ROZDZIAŁ 12
-Będę za tobą tęsknić... – zaczęłam cichutko.
-Kochanie... To tylko tydzień. Dasz sobie radę. Przecież silna dziewczynka z ciebie. – posłał mi pokrzepiający uśmiech.
-Ale to aż tydzień!
-Wyobraź sobie, że niektóre pary muszą czekać na siebie miesiącami żeby się spotkać.
-Niby dlaczego?
-Na przykład jedno z nich pracuje za granicą. To musi dopiero tych ludzi boleć.
-Myślisz, że ci ludzie dają sobie radę? – zapytałam delikatnie przygnębiona.
-Prawdziwa miłość zniesie wszystko. Na pewno nie jest łatwo. – dotknął delikatnie mojej dłoni. – Ale to nas nie dotyczy maluszku. Nie bądź smutna.
-Przecież związek na odległość to głupota... Ludzie potrzebują siebie obok. Na czym takie związki polegają? Siedzenie przed telefonem cały czas? Tak wyglądają ich randki? Za nic bym nie chciała być w takim związku.
-Bo to jest męczące. Byłem w takim związku i wiem jak to wygląda. To nie przetrwało więc nie była to prawdziwa miłość. Co innego teraz... – na ostatnie zdanie zaczęłam szczerzyć się jak wariatka. Czy on tym samym powiedział mi, że mnie kocha? To cudowne uczucie.
Z uśmiechem na twarzy wyszłam z auta gdy tylko Adam zaparkował pod swoim mieszkaniem.
-Co cię tak rozbawiło? – zapytał chwytając mnie za dłoń.
-To było bardzo miłe...
-To było prawdziwe. – pocałował mnie w usta. W bagażnika wyciągnęliśmy zakupy i poszliśmy do mieszkania. Maja była u kolegi więc całe mieszkanie było dla nas.
-No to pokazuj mi się w tych sukieneczkach. – dał mi całusa w szyję co wywołało u mnie gęsią skórkę. No Adasiu. Zdziwisz się.
Udałam się do łazienki. Zdjęłam sukienkę i w lustrze zobaczyłam ładną ale nieśmiałą kobietkę o bardzo ładnych kształtach. Może jednak było we mnie coś nadzwyczajnego. Założyłam niebieską sukienkę, w której cudownie się prezentowałam. Do tego złożyłam kremowe szpilki i nastąpiła chwila wątpliwości. Czy ja na pewno dobrze robię? Nie chcę, żeby spotkało mnie to samo co w Kanadzie. Bardzo się boję, bo wtedy też zaufałam Thomasowi. Na samo wspomnienie zrobiło mi się smutno. Przecież mogę zaufać Adamowi.
Czy ja go kocham? To nie był czas na takie przemyślenia. Otworzyłam drzwi. Adam siedział u siebie w pokoju. Na pewno słyszał już, że idę, bo wyszedł w moją stronę.
-Piękna. – powiedział i przytulił mnie. – Odwróć się.-wykonałam jego polecenie. – Cudowna. Masz śliczny...
Śliczne nogi. Tak nogi.
-Wiem, że mam śliczny tyłek. Nie bój się tego mówić...- uderzyła mnie nagła pewność siebie. Ostatnio się nie poznaję.
-Tak Kamila. Zdecydowanie masz śliczny tyłek... – powiedział błądząc rękoma po moich plecach. – Mogę? – Nie wiedziałam co chce zrobić ale pozwoliłam mu kiwając głową. Jego dłonie zaraz znalazły się na pupie. Co ja robię? Dlaczego mu na to pozwalam? – Wszystko dobrze złotko?
-Tak... Um... Chyba tak.
-Jeśli ci nie odpowiada to powiedz. Natychmiast zabieram łapki. Obiecuję, tylko musisz mi powiedzieć.
-Chcesz zobaczyć mnie w drugiej odsłonie? - szybko zmieniłam temat.
-Z miłą chęcią. Tylko tego pragnę. – posłał mi uśmiech i wypuścił z objęć. Natychmiast zrobiło mi się zimno.
Przebrałam się w drugą sukienkę i założyłam czerwone szpilki. Na pewno nie była to sukienka na co dzień.
Była trochę wzywająca i bardzo odważna. Wyszłam.
-No, no, no. Proszę Pani. Ślicznie. Bardzo mi się podobasz. Jesteś cudowna. – zaczął mnie namiętnie całować, co oczywiście odwzajemniłam.
-Mogę się przebrać? Wolę mieć na sobie twój dres niż tą sukienkę...
-Nie pytaj się mnie o takie rzeczy. Oczywiście, że możesz się przebrać. – dał mi całusa w czoło. – Zaraz podrzucę Ci ciuchy. – poszłam do łazienki. Zdjęłam sukienkę i szpilki. Nagle do łazienki wszedł Adam.
Zobaczył mnie pół nagą ale powiedział tylko.
– Masz śliczne ciało. – zostawił ciuchy i wyszedł. Nie chciał się do mnie dobierać. I to w nim kochałam.
I to w nim kochałam...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top