29

Nie widziałaś sensu w twojej chęci powrotu tam. Nie znosiłaś zapachu fajek.

Dlatego też, wychodząc z łazienki, od razu pokierowałaś się w stronę swojego pokoju. Lekko pchnęłaś drzwi, które najwyraźniej przez pośpiech zostawiłaś delikatnie uchylone. Szybko zrzuciłaś z siebie tę napawającą cię nieśmiałością sukienkę, którą zastąpiłaś wygodną, jasną i co najważniejsze - długą koszulą nocną.

Zanim jednak położyłaś się spać, poćwiczyłaś trochę. Same podstawy, skłony, przysiady i pompki. Mimo, że był to trening na poziomie wf-u w podstawówce, wolałaś się choć w małym stopniu przygotować na najbliższą wyprawę. Na koniec jeszcze tylko uderzyłaś parę razy pięściami w powietrze. Na czworaka wczołgałaś się na łóżko i bezwładnie opadłaś na śnieżno białą pościel. Byłaś wyczerpana. I nie chodzi tu o te śmieszne ćwiczenia. Cały dzisiejszy dzień był jakiś męczący.

***

Byłaś już gdzieś między snem a jawą gdy drzwi od twojego pokoju zaskrzypiały. W normalnej sytuacji byłabyś już na nogach, w pozycji obronnej. Jednak kiedy byłaś w tak zaawansowanym stanie snu, mało cię obchodził świat zewnętrzny i równie dobrze mogłabyś umrzeć tylko po to, żeby nie musieć zrzucać z siebie swojej ciepłej kołdry.

Usłyszałaś drobny stukot butów, co też nie za bardzo cię obchodziło. Nieco się rozbudziłaś dopiero wtedy, gdy poczułaś, jak materac się pod tobą ugina. Mimo to, nie odwróciłaś się za siebie.

Uśmiechnęłaś się, gdy poczułaś przylegające do ciebie drobne ciałko, które przytuliło cię od tyłu, równie drobnymi ramionami. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie fakt, o którym dowiedziałaś się dopiero wtedy, gdy zaczęłaś się już zatracać w tej chwili. Przez koszulę, poczułaś bowiem, że Levi nie miał na sobie koszulki. Twoje ciało nagle się spięło a  policzki niemal świeciły w tej ciemności czerwonym blaskiem. Teraz to już na pewno nie zaśniesz. Bałaś się nawet odrobinę poruszyć, nie chciałaś zaczynać jakiejś rozmowy, bo wiesz, że zaczęłabyś się jąkać, a twoje odpowiedzi byłyby pozbawione sensu. Leżałaś więc jak kłoda, bojąc się nawet wciąż głębszego oddechu.

***

Całą noc leżałaś bez ruchu, bolała cię chyba każda część ciała. Ulga przyszła dopiero z chwilą, w której Levi postanowił się obudzić i usiąść na krawędzi łóżka. Wtedy po raz pierwszy od paru godzin mogłaś się przeciągnąć. Natychmiast zagarnęłaś dla siebie całą kołdrę i szczelnie się nią opatuliłaś.

Ackermann wstał z materaca, powodując skrzyp.

- Nie wiem jak ty, ale ja idę na śniadanie. - Karzeł oparł się o drzwi. O nie. Nie ma mowy, że mnie stąd wyciągnie!

W tym samym momencie zaburzało ci w brzuchu.

- Ale mi się nie chce. - Powiedziałaś ziewając gdzieś w środku zdania. Mimo wszystko zabrzmiałaś stanowczo.

- Dlaczego mnie Boże pokarałeś taką kobietą. - Levi teatralnie złożył ręce jak do modlitwy, a oczy skierował ku niebu.

Jednym ruchem wyszarpał ci kołdrę i zrzucił ją na podłogę.

- Wstawaj.

Mruknęłaś coś niezrozumiałego, po czym jeszcze bardziej się skuliłaś.

Poczułaś pod sobą ręce, i po chwili unosiłaś się w powietrzu. Ackermann przeniósł cię na kanapę, usadawiając w pozycji siedzącej, a na kolana rzucił ubrania.

Przewróciłaś oczyma i bez słowa zaczęłaś się przebierać. Byłaś jeszcze tak zaspana, że zapomniałaś wygonić Levi'a z pokoju.

Na szczęście ten, miał w sobie na tyle taktu, by chociaż odwrócić się w inną stronę.

- Już.

Brunet znów na ciebie spojrzał.

- Cholera, co ja z tobą mam? - Szybkim krokiem do ciebie podszedł i zaczął poprawiać poskręcane paski. To prawda, że nie zwracała uwagi na dokładność twoich ruchów. W końcu to tylko śniadanie.

- Wybacz, ale kto normalny dodaje do munduru takie dziadostwo? Ni to ładne, ni przydatne. - Zaczęłaś wymachiwać rękoma, narzucając swoje racje czarnowłosemu.

- Mhm... - Karzeł dalej grzebał przy twoim mundurze. - Już, idziemy. - Kobaltowooki chwycił cię za rękę i wyprowadził z pokoju. Od razu wyrwała dłoń i poszłaś parę kroków do przodu, żeby pokazać, że jesteś na niego zła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top