2. Gdybyś tu była... cz.1
*** Dedykuje ten rozdział mojej kochanej mamie. Nie byłabym tu gdzie dziś jestem, gdyby nie ty. Zwłaszcza, że ty jedyna w mojej pisaninie w rodzinie widzisz sens i chcesz ją czytać XD***
***Dedykuje również wszystkim uczniom, którzy dzisiaj rozpoczynają nowy rok szkolny. Ja akurat jestem w zaszczytnym gronie studentów xd***
***tło rozdziału to kartka z szkicownika Maddy***
Wayne Manor, 01 września 06:50
Gwałtowny krzyk wybudził ją z sennego koszmaru o którym zdążyła już dawno wydawałoby się zapomnieć. Nawet gdy wysilała się, by przypomnieć sobie jego treść, widziała tylko jedną czarną ścianę, na której pojawiały się przezroczyste obrazy tego snu. Jaki był właściwie sens by pamiętać to co budzi cię przestraszonym... samego rana. Jedyny plus tej sytuacji, że nie był to środek nocy, tylko ranek i to dosłownie chwila przed jej budzikiem. Można było rzec ironicznie, że z idealnym wyczuciem czasu. Na szczęście nikt z domowników nie wszedł do środka zwabiony tu jej donośnymi krzykami, więc mogła odetchnąć z ulgą, że tylko ona o tym wie. Wyłączyła budzik i dość szybko wykonała poranną toaletę ubierając się w strój, którego nie znosiła - mundurek Akademii Gotham. Mimo chodzenia do tej szkoły już z pięć lat, nadal była to dla niej udręka, zwłaszcza użerania się z bogatymi dzieciakami. Na szczęście sytuacja od dzieciństwa jej ojca się zmieniła i do szkoły uczęszczają również dzieci z biedniejszych rodzin, dzięki stypendium imienia jej rodziny, które wiele razy okazały się zdolniejsze od tych narcystycznych snobów w tych murach. Dziś rozpoczynał się nowy rok szkolny i po raz pierwszy naukę też miał w niej zacząć Thomas. Niestety klasy pierwszoroczniaków są po drugiej stronie dziedzińca wraz z wszystkimi klasami do piątego roku włącznie, więc będą od siebie oddaleni i opieka nad jej bratem spada na Rowan, która będzie rozpoczynała czwarty rok. Jako uczennica szóstej klasy w końcu mogła rzucić w kąt szafy spódnicę od mundurku i włożyć wyczekiwane spodnie. Nienawidziła wszelkich spódnic i sukienek, które były dla niej niewygodne do noszenia i niepraktyczne. Nie czuła potrzeby ubierania się w nie, chyba, że została do tego przymuszona. Jedyny przywilej starszych klas, z których jest zadowolona. Gotowa do wyjścia w końcu zeszła na dół, gdzie przy stole siedziała już pozostała część jej rodzinki. Jednak nie miała jakoś ochoty na radosne przywitania, więc tylko kiwnęła głową i zajęła swoje miejsce.
- Oho... Ktoś chyba wstał tu lewą nogą.
Spojrzała znacząco na kobietę znad swojego talerza nie chcąc odpowiadać na jej zaczepki z samego rana.
- Nie sobie wstaje, którą chce. Ona zawsze ma taki humor.
- Rowan, nie zaczynaj zaczepki z siostrą.
- Ja tylko wyrażam własne zdanie, czemu...
- Rowan...
Stanowcze wypowiedzenie imienia ich dzieci wielokrotnie starczyłoby doprowadzić ich szybko do porządku, zwłaszcza, jeśli używał do tego charakterystyki głosu Batmana. O ile na Thomasa i Rowan jeszcze to działało odpowiednio, to Maddy zaczynała się już na to uodparniać, więc będzie musiał wymyślić coś innego.
- W porządku tato. I tak nie jestem jakoś szczególnie głodna.
Uśmiechnęła się sztucznie i odeszła do stołu w jadalni wbiegając po schodach na górne piętro. Odłączyła komórkę od gniazdka wrzucając ją do torby na ramię i zbiegła gotowa do wyjścia.
- A panienka, dokąd się wybiera sama?
- Przecież dziś szkoła Alfredzie?
Była zaskoczona tym, dlaczego mężczyzna zatrzymał ją przed wyjściem z posiadłości.
- Tak. Jednak dziś panicz Damian miał w swoich planach was do szkoły.
- Pierwsze o tym słyszę.
- Może byś usłyszała kochana, jakbyś nie odeszła tak szybko od stołu.
Za jej plecami pojawił się główny aktor tego pomysłu, westchnęła tylko pytająco unosząc brew do góry.
- Więc... możemy już iść? Nie mam potem ochoty usprawiedliwiać się temu dziadowi.
- Trochę uważaj na słowa młoda panno.
- Ale to prawda. Czepia się niepotrzebnie za każdy błąd.
Stary dyrektor, którego nazwisko zostało już dawno zapomniane przez uczniów na rzecz jego ksywy - Szpic. Nie wnikała skąd dokładnie się ona wzięła, ale pasowała do tego gburowatego starego dziada, który nie rozumiał czegoś takiego jak tolerancja i zmiany kulturowe stawiając, że jedyną poprawną rzeczą jest to, co znał za swoich czasów. Takimi ludźmi można tylko gardzić, jednak rodzicom tych bogatych snobów się podobał i miał w nich poparcie, może z wyjątkiem jednego czy dwóch z jednej grupy rodzinnej. O tak, nie od dziś wiadomo, że uwziął się na czarnowłosą ze wzgląd na jej ojca, który dał mu nieźle w kość, gdy sam był tutaj uczniem. Jednak nazwisko zobowiązywało jak zarówno oceny i wyniki, więc nie mógł tak po prostu ich żadnego wylać, zwłaszcza, że największa darowizna dla szkoły pochodziła z konta jej rodziny, więc... temat został ucięty, jednak to nie znaczyło, że działania wojenne zostały przerwane. Pojawiały się drobne... konflikty.
- Proszę cię tylko o jedno. Nie daj mu powodów, by straszył mnie wywaleniem cię ze szkoły.
- Obiecuje, że spróbuje.
Damian westchnął ciężko otwierając drzwi posiadłości i przepuszczając całą trójkę przed nim. Na szczęście w samochodzie było cicho i odbyło się bez zbędnych kłótni pomiędzy dziewczynami. Gdyby to był on i Tim... Na pewno by już Bruce okrzyczał ich wiele razy. Na samo wspomnienie tych lat uśmiechnął się lekko. Czasami naprawdę żałował wielu zachowań z przeszłości, jednak nie mógł cofnąć ani zmienić czasu. I to było w tym wszystkim najboleśniejsze.
- Tato? Wszystko w porządku?
Dopiero po chwili zorientował się, że wszystkie dźwięki ucichły i dzieci wpatrywały się w niego.
- Oczywiście. Nic się złego nie dzieje.
Chodź nie wszystko było idealnie, bo zbliżał się ten dzień.
Akademia Gotham, 01 września, 8:40
W końcu dotarli do budynku, by rozeszli się każdy w swoją stronę. Czarnowłosa powędrowała w stronę zachodnią, zaś Rowan z Thomasem w stronę wschodnią. Nie mając żadnego odzewu w swojej komórce skierowała się w stronę tablicy ogłoszeń, gdy nagle ktoś próbował podejść ją od tyłu. Instynktownie działając odskoczyła pozwalając brunetce wpaść na ścianę przy jej boku.
- Ała, Wayne! Tak witasz przyjaciół?!
- Audre, przepraszam. To był instynkt. Nic ci nie jest?
Lekko się zaśmiała sprawdzając swoją twarz.
- Wszystko jest na swoim miejscu, więc raczej w porządku.
- Kiedyś wpędzisz mnie do grobu.
- I nawzajem Maddy.
Z rozbawieniem obie dziewczyny uścisnęły się ciesząc się na swój widok.
- Widzę, że w końcu masz to, o co walczyłaś.
Zwróciła uwagę na jej mundurek.
- Ty też.
- Tak, ale głównie, dlatego, że moje spódnice gdzieś zniknęły.
- Co?
- No wyobraź sobie, że magicznie wyparowały po ostatnim praniu.
- Nie mów, że...
- Kto inny by się ich pozbył jak nie ojciec? Nie pozwala nawet żadnemu chłopakowi zbliżyć się do mnie nie bliżej niż na 10 kroków.
- Dobrze, że mój nie ma jeszcze takich odwałów. Chwila, nazywasz to już ojcem? Pewnie czuje się dumny.
Piwnooka uśmiechnęła się zadziornie.
- Nazywam go tak, gdy nie ma go w pobliżu. Jeszcze prawnie nim nie jest, więc wolę zaczekać i wtedy zrobić mu niespodziankę.
- Ktoś ci kiedyś mówił, że jesteś wredna?
- I dlatego się ze mną przyjaźnisz moja droga.
Audre Fogiel, rówieśniczka Maddy oraz jej jedyna i najlepsza przyjaciółka. Znają się od czwartej klasy i wystarczyła chwila, by połączyła je wspólna pasja do sztuki oraz historii. Mimo, że pochodzą z dwóch różnych środowisk i dwóch zupełnie różnych kultur. Audre urodziła się, nawet nie jest pewna na terenie, jakiego kraju. Została znaleziona, jako małe dziecko w pociągu na trasie Warszawa - Wilno, dlatego było trudno ustalić jej obywatelstwo. Jako, że została odnaleziona na terenie Warszawy to strona polska, jako pierwsza zajęła się nią. W toku śledztwa dzięki papierom znalezionym przy dziewczynie udało się ustalić, że pochodzi przynajmniej z mieszanej rodziny polsko-litewskiej, jednak była to informacja niepewna. Jedyne, co było pewne, to jej imię Audre, które było napisane w liście. Nazwisko Fogiel dostała sądownie, jako w nawiązaniu do jej możliwych korzeni litewskich. To wszystko działo się jak była niemowlakiem. Od tego czasu była w wielu rodzinach zastępczych jednak na żadnej nie zostawała na dłużej. Była dość... upartym i jak to nazywali, krnąbrnym dzieckiem. Nie chciała po prostu być ich marionetką. Po skończeniu dziewięciu lat pogodziła się, że nigdy już nie zostanie adoptowana. Nie jest to nieznana reguła, gdzie adopcji głównie są poddawane małe dzieci, które można jeszcze ułożyć, by były jak własne. Starszymi już nie da się tak kierować. Oczywiście zdarzają się takie przypadki, jednak jej nadzieję umarły wraz z ostatnią rodziną zastępczą. Była inna, wiedziała to od zawsze. Zawsze uczyła się lepiej od innych rówieśników i celowała wysoko. Jej pasją były książki a zwłaszcza literatura i sztuka. Za namową swojej nauczycielki zgłosiła się do programu stypendialnego w Berlinie i udało jej się zakwalifikować. Nie przewidziała tylko jednego, że nie czeka jej nauka w Niemczech. Później okazało się, że głównym fundatorem programu stypendialnego jest właściciel firmy w USA, więc tym bardziej była zachwycona. Wszystko by wyrwać się z domu dziecka z Warszawy. Jej sytuacja prawna była dość zagmatwana, więc potrzebne było wdrążyć w to specjalne środki. Oficjalnie przyleciała do Gotham krótko po swoich dziesiątych urodzinach, odebrana przez swoją nową opiekunkę prawną, panią Samson. Zamieszkała z nią starając się nie narzucać. W ten sposób zaczęła naukę w Akademii Gotham dzięki stypendium fundacji Wayne. Dzięki temu mogła poznać Maddy i zaprzyjaźnić się z nią olewając resztę snobistycznej bogatej dzieciarni. Dość szybko stała się częstym gościem w domu przyjaciółki i stała się naturalną częścią tej rodziny poznając pewnego razu przez przypadek ich sekret. Była, więc też kolejną strażniczką ich tajemnicy. Obecnie jednak wszystko miało się zmienić zwłaszcza po ostatnim ataku Jokera w zeszłym roku, który wywołał dość szeroki wachlarz zmian i zniszczeń. Ona również ucierpiała w wyniku zawalenia budynku, w którym się schroniła. Na szczęście została uratowana na czas przez Jasona Tooda, który wyjątkowo przywiązał się do dziewczyny widząc w niej siebie z przeszłości. Zaskoczył wszystkich podczas świąt bożego narodzenia informując, że rozpoczął procedurę, by adoptować 11-letnią wówczas dziewczynę. Od tego momentu minęło już prawie dziewięć miesięcy i już wkrótce Audre Fogiel stanie się Audre Tood i będą rodziną.
Na samo przypomnienie sobie tego faktu czarnowłosa uśmiechnęła się.
- Naprawdę ciężko mi sobie wyobrazić wujka Jaya, jako zaborczego tatuśka.
- Bo wujek Dami nie jest taki?
- Nie wiem. Nie miałam okazji tego sprawdzać i wolałabym nie. Bo do kompletu musiałabyś dodać dziadka Bruca. Mogę ci powiedzieć tyle... Mamy przewalone.
- Ledwo zaczęłyście szkołę i już macie kłopoty?
Na dźwięk zbliżającego się do nich męskiego głosu Maddy założyła luźny kosmyk za ucho przybierając swój wredniejszy wyraz twarzy.
- Też się cieszę na twój widok Bruci.
Chłopak od razu zmarszczył brwi ciężko wzdychając.
- Ciebie też miło widzieć, kuzynko.
- Zgubiłeś drogę do klasy?
- Jak ja, to wy również, bo w niej nie jesteście.
Nie było możliwości, by ta dwójka nie wymieniła się złośliwymi uwagami w swoich żartach.
- Urywamy się z tego powitania nowych i młodych obiecujących talentów tej przereklamowanej szkoły czy zostajemy by usychać z nudów?
- Oho... Od kiedy nas głos rozsądku się buntuje?
- Od kiedy posłuchał rady ukochanego kuzyna.
I pojawiła się ostatnia osoba do kompletu ich zwariowanej paczki.
- Od kiedy niby jesteś moim ulubionym kuzynem James?
Zapytał blond włosy chłopak poprawiając swoje opadające okulary.
- Od czasu, kiedy John wydał wasze wagary rodzicom, kiedy miał nas odebrać?
- Ok. Masz punkt.
- Mam nadzieje Maddy, że ty jedyna nie zaprzeczysz.
- Błąd rudzielcu. Kogo mam lubić jak nie ciebie Jamesie Graysonie.
Puściła mu żartobliwie oczko. James Damian Grasyon - dość żywy i inteligentny rudzielec, który na szczęście odziedziczył więcej rzeczy w genach po swojej matce niż ojcu. Drugi jegomość do Bruce Jake Drake - dość dobry haker i informatyk. Można było śmiało zażartować, że w ich małej grupce był przedstawiciel teraz każdego z ,,rodzeństwa Wayne".
- Spadamy, zanim ktoś zauważy, że nie ma nas tam, gdzie powinniśmy być.
Cała czwórka wymknęła się najmniej uczęszczanym korytarzem i udała się na dach szkoły osłonięty skutecznie przed niechcianymi spojrzeniami. Tutaj mogli na spokojnie porozmawiać wiedząc, że nic ważnego im nie ucieka, gdyż wszelkiego rodzaju lekcję, będą dopiero następnego dnia.
- Zgaduje, że nadal nie gadałeś na ten temat z ojcem?
Junior tylko się krzywo uśmiechnął odwracając wzrok na horyzont.
- Mówisz Mads jakbyś go nie znała.
Bruce Jake znany też, jako Junior był jedynym synem i dzieckiem Timothy'ego Drake'a oraz Cassandry Sandmark. Urodził się, jako dziecko z przysłowiowej wpadki, gdyż jego rodzice już dawno nie byli parą. Jego matka zmarła przy jego narodzinach, więc nigdy jej nie poznał, chodź wiele osób mówiło, że bardzo ją przypominał. Tim wychował syna samotnie z pomocą swojej rodziny, jednocześnie porzucając wtedy życie superbohatera. Nie chciał też by kiedykolwiek Bruce szedł w tą stronę, bo to przez sekrety i to podwójne życie, stracił Cassie. Jako osoba wiecznie zajęta, rzadko spędzali ze sobą czas. Odsunęli się od siebie jak najdalej tylko mogli, tak, że chłopak poczuł się całkowicie przez niego odrzucony. Tak rozpoczął się jego bunt i trening z Jasonem, który nauczył go walki w ścisłej tajemnicy by przyjął wolny wakant Red Robina pozwalając myśleć swojemu ojcu, że to jakiś wolny strzelec. Cała rodzina Wayne obiecała zachować jego tajemnicę dopóki sam nie zdecyduje się powiedzieć prawdy Timowi, co jednak do tego nie zmierzało jak widać. Sytuacja Jamesa była zupełnie inna. Jako środkowe dziecko nie zwracał na siebie tyle uwagi co jego młodsza siostra czy starszy brat więc musiał sobie umieć poradzić sam. Kochał jednak swoich rodziców a oni kochali jego i jego rodzeństwo jednakowo, jednak czasami naprawdę czuł się wykluczany. Jako, że to John był starszy, automatycznie to jemu przypadła rola Nightwinga a jemu jego pomocnika. To John był zawsze lepszy w walce, kontaktach społecznych a jemu pozostawały książki oraz gry komputerowe, gdy był sam. Każde z nim miało swoje demony, jedno mniejsze, drugie większe, jednak to właśnie też dlatego każde z nich się dobrze dogadywało i mogło oddać życie za drugiego. Taka była ich mała drużyna.
- Czasami trudno mi ogarnąć wujka Tima.
Siedzieli dość długo dyskutując o minionych wakacjach i ostatnich misjach, które ominęły Maddy, oparci o wystającą krótką ściankę wpatrując się przed siebie wsłuchując w krzyki i śmiechy dzieciaków.
- Nie ma sensu tu dłużej siedzieć bo zapuścimy korzenie.
- Żarcik nieudany Jimi. Chcesz uciec na miasto?
- Mamy inną opcję jak zaraz i tak szkoła będzie opuszczona?
- Dobra Bruce. Ale jak chcesz się wydostać stąd skoro bram pilnują ci cholerni ochroniarze.
- Naprawdę Audre mamy ci przypominać kim jesteśmy.
Uśmiech czarnowłosej przyprawił o dreszcz jej przyjaciółkę.
- Nie mów, że masz przy sobie...
- Przezorny zawsze ubezpieczony. Przynajmniej puki mnie nie złapią.
Wyciągnęła z kieszeni nóż przecinając sznur od flagi powitalnego sztandaru i zwijając go na ramieniu.
- Nie myśleliście chyba, że z torby wyjmę hak.
Zaśmiała się widząc ich zawiedzione miny. Dość szybko zrobiła im zejście w stylu roszpunki pozwalając im się wymknąć tyłem szkoły, które nie było już tak dobrze obserwowane jak wejście.
- Zabiją nas jak się o tym dowiedzą.
- Najpierw będą musieli znaleźć dowód, kuzynie.
Paczka pobiegła przed siebie znikając z strefy zagrożenia nakrycia przez ludzi związanych z tą szkołą. Będąc już blisko kilometr od miejsca ,,zbrodni" przybili sobie piątki śmiejąc się ze swojej ucieczki.
- Kierunek pizza?
- Czytasz w moim myślach Jimi.
Maddy od razu przystała na pomysł rzucony przez rudzielca, kierując swoją małą grupką w kierunku ich stałej miejscówki, której właściciel od dawna był z nimi w zmowie pozwalając im na korzystanie z tego miejsca, jako ich kryjówki, by schronić się przed możliwą próbą dorwania ich z powrotem przez władze. Ale umówmy się, policja w Gotham miała poważniejsze problemy niż wagarujące dzieciaki, jednak przezorny zawsze ubezpieczony. Zwłaszcza, że chodziło o Akademię a nie zwykłą placówkę państwową.
Centrum miasta Gotham, 01 września, 12:30
Najkrótsza droga prowadziła przez centrum miasta, jednak udało im się skutecznie wmieszać w tłum pozostając lekko na uboczu. Zaledwie kilka metrów dzieliło ich do lokalu, gdy przeszli obok upamiętniającego monolitu. Wzrok dziewczyny o ciemniejszej karnacji od razu spoczął na nim powodując jej natychmiastowe zatrzymanie się. Nie lubiła tu przychodzić i dopiero zdała sobie sprawę, na co się zgodziła. Sam jego widok wystarczył, by straciła natychmiastowo apetyt.
- Maddy... Wszystko dobrze?
Poczuła na swoim ramieniu rękę blondyna, który ewidentnie niepokoił się o nią. Widziała jego zmartwione spojrzenie. Zapewne pomyślał o tym samym.
- Tak. Nie musicie się martwić. Ale przypomniało mi się coś. Muszę już wracać. Widzimy się jutro!
Jak przystało na Robina, zostawiła ich dość szybko znikając biegiem w tłumie nie pozwalając na jakikolwiek komentarz w tej kwestii. Tak naprawdę ukryła się po przeciwnej stronie ulicy w zaułku czekając na to, co zrobi reszta. Gdy w końcu się oddalili odwróciła się i ruszyła w stronę domu na piechotę. Zajmie jej to trochę czasu, jednak zdąży trochę sobie pomyśleć. Centrum miasta Gotham wciąż nie zostało całkowicie odbudowane po katastrofie z zeszłego roku i dawało to doskonale znać, zwłaszcza, iż ratusz ponownie miał zostać oddany dopiero niedługo do odbioru przez nowe władze miasta. Jednak to wcale nie walka z księciem zbrodni tak nią wstrząsała. Wielokrotnie miała do czynienia z jego chorymi planami. Jednak ten jeden całkowicie zmienił życie jej i całej rodziny Wayne. Wyciągnęła z kieszeni brzęczący telefon odbierając połączenie od razu. Nie chciała niepotrzebnie martwić jego właściciela.
- Mogę wiedzieć, gdzie nogi cię noszą córko?
Oho... Oficjalny ton Damiana nie wróżył nic dobrego.
- Wracam właśnie do domu. Coś się stało?
- Oficjalnie nie. Jednak twoje rodzeństwo ani twój wychowawca nic o tobie nie wie, więc pomyślałem, że sama główna zainteresowana, by mnie oświeciła.
- Nic mi nie jest, dobra!
- Porozmawiamy w domu.
Rozłączyła się zła na świat i wepchnęła już prawie komórkę z powrotem do torebki, gdy zobaczyła, że coś jej wypadło. Było to zdjęcie dość wyblakłe i zniszczone. Zapewne zawieruszyło się z torbie wypadając z zawsze noszonego przez nią szkicownika. Może i nie było w nim jakoś nic szczególnie wyjątkowego. Przedstawiało ją i matkę podczas jednych z zabaw, gdy miała może jakieś z 5-6 lat. Nie pamiętała tego już tak dokładnie. Jednak nie było ważne w tym zdjęciu obraz na nim przedstawiony, ale raczej historia z nim związana. To była jedna z niewielu rzeczy wraz z jej notesem, którą odnalezioną wśród ruin ratusza, gdzie właśnie pełniła swoją zmianę w miejskim archiwum. Rachel Roth-Wayne, znana przez swoich bliskich bardziej, jako Raven, zginęła, jako zwykły cywil przez brutalny atak jednego z głównych wrogów swojego męża i teścia, chroniąc inne ludzkie życia jak i ją, oddając w zamian swoje. Zmarła dosłownie na jej rękach wypowiadając ostatnie słowa... Nigdy nie zapomni tego dnia. Uczucia lęku, strachu, rozpaczy, odrzucenia... Nie raz śnił jej się obraz, gdy jej martwe ciało trzymał w swoich ramionach zrozpaczony Mroczny Rycerz. Koszmary senne były normą od tamtego okresu. Jednak od wielu miesięcy miała z tym spokój. Dopiero teraz, gdy zbliżała się rocznica tego wydarzenia, to wszystko wracało jak bumerang. Te same odczucia, te same nastroje wśród jej rodziny. To będzie dość ciężki weekend i nie było do tego żadnej wróżki czy maga, by mógł to potwierdzić.
Jaskinia Batmana, 01 września, 20:47
Przebrana w swój kostium Robina wsiadła właśnie na motor włączając jego zapłon i kierując się w stronę wyjazdu z ich kryjówki. Po kolacji w dość smętnym nastroju, podczas której niewiele zjadła i z której dość szybko się wymknęła, czuła potrzebę poczucia adrenaliny. Może był to jej spokój na odstresowanie się i próbie pozbycia się niepożądanych emocji, nie wiedziała. Potrzebowała tego w tym momencie i kropka. Głos Batmana zabrzmiał rozkazująco w jej komunikatorze, jednak dość szybko go wyłączyła. Nawet nie kontaktowała, jakie słowa do niej skierował. Obecnie liczyła się tylko coraz większa prędkość i ewentualne przeszkody, z jakimi mogła się rozprawić na swojej drodze. Nic nie mogło jej teraz powstrzymać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top