Rozdział 10
Złote Królestwo, Śnieżna Dolina
Sezon zamieci śnieżnych, dzień 7, rano i południe
Rozsunięcie grubych zasłon i wpuszczenie do komnaty porannego słońca było dla Innes czymś nie do pojęcia po tak męczącej i nieprzespanej nocy. Długo nie mogła zasnąć, bijąc się z myślami i układając w głowie plan działania na nowej przestrzeni, która miała stać się jej domem. Nie wiedziała nawet, ile czasu zajęło jej kręcenie się z boku na bok, próbując znaleźć idealną pozycję do snu, jednak przypomniawszy sobie, jak dużo razy usłyszała uderzenia zegara, sygnalizujące pełne godziny, wiedziała, że trwało to naprawdę długo.
Mruknęła pod nosem z niezadowolenia i naciągnęła kołdrę na głowę. Miała ochotę rozkazać człowiekowi, który w tak brutalny sposób przerwał jej sen, na powrót zasłonić okna i wyjść z komnaty, pozwalając jej przy tym na dłuższy odpoczynek. Jednak nie zrobiła tego, bo wiedziała, że ten ktoś taką miał pracę i zwyczajnie musiał to zrobić.
— Która jest godzina? — zapytała od niechcenia, ciężko wzdychając.
— Dziewiąta rano, Panienko — usłyszała w odpowiedzi, jednak nie była pewna, która ze służek to powiedziała. Jeszcze nie potrafiła rozpoznać ich po głosie. — Proszę o wybaczenie, Panienko, ale... — zająkała cicho, nieprzyzwyczajona do tego, by się odzywać. — Król Simon Mel kazał Panienkę obudzić.
Innes usłyszawszy to nazwisko, poczuła, jak nieprzyjemne dreszcze ogarnęły jej ciało. Niepewnie otworzyła oczy, przewróciła się na plecy i ponownie westchnęła. Zamrugała kilka razy, przetarła niedbale twarz dłońmi i mlasnęła, nie przejmując się tym, że nie była sama w swojej nowej sypialni.
— Dlaczego kazał mnie obudzić? Czy czegoś ode mnie chce? — zapytała w końcu Księżniczka.
— Proszę o wybaczenie, Panienko, ale nie wiem. — Stres w głosie służki był wyczuwalny z daleka i sama zdawała sobie z tego sprawę. Musiała się nauczyć kontrolować emocje, które w niej buzowały, kiedy tylko znajdowała się w okolicy Księżniczki Innes, chcącej złamać wszystkie ważne zasady króla Simona Mela. Bała się również, że ta niewiedza rozzłości jej panią i zostanie ukarana. Wiedziała, co działo się z pracownikami Złotego Królestwa, którzy nie spełniali swoich obowiązków tak, jak wymagała od nich tego rodzina królewska. Tamara, osobista pokojówka Księżniczki Innes, nie chciała, żeby ją to spotkało.
— Ech, w porządku — odparła, po czym powoli podniosła się do siadu. — Jaką mamy dzisiaj pogodę? — zapytała po chwili, przeciągając się i ziewając ociężale. Miała nadzieję, że warunki na zewnątrz pozwolą jej wydostać się choć na chwilę z tego przeklętego zamczyska, od którego na samą myśl dostawała zawrotów głowy.
Tamara wyjrzała przez odsłonięte okno, żeby się upewnić i ponownie spojrzała na Innes.
— Niebo jest przejrzyste, Panienko, raczej nie zapowiada się na gwałtowne zmiany pogodowe, a nasz nadworny czarodziej nie przewidział, by miały być silne zamieci śnieżne — odparła grzecznie, po czym dygnęła.
Innes, mimo nie najlepiej przespanej nocy, uśmiechnęła się szeroko na myśl o długim, przyjemnym spacerze i, jakby zapominając o wszystkich troskach, odkryła się, pospiesznie wstała i tym razem sama wyjrzała za okno. Zignorowała rozciągający się na dole lodowy ogród, skupiając się jedynie na promieniach słonecznych i pięknych górskich szczytach.
— To wspaniała wiadomość. Chciałabym wyjść na łyżwy, zobaczyć okolicę, znaleźć idealne miejsce, w którym mogłabym rozmyślać, marzyć i odpocząć od dworskich spraw. Wiesz, takie moje miejsce — oznajmiła służce, mając nadzieję, że zrozumie jej potrzebę. Jednak gdy ta nie odpowiedziała, Innes poczuła delikatne ukłucie zawodu. Gdyby była w Wielkim Królestwie, mogłaby bez problemu porozmawiać ze swoimi służkami, które mimo wielu obowiązujących je restrykcji, potrafiły przymknąć na nie oko i zobaczyć w młodej Magnus zwykłą dziewczynę. Zresztą wiedziały, że mogą pozwolić sobie na babskie ploteczki z Innes, kiedy tylko miała na to ochotę albo kiedy dowiedziały się czegoś ciekawego na temat kogoś ważnego, bo wiedziały, że nie grozi im za to żadna kara. — Wybacz mi, ale jeszcze nie pamiętam, waszych imion. Mogłabyś mi przypomnieć, jak mogę się do ciebie zwracać?
— Mam na imię Tamara, ale może do mnie Panienka mówić tak, jak zechce — odpowiedziała, po czym dygnęła.
— Nie oduczę was tak ciągle dygać, prawda? — zapytała, ciężko wzdychając. Nie oczekiwała odpowiedzi, bo wiedziała, że Tamara nie odpowie. No trudno, najważniejsze, że może mówić do nich po imieniu, a nie per „służbo". — Chciałabym zobaczyć wszystkie suknie, które tutaj mam.
— Król Simon Mel kazał nam już przygotować suknię dla Panienki — poinformowała ją Tamara, po czym, tradycyjnie, dygnęła.
— Och, świetnie — mruknęła Innes w odpowiedzi i przewróciła oczami. — To gdzie ta suknia? — zapytała od niechcenia, czując, że kolejnej „skromnej" sukni, wybranej przez jakże wspaniałego Simona Mela, nie zdoła przetrawić.
— W garderobie Panienki. Czy mam po nią pójść? — zapytała służka.
— W mojej garderobie? — zaciekawiła się Innes, ponownie odwracając się w stronę okna. Tym razem nie spojrzała na widok, który rozciągał się tuż przed nią, ale na parapet, na którym dopiero teraz zauważyła kolorowy wazon z tuzinem czerwonych róż z długimi, zielonymi łodygami. Nie pamiętała, czy zeszłego wieczoru je tam widziała, dlatego zdziwił ją ten widok.
— Tak, Panienko — odparła młoda służka. — Czy mam po nią pójść? — Tamara niepewnie powtórzyła pytanie, nie wiedząc, co robić.
— A możemy pójść tam razem? Chciałabym zobaczyć moją garderobę — oznajmiła Innes, zaznaczając dwa ostatnie słowa. Nie była pewna, czy faktycznie chciała wiedzieć, co się w niej znajdowało, jednak z drugiej strony — innych ubrań jeszcze przy sobie nie miała.
*
Po porannej kąpieli, wyszykowaniu się i śniadaniu zjedzonym w samotności Innes w końcu mogła pozwolić sobie na upragniony spacer, który miał poprawić jej nastrój. Od rana, mimo że zdarzyło jej się być samej w różnych pomieszczeniach, czuła, że ktoś ją obserwował. Nie była pewna, czy czuła się z tym komfortowo, bo tak naprawdę jeszcze nikogo nie zdążyła poznać w Złotym Królestwie. Wiedziała, że w Wielkim Królestwie rycerze również czuwali nad jej bezpieczeństwem i nawet kiedy mogłoby się wydawać, że była sama, ktoś był w gotowości i ukryciu, by zaatakować potencjalnego napastnika.
Wyszła z jadalni, znajdującej się w zachodnim skrzydle zamku, po czy rozejrzała się po korytarzu i ujrzała stojącego na baczność Rogera. Uśmiechnęła się do niego radośnie, pomachała energicznie dłonią w jego stronę, przypominając sobie, jak miło spędziła z nim czas.
— Witaj, Rogerze — przywitała się, podchodząc do niego bliżej.
— Księżniczko. — Ukłonił się sztywno i oficjalnie. Był na służbie, taka była jego praca, nie mógł pozwolić sobie na inne zachowanie.
— Długo mi towarzyszysz? — zapytała, ruszając powolnym krokiem przed siebie z nadzieją, że mężczyzna za nią pójdzie.
— Słucham?
— Miałeś mi towarzyszyć, jako zaufany sługa mojego przyszłego męża — zauważyła Innes z nutką złośliwości.
— Wybacz, Panienko, jeśli moja obecność niepokoi twą osobę, ale z rozkazu króla Simona Mela, nie mogę opuścić Panienki na krok — wyjaśnił, czując, że mimo wszystko musiał to powiedzieć.
— Oczywiście, rozumiem — przytaknęła, po czym złączyła ze sobą dłonie i spojrzała na rycerza ubranego w królewskie barwy. Roger miał coś w sobie, czego Innes nie potrafiła rozgryźć. Z jednej strony wyglądał na osobę oddaną sprawie, w którą wierzył, na osobę, która była gotowa poświęcić wszystko, by tylko sprostać każdemu zadaniu, które musiała wykonać. Z drugiej jednak strony, widziała zwykłą osobę, która oprócz spraw korony, miała swoje pragnienia i marzenia. Innes, patrząc na niego przez tak krótki czas, z jakiegoś powodu była prawie pewna, że właśnie patrzyła na swojego przyszłego, dobrego przyjaciela i miała nadzieję, że to uczucie nie było złudne. — Chciałabym wyjść z zamku, żeby trochę pozwiedzać okolicę — powiedziała w końcu.
— Nie wolałaby Panienka najpierw zobaczyć zamek od środka? — zaproponował.
— Nie. Nie bardzo. — Innes wzruszyła ramionami i westchnęła, wiedząc, że nie znajdzie w tym królestwie ani jednego pokoju, w którym poczułaby się chociażby znośnie. — Pójdę tylko po płaszcz i możemy iść — oznajmiła, po czym skręciła w korytarz znajdujący się po prawej stronie. — Tobie też radzę ubrać się ciepło. Nie wrócimy zbyt szybko.
*
Tego dnia spokojna pogoda rozpieszczała mieszkańców Gelidy. Pozwalała im na chwilę odpoczynku i beztroskiego życia. Nikt nie musiał zajmować się odśnieżaniem dróg, chodników i budynków. Lodołamacze mogli bez żadnych problemów rozcinać grube warstwy lodowej tafli znajdującej się na oceanie, pozwalając rybakom pracować na pełnych obrotach. Takie dni były owocne i pełne wynagrodzeń dla wszystkich ludzi, a co najważniejsze — liczba śmierci z wychłodzenia znacznie się zmniejszała.
— Jest tutaj przy zamku albo chociaż w stolicy jakieś lodowisko? — zapytała w końcu Innes, kiedy znudził jej się zwykły, cichy spacer. Przecież w końcu to lodowa płyta, na której mogłaby pojeździć była jej głównym celem.
— Przykro mi, Panienko, ale na dziedzińcu ani w okolicach zamku nie ma lodowiska przeznaczonego do jazdy, no, chyba że takie, które zrobi się samoistnie — odparł Roger, posyłając Księżniczce delikatny, uprzejmy uśmiech.
— A w samej stolicy? — dopytywała z ciekawością. — Nie wierzę w to, że nie ma ani jednego dzieciaka, który nie lubi jeździć na łyżwach — zaśmiała się pod nosem.
— A na to pytanie nie mogę Panience odpowiedzieć — westchnął, wzruszając ramionami.
— Co proszę? — zdziwiła się Innes. — Jak to „nie mogę Panience odpowiedzieć"? — prychnęła. — Co to niby miało znaczyć? — Zatrzymała się przed rycerzem, skrzyżowała dłonie na wysokości klatki piersiowej i zmrużyła wymownie brwi.
— Mam pewne rozkazy, których muszę się trzymać — wytłumaczył jedynie, również przystając.
Innes przez chwilę przyglądała się młodemu mężczyźnie, nie wiedząc, co tak naprawdę czuła. Złość, smutek i niezrozumienie ponownie ją ogarnęły, tego była pewna, ale poza tym w jej organizmie tliła się jeszcze jedna emocja. Z pewnością była złą, negatywną i niepożądaną przez nią emocją, ale... Nie potrafiła jej określić ani pozbyć się na dobre. Poczuła, że przeczucie co do Rogera było omylne i wcale nie stworzą zgranego duetu.
Wzięła głęboki wdech, zamknęła oczy i powoli wypuściła powietrze z płuc.
Nie taki plan miała na drugi dzień w Złotym Królestwie. Chciała oczyścić umysł, pospacerować, znaleźć idealne miejsce na lodowisko. Nie miała zamiaru z tego rezygnować.
— A więc... — zaczęła, otwierając oczy — czy jest tutaj, w okolicach zamku, jakieś piękne miejsce, które mogłabym wykorzystać i zrobić lodowisko?
— Może w lodowym parku, który widać z okien komnaty, w której Panienka mieszka? — zaproponował Roger.
— Oj nie, na pewno nie — niemalże syknęła, czując ogarniające ją obrzydzenie. — Ten park jest przerażający, za dużo w nim... mnie. Tylko narcystyczni psychopaci chcieliby spędzać wolny czas w takim miejscu.
Roger nie ukrył rozbawienia i zaśmiał się.
— Hm, to może w południowej części zamku? Wystarczy wyjść południowymi drzwiami na taras, zejść po schodach, przejść parę kroków i znajdzie się Panienka w bardzo spokojnym miejscu. W małej dolinie, tuż pod zamkiem, otoczonej niskimi pagórkami, za którymi znajduje się dziedziniec zamku i brama. Co prawda nie ma tam żadnej zmarzliny, ale przecież to nie problem rozlać tam wrzątek i zrobić dla Panienki wymarzone lodowisko — zauważył Roger, chcąc trochę podlizać się swojej przyszłej królowej.
— Zaprowadzisz mnie tam? — poprosiła, czując narastającą ekscytację. — Nie ukrywam, że miałam ochotę już dzisiaj wypróbować lodowisko, ale skoro ono jeszcze nie istnieje, nie zostaje mi nic innego, jak zadowolić się pięknymi widokami, o których mówiłeś.
— Z przyjemnością, Panienko — odparł jedynie, po czym wskazał dłonią stronę, w którą powinni się skierować, by dotrzeć do celu.
— Ach, właśnie... — zaczęła. — Przypomniałam sobie, że zobaczyłam na parapecie w swojej komnacie piękny bukiet czerwonych róż. Wiesz może, gdzie znajduje się tutejsza szklarnia? Chciałabym poznać magicznego, pielęgnującego te piękne kwiaty — powiedziawszy te słowa, przypomniała sobie, jak jeszcze niedawno wąchała w Wielkim Królestwie świeże kwiaty, które żyły specjalnie dla niej. Jej ojciec zawsze był przeciwny temu, by godzinami przesiadywała w szklarni i samodzielnie je doglądała, dlatego przeważnie robiła to w ukryciu. Innes została wychowana na osobę, która ma podchodzić do magicznych i magii samej w sobie z dystansem. Faktycznie tak właśnie było, bo kiedy przebywała w pobliżu obdarzonych mocami, odczuwała niepokój. Jednak kiedy znajdowała się w szklarni, zawsze była sama. Mogła wtedy ściągnąć buty i grube skarpety, bosymi stopami dotknąć trawy, zjeść świeżo zerwaną, soczystą truskawkę, wypić sok z pomarańczy i rozmyślać. Oczywiście doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że wszystkie intensywne kolory, ciepło i woda, z której korzystała, by podlać rośliny, były magiczne — czyli, jak od dziecka wbijano jej do głowy, niebezpieczne.
— Tak, mamy w Śnieżnej Dolinie szklarnię, w której urzędują magiczni z Osady Czarodziei Ziemi i Słońca. Każdego dnia na rozkaz króla Simona Mela kwiaty w Panienki komnacie oraz w każdym innym pomieszczeniu będą wymieniane na świeże — poinformował ją Roger. — Niech Panienka zapyta króla, czy nie miałby nic przeciwko, aby Panienka się tam udała. Ja chętnie potowarzyszę Panience w tej wycieczce.
— Och, to cudownie! Myślę, że król na pewno się na to zgodzi — oznajmiła poważnie Innes, po czym z szerokim uśmiechem poszła w kierunku wskazanym przez rycerza.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top