23

Wiedziałaś, że jesteś w pobliżu swojego rodzinnego domu, ale zdawałaś sobie też sprawę, że gdybyś tam poszła i zobaczyła Carę, mamę i babkę - mogłabyś już  stamtąd nie wyjść jako żołnierz. Więc siedziałaś po prostu w miejscu przywołującym wspomnienia. Mimo to, lata spędzone na służbie nie pozwoliły ci zignorować szmeru dochodzącego z twojej lewej więc w mgnieniu oka stałaś na równych nogach, z dłońmi zwiniętymi w pięść.

Myślałaś, że łzy popłyną ci po policzkach kiedy zobaczyłaś uśmiech Cary. Twoja siostrzyczka stała parę metrów od ciebie, była blada a jej oczy ukazywały  niedowierzanie które prawdopodobnie czuła, mimo to - tak jak uczyła was mama - uśmiechała się. W momencie kiedy zobaczyłaś jej dojrzałą twarz, wzrost i duże piersi - uświadomiłaś sobie, że tak naprawdę nie widziałaś jej ponad dziesięć lat.

W myślach szybko obliczyłaś ile wiosen ma za sobą Cara. Dwadzieścia trzy.

Siostrzyczka nie traciła czasu i jednym, dużym krokiem pokonała dzielącą was odległość by rzucić się na ciebie w sposób który powalił by niewyszkolonego żołnierza.

- Wiedziałam, że wrócisz żywa. Tylko mama czekała na list potwierdzający twoją śmierć, wiesz? - Młoda wybełkotała w twoją sukienkę. Chwilę później poczułaś ciepłą ciecz przesiąkającą przez odzież i usłyszałaś ciche pociąganie nosem.

- Przecież miałyśmy polecieć na smoku, nie? Nie mogłam jeszcze umrzeć. - Odsunęłaś Carę od siebie, uśmiechając się jednym kącikiem ust.

Kolejny szmer.

Przewróciłaś oczami widząc karzełka.

- Cholera, Erwin mnie po ciebie przysłał. Dalej się nie dało iść? - Levi spojrzał na ciebie wrogo.

- Musisz wracać? - Odezwała się, co zwróciło uwagę Ackermanna.

- Chryste, jest was dwie? Ja kuźwa  wychodzę.

- Ano, racja. Levi, to Cara - moja siostra. - Wskazałaś na kobietę obok.

- Skoro jest na troje, to zjemy u nas kolację? Mama się ucieszy. - Młoda znów się uśmiechnęła.

Chciałaś zaprzeczyć, ale Levi zasłonił ci usta swoją drobną dłonią.

- Chętnie. - Zimitował przyjazny ton głosu, by tylko nie musieć się uśmiechnąć. Gdy tylko Cara się odwróciła by was zaprowadzić, Levi stanął lekko na palcach, nachylając się nad twoim uchem.

- To za to śniadanie pierwszego dnia. - ruszył za kobietą.

Przymknęłaś oczy parskając śmiechem.

***

Ciemne drzwi otwierane przez twoją siostrę zaskrzypiały cicho dając znak osobom w środku, że ktoś wrócił. Do środka wpadło trochę światła i świeżego powietrza. Cara przepuściła was w drzwiach. W środku panowała przyjemna atmosfera, którą dopełniał zapach drewna i gotowanej kolacji.

Chatka nie była duża, do teraz się dziwisz jak w dzieciństwie się tu pomieściłyście. Do tego same kobiety z zamiłowaniem do składowania niepotrzebnych rzeczy, i dwójka dzieci ze swoimi zabawkami.

- Mamo! Patrz kogo złapałam! - donośny głos twojej siostry zaburzył spokój tego miejsca.

- Cara, mówiłam ci, żebyś nie polowała teraz na dziki, bo mamy pod dostatkiem mięsa, poza tym... - Siwa, zniszczona przez pracę kobieta zamarła w miejscu i niemal upuściła trzymany przez nią kociołek.

- Etto... Witaj mamo? Dawno się nie widzia... - tym razem to tobie zabrakło słów kiedy na pozór niemająca siły, starsza kobieta pędem do ciebie podbiegła i z całej siły uderzyła cię otwartą dłonią w policzek. Po całym domu rozniosło się głośne echo a twoja mała siostra głośno wciągnęła powietrze, będąc w niemniejszym szoku.

Ignorując własny ból, szybko chwyciłaś kipiącego że złości Levi'a w pasie, by nie mógł rzucić się na siwowłosą.

- I na co było ci to wojsko?! Codziennie od zmysłów odchodziłam!

Nim było za późno - chwyciłaś partnera za paski od munduru (dokładnie te na plecach) i naciągnęłaś tak, by nie mógł dosięgnąć twojej rodzicielki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top