mahiru ):
Abuse can feel like a love. Starved people will eat anything.
Mahiru nie spodziewała się niczego złego po dzisiejszym dniu. Wszystko było wręcz idealne, nawet lepsze niż przez ostatnie tygodnie! Udało się jej w końcu umówić na randkę ze swoim chłopakiem! Ostatnio oboje byli trochę od siebie oddaleni i rozumiała, że tak musi być... Rzeczywiście mieli dużo nauki, jej chłopak mógł być nią zmęczony. Sama też często wracała do domu zmęczona po całym dniu na uczelni, ale... ich zmęczenia były różne. Ona nigdy nie odmówiłaby nawet propozycji najdłuższego spotkania, a on nie czuł się wystarczająco dobrze, by spędzać tyle czasu, co kiedyś. Mahiru starała się jednak tym nie martwić i z nim empatyzować, mimo że nie mogła powstrzymać poczucia, że jej podejście jest lepsze.
Nie lubiła siebie, ale lubiła to, ile wiedziała o miłości. Sądziła, że gdyby jej chłopak też używał miłości, jako sposobu na zabicie swojego złego samopoczucia, na pewno byłoby mu łatwiej.
I może to właśnie próbował zrobić, gdy pierwszy raz od dawna zaproponował jej spotkanie, które miało trwać cały dzień. Oh, była tak bardzo ucieszona! Cały poranek spędziła na przygotowywaniu się do wyjścia i była najszczęśliwsza na świecie, gdy on przyszedł do niej pod drzwi mieszkania i później zabrał ze sobą i szli razem ręka w rękę i cały ten czas rozmawiali i byli tak szczęśliwi i sobą oczarowani i poszli razem do parku, w którym po raz pierwszy powiedzieli sobie "kocham cię" i... i...
... i on w którymś momencie poczuł się źle. Powiedział, że boli go głowa i trochę nie odpowiadał na jej pytania z takim wtedy sensem jak wcześniej i...
... po prostu opadł na jej ramię, lecz nie po to, by się przytulić, lecz dlatego że nie mógł utrzymać się na nogach. Zemdlał bardzo szybko po tym.
Wszystko poszło zupełnie inaczej, niż miało pójść. Mahiru nie zamierzała spędzić tego dnia na szpitalnym korytarzu, zanosząc się łzami i czekając na jakąkolwiek informację, której nikt nie chciał jej udzielić.
Mahiru zawsze uważała małżeństwo za rzecz ważną z powodów romantycznych i uczuciowych, ale teraz uświadomiła sobie, jak wiele znaczyło, gdy chodziło o informacje o stanie zdrowia. Z racji iż była tylko dziewczyną, nikt nie zamierzał jej mówić o tym, co się u niego wydarzyło. A musiało być źle, skoro wzięli go sobą do szpitala i nie doprowadzili go do przytomności na miejscu.
Nie miała pojęcia co mu się wydarzyło. Przecież powiedziałby jej, gdyby chorował, by nie musieli wychodzić z nim w takim stanie (czy na pewno by je powiedział? Może zbyt martwiłby się, że ona będzie zawiedziona?), więc czy go też chwyciło to z zaskoczenia? Tak właśnie musiało być
Czym było to, co go chwyciło? Zastanawiała się, czy była to wina tego zmęczenia, na które tak się uskarżał, czy coś jeszcze innego było z nim nie tak. Może wyglądał ostatnio trochę gorzej, nie jak wtedy, gdy go poznała... Nigdy nie chciałaby mu tego powiedzieć przecież wprost, lubiła jego wygląd i chciała być dobrą dziewczyną, ale po prostu coś wydawało się nie tak. A teraz, gdy trafił do szpitala, zdała sobie sprawę że to "coś nie tak" oznaczało mniej więcej "chorobliwie". Jej chłopak wyglądał chorobliwie, a ona nie umiała tego wcześniej zauważyć. Oh, może była złą dziewczyną.
Ale przecież zawsze starała się mu pomagać.... To zakładała jej idealna wizja miłości. Wspólna troska polegała na podzieleniu się swoimi bólami i zmartwieniami, tak? Dla Mahiru to było oczywiste, jaśniejsze nawet od Słońca. Zawsze gdy u niego było coś nie tak, próbowała dopasować się do jego stanu. Nie umiałaby być prawdziwie szczęśliwa, gdy on nie był i wiedziała, że on też zaczął adaptować to samego podejście. Kochała go tak bardzo, a nawet bardziej kochała ich miłość.
Ich miłość na pewno mogła go uzdrowić. Być może nawet naprawdę, może więcej niż metaforycznie. Mahiru zaczęła w to wierzyć. Doceniała troskę lekarzy, doceniała to, że zabrali go do szpitala, ale gdy go z niego wypuszczą, to ona będzie mogła pomóc mu najbardziej. Będzie upewniała się, czy dobrze jada, czy unika stresu, czy odpowiednio dużo się rusza, a jeśli wypiszą mu leki, to będzie do niego dzwoniła, by mu o tym przypomnieć. To była dodatkowa możliwość na bycie najważniejszą częścią jego życia, dlatego bardzo ją to cieszyło. Tak, Mahiru umiała znaleźć pozytyw nawet w najgorszych sytuacjach!
— Mahiru — z jej rozważań wyrwarł ją usłyszany nagle głos. Jego głos, za którego słyszeniem zdążyła się stęsknić przed te godziny. Jego głos, zmęczony i cichy, jakby nie miał w sobie siły by mówić. Tak bardzo zastanawiała się nad tym wszystkim, że nawet nie zauważyła jego przyjścia. Szybko otarła łzy z policzka, żeby ich nie zauważył. — Czekasz tu już długo, prawda?
— Ale jeśli będzie trzeba to poczekam nawet w nieskończoność! — zadeklarowała mu natychmiast. To nie był dla niej problem. Mieli żyć razem do końca swoich dni, oczywiście że mogła się poświęcić i czekać na niego w szpitalu. I tak mieli spędzić ten dzień razem, nie miała innych planów.
— Ja... Powiedzieli, że jeszcze zatrzymają mnie na obserwację, wiesz? To naprawdę będzie trwało długo — teraz, gdy to powiedział, serce Mahiru roztrzaskało się na pół. Więc to, co mu dolegało było poważne? — Chwilę temu oprzytomniałem i zobaczyłem, że tu jestem, nawet nie wiem, czy wolno wychodzić mi z sali. Mahiru, będzie najlepiej, jeśli wrócisz do siebie, a mnie może wypuszczą jutro... może za dwa dni...
— To okropne... ale czy już wiedzą co ci jest? — wymamrotała pod nosem i podeszła do niego, by się przytulić. Zachwiał się, gdy go objęła. Naprawdę było z nim źle, a jeszcze gorsze było to, nie chciał jej odpowiedzieć.
— No... nie wiadomo jeszcze na pewno... — to nie była odpowiedź, jakiej oczekiwała. Potrzebowała konkretów, potrzebowała ułożyć w swojej głowie plan na uleczenie go. Nic nie wyjdzie, jeśli jej nie powie.
— Spytałam, czy już wiedzą, co ci jest i chcę wiedzieć — jej głos był pełen słodyczy, tak jak zawsze, ale wymagający. Skoro go kochała, miała prawo do stawiania takich wymagań. Wiedziała, że wpędziło go to w niepewność i że nie było to coś, o co chciał aby go pytać, ale postanowiła sobie, że wyciągnie od niego informację za wszelką cenę. — Mieliśmy mówić sobie o wszystkim, pamiętasz?
— No... tak — zgodził się z nią i zaczął głaskać jej włosy, jakby swoim gestem delikatności chcąc poprosić ją, by też teraz zdelikatniała. — Wiem, że będę musiał siedzieć pod kroplówką. Prawdopodobnie... nie jadłem ostatnio najlepiej... i no... Może zemdlałem przez to? Lekarze mówią chyba, że to przez to.
— Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? — była bardzo zmartwiona i bolała ją świadomość jego bólu. Nie miała pojęcia jak zareagować. Wiedziała tylko, że czuła się oszukana. Kochała go najbardziej na świecie, to ona powinna była dowiedzieć się najpierw, bo na pewno by coś na to poradziła. — Co ja ci takiego zrobiłam?
— Nic, Mahiru, nic! Po prostu to też nic takiego! — odpowiedział jej szybko, jakby przestraszony tym że ją zmartwił. Nie był szczęśliwy i ona też nie mogła w tej sytuacji być. — Jestem w sumie niezadowolony z tego, że mnie tu jeszcze zatrzymują. Przecież bym sobie poradził.
W tym momencie było ewidentne, że oboje wstrzymywali swoje łzy. Mahiru wiedziała, że jest mu ciężko i przytuliła go jeszcze mocniej, próbując ukryć twarz w jego ramieniu. Nie chciała płakać, może tak mogła to zatrzymać... On też na chwilę przestał głaskać jej głowę, by podnieść dłonie do swojej twarzy i by otrzeć łzy. Nie o to chodziło Mahiru, gdy mówiła, że chce współdzielić z nim ból.
Powinna była zachęcić go do posłuchania się lekarzy. Powinna była zapewnić, że nie będzie wywierała na nim teraz presji i życzyć odpoczynku, powrotu do sił fizycznych i mentalnych. Jednak... jednak... najważniejsze było dla niej zabicie tego uczucia, że nic nie może zrobić. Czy faktycznie umiała mu pomóc, czy faktycznie mogła przynieść mu coś dobrego? Ciężko było to stwierdzić, ale to ona chciała być dla niego tym dobrem. Chciała być użyteczna i przydatna, chciała być jego ratunkiem, nawet jeśli dla zrobienia tego odrzuciłby inne ratunki. Tylko ona zostanie z nim do końca.
— Tak... na pewno byś sobie poradził, a ja bym ci w tym pomogła! — zgodziła się z nim. Może to był sposób na dotarcie do niego ze swoim przekazem pełnym miłości, może wszystko czego potrzebował to trochę strofowania, lecz pełnego delikatności i zrozumienia, jakie mogła zapewnić mu tylko jego dziewczyna. — Wiem, że sam wiesz, co jest dla ciebie najlepsze, dlatego nie będę cię do niczego zachęcała, dobrze? Nie musisz zmieniać swoich nawyków, ani nic! Ale jeśli poczujesz się trochę gorzej, to chcę być pierwszą osobą, jakiej o tym opowiesz, co ty na to? Kocham cię!
On nie miał siły, by jej odpowiedzieć i to też było na miejscu w jego sytuacji. Mahiru wiedziała, że mu pomoże, nawet jeśli teraz odpowiedziałby, że nie jest tego pewny. Kto wie, może ta jego choroba wywołana głodem jeszcze bardziej ich do siebie zbliży, gdy ona będzie musiała mu tyle pomagać? Tak bardzo się o niego martwiła, ale nie chciała załamywać się do końca w tej sytuacji. Umiała przekuć nawet najstraszniejszą rzecz w coś pozytywnego i wiedziała, że on w końcu też doceni, że mu w końcu to pomoże i go uratuje.
Dla Mahiru miłość była jak nakarmienie głodnego, miłość była jak ułożenie do snu znużonego, miłość była jak opatrzenie ran zranionego. Nawet jeśli to ta miłość sprawiała, że ktoś odmawiał jedzenia, nawet jeśli to ta miłość wymęczyła i nawet jeśli to ta miłość raniła, to jej gesty były tym, które mogły pomóc na każdy z bólów, nawet na ten jaki sama zadawała. Mahiru pozwoliłaby skrzywdzić się kochającej ją osobie, zrobiłaby to nawet chętniej, bo skoro byłaby to miłość, to na pewno by nie bolało i na pewno potrafiłoby się uzdrowić.
Stanęła na palcach, by pocałować go w policzek. Tym gestem zapewniała go, że nigdy nie przestanie go kochać, nawet gdy był w najstraszniejszym stanie. Jej miłość sięgała poza życie i śmierć, poza zdrowie i chorobę, poza szczęście i smutek. Była jej tlenem, piciem i pożywieniem, której codziennie potrzebowała. Jej miłość była wodą, która podlewała kwiat, jakim było jej serce, a skoro serce jej chłopaka zostało nierozerwalnie związane z jej duszą, też musiało być kwiatem, który potrzebował swojej wody, by rosnąć.
Miała nadzieję, że jej chłopak też nauczy się tak poprawnie kochać, żeby w końcu przestał cierpieć. Przecież mu tego nie życzyła. Tak bardzo go kochała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top