ROZDZIAŁ 13.

  — Mamy iść do wylęgarni - Wystękała — Tak przynajmniej mi się wydaje — Szepnęła, a starzec słysząc to, odwrócił się do niej z naburmuszonym dziobem.  

***

Puszysty mech okrywał olbrzymią norę wydrążoną w ziemi. Dało się odczuć chłód poranka, wiatr cały czas szamotał grzywę Ilawry, która bacznie obserwowała stromą wyrwę okrywaną przez puszyste oliwkowe zielska. 

  — To tu? — Zapytała.

  — Yhym — Mruknął szaman i wszedł pewnie do środka.

Szybko poczłapała za nim wchodząc w ciemności. Kończyna nadal bolała, ale starzec wstrzyknął jej miąższ Okuryna. Kifo opowiadał o tym pradawnym plemieniu, lecz wciąż nie mogła pojąć jak takie coś mogło istnieć. Spojrzała na łapę jeszcze raz, gdy mrok zaczął ją pokrywać. 

Hebanowe rozgałęzienia powędrowały jeszcze wyżej, aż do jej barków i nachodziły lekko na jej brzuch.

Szła w głąb tuneli oglądając ich ściany i sufit, w którym powstałe małe dziury, a z nich wylatywały niewielkie wiązki świetlne.

Szukała wzrokiem nauczyciela, który zniknął w rozwidleniach jaskini.

    —  Kifo! — Zawołała po czym oparła się o ścianę pieczary. Po chwili usłyszała latające kamyki, które się z niej osunęły.

Odeszła natychmiast i wgapiała się w cyjanowe grzyby wypychające suche głazy. Kaptury przebijały się przez skały wywołując ich potok. Tishio spoglądała na nie przerażona, myślała, że znowu coś zepsuła. 

Odsunęła się jeszcze parę kroków. Światło w dziurze padało na osuwające się półki skalne, na osobne rozłożyste kamienie i pomarańczowa trawę nachodzącą na skarpy.Małe grzybki wyłoniły się w całości z kamiennej ściany. Po chwili po całej grocie poniósł się szum spadających głazów, a łuna błękitnych kapeluszy zaczęła oświetlać Tishio drogę. 

Kroczyła powoli zerkając na lampiony, z których wyciekała maź i spadała na źdźbła zielska. 

  — To chyba te same grzyby, które obrastały chatkę Kifa —  Powiedziała do siebie zamyślona— Ale one miały inny kolor.

Przybliżyła pysk bliżej- rażącej w oczy - spadającej cieczy. Uśmiechnęła się wgapiając się w skapujący płyn znajdujący się nad jej głową. Zamknęła powieki i nagle poczuła  chłodną maź na różowym początku łba i rogach.

Zimne powietrze powiewało jej sierść.

   — Fuu — Burknęła skrzywiona zagarniając niebieską posokę, która przypominała jej tą rdzawą ciecz, która trysnęła z korzeni w zatrutym lesie.

Tishio stała właśnie na rozdrożach, skręcając niepewnie w lewą stronę. Szła szerokim korytarzem, a kopuła- wcześniej tak wysoka - zaczęła się zniżać. Suche głazy zniknęły, a ich miejsce zastąpiła wilgotna otoczka pokrywająca skały. Krysztaliki soli osadzone na każdej ze ścian odbijały cyjanowe łuny, padające z coraz większych muchomorów rozwijających swe kapelusze, gdy tylko młoda Ilawra pojawiała się koło nich. Słyszała szumiące źródła i skapujące krople wody.

   — Kifo! — Krzyknęła kolejny raz oglądając i podziwiając świecącą jaskinię, lecz z każdym kolejnym jej krokiem, rósł niepokój. Bałą się, że może nie wrócić na powierzchnię- zgubiła się. 

Gwałtownie jej oczom ukazała się zgarbiona wysoka postać, schylająca się przy jakiejś skale, których było tu od groma. Światło - tym razem czerwone -padało na druida.

   — Hey, Kifo! Tu jestem.

Zadowolona pognała do starca, który nie zwrócił na nią nawet najmniejszej uwagi. 

Rozglądnęła się wokół. Szum akwenu się nasilił. Płynąca woda obijała się o wydrążone koryto w głazach, spadała z kamieni, by po chwili znów płynąć przed siebie. Poczuła pod łapami, ten miękki mech rosnący u góry, w Ikulu. 

Wiatr, który wcześniej obficie powiewał i targał futro Tishio, ustał. Zrobiło się strasznie duszno.Garściami wdychała powietrze przymykając przy tym oczy. 

Odchyliła je, gdy wpadła na coś twardego, które emanowało ciepłem bijącym ze środka. Przyglądała się dziwnym głazom,Kifo również to robił. Były chropowate, a niektóre obwieszone śluzem. Popukała łapą w fioletowawą skorupę. Niespodziewanie środek rozjarzył się czerwienią pokazując swoją zawartość.Zatkało ją.

   —  Jajka  — Wyszeptała patrząc na dużego embriona, którego jarząca się czerwień powoli zaczęła gasnąc — Tu są dzieci, tysiące małych Herpydr  — Powiedziała wgapiając się w kolonie jaj, okrytych miękką pierzyną- mchem.

Ostrożnie je obeszła, uważając by żadnego nie szturchnąć, pomimo tego, że sama skorupa dosięgała jej do pleców. 

   — Dlaczego trzymacie je w podziemiach? Przecież jajka powinno się wysiadywać. Tak mi się wydaje — Przemówiła, gdy znalazła się blisko nauczyciela.

   — Mają tu odpowiednią temperaturę i wilgoć, nie marudź  — Burknął.

   — Ile już tu leżą? — Spytała Ilawra pukając lekko w zieloną  guzkowatą powierzchnię.

   —  Rok...

Tishio ze zdumieniem oderwała wzrok od skulony płód i spojrzała z niedowierzaniem w Kifa, który przyłożył ucho do jednego z nich.

   — Żartujesz — Rzekła beztrosko — Dryw mówił mi, że małe Herpydry wykluwają się po dwóch miesiącach.

   — W tym problem, że te nie chcą się wykluć. Od roku w całym królestwie nie wyszło na świat ani jedno pisklę  —  Odrzekł.

Młoda szamanka wpatrywała się wciąż w staruszka, który nadal obserwował jedno z jajek pokrytym śluzem, stukał w nie i przykładał jakieś dziwne liście.

   — Skąd ich matki wiedzą, że to ich dzieci?

 Widziała jak nauczyciel złowrogo się na nią spojrzał.

   — Banalne, po zapachu. Nie pojmuję, w jaki inny sposób miały by rozpoznać swoje pisklę  hmm — Odparł ironicznie.

Zobaczył, że jego uczennica zmierza w stronę pustego miejsca odgrodzonego połowicznie niewielkim murkiem. Mech stawał się tam gęstszy.

   — Nawet tam nie podchodź!  — Warknął  — Tu rodzą się potomkowie królów, to święte miejsce. Jeżeli Wifu się o tym dowie, że czegoś tam dotykałaś sama przetnie ci tętnice i zżuci cię do lochów by twoje ciało gniło w ciemnościach i niewiedzy... — Powiedział burzliwie.

Tishio zatrzymała się, była tak blisko. Na murku plątały się wyryte w nim spoty, które łączyły się w całość ukazującą koronę, a po jej bokach rodowy wyrzeźbiony symbol. Łożysko dla jaj wyścielone było dodatkowym puchem nachodzącym na głaz, a wokół nich rosły czerwone kwiatki.

  — Dobra, dobra... — Zbyła go machnięciem zdrowej kończyny  — Zresztą królowa by mi tego nie zrobiła, chyba mnie lubi —Odparła z dumą podchodząc ciut bliżej.

   — Pamiętaj, ostrzegałem cię — Upomniał ją starzec.

   — Okey, nic nie dotykam — Niechętnie wymamrotała.

Odwróciła zawiedziony pysk i patrzyła z góry na setki tysięcy barwnych, nienarodzonych piskląt. Pojedynczy pęd powietrza zmierzwił jej czarną grzywę i zakrwawione liście aloesu na łapie.

W net usłyszała dudnienie wydobywające się z jednej ze skorup.Podniosła łeb i zerknęła na szamana, który stał na baczność wsłuchując się w dziwny odgłos.

   — Co to? — Zapytała Tishio rozglądając się po wylęgarni.

   — Zamilcz  — Skarcił ją starzec podchodząc w stronę odgłosów drapania.

Nagle po całej jaskini rozległ się plusk i dźwięk pękającej skorupy. Spłoszona spojrzała na nauczyciela. Cały pokryty był czerwoną posoką z dodatkiem klejącego się przeźroczystego śluzu. Jajko, do którego druid podchodził pękło, a z jego środka coś wyleciało.

 Natychmiast powędrowała zaciekawiona do szamana, który z obrzydzeniem próbował zdjąć z piór krew. 

Jej przednia łapa wciąż piekła, ale teraz nie zwracała na to większej uwagi, w jej oczach odbijała się rozerwana powłoka i wypełzające z niej stworzenie.

Po chwili znalazła się obok nauczyciela, usilnie oprowadzającego się do porządku.Mącił pod nosem przekleństwa.

Zbliżała się do zmasakrowanego, szarego jajka, w szkarłatno-zielonej krwi pływała mała Herpydra, która wgapiała się swoimi czerwonymi zamglonymi oczami w jej.

  — Kifo... wylęgło się — Poinformowała z niedowierzaniem, a serce przyspieszyło, gdy spoglądała w głąb dużych ślepek. Malec wpatrywał się w jej rogi. widząc to Tishio pochyliła łeb i pokazała poroże, które maluch zaczął oglądać. Rozpromieniona zerknęła na niego ukradkiem, dostrzegając kolor jego piór. Był inny od wszystkich Herpydr, które dotychczas widziała.

  — Jest czarny  — Ozwała się Ilawra.

Szaman słysząc to umilkł i przestał wygrzebywać krew z piór.

  — Już po nas— Szepnął  drżącym głosem  — Odsuń się od niego, a najlepiej go nie dotykaj — Zawołał  — Musimy zwołać straż i poinformować królową.

  — O co ci chodzi? To przecież dziecko. Powinieneś się  cieszyć, że wykluło się pierwsze od ponad roku— Fuknęła odsuwając się.

  — Nie rozumiesz  —  Westchnął — Czarne Herpydry zwiastują śmierć, wojnę lub epidemię... chodź musimy im powiedzieć— Przemówił kierując się w kierunku wyjścia.

 

~~~~~~

Witam.

Długo mnie tutaj nie było, lecz podejrzewam, że rozdziały będą się pojawiać co niedzielę.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top