Oczami Jordana #30
Kiedy Jasper zapytał mnie, gdzie jest Al myślałem, że to jakiś żart. Dlaczego to ja miałem to wiedzieć? Kiedy powiedział mi, że znalazł jej torebkę przed samochodem domyśliłem się, że rzeczywiście coś jest nie tak. Wtedy przypomniałem sobie propozycję kolegów z watahy. Asher, Tom i Henry. To oni musieli ją porwać. Wybrałem numer wyrywając się z łap wściekłego wampira. Asher odebrał po trzecim sygnale.
-No siema stary...
-Gdzie ona jest?
- Co już się stęskniłeś za pijawką?
- Gdzie jesteście?
- W lesie, za trzecią polaną, pamiętasz miejsce pierwszej zbiórki? No to właśnie tu. Powiem ci coś jeszcze, mała jest niezła i świetnie skomponuje się z ogniem- odparł, a mnie aż zmroziło.
-Zaraz ...Z jakim ogniem?!!! Nie róbcie jej krzywdy!!! Asher??!!!-usłyszałem jednak wyłącznie sygnał zakończonego połączenia.
-Co jest?-zapytał wściekły Jasper. Wcale mu się nie dziwiłem. Alice była dla mnie tak samo ważna jak dla niego.
-Szybko...-odparłem i zacząłem biec w stronę samochodu.
-Jedziemy moim!!-krzyknął Jasper. Nie mogłem się spierać, że moim nissanem dojedziemy szybciej, bo auto miało już prawie szesnaście lat i dla wielu było zwykłym szrotem. Skinąłem więc głową i wsiadłem do ich kabrio. Swoją drogą to dziwne mieli gusta co do aut. Klimat nie był tu tak ciepły, by jeździć kabrioletem z przyjemnością, ale to były wampiry i nie groziło im przeziębienie.
-Gdzie?!-krzyknął na mnie Jasper. Zacisnąłem dłonie na udach czując jak wysuwają mi się pazury.
-Jedź na północ prosto za granicę miasta
Jasper pędził tą samą maksymalną prędkością ani razu nie zagrażając przechodniom ani innym kierowcom. Zaraz za miastem wjechaliśmy na pierwszą lepszą ścieżkę wiodącą do lasu. Wsiadłem i zacząłem biec zapuszczając się coraz dalej w środek gęstego sosnowego lasu. Jasper biegł z początku moim tempem potem zaczął mnie wyprzedzać. Najwidoczniej wyczuł coś szybciej ode mnie. Nie czekając dłużej zmieniłem się w tygrysa. Jeżeli sprawy znajdą się na zbyt niewłaściwym torze zawiadomię Andre.
Nie chciałem narażać się na karę alfy, ale nie miałem zamiaru pozwolić, by Asher i jego towarzysze zrobili krzywdę Alice. Nie miałem pojęcia czy czuję wciąż coś tak mocno do tej małej wamprzycy jak jeszcze niedawno, ale nie mogłem pozwolić, by zginęła w ogniu. Zastraszyć to jedno, ale coś takiego? Nigdy w życiu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top