12. Ojcowska dłoń

Dość długo ostatnio tu nic nie publikowałam za co serdecznie przepraszam. Ale brak weny robił swoje i wzięłam się za pisanie czegoś do czego miałam wówczas wenę xd

Jako, że ostatnio świętowałam swoje 25 urodziny postanowiłam trochę nadrobić ten fanfik, i w końcu się udało napisać rozdział :D

Akcja będzie się coraz bardziej rozkręcać i już nie mogę się doczekać pisania tego. Mam nadzieję, że spodoba się wam, tak jak mi pisanie tego <3

Zapraszam do czytania i komentowania :)

Gotham City, Wayne Manor, 7 października 8:55

Siedmiolatek wpatrywał się w sufit swojego pokoju niepewny co ma teraz robić. Martwił się o wszystko co się teraz dzieje. Naprawdę nie rozumiał czemu jego najstarsza siostra zniknęła a drugiej w ogóle to nie obchodziło. Cisza w domu stała się wręcz nieznośna i jest zupełnym przeciwieństwem tego co znał w swoim życiu. W dodatku wszyscy wokół chodzili przy nim jak na paluszkach udając, że wszystko idzie po ich myśli. Jednak chyba zapomnieli kim jest i w jakiej atmosferze się wychowuje. Wciąż brano go za dziecko, które należy chronić przed prawdą i złem, które prędzej tak czy siak dosięgnie każdego w Gotham. Jedynie Maddy była w nim prawdomówna, chodź ograniczała się w co to bardziej drastycznych opisach, nie chcąc by ojciec o tym się dowiedział. Jednak, odkąd powstał ten chaos... Odruchowo ścisnął mocniej maskotkę psa, którą dostał na ostatnie święta Bożego Narodzenia od najstarszej siostry.

- Wszystko dobrze Tom?

Podniósł się do pozycji siedzącej, nawet nie reagując gwałtownie na przybycie nowego
gościa. Zaskoczył go, jednak nie okazał tego zewnętrznie. W końcu, jeśli chciał kiedyś być Robinem,
musiał już się uczyć być jednym z nietoperzowych pracowników. Starszy
mężczyzna uśmiechnął się podchodząc bliżej i siadając na brzegu łóżka, bokiem do dziecka.

- Od dawna tu jesteś dziadku?

- Zaledwie krótką chwilę. Nie chciałem ci przeszkadzać.

- W porządku. I tak się nudziłem.

- Nie powinieneś spać jeszcze?

- Jest już dziewiąta. Nie potrzebuje tyle snu co tata.

Była to oczywista anegdota do nocnego zajęcia średniego, z trzech obecnie żyjących pokoleń Wayne'ów.

- Czasami zapominam, że ....

Westchnął tylko nie skończywszy zdania, które słowa miał zapewne na końcu swojego języka.

- Nieważne... Skoro już wstałeś, śniadanie czeka.

- A tata?

- Możesz go obudzić, o ile jeszcze śpi.

Uniósł usta w lekkim uśmiechu jakby wiedział coś o czym nie wiedział chłopiec.

- Możesz przestać w końcu? Nie jestem dzieckiem.

Uchylone drzwi otworzyły się n a oścież pokazując z nich wspominanego już wcześniej dorosłego.

- Nadal jesteś moim synem i to się nigdy nie zmieni.

- Chodźmy Thomas i zostawmy tego starca z jego urojeniami.

Chłopiec wielokrotnie był świadkiem ich słownych sprzeczek i wzajemnego przekomarzania się. Zawsze brał je za śmieszne i wraz z pozostałymi śmiał się za ich plecami, zwłaszcza, że nigdy nie były one mówione na poważnie. Siedmiolatek przez przeszkód zwlókł się z łóżka podchodząc do swojego rodzica i przytulając się do niego. Obecnie sięgał zaledwie jego brzucha, jednak kiedyś go przerośnie. Wtulony w niego nie mógł zauważyć
uśmiechu zielonookiego ani że jego dłoń zbliżała się by zrobić bałagan na jego głowie.

- Hej...

- Chodźmy lepiej na dół. Reszta zapewne czeka niecierpliwie.

Damian i Thomas wyszli razem trzymając się za ręce pozostawiając z tyłu Bruca, który dopiero po chwili ruszył w ich ślady. Nawet nie wiedział, kiedy zamiast ciała chłopca ujrzał w jego sylwetce małą dziewczynkę, która była obecnie bardziej zagubiona, niż którykolwiek z nich. Jego telefon dawał o sobie znać o wiele częściej niż w ostatnich miesiącach, jednak weryfikację wszystkiego wolał zostawić młodszym od siebie.

***

Gotham City, Miagani Island, dzielnica Grand Avenue, mieszkanie Todd'ów, 07 października 18:34

Mężczyzna siedział przy wyspie kuchenne wpatrując się parujący napój z jego ulubionego kubka. Ciepło przebijające się przez jego teksturę ogrzewały jego schłodzone dłonie, gdy jeszcze parę minut wcześniej wypalał ostatniego papierosa z jedynej paczki dostępnej w tej mieszkaniu dzięki protestom pewnej dziewczynki. A skoro już o niej mowa... Było już po godzinie osiemnastej a jej nadal nie było. Zajęcia skończyły się wczesnym popołudniem a nic mu nie było wiadomo, by była gdzieś umówiona lub miała inne plany. Po tym co się ostatnio działo, wolał dmuchać na zimne i być bardziej ostrożny. Odetchnął z ulgą, gdy zamek do drzwi przekręcił się i do środka weszła osoba, o którą się martwić.
- Gdzie byłaś?

Nie umiał się powstrzymać, by nie zadać jej jako pierwszego tego pytania.

- W szkole. Nie zginęłam.

Schowała dość gwałtownie swoją kurtkę do szafy zostawiając rozrzucone buty pod drzwiami wejściowymi.

- Lekcje skończyłaś już dawno temu.

- To już zbrodnia, że chciałam pouczyć się w bibliotece?

- Nie. Ale mogłaś chociaż dać znać SMS.

- Był ze mną James. Nie masz się o co martwić. Nie zniknę nagle.

Trzasnęła drzwiami do swojego pokoju kończąc w ten sposób ich dyskusję. Mężczyzna naprawdę nie wiedział jak miał zareagować poprawnie. Gdyby to był ktokolwiek inny, zapewne już dawno pokłóciłby się z tą osobą kilka razy wyzywając ją o wiele więcej. Jednak nie mógł tak postąpić z nią, zwłaszcza z nią ...

Wayne Manor, dwa lata temu, 22 września 18:13

Jason nie raz ignorował te ckliwe zaproszenia na obiad od swojego staruszka, reagując na nie zaledwie kilka razy do roku, gdy miał lepszy humor bądź został do nich zmuszony. Nie raz był wtedy tym dobrym wujkiem.
Na prawdę te dzieciaki potrzebowały więcej normalności niż oni sami je mieli. Dick co prawda porzucił życie superbohatera koncentrując się na życiu rodzinnym. Miał trojkę dzieci wraz z Barbarą, jednak największym zaskoczeniem był wybór zawodu, w którym postanowił się ukształtować na starość. Idealnie szedł śladami swojego teścia. On sam przeżył wiele zdecydowanie za dużo zawodów miłosnych by móc chcieć na nowo się w to bawić. Dobrze mu było samemu i nikt mu tego nie zabierze. Tim jak zwykle żył w odosobnieniu od świata codziennego, jednak w ogóle nie dbał oto co miał. Przynajmniej, odkąd on sam pamiętał, biorąc pod uwagę te kilka lat wstecz. Damian... był Damianem. Zmienił się pod wpływem Raven na lepsze, potrafiąc stworzyć z nią rodzinę, którą chronił najlepiej jak mógł. To właśnie najmłodszy przypominał mu najbardziej jego samego, chodź ich losy potoczyły się z góra inaczej.

- Wujek Jay!

Burze czarnych włosów i ten chochlikowaty wręcz uśmiech powitał go na wejściu do posiadłości. Jego najstarsza bratanica Maddy Wayne. Genów w tej rodzinie nie dało się oszukać i kolejne pokolenie odziedziczyło ten sam wygląd. Samo spojrzenie na nią pozwalało stwierdzić, że miałeś do czynienia z Wayne'em. I z jednej strony mogło to być przerażające.

- Cześć mała.

Przywitał się czochrając jej włosy w nieład.

- Hej!

- Jestem pierwszy?

- Można tak powiedzieć, część z nas czeka w salonie. Chodź.

Skierował się za dziewczyną do miejsca, gdzie siedziała już czwórka dzieci oraz czwórka dorosłych. Na horyzoncie żadnego z Graysonów ani Drake'a. Była tylko jedna osoba, której nie znał. Z nieznajomą dziewczyną siedział Bruce, do którego podeszła także Maddy. Nadal nie rozumiał jak bardzo Timothy mógł tak bardzo skrzywdzić to dziecko dając mu te imię. Jedyne w czym popierał tego człowieka, to zakaz związany z byciem bohaterem przez dzieciaka, chodź przez jego dziedzictwo z drugiej ręki, było to trudne. Zwłaszcza, że on sam go łamał w tajemnicy przed ojcem. Zresztą... teraz był tu sam co było dziwne, chodź nie niemożliwe do uwierzenia.

- Jak zwykle punktualny.

Mężczyzna o ciemnej karnacji przywitał się z przybyłym gościem, odwzajemniając uścisk starszego brata.

- Nic się nie zmieniłeś mały demonie.

Ostatnie słowa wypowiedział wręcz szeptem lekko złośliwie.

- Też mogę to powiedzieć Todd.

Przekomarzanie się tej dwójki było na porządku dziennym i nigdy nie powinno się go brać na poważnie. W niektórych kwestiach ten duet był do siebie zbyt podobny, aż dziwne, że nie łączyły ich żadne więzy krwi w tym zakresie.

- Miło cię widzieć Jason.

Dopiero gdy Damian się odsunął, najstarszy w tym pomieszczeniu mógł zauważyć, że na kolanach fioletowłosej kobiety siedział najmłodszy mieszkaniec tego domu, któremu nie przeszkadzał panujący wokół hałas w jego śnie.

- Pójdę go położyć.

Wzięło dziecko na ręce wychodząc z pomieszczenia. Zostali teraz sami z małą grupką dzieci.

- Gdzie staruszek?

- Niedługo będą. Rowan miała wizytę u dentysty i zaoferowali się, że we dwójkę ją wezmą i tak przepadli na cały dzień.

- Nie będę tego komentował.

- Grayson się trochę spóźni. Robota się... przedłużyła.

Kładąc akcent na ostatnie słowa doskonale sobie zdawał Jason o jaką robotę chodziło Damianowi.

- Dobra. A gdzie pan uzależniony od kofeiny?

Mógł przysiąść, że usłyszał, jak cisza zapada w pomieszczeniu i mógł usłyszeć panujący na zewnątrz wiatr. Wzrok jego towarzysza rozmowy ewidentnie wskazywał, że lepiej nie poruszać teraz tego tematu.

- Został w firmie. Ma dołączyć później.

- Albo wcale....

Ciszy szept Bruce'a dotarł do jego uszu dając wyrażenie goryczy na ten stan rzeczy. Co tu dużo mówić, Timothy nie był ojcem roku, w niektórych kwestiach przebijając nawet w tym seniora tego domu.

- Miałem już oto zapytać, jak wszedłem. Kto siedzi obok Maddy?

Damian rzucił okiem na drugą siedzącą w pomieszczeniu dziewczynę, która żywo dyskutowała z jego pierworodnym dzieckiem,

- Audre to przyjaciółka Maddy. Chodzą razem do klasy. Jest tą stypendystką z Europy, o której mówiliśmy jakiś czas temu.

- To niej wspominał Dick?

- Tak. Jest sierotą, więc podjęliśmy pewne kroki w tym zakresie, by nie było problemów prawnych związanych z jej pobytem w Gotham.

- Rozumiem.

Niecały rok temu wraz z rozwojem firmy na rynek europejski, pewne programy fundowane przez fundację Wayne przeniosły się także w tamte rejony dając szansę właśnie takim dzieciakom jak ta siedząca tutaj dziewczyna.

- Nie ma kłopotów z angielskim?

- Jest uzdolniona językowo. W ogóle nie słychać w jej mowie, że pochodzi zza granicy. Ma korzenie wschodnie. Zarówno słowiańskie jak i lekko azjatyckie. Co daje szeroką gamę do poszukiwania jej przodków.

- Nie mów, że próbowałeś znaleźć jej rodziców?

- Tylko formalnie by upewnić się, że nie było tu żadnego czynnika kryminologicznego, gdy poznałem jej historię. Ale nie wydaje się, że doszło do porwania w jej przypadku, więc nie szukałem dalej. Ona też nie chce znać tych co ją porzucili. Jeśli tylko będzie tego chciała w przyszłości, to wtedy mogę to sprawdzić bez przeszkód. Wystarczy jedne słowo dziewczyny.

- Też masz dziwne wrażenie, że jakbyś ją widział już wcześniej?

- Tak. Jednak traktuje to bardziej jako zbieg okoliczności. Nigdy nie miałem kontaktu z nikim z jej rodzinnego kręgu narodowościowego, więc tym bardziej. Ma dobry wpływ na Maddy, pozwoliła jej się bardziej otworzyć w szkole i tyle mi wystarczy.

- No... To wielki wyczyn. Wzbudzić zainteresowanie w tej małej diablicy!

Specjalnie ostatnie zdanie powiedział głośno zauważając, że młodzież zaczyna coraz bardziej się zastanawiać o czym tak prywatnie dyskutują.

- Wypraszam sobie!

- Mówię zawsze prawdę moja droga. To się nie zmieniło.

- Toooood....

- Oj dobra. Nie znacie się na dobrych żartach. Zarówno ojciec jak i córka.

Dyskusja wydawała się skoczyć, gdy liczba osób w pomieszczeniu się powiększała i zdawała się być cała ich pachworkowata rodzinka. Jednak do końca tego wieczoru a wręcz do dziś to dziwne uczucie nie opuściło Jasona w stosunku do Audre. Nie umiał opisać tego dokładnie słowami, jednak czuł się za nią odpowiedzialny już na zawsze. Zwłaszcza, że dość szybko okazało się, że dziewczyna na charakter, który mógł konkurować tylko z osobowością Maddy. Zrobiła na nim wrażenie i poczuł, że po ostatnich rozczarowaniach w swoim życiu prywatnym jest gotowy pójść krok dalej i mógł za to obwiniać Bruca seniora.

Obecnie, Miagani Island, dzielnica Grand Avenue, mieszkanie Todd'ów, 07 października 19:05

Zapukał do drzwi nastolatki nie chcąc wchodzić z przysłowiowego buta do środka.

- Audre... Mogę wejść?

- Jeśli musisz.

Otworzył drzwi i szybkim ruchem złapał lecącą w jego stronę poduszkę odrzucając ją w stronę atakującej.

- Ładnie to tak atakować znienacka?

- Nie lubię, jak ktoś wtrąca się w moje sprawy.

- To niepisany kontrakt dzieciaku. Będę się wtrącał do końca twojego albo mojego życia. Tak to działa.

Usiadł koło brunetki, która skuliła się chowając głowę między kolanami.

- Nie chce cię kontrolować. Po prostu się martwię. To normalnie po tym wszystkim co się teraz dzieje.

- Myślisz, że ja się nie martwię? Jestem w tym wszystkim bardziej zagubiona niż myślisz. Jak mogłam nie zauważyć, że coś się dzieje? Spędzam z Maddy tyle czasu i myślałam, że znałam ją jak nikt nigdy, ale jak widać to była fasada.

- Nie powinnaś brać tego do siebie. W tym akurat bardzo przypomina Damiana, gdy ten był w jej wieku. Nie jest to szczególnie dziwne, gdy wiesz jaka jest jego biologiczna matka.

- Biolo... Myślałam, że Selina...

- Tak się wam wszystkim wydaje, po tą historię prawdziwą postanowiliśmy pogrzebać. Wyjątkowo ta dwójka dzieli ze sobą ten sam kolor oczu i ciemniejszą karnację więc łatwiej było manipulować faktami. Nie było sensu byście znali prawdę, skoro i tak była pogrzebana już na wieku. Tak przynajmniej chciał tego Damian i Bruce.

- Więc... o kogo chodzi?

- Nie masz prawa jej znać. Idąc w świat superbohaterski, możesz ją nazwać złoczyńcą. Talia al Ghul, obecna Głowa Demona i przewodnicząca Ligii Zabójców.

- Słyszałam coś o nich... Wojna w Gotham, 20 lat temu...

- Zgaduje, że przeglądałaś z małą diablicą akta dawnych spraw w jaskini?

- Nie miałyśmy nic lepszego do roboty...

- Pomijając... Ostatni raz widziano ich blisko dwanaście lat temu. Dotrzymują słowa i nie zapuszczają się w rejony Gotham. Jednak znając Talię, prędzej czy później znajdzie sposób by złamać słowa umowy. Nie byłaby sobą przebrzydła manipulantka. Znając tą kobietę oraz wychowanie Damiana, wiesz, że skoro jego własne dziecko jest tak do niego podobne, może stosować te same sztuczki co on. Jak widać każdy z nas się nabrał. Nawet on. To tylko pokazuje jak to ewoluuje i nawet nie zdajesz sobie sprawy, że własne krew na tobie to stosuje. Boje się, że dopóki Maddy nie będzie chciała być znaleziona, będzie problem z odkryciem jej kryjówki.

- Nie możesz mówić poważnie?

- Zanim Damian poznał Rachel, ukrywał się prawie rok przed nami wszystkimi. Długa historia... Najważniejszy jest fakt, że skoro nawet Bruce nie potrafił go wówczas wytropić, dopóki sam nie zatęsknił za Gotham i zostawił tu swój ślad.... Maddy może być dosłownie wszędzie. Zwłaszcza, że Dick powiedział, że podobno znaleziono jej ślad w sąsiednim stanie. Ostatnio też ciągle wychodzisz. Zawsze wracasz o wiele późniejszych porach niż dotychczas. Twoje wyniku pogorszyły się... Jak mam nie denerwować się, gdy obawiam się, że może ci strzelić głupi pomysł do głowy?!

Audre niemiała pojęcia, że Jason może tak to wszystko przeżywać. Oczywiście widziała, że coraz częściej nie spał po nocach i więcej czasu spędzał w mieszkaniu. Jednak zrzuciła to bardziej na jego życie prywatne. Tak pochłonęły ją treningi z Lian, że nie zwróciła uwagi na swój dom. Nie mogła pozwolić, by odkrył co naprawdę robi, bo wtedy naprawdę byłby zdolny ją tu uwięzić niczym księżniczkę w wieży. Dopóki nie będzie gotowa sama zacząć działać, musi mieć swojego osobistego trenera. Bez zastanowienia rzuciła się na jego szyję obejmując go najmocniej jak umiała.

- Przepraszam. Nie chciałam żebyś się martwił. I nie masz też czym. Nie mam żadnych planów ucieczki ani żadnych innych, które wydawałyby ci się niebezpieczne. Musisz tylko mi zaufać.

- Ufam ci mała. Ufam.

Odwzajemnił uścisk nie pozwalając odejść jej dość szybko, jakby chciał mieć pewność, że mu nie ucieknie.

- Zapewne jesteś głodna. Miałem zaproponować byśmy wspólnie coś przygotowali.

- Świetny pomysł. Ale mam ważniejsze pytanie tato.

- Słucham?

- Ile jeszcze paczek chowasz w swoich zasobach? Ciągle je wyrzucam a tak nimi śmierdzisz.

- Tyle, by wiedzieć, że za każdą kolejną, którą wyrzucisz umyślnie, potrącę ci ją z kieszonkowego.

- To nie fair. Ja tylko dbam o twoje zdrowie.

- A ja o moją kieszeń. Chodź młoda.

Wstał czochrając jednocześnie jej włosy i wyszedł z jej pokoju, by ta po chwili dołączyła do niego w kuchni, które było królestwem Jasona.

***

Gotham City, Wayne Manor, 7 października 22:47

- Tato!

Na dźwięk jej krzyku, podniósł szybko głowę, która spoczywała na jego biurku i gwałtownie wstał na równe nogi. Dopiero po kilku sekundach intensywnego rozglądania się na boki, zorientował się, że to był tylko jeden z jego snów. W jednej chwili znów przepełniła go rozpacz, gdy opadał na fotel, który stał się od niedawna jego drugim łóżkiem. Nie potrafił spokojnie spać odkąd to wszystko się zaczęło. Nerwy oraz strach mu na to nie pozwalały. Nawet nie pamiętał kiedy ostatni raz tak się bał. Nerwowo przeczesał włosy, które już przydługie zaczęły opadać na jego czoło. Drzwi do jego gabinetu otworzyły się wpuszczając do środka wiązkę światła w korytarza posiadłości.

- Nie powinieneś spać młody?

- To samo chciałem spytać ciebie tato.

Damian przeniósł wzrok z Thomasa na stojącego koło niego Bruca, który starał się udawać niewinnego w tym przedsięwzięciu.

- Tom... czy twój dziadek próbuje za pomocą ciebie nakłonić mnie do snu?

Chłopiec podszedł do mężczyzny wykorzystując jego półprzytomność, usiadł mu na kolanach wtulając się w jego klatkę piersiową. Damian spojrzał czule na syna odwzajemniając jego uścisk, całując jednocześnie czubek jego głowy.

- Dziadek nie ma w tym nic wspólnego. Ja sam się martwię.

Wymruczał chowając przednim twarz w jego koszuli czym zaskoczył swojego rodzica.

- Spotkałem go, gdy chodził nerwowy po korytarzu. Ja tylko dodałem mu otuchy, by w końcu wszedł do środka. Nie oczekuj, że mam w tym jakieś ukryte intencje synu.

Tłumaczenie Bruca wydawało się być logiczne dla Damiana. Ale obecnie wszystko mogło mu się takie wydawać, gdy mgła zaciemniała mu umysł.

- Od kiedy nie ma Maddy w ogóle nie śpisz. Albo śpisz bardzo mało. Ciągle gdzieś wychodzisz. Ze wszystkimi się kłócisz. Jak ma mnie to nie martwić.

Spojrzenie w niebieskie oczy Thomasa pokazywały dorosłemu jak bardzo to dziecko było obecnie rozwinięte ponad swój wiek. 

- Dziecko... Twój tata taki już jest. Nie umie odpuścić, jak coś zacznie. Nie masz się czego obawiać mały. Sprowadzę twoją siostrę do domu już niedługo. Zobaczysz.

- I wszystko będziesz jak dawniej?

- Postaram się by tak było Tomi. Znajdę tego kto porwał twoją siostrę i nawet Batman mu nie pomoże.

- Wierzę ci na słowo.

- Muszę się jutro spotkać z wujkiem Dickiem. Chcesz pojechać ze mną? Na pewno Mari się za tobą stęskniła.

- Yhm.... Tatoooo... Mogę dziś spać z tobą?

Na prośbę najmłodszego domownika zrobiło mu się cieplej na sercu, zwłaszcza, że już od dawna o to nie prosił chcąc grać już dużego chłopca.

- Oczywiście, że tak. Idziemy?

Gdy tylko dostał potwierdzenie bez przeszkód wziął syna na ręce mijając stojącego nadal w pomieszczeniu seniora rodu i skierował się do sypialni mieszczącej się obok jego gabinetu. Dość duże łóżko pozwalało im kiedyś spać w nim we w czwórkę więc to żaden problem by było w nim te dwie osoby. Ułożył chłopca wygodnie po drugiej stronie okrywając go kołdrą. Sam również się przebrał postanawiając wziąć prysznic z rana, dołączając do syna, który bez chwili zastanowienia znów wtulił się w niego nie chcąc puścić.

- Dla pewności... byś nie uciekł zaraz....

Wypowiedział między ziewnięciami, gdy oczy kleiły się mu do snu, na co zielonookiemu uśmiech zawitał na ustach na próby najmłodszego z rodzeństwa Wayne. Damian nie zliczył ile czasu minęło odkąd chłopiec oddał się w objęcia Morfeusza, ale sam nie dał rady tego zrobić. Zegar uporczywie wybił na korytarzu trzecią w nocy a on nadal nie spał. Nie potrafił. Powinien nadal przeglądać tropy i ślady a nie wypoczywać w łóżku. Jest tu tylko dlatego, że nie chce martwić dodatkowo tego dziecka. Nie chciał by chłopiec przeżywał to tak jak on. Musiał go zapewniać, że wszystko idzie dobrze, że już niedługo Maddy będzie z nimi. Jednak większego kłamstwa w tej chwili nie mógł już wypowiedzieć. Wiedząc, że nie będzie mu już dane spać, postanowił wziąć laptop z gabinetu by chodź trochę popracować nad sprawami firmy w łóżku. Jednak nie spodziewał się tam na swojej drodze spotkać Cerbera.

- Miałeś spać?

- O ile się nie mylę jestem dorosły. Już dawno nie kontrolujesz moich poczynań ojcze.

- Trochę szkoda. Może wtedy byś nie wyglądał jak żywy trup.

Bruce wstał z fotela syna odchodząc od jego stanowiska pracy i zmuszając go by usiadł obok niego na kanapie.

- Skoro Thomas śpi możemy porozmawiać.

- Ale...

- Bez dyskusji Damianie. Chyba nikt inny w tej chwili nie może cię zrozumieć lepiej ode mnie.

Prezes Wayne Enterprises doskonale wiedział do czego pił jego ojciec. Jednak sytuacja była nieco inna. Miała elementy wspólne, jednak nadal różniło je wiele.

- Czuje się bezsilny... Nie umiem zapanować nad emocjami... To, nie jestem ja. ... Damian Wayne jest obecnie wrakiem dawnego siebie... Co za upokorzenie... Przez jego błędy i problemy rozpada się wszystko to co chciał stworzyć... Nigdy nie powinien istnieć na tym świecie...

- Skończyłeś? To dobrze. Bo już nigdy nie chce słyszeć tych herezji z twoich ust. To normalne że się tak czujesz. Wszyscy cierpimy po zniknięciu Maddy i wszyscy chcemy by wróciła cała i zdrowa. To zrozumiałe, że jesteś bezsilny i tak się czujesz. Każdy rodzic to czuje, gdy jego dziecku dzieje się krzywda.

- Nic nie rozumiesz... Rozmawiałem z Brucem. Maddy wie... Wie o swoim pochodzeniu. Zdradziła mu to kilka dni przed swoim zniknięciem.

- Ile wie dokładnie?

- Tego nie wiem. Jedynie chyba, że Rachel to nie jej matka. Chyba, że nie wyjawiła wszystkiego Brucowi. Nie ufała by przyjść do mnie by wszystko wyjaśnić zamiast tego próbowała się wszystkiego sama dowiedzieć.

- W tym zakresie nie mogę się jej dziwić. Pamiętasz, gdy próbowano ci wmówić, że twoim prawdziwym ojcem jest Slade?

- Nie przypominaj mi tego. Do dziś nie wierzę, że się na to nabrałem.

- Przeszłości nie na prawisz synu. Jednak przyszłość zawsze można zmienić i uczyć się na swoich błędach. Nie ma innej możliwości, by Magdalia nie była z nami, w swoim domu. Jeśli będzie trzeba przekopiemy cały świat by jej oprawcy zapłacili nam za to.

- Tato...

- Dawno mnie już tak nie nazywałeś.

Starszy z nich wziął młodszego w uścisk chcąc dodać mu otuchy na tyle ile umiał. Damian w końcu nie wytrzymał i wypłakiwał się w ramię swojego rodzica. Po raz pierwszy czuł się znowu jak młody chłopiec w ramionach swojego ojca, czując, że tego właśnie potrzebuje.

- Ta chwila zostaje między nami.

- Oczywiście mój synu. Nie chce niszczyć w końcu twojego wizerunku. Wróć do Thomasa. Sam sprawdzę część twojej pracy. Musisz odpocząć. I muszę ci na to pozwolić. Selina mnie ukatrupi jeśli pozwolę ci się wykończyć. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top