Rozdział ósmy (POPRAWIONY - 30.04.2023)

- Daisy Erlenmajer, tak? – dziewczynka usłyszała głos dyrektora. Mężczyzna ten miał włosy barwy antracytu, a jego skóra mogła z powodzeniem nosić nazwę porcelanowej. Dziecko przemknęło przez umysł, że wygląda bardzo niezdrowo...niemal jak wampir. A wampirów bardzo żałowała. Przecież to smutne nie móc wychodzić z domu w ciągu dnia. Nie widać siebie w lustrze...nie można jeść czosnku, a on taki smaczny! No dobra, skup się! Daisy spojrzała na stół przy którym siedziała reszta egzaminatorów. Przy dyrektorze siedziała kobieta, jej przepiękne długie, białe włosy spływały kaskadami na biurko i krzesło, były prawie do ziemi. Oczy koloru ametystu patrzyły się na dziewczynkę z zaciekawieniem, ale i z przychylnością. A trzecią osobą...był Zygfryd! Daisy aż zachłysnęła się śliną. Co on tu robi, nie mówił, że jest nauczycielem!

Zaczerwieniła się mocno i poczuła się głupio. Co jeśli nic dobrego nie pokaże? On jest chyba przyjacielem jej rodziców. O nie...niedobrze! I tak byłoby jej źle gdyby ją oblano bez zobaczenia choćby jednego, połówki jej zaklęcia! A co dopiero gdyby zrobił to przyjaciel jej rodziców...

- Daisy – zaczął pierwszy z mężczyzn, wstając.

Dziecko drgnęło z przerażeniem. – No to już po mnie. – przemknęło jej przez myśl. – Oto nastała chwila, kiedy się ośmieszę. A tak dobrze było do tej pory... - łzy zaczęły napływać jej do oczu. Nie....powinna do końca utrzymać fason!

- Poprosimy o podejście do stołu.

Dziewczynka przełknęła głośno ślinę i tak uczyniła. Teraz już się trzęsła i nawet nie usiłowała tego ukryć. No bo po co? Przecież i tak każdy to widział. Dużo dzieci pewnie tutaj już płakało niejeden raz. Ile musieli zaobserwować egzaminatorzy przez tyle lat organizowania tych testów?

Nauczyciel zauważył jej nerwy i zaśmiał się miękko. – Nie denerwuj się! Nie taki diabeł straszny jak go malują! Każdy stąd przechodził kiedyś przez ten egzamin. – puścił oko do pozostałej dwójki. Kobieta zachichotała, a Zygfyd uśmiechnął się pod nosem i pokiwał głową.

- Widzisz? Więc nie stresuj się, wszystko pójdzie gładko! Pamiętaj, że trzeba w życiu stawić czoła wielu testom, z czego ten może być najłagodniejszy. - wcale nie uspokoił dziewczynki tym stwierdzeniem. Ale cóż...tacy są dorośli. Myślą, że jak powiedzą co czeka młodych na dalszym etapie ich wędrówki, to to spowoduje, że teraz będzie im lżej. - Trzeba spróbować. Nie ma innej drogi na dostanie się do tej Akademii niż zdanie testu. -  Po wypowiedzeniu tych słów,  zmienił wyraz twarzy na obojętny. – Proszę, tu stanąć.

Dziewczynka posłusznie zrobiła, to co jej kazano. Na stole znajdowały się różne przedmioty: mały kawałek piaskowca, szklanka z wodą, flakonik perfum i diament. Przedmioty na pierwszy, a może nawet i na drugi rzut oka zupełnie nie pasujące do siebie. Czy to będzie jakaś zagadka? - pomyślała nerwowo Daisy. - Nie jestem dobra z logiki...nie, to chyba powinno być zaklęcie...czy zaklęcie można poprawić swoje umiejętności umysłowe? - cała jej wiedzą teoretyczna wyparowała jej nagle w oka mgnieniu z głowy.

- Jak już wiesz, magia nie polega tylko na przenoszeniu przedmiotów, bo inaczej nazwalibyśmy ją telekinezą. Nie! Nasza moc jest czymś więcej. Potrafi kreować rzeczywistość, jednak nie jesteśmy wszechmocni. Niektóre zajęcia są też ograniczane przez naukę. Koniec teorii, teraz wybierz sobie jeden z przedmiotów, a my powiemy ci, co masz z nim zrobić. - dyrektor przerwał jej rozmyślania i skierował na właściwy tor.
- D...dobrze. – wymamrotała dziewczynka. Rozejrzała się po stole i po kolei zatrzymywała wzrok na każdej ustawionej tam rzeczy. Doszła do diamentu. Ładnie błyszczał, poza tym była ciekawa, co z nim każą jej zrobić, więc go wybrała. - Czy to będzie takie proste? Niemożliwe żeby tylko na tym opierał się egzamin. - pomyślała w skupieniu.
- W porządku. Weź go, proszę, w ręce – Daisy uczyniła, co kazał – i skup się mocno na swojej magii. Ona podpowie ci co masz robić dalej.

Dziewczynka z niepokojem przyjrzała się szarej powierzchni klejnotu i zamknąwszy oczy, wyobraziła sobie swoją moc jako nieogarnięty kłębek splątanych nici.
- Błagam! – szepnęła do niej z całych sił chcąc, żeby ją usłyszała. – Powiedz mi następny ruch!
Jednak jej moc pozostała głucha na jej prośby. No tak...czego ona się po niej spodziewała? Jej magia albo nie istniała, albo była tak leniwa że nawet nie poznała w Daisy właścicielki. Typowe...- powstrzymała się od przewrócenia wręcz oczami.  Jęknęła i sama postanowiła wymyśleć, co musiałaby zrobić, by dostać się do Akademii. W końcu...to tylko głupi diament! A test jest dla osób w jej wieku...nie może  być aż tak trudny! Może poradzi sobie bez magii? Wszystko by zdać. Nie chciała burzyć marzeń rodziców.

Wydawało jej się, że coś usłyszała, ale gdy próbowała to uchwycić, to znikło równie szybko jak się pojawiło. – Noż genialnie! Ja tego nie zdam! – przeraziła się. Poczuła, że niedaleko jej do paniki. Niedobrze...Nie wiedząc co robić, ścisnęła mocno klejnot i powtarzała tylko: proszę, proszę, proszę!

- Spokojnie, weź głęboki wdech i rozluźnij umysł! – poradziła jej nauczycielka.

Dziewczynka kiwnęła głową i zrobiła, to co jej kazano. Ponownie wyobraziła sobie swoją magię i zapytała się jej najprościej jak tylko umiała. Może ta magia była głupia, głupsza od niej? Nie zaszkodziło myśleć w ten sposób. Zanim zdążyła dokończyć myśl, coś w  umyśle kazało jej wypowiedzieć formułę. Nie znała tych słów, ale usta same je wymówiły.

Daisy poczuła dziwne mrowienie i otworzyła oczy. Znajdowała się w dziwnej przestrzeni, pełnej białego światła i małych, delikatnych cząsteczek o pastelowych kolorach. Serce zatrzepotało jej w piersi. To nie była sala egzaminacyjna...już nie. Z pewnością nie.

- Co ja tu robię? – pomyślała. Chciała się przestraszyć, ale nie czuła niczego oprócz wszechogarniającego ją spokoju. Szła, sama nie wiedząc, gdzie zostanie zaprowadzona przez swoje własne nogi. Po chwili ujrzała unoszące się wokół kule. Podeszła do jednej i dotknęła ją lekko. Ta zakołysała się i pękła, obryzgując ją czarną mazią. - Fu! – pisnęła dziewczynka i próbowała się wytrzeć. - Ochyda...Dlaczego wybuchło? I co to w ogóle jest? I czemu mnie nie lubi? Obraziło się, że je dotknęłam? - przyjrzała się swojemu ubiorowi. Lśniła na nim czarna substancja. - No pięknie...galowe, najlepsze ubranie.. Ciekawe czy to się spierze...Ale na razie skupmy się na zdaniu tego egzaminu! - postanowiła. Ciuchy zaczęły się lepić do jej skóry, co zdecydowanie nie było przyjemnym odczuciem.

Podeszła wzdłuż ciągu kul, aż znalazła jądro. Przynajmniej wyglądało jak jedno: Było najmniejsze, ale pulsowało i wyróżniało się czernią się na tle pastelowego nieba. Każde jądro w zaklęciu posiada jakby serce - tego uczył ją nauczyciel, gdy jeszcze próbował z kiepskim skutkiem, obudzić w niej magię. - Dzięki zobaczeniu go, możesz zawsze poznać typ czaru a nawet czarodzieja który je rzucił. Warto było to sprawdzić...nie czuła żadnego przyciągania ani niczego...szła zgodnie ze swoją pamięcią. Jądro. Jądro jest najważniejszą częścią zaklęcia, więc warto tam się dostać. Czuła się pusta...jakby nie wiedziała co ma i jak robić. - Na razie skup się na dojściu. - szepnęła do siebie oddychają głęboko. - A potem będziesz się martwić co dalej.
Przyjrzała się świetlistej kuli  i podeszła powoli bliżej. Wysunęła rękę i położyła na lśniącej powierzchni oraz skupiła się. W myślach bowiem usłyszała że ma to zrobić. Ucieszyła się, w końcu jakieś konkretne polecenie w tym świecie chaosu.

Poczuła wibracje rozchodzące się od jej dłoni. Popatrzyła na rękę – robiła się szara, od opuszków palców rozchodziły się pasma tego koloru. Wystraszyła się w końcu i chciała oderwać kończynę od jądra, ale nie mogła - Ręka była jak przyklejona. - O nie, o nie onienienienienienienienie! - pociągnęła jeszcze raz i jeszcze, w coraz większej panice. Czemu to jądro chciało ją zniszczyć? Albo chociaż zmienić w całą szarą postać? Czy ona miała z nim walczyć własną magią? Czy powinna kontratakować? Ale nie potrafiła tego zrobić! Skupiła się ale po chwili nawet tego wykonać. Czy właśnie umiera?
- Ratunku! – pomyślała spanikowana. Chwilę później zaczęła krzyczeć i zacisnęła powieki – nie dała rady patrzeć na te pasma.

Gdy otworzyła oczy, znajdowała się na podłodze w Sali egzaminacyjnej, a kobieta o ametystowych oczach trzymała ja za rękę i uspokajała. – Ciii! Już po wszystkim.
- A mówiłam, żeby nie dawać takiej formy testu dla dzieci? – warknęła, odwracając się do dyrektora. – Dziś już musiałam cucić dziesięcioro malców. A to dopiero połowa!
- Ale dobrze wiesz, że tylko w taki sposób można zobaczyć, czy dana osoba się nadaje. Nieważne co by wybrała, i tak znalazłaby się w tej sytuacji.
Daisy usiadła, nie rozumiejąc co się właśnie dzieje na jej oczach. Czemu egzaminatorzy się kłócą? I czemu znowu tu jest? Nic ją nie zjadło...Bała się jednak spojrzeć na rękę, spodziewając się zobaczyć ciemną kończynę. Albo i więcej swojego ciała w takim stanie. Czy od ilości tego pigmentu zależy jej zdanie? Żaden z jej  rodziców jednak nie miał kolorowych dłoni...fakt, nosili rękawiczki ale na samych dłoniach...może zafarbowała się im tylko wierzchnia część?
Kobieta to zauważyła. – Spokojnie, spójrz na swoją dłoń. – powiedziała czule. – I oznajmij nam co widzisz.

Daisy spojrzała w szoku na egzaminatorkę. Co ma zrobic? O nie, nienie....nie spojrzy...za bardzo się boi. Jednak ta nalegała. - Kochanie, musisz to zrobić. Dziewczynka przełamała strach i zrobiła, co kazała białowłosa. Kończyna nie zmieniła wcale koloru, natomiast na wierzchniej stronie dłoni miała szare znamię w postaci diamentu. – Eeeem...to takie ma być? – pokazała je gronu pedagogicznemu. Ci uśmiechnęli się do niej. Wstali i powiedzieli uroczyście: 

- Witamy w Akademii! Zdałaś! 













Przyznać się, kto się spodziewał, że da radę?

Jak myślicie, co czeka Daisy w Akademii? Nowi przyjaciele, a może nowi wrogowie?

~MadokaAi

06.02.20

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top