mamie? - popatrzyłam na mnie współczująco.
-Chyba muszę... Najpierw pojadę do domu, później do szpitala...
-Ta cała impreza to był zły pomysł... Dobrze, że Tomek tam był.
-Właściwie to jak on się tam pojawił? - było to ciekawe. Śledził nas? Adam mu kazał? Ale skąd wiedział, że pójdę z Mają.
-Tam mogli być wszyscy. To klub, który przejęli nastolatkowie.
Czysty zbieg okoliczności... I dobrze, że tak się stało. Bóg wie, co mógłby zrobić Ci tamten obleśny koleś. - wzdrygnęła się. Racja.
Usłyszałyśmy chrząknięcie. Odwróciłam głowę i zobaczyłam chłopaka, który dowodził nas do hotelu. Ah tak! Tomek. Że też go nie skojarzyłam.
-Adam już o wszystkim wie. Jest wściekły... - powiedział na wstępie.
-Też miło mi cię znowu widzieć... - uśmiechnęłam się.
-Wiesz kim był ten koleś? Z nim Adam brał narkotyki! Cholera jasna, kobieto czy ty wiesz jak bardzo masz teraz przesrane?! - wykrzyczał. O nie. Tylko nie to.
-Ale ja nie chciałam... On mnie dotykał. -powiedziałam cicho.
-Jedziemy do szpitala, bo z twoją ręką nie jest najlepiej. Lubisz się chyba pakować w kłopoty.
-Myślisz, że tego chciałam?! - wybuchłam.
-Myślę, że nie ale to teraz bez znaczenia! Nigdzie nie wychodzisz beze mnie! Jasne?! Dopóki Adam nie wróci! Chodzimy do tej samej szkoły, więc będę po ciebie przyjeżdżał... Wybacz, że tak reaguję ale... Jesteś w niezłych tarapatach... - jak zwykle zresztą- pomyślałam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top