10. Ochrona bólu przeszłości
Jak coś do obcych tekstów używam tłumacza, temu proszę mnie nie bić jeśli wiecie, ze jest źle. Poliglota ze mnie rzadny, ja nawet mam problemy z angielskim XD
+ zawsze zabawnie się czuje pisząc z perspektywy Dicka jak chodzi o Damiana. Sama jestem starszą siostrą a mój młodszy brat też nazywa się Damian (jak na ironię XD)
Nanda Parbat, 05 października 10:32
Gdy poczuła, że się budzi, niemiłosierny ból głowy przeszedł przez jej czaszkę, nie pozwalający na ponowne zaśnięcie. Leniwie uniosła powieki przyzwyczajając się do nowego jasnego światła, które ewidentnie mówiło, że nie była już przynajmniej w ostatnim miejscu którym była. Niczym jak za wciśnięciem przycisku przewijania w jej głowie, przewinął się obraz wydarzeń, gdy czekała na autobus i spotkała tajemniczą osobę. Mogła w tej chwili przeklinać swoja duszę Robina. Przez nią była teraz... w zasadzie gdzie była? Podniosła się z łóżka wciąż czując zawroty głowy i zbliżyła się do drzwi. Nie szczególnie zdziwił ją fakt, że były zamknięte. Instynktownie sięgnęła do kieszeni w swoich spodniach, gdzie powinna znaleźć swój scyzoryk. Skucha... Musiał jej wypaść przy tym zdarzeniu, bądź przeszukali ją i zabrali, by nie mogła tak łatwo uciec. To nie były patałachy i musieli znać się na swojej robocie. Tylko jaki mieli cel, by zamykać ją w jak się wydaje... dość luksusowych pokoju? Wystrój w ogóle nie przypominał jej tego rodem z europejskich czy amerykańskich standardów. Mimo, że miała te ledwie dwanaście lat, znała się na sztuce dość dobrze, dzięki tacie.
- Ciekawe, czy zauważyli, że mnie nie ma...
Potrząsnęła głową odsuwając tęsknotę za domem. Obecnie musiała stąd uciec, ale najpierw musiała rozgryźć ... jak? Nie mając większego pomysłu podeszła do okna, jednak sam widok odrzucił jej chęć wymykania się przez nie, jeśli nie chciała skończyć na dnie przepaści. Nagle klikniecie zamka pozwoliło jej skupić się na wrotach wejściowych, gdzie weszła zamaskowana postać kobieca niosąc ze sobą srebrną tacę z jedzeniem. Dobra... naprawdę nie wiedziała co tu się odwala, jednak wiedza o tej chorej sytuacji, była teraz na ostatnim miejscu jej listy potrzeb. Musiała skorzystać z okazji. Dość zwinnie minęła kobietę i wybiegła na korytarz, ignorując jej krzyki w jak zdaje się arabskim stylu i ruszyła przed siebie. Nie wiedziała gdzie biegnie i czego może się spodziewać na trasie, jednak musiała spróbować uciec z tego miejsca, gdzie by i u kogo nie było. Dość szybko drogę zastąpili jej ... ninja z mieczami! Gdzie ona do licha jasnego była! Oczywistym faktem jest, że podjęła z nimi konfrontację, cudem unikając wielu ciosów, o których nawet ona sama siebie nie podejrzewała, że tak potrafi. Jednak była coraz bardziej zmęczona nie wiedząc z jakiego powodu. Czuła, że coraz ciężej się jej oddycha. Czy tu od samego początku było tak gorąco?!
- Jesteś dość daleko od swojego rodzinnego klimatu dziecko. Radziłabym uważać na przeciążenie organizmu głupotami.
Głos obcej kobiety zmroził ją doszczętnie wydobywając się za jej pleców mówiącej płynną angielszczyzną. Nie musiała jej widzieć, by czuć bijący od niej chłód oraz energię przywódcy. Jeśli nie ona tu dowodziła, to już nie mogła ufać swojemu instynktowi.
- Będziesz grzeczną dziewczynką i wrócisz do swojego pokoju.
- A jeśli tego nie zrobię?
Mogła przysiąść, że wyczuła za swoich pleców jak ta uśmiechnęła się szyderczo na jej głos sprzeciwu.
- Możesz być pewna, że moi strażnicy bez problemu zawloką cię na miejsce i tym razem nie spuszczą z ciebie wzroku ani na chwilę.
To był w tej chwili jej błąd. Poddenerwowana tonem głosu tej obcej baby straciła czujność i pozwoliła, by igła wkuła się w jej szyję.
- Dodatkowy sen nie zaszkodzi twojemu ciału, by przyzwyczaić się do nowego klimatu hafida.
Ostatnie słowa docierały do niej jak przez mgłę, nie słyszała już słów a obraz robił się coraz bardziej zamazały, do czasu, aż czarna plama wzięła ją na ręce niosąc z powrotem do jej więzienia.
***
Gotham, mieszkania Drake'ów , 05 października 00:32
Bruce nie mógł teraz bardziej opisać swojego nastroju lepiej niż bycie wściekłym i rozżalonym. Doskonale wiedział dlaczego Maddy uciekła, jednak nie mógł nikomu o tym powiedzieć, by nie rozniosło się to tam gdzie nie powinnno. Był w jednej wielkiej czarnej... W dodatku jego ojciec nie dawał mu teraz spokoju. Od czasu zniknięcia czarnowłosej... jakby się znowu obudziło w nim ojcostwo. Na prawdę nie rozumiał tego człowieka. Chciał, by znowu zajął się tylko swoją pracą i dał mu normalnie żyć. Do czasu aż nie przestanie się nadmiernie wtrącać w to co robił... jak ma być Red Robinem?! Obecnie jego kostium leżał pod jego łożkiem, czekająć na to, by go założył i pognał w miasto. Jednak jak ma to zrobić, gdy za ścianą wciąż siedział strażnik i jak widać sen dla tego człowieka nie był do niczego potrzebny! Naprzemienne emocje roznosiły go od środka chcąc się wydobyć na zewnątrz, by w końcu eksplodować. Na prawdę martwił się o swoją kuzynkę i niepokoiło go jej przedłużająca się nieobecność. Próbował ją namierzyć i skontaktować się z nią na wiele sposobów, jednak przepadła jak kamień w wodę. Będąc jak wujek Damian, mając jego umiejętności i zasoby Wayne'ów... mogła być wszędzie. Szkoła nie była już tym samym miejscem, gdzie pozostała część ich paczki siedziała tam jak na torturach. Oczywiście zniknięcie dziewczyny nie obeszło się bez plotek, wszelkiego typu komentarzy i teorii spiskowych, co wkurzało potężnie Audre, tak, że gdyby nie James to rzuciła by się na te osoby na pewno poważnie je raniąc. Jeszcze by brakowała, żeby kolejne z nich miało kłopoty. Audre, James, on i inni bardzo się zmienili odkąd zabrakło... Musiał przestać tak myśleć bo to już się robiło... nieśmieszne. Z roztarnienia zamknął książkę udając dużo wcześniej przed rodzicem, że się z niej uczy. Jak on na prawde mógł myśleć, że będzie siedziec potulnie i próbował grać dobrego ucznia. Chyba na prawdę w ogóle go nie znał. Gdyby nie to, że wiedział, że wiele cech swojego charakteru oddziedziczył po swojej mamie, na prawdę zastanawiałby się, czy nie jest adoptowany. Co oczywiście w tej rodzinie było czymś na pożądku dziennym znając losy jego starszego imiennika.
- Chrzanić to...
Odruchowo zdjął z nosa okulary nakładając na oczy soczewki. Zawsze to robił, gdy zamierzał iść na patrol. Jego słaby wzrok był jego zmorą odkąd tylko pamiętał i będzie już chyba zawsze jego przekleństwem. Wyciągnął pudełko zapomniane już jakby się wydawało i przebrał się w dość dobrze znany sobie kostium. Nie chcąc ryzykować spotkania z ojcem, otworzył okno w swoim pokoju chcąc od razu wzbić się w powietrze. Uwielbiał to najbardziej na świecie, jednak na prawdę miał rzadką okazję to robić. Nie chciał nikomu ujawniać swoich mocy dopóki nie nadejdzie ku temu okazja, która na prawdę będzie tego wymagać. Taka.... niespodzianka? Obecnie próbował uciec przed ojcem, by w końcu rozmówić się ze swoim stryjem. Czuł, że musi być w końcu pierwszy, który przełamie tu skrywane się tajemnice i może w końcu zrozumieją motyw działania zielonookiej. Niepokojące było widzieć tak załamanego Batmana, i czuł się po części winny, że coś takiego zachował dla siebie.
- Bruce... Słyszałem hała....
W życiu by się nie spodziewał, że w obecnej chwili da się tak bardzo zaskoczyć jedynemu człowiekowi, które chciał uninąć.
- Co do...
Zanim dał mu szansę na reakcje, wspiął się na parapet wyskakując przez okno zupełnie odruchowo i wzbijając do lotu.
- Bruce!!!
Słyszał z daleko głos swojego rodzica pełen gniewu i wściekłości. To nie skończy się dobrze....
Nie musiało minąć te dziesięć minut, by wylądował w nietoperzowej jaskini czując pojawiający się u niego napad paniki.
- Red Robin... Co ty tu robisz? Myślałem, że...
- Chciałem z tobą o czymś porozmawiać.
Szybko mu przerwał zdejmując kaptur.
- Jednak na obecną chwilę mamy poważniejszy problem.
Mężczyzna uniósł pytająco brew zanim zwrócił uwagę na połączenie przychodzące na jego telefon.
- Czy ma to związek, czemu tak bardzo Tim chce się do mnie dodzwonić?
- Nie odebrałeś jeszcze połączenia od taty?
- Miałem, ale usłyszałem alarm przed jaskinią objaśniający, że ktoś chce tu wejść. Gdy zobaczyłem twoje kody, wolałem poczekać i się dopytać.
- Zobaczył mnie w kostiumie... Jest wściekły!
Nie można powiedzieć, by Damian był jakoś szczególnie zaskoczony. Dziwił się bardziej, że tak długo udawało im się przed tym ,,wielkim detektywem" ukrywać prawdziwą tożsamość nowego Red Robina.
- Nie musisz się martwić swoim ojcem Bruce. Zajmiemy się nim. Biorę to na siebie.
- On nigdy tego nie wybaczy. Pierwszy raz słyszałem, żeby z takim gniewem krzyczał moje imię.
- Ojcowie są wiele w stanie wybaczyć swoim dzieciom, które kochają, mimo, że nie są idealne. Uwierz i zaufaj mi w tej kwestii.
Kiwnął delikatnie głową na znak, że mu ufa. Obecnie wiedział, ze za chwilę czeka go konfrontacja z Timothy Drake'iem i wolał odłożyć rozmowę na temat na późniejszy okres z którym tu przybył.
- Tak właściwie, to czemu założyłeś kostium? Planowałeś wyruszyć sam na miasto?
- Ja... To nic takiego. Opowiem o tym później wujku.
Uśmiechnął się sztucznie próbując jak najbardziej wyglądać naturalnie. Batman tylko ciężko westchnął prowadząc swojego bratanka w kierunku wyjścia z jaskini po schodach do dworu.
- Odprowadzę cię do twojego dziadka. Zostaniesz na razie z nami, dopóki... nie uporządkuje pewnych rzeczy z twoim tatą.
- Wątpię, by na to pozwolił.
- Nie będzie miał wyjścia. Zresztą, od kiedy to niby słuchasz swojego staruszka?
Uśmiechnął się głupio na komentarz mężczyzny obok niego pozwalając się zaprowadzić do sypialni Bruca i Seliny, którzy się zajęli chłopakiem. Damian Wayne nie mając wyboru wrócił do jaskini oczekując na przebycie tornada w postaci ojca blondyna zawiadamiając o zbliżającej się zadymie reszcie swojego rodzeństwa.
Gotham, Wayne Manor, 05 października 1:54
Damian siedział na krześle wpatrując się w przestrzeń przed siebie ignorując dyskusję Jasona i Dicka stojących za jego plecami, która wydawała się być dla niego tylko bełkotem. W tej chwili na prawdę nie umiał wybrać na czym dokładnie miał się skupić i nie poznawał samego siebie. Świat wydawał się stawać na głowie. W końcu wydawało się, że nadciągało główne zagrożenie.
- Wydaje się, że mamy do pogadania Damianie.
Ostry ton jego głosu poniósł się echem po terenie jaskini powodując spięcie pomiędzy nimi od razu.
- Gdzie jest mój syn?!
- W bezpiecznym miejscu. Nic mu nie grozi w posiadłości.
- Nie obchodzi mnie to... Jak śmiałeś uczynić to dziecko bohaterem za moimi plecami?! Myślałem, że mamy umowę Mały Demonie!
Dawne nazewnictwo czasami dość ciężko wykorzenić, zwłaszcza, gdy wasza historia jest dość skomplikowana i pełna sprzecznych emocji. Od dawna już tak go nie nazywał. Jedynie, gdy jego emocje są wyjątkowo silne i nie panuje nad sobą, dawne demony przeszłości się odzywają.
- Uspokój się Drake. Myślisz, że jak jesteś tak wkurzony to pozwolę ci się na zobaczenie z chłopakiem?
- Nie będziesz mi rozkazywać co mam robić z moim własnym dzieckiem. To, że ze swoimi spieprzyłeś sprawę, nie znaczy, że musisz to na prawiać na cudzym synu!
Tego było już za wiele. Słowo za dużo padło i to nie raz w tej zbieranie potoku. Damian wstał w końcu z krzesła i podszedł do Tima spokojnym krokiem, by dość szybko jego pięść spotkała się z jego twarzą zadając mu solidny cios.
- Wiem, że jesteś wkurzony, ale nie masz prawa wtrącać w to moich dzieci!
- A nie jest tak? Umówmy się, Maddy nie zniknęła by z byle błahostki! Rowan by dalej była w posiadłości, gdybyś umiał odpowiednio uchronić Raven przed wypadkiem! Tak zatracasz się teraz we wszystkim, że Thomas od kilku dni nie widział swojego ojca... I to ja jestem ten zły!
- Tim... Nie powinieneś!
- Ktoś w końcu musi go oświecić Dick, bo powoli zamyka się w swojej szklanej bańce.
Kciukiem wytarł strużkę krwi, która uwolniła się z jego wargi.
- Umówmy się, znając siebie nawzajem i swoje błędy, nikt z nas nie nadaje się na bycie rodzicem. Zapewniliśmy tylko tym dzieciom traumę pakując je do tego świata, w który sami siebie wpakowaliśmy lata temu.
- Teraz brzmisz jak hipokryta. Nikt z nas nie prosił oto, by być wychowywanym przez Batmana!
Ciśnienie u Jasona rosło z każdą chwilą. Obecnie czuł do Tima tą samą nienawiść co lata temu, gdy dowiedział się, że został jego zastępcą.
- Ile razy jeszcze musicie umierać, by ogarnąć, że to nie jest dla dzieci co robimy! Nasze dzieci to zwyczajni ludzie, bez żadnych umiejętności. I Batman nie ma w tej chwili nic z tym wspólnego! Szczególnie ty Damian, szczególnie po twoim dzieciństwie... myślałem, że będziesz chciał uniknąć z czynienia twojej córki kolejnego żołnierza na polecenia Mrocznego Rycerza. ..
- Może skończyłbyś pieprzyć w końcu Drake i zainteresował się tym co się dzieje wokół ciebie.
Nawet nie wiedział kiedy w jego ręku znalazł się leżący wokół nóż, którym rzucił prosto w mężczyznę, który jednak dość łatwo go ominął.
- Wracasz do starych nawyków demonie?
- Raczej pokazuje ci, że jestem gotowy ostro cię zranić jeśli zajdzie taka potrzeba.
Wystarczyła ta drobna zapałka, by w końcu ta dwójka skoczyła sobie do gardeł. Oczywiście jednej z nich był starszy, jednak już od dawna wycofany z nocnego życia bohatera, odrobinę zastygł. Także nic dziwnego, że obrywał o wiele częściej niż tego chciał. Kolejne ciosy uderzały w jego brzuch, pierś czy żebra. Specjalnie omijał twarz nie chcąc tworzyć mu znacznych znamion.
- Sam mówisz, że nie jestem w stanie zadbać o własne dzieci. A sam ignorujesz Bruca jak tylko możesz. Nawet nie wiesz jaki szczęśliwy jest, gdy jest tutaj zamiast z tobą!
Ostry kopniak wycelowany w pierś byłego Red Robina odrzucił go do tyłu powodując wpadnięcie na konsolę komputera.
- Taaak? To może szanowny pan Damian w końcu ujawni co tak na prawdę stało się wówczas pewnej nocy te 12 lat temu, gdy uciekł na wschód?
On wiedział! Młody Wayne był o tym święcie przekonany. Nie wiedział jak i kiedy jednak nie pozwolił mu teraz rozgrywać tej karty.
- To nie twoja sprawa Drake. Może mi powiesz, jak zamierzasz niby powstrzymać swojego syna przed bycie bohaterem, skoro ma moce Cassandry.
- Będzie to trudne, ale jakoś tego dokonam. Jeśli będziesz trzeba uziemię go dosłownie. Nie pozwolę by stała mu się krzywda. Nie kiedy jest wszystkim co mi po niej zostało!
Uderzenie z jego strony przyszło znienacka wprost na twarz najmłodszego. W końcu Dick i Jason mieli dość tego, siłą rozdzielając tą dwójkę, nie chcąc by się nawzajem pozabijali, sami czując się winni.
- Odzyskam go szybciej niż myślisz. Nie myśl, że możecie go tu chować na zawsze.
- Tylko jeśli on sam będzie tego chciał.
- Lepiej pilnuj swoich własnych interesów demonie.
Timothy Drake w końcu opuścił jaskinie czując się pokonany i pewny, że, gdy rano będzie wychodził do pracy to wiele siniaków będzie utrudniało mu normalne funkcjonowanie.
- Pieprzony Drake!
Tym przekleństwem najmłodszy pożegnał starszego od siebie idąc do kuchni po lód, by jak najszybciej opóźnić powstanie siniaka. Dyrektor WE z podbitym okiem, to brzmi dumnie na nagłówkach szmatmawców wszelkie typu. Podczas ich kłótnio-bójki padło wiele słów, jednak z jednym ten głupiec miał rację. Zawiódł wszystkich a w szczególności tych, których kochał najbardziej.
Nanda Parbat, 06 października 4:32
Tym razem pobudka była od razu o wiele gwałtowniejsza, gdyż cały czas w głowie siedział jej dość dobrze znany scenariusz tego, że została porwana przez jakąś nie zrównoważoną babę z jakimiś ninjami, której nawet nie wiedziała na żywe oczy, lecz po samym głosie mogła już ją odpowiednio ocenić.
- Astayqazt ... 'akhbir ras alshaytan (Obudziła się... Powiadomcie Głowę Demona)
Dopiero, gdy usłyszała głosy zwróciła uwagę na parę zamaskowanych ludzi, stojących dosłownie w środku przy drzwiach. Nie żartowała mówiąc, że jest w stanie postawić tu swoich ludzi. Nagle jednen z nich wyszedł pozostawiając na straży tylko jedną przeszkodę. Może i by go w łatwością pokonała. Jednak nie czuła się na siłach na jakąkolwiek akcję. To co jej zaaplikowali nadal krążyło w jej żyłach nie pozwalając na gwałtowniejsze akcję. Język, który pomiędzy nimi słyszała... mógł to być arabski, jednak jakim cudem znalazła się kontynent dalej!!! I jaki mieli cel ludzi z Azji porywać ją w USA? Totalnie nie miało to dla niej sensu. Znała wiele języków obcych, jednak ten nie był w jej kręgu poliglotycznym więc nawet jeśli by uciekła... jak miała by wrócić do Ameryki Północnej bez pieniędzy, swoich dokumentów i innych rzeczy! W Stanach takie rzeczy by jeszcze przeszły. Jednak europejczycy byli o wiele bardziej rygorystyczni pod tym względem. Jednak skoro już tu była w tej części świata, może będzie łatwo jej się przedostać do miejsca jej narodzin, o ile i to podane w akcie nie było kłamstwem. Nie chciała poznawać i spoufalać się z tą kobietą, która mogła ją urodzić, ale chciała wiedzieć kim ona jest, z powodu swojej zwykłej ciekawości.
- Widzę, że sen ci służy dziecko. Robisz się wtedy mniej żwawa.
- Zwłaszcza, gdy ktoś faszeruje mnie narkotykami.
Dopiero teraz, gdy stanęła z nią twarzą w twarz miała okazję przyjrzeć się tej, która tu dowodziła. Mimo okazywanego jej tu szacunku, wydawała się być o wiele młodsza niż jej się wydawało. Jej rysy były dla niej aż zbytnio znajome. Zupełnie jakby gdzieś je już widziała... Brunetka o ciemnej karnacji z dość przerażającymi oczami, zupełnie tego samego koloru co jej, od góry do dołu ubrana w czystą biel. Jej cała postawa zdawała się krzyczeć, że to ona tu rządzi i wszyscy są jej poddanymi. Jej uśmiech był na równi przerażający jak ten licznych przestępców w Gotham. Jeśli nie jest przedstawicielką jakieś rodziny mafijnej, to już nie wie...
- Nic ci nie będzie. Zadbałam oto. Nie mam żadnego interesu w tym, by cię krzywdzić. Przynajmniej nie specjalnie.
- Czego odemnie chcesz? Pieniędzy? Moja rodzina jest dość bogata, zapłaci każdą kwotę, którą podasz.
Nie wiedziała co było w tym tak śmiesznego, że kobieta wybuchnęła śmiechem.
- Mam więcej bogactw niż możesz sobie wyobrazić dziecko. Więc śmieszne pieniądze Wayne'ów są mi niepotrzebne. Tak samo naiwna jak jej ojciec.
Chwyciła jej brodę zmuszając by spojrzała wprost na nią.
- Masz taką samą iskrę jak on w tym wieku. Muszę przyznać, że udało mi się lepiej niż się spodziewałam.
- Skąd znasz mojego ojca. Czego chcesz odemnie wariatko?!
- Twojemu ojcu nigdy nie przyjdzie do głowy by szukać cię tutaj. Zadbałam... o wszystkie szczegóły. Tym razem nie pozwolę, by błędy przeszłości się powtórzyły.
- Możesz mi do jasnej ciasnej wytłumaczyć swój bełkot!
- Wszystko w swoim czasie moje dziecko... Lepiej odpocznij póki możesz. Później zaczniemy twój trening.
- Pieprz się, porywaczko.
Nagłe uderzenie przerwało chwilową ciszę panującą w pomieszczeniu. Maddy odruchowo dotknęła policzka, który dopiero po chwili zaczął ją boleć. Wielokrotnie obrywała jako Robin od przestępców. Jednak nikt nigdy jeszcze jej tak nie potraktował, gdy była cywilem.
- Nie będę tolerować nieposłuszeństwa oraz braku szacunku w moją stronę. Lepiej przyzwyczaj się. Nie będę ci pobłażała i klepała po głowie bezczelny bachorze.
- Nie ujdzie ci to na sucho Megere.
- Musisz być bardziej wymyśla w swoich przekleństwach i wyzwiskach moja droga, żeby miało mnie to obejść. Nawet nie myśl o ucieczce. Jedyne wyjście z tego budynku, to twoja śmierć. Wybór więc zostawiam tobie... demoniczne dziecko.
- Czemu w ogóle ja? Jaki to ma sens?!
- Wszystko w swoim czasie...
Gotham, 05 października 18:26
Musiał odetchnął świeżym powietrzem. Nic więc dziwnego, że zgłosił się na ochotnika na dzisiejszy patrol mimo wbrew spojrzeń innych po przygodach ubiegłej nocy z jego ojcem w roli głównej. Naprawdę potrzebował przestrzeni i nie traktowania go jak jakieś delikatne jajko. Był naprawdę wdzięczny za opiekę i wszystko inne, ale umówmy się. Miał supermoce, więc o wiele łatwiej będzie mu uciec niż reszcie. Jednak zboczył ze swojej codziennej trasy kierując się w zupełnie innym kierunku, tym, którym uwielbiam się poruszać wraz z Maddy, gdy nikt nigdy nie widział. Czasami warto chodź na chwilę odpocząć od Gotham i bycia na fleszy wszystkich obywateli. To taki mały rytuał ich czwórki a także ich dwójki. Dyskretnie wylądował wśród korony drzew, skrywając się przed ciekawskimi oczami możliwych gapiów z ulicy znajdującej się w pobliżu. Jakie było jego zdziwienie, gdy jego spojrzenie natknęło się na coś czego się tu nie spodziewał. Jak mogli coś takiego przeoczyć dość łatwo. Pojazd Robina... Maddy na pewno tu była tamtej nocy. Podszedł do maszyny dokładnie oglądając miejsce jego porzucenia. Na pewno nie było to miejsce zbrodni, ślady w ogóle nie świadczyły o niczym podobnym. Ewidentnie zostawiła go tu specjalnie jakby chciała zostawić ślad dla nich. Tylko po co te podchody? Mogła zostawić o wiele prostszą wiadomość! Kierunek jednak ewidentnie wskazywał, że podążała w kierunku sąsiedniego stanu. Była dosyć młoda, więc powinna już dawno zaciekawić dorosłych co taka małolata robiła wędrując po nocy po drogach. W głowie odtwarzały mu się setki możliwych scenariuszy.
- Czemu musisz być taka lekkomyślna, idiotko!
Dla upewnienia się podążył drogą wzdłuż granicy stanu, jednak kolejne rozwidlenia pokazywały mu, że nie ma to na obecną chwilę żadnego sensu. Nie znalazł żadnych śladu, więc na pewno będzie jej trzeba szukać ponad to. Mogła teraz być dosłownie, wszędzie. Dość tego! Tej nocy na porządnie rozmówi się ze wszystkimi i dość w końcu tajemnic w tej rodzinie do jasnej ciasnej!!!
W tym samym czasie....
Starszy mężczyzna siedział przy swoim biurku z zmęczonym wzrokiem, wpatrując się w dostarczoną dziś mu dokumentację. Przewracał po kolei kartki, które zawierały tyle przydatnej wiedzy, co zeszłoroczny śnieg. Faktów wartych sprawdzenia mógł na spokojnie wyliczyć na palcach jednej ręki. Nigdy też nie zdarzyła mu się aż tak sentymentalna sprawa. Zawsze tego typu sprawy rozwiązywali w swoim wąskim gronie ale teraz, to za mało. Zaraz zaczną się niewygodne pytania, które przerosną ich i będą się gubić w swoich odpowiedziach. Żaden wyjazd nie mógł usprawiedliwiać wzorowej uczennicy z najlepszymi ocenami w szkole, która nie świętuje swoich urodzin z rodziną, które miały się odbyć za kilka dni. Tym razem musieli się zachować jak zwykli cywile i dlatego teraz siedział tu, a nie w salonie otoczony swoimi najbliższymi. Chodź nie mógł teraz narzekać i nie ośmieliłby się robić nikomu zarzutów w tej kwestii. Zresztą... jakby to było wczoraj, kiedy to się zjawiła w życiu Gotham.
12 lat temu...
Wayne Manor, 23 grudnia 12:45
Właśnie wychodził z komisariatu na swój ostatni patrol przed świętami. W końcu wielogodzinna praca przed nimi opłaciła się, by zaznać teraz możliwości, bez ciągłych telefonów wymagających jego obecności. Już wczoraj rozmawiał z Brucem i dowiedział się o powrocie Damiana i Raven do Gotham. Cieszył się z tego i chciał osobiście porozmawiać z młodszym bratem, jednak był wówczas zajęty. Jednak, co się odwlecze to nie uciecze. Więc będą mieli sporo czasu do pogadania podczas dzisiejszej kolacji w posiadłości. Podobno mieli coś ważnego do ogłoszenia i wszyscy podejrzewali o co może chodzić, ale żaden z byłych Robinów tego nie zasugerował. I tak zbliżały się święta, więc prędzej czy później by się spotkali, ale jak widać mus to mus. Po spokojnym popołudniu pojechał do domu, by się przebrać, który wyjątkowo stał pusty. Najwidoczniej Babs wzięła dzieci na zakupy o których wcześnie wspominała. No cóż, trudno. Po ogarnięciu się, dość szybko zjawił się na miejscu spotkania, praktycznie na wejściu przyciągając do siebie najmłodszego z nich w mocnych uścisku.
- Grayson, przysięgam, że zrobię ci krzywdę jak mnie zaraz nie puścisz.
- Nawet nie wiem jak tęskniłem za twoim groźbami.
- Jesteś pewien, że dobrze się czujesz?
Lekko się zaśmiał.
- Jestem pewien. Oto nie musisz się martwić. Gdzie jest Raven?
- Jest w salonie z innymi, ale Grayson czekaj....
Chciał uprzedzić brata o tym co tam zastanie, ale ten był nie do zatrzymania i to było problemem. Dick wpadł szybkim krokiem do salonu posiadłości wręcz zatrzymując się gwałtownie, gdy jego wzrok zatrzymał się na małym dziecku. Spodziewał się wszystkiego, ale chyba nie tego.
- Mały D. możesz to wytłumaczyć?
- To dość długa historia. Lepiej żebyś usiadł.
CGPD, 05 października 20:45
Dzień w którym ich rodzina poznała Maddy, był jak grom z jasnego nieba. Nikt niczego nie podejrzewał a zwłaszcza tego, że ta dwójka mogła ukryć przed nimi coś tak... poważnego. Zawsze byli o wiele bardziej skryci niż inni, których poznał w swym życiu, ale nie sądził, że aż tak. Jednak to niewiele zmieniło. Dziewczynka stała się dość szybko stałym i nieoderwalnym członkiem rodziny, zwłaszcza, że była tak bardzo podobna do swojego ojca. To było trochę zabawne. Nawet jak dorastała, był to wykapany Damian. Genetyka w tej sprawie była jednoznaczna. Oczywiście, nie obyło się bez plotek w Gotham, jednak kogo to obchodziło. Niech se gadają świry co chcą. Maddy miała też w sobie inny składnik. Była pierwszą dziewczyną wśród dzieci, w końcu doczekał się siostrzenicy, która wyglądała jak mini kopia jego braciszka. Sam miał dwóch synów i córkę, których mocno kochał i nie wyobrażał sobie życia bez nich. Rodzina była dla niego tym tworem dla którego chciał żyć i nie wyobrażał sobie inne rzeczywistości. Widział jak rozwala się obecnie całkowicie życie jego braciszka i to go doprowadzało do szaleństwa. Powoli chłopak tracił wszystko, gdy on miał wszystko i czuł się przez to źle. Naprawdę chciał mieć dla niego dobre wieści i rozwiązanie tej zagadki, by przyprowadzić dziewczynę do posiadłości całą i zdrową.
- Komisarzu, telefon do pana.
Nagłe przypomnienie mu, że nie był jedyną osobą na posterunku, wyrwało go z letargu myśli i przemyśleń.
- O co chodzi Johnson?
- Dzwoni detektyw Graves z New Hope w stanie Pensywalnia. Podobno to ważne.
- Podała jakieś szczegóły?
- Podobno chodzi o jakąś dziewczynkę z Gotham.
Nie było trzeba wiele mówić.
- Połącz mnie z nią natychmiast.
Uniósł słuchawkę, by po kilku sygnałach usłyszeć damski głos z charakterystycznym akcentem wskazującym bardziej na zachód kraju, niż miasto z którego dzwoniła ponoć.
- Richard Grayson przy telefonie. Podobno chciała pani ze mną rozmawiać.
- Zgadza się. Nazywam się Monica Graves i pracuje jako detektyw w oddziale w New Hope. Ostatnio wracałam z urlopu, gdy trafiłam po drodze na samotną dziewczynkę. Wzięłam ją za ofiarę przemocy domowej i temu wolałam osobiście dostarczyć ją na komisariat by się dowiedzieć o co chodzi.
- Czyli rozumiem, że ta... dziewczynka nadal jest u was?
- Niestety... Uciekła z mojego samochodu zanim zdążyłam zadać jej jakiekolwiek pytania. Jednak wczoraj jeden z naszych ludzi znalazł plecak na terenie przylegającym do dworca autobusowego. Jego zawartość potwierdziła, że jest z Gotham i to wasza zaginiona panienka.
- Niech prześle to pani wszystko na piśmie moim ludziom. Jutro z rana pojawię się u pani osobiście.
Nie pamiętał kiedy tak żywo odkładał słuchawkę. Co strzeliło do głowy tej dziewczynie by uciekać tak daleko od domu. Z reguły nastolatki wpadali na głupie pomysły jednak przeważnie to kończyło się o wiele szybciej i w bardzo bliskiej odległości od ich rodzinnych miast. A teraz? Musi sam tam pojechać i zobaczyć ten plecak oraz zdjęcia z monitoringów. Musi mieć więcej niż 100% pewności. Jeśli plecak był porzucony, to gdzie mogła się podziać?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top