Rozdział III
Następnego dnia Camille szykowała się na wieczór z de Beaufortem bardzo długo. Założyła jedną ze swoich najlepszych sukien z dość głębokim jak na pannę dekoltem oraz ciężkie, złote kolczyki, które dostała od Danielle na swoje urodziny. Użyła również różu, by jej cera nie wydała się Jeanowi zbyt blada.
Gdy hrabia de Beaufort ją spotkał, rzeczywiście oniemiał z wrażenia, jednak nie podobał mu się głęboki dekolt hrabianki. Uważał to za niemoralne, by niezamężna panna pokazywała tak dużo ciała.
Zasiedli w loży de Beaufortów, jednak nie dane im było cieszyć się zbyt długo ze spektaklu, ponieważ zobaczyli Jamesa Ashwortha. Camille — pomimo różu na policzkach — pobladła i nieświadomie ścisnęła dłoń Jeana. Jean, zaś widząc tego okropnego człowieka, jakim był James Ashworth, chciał podejść do niego i odebrać mu to, co ukradł mademoiselle de La Roche, jednak kobieta powstrzymała go ruchem ręki.
— Monsieur, cały Paryż będzie na nas patrzył — skarciła go delikatnie. — Jestem wdzięczna, że chce pan o mnie walczyć... znaczy, w mojej sprawie — poprawiła się szybko — ale nie w miejscu publicznym, nie wypada.
Jean miał ochotę skomentować dekolt panienki, która mówi mu o tym, co wypada, a co nie, ale powstrzymał się. Nie chciał zepsuć swoich stosunków z mademoiselle de La Roche.
— Ależ mademoiselle, to tylko drobnostka, nie musi mi pani dziękować.
— Jestem jednak świadoma, że nie każdy byłby skłonny mi pomóc. Nie mówiąc już o tym, że z pewnością nie każdy byłby tak życzliwy i uprzejmy jak pan, monsieur de Beaufort.
"I przystojny", chciała dodać, jednak w porę ugryzła się w język.
— Ech, przesadza pani. — Machnął ręką, próbując ukryć pojawiające się na jego twarzy rumieńce.
— Skądże znowu! — zawołała Camille, ściągając na siebie spojrzenia najbliżej siedzących osób, złych na hrabiankę za przeszkodzenie im w oglądaniu spektaklu, po czym sama spłonęła rumieńcem.
— Może skupimy się na operze, mademoiselle? — spytał, mając nadzieję, że jego towarzyszka przystanie na jego propozycję.
Zapadła cisza, choć była ona dość względna, zważając na dźwięki śpiewaków ze sceny.
Camille niezbyt podobała się opera. Ze znudzeniem przyglądała się aktorom, próbując skupić się na przedstawieniu. Przygody w magicznym świecie "Czarodziejskiego fletu" wydawały jej się nużące i oderwane od rzeczywistości.
Oderwała wzrok od sceny i rozejrzała się po widzach na sali. Poczuła przypływ silnych emocji, gdy na jednym z siedzeń ujrzała...
To nie mogła być Danielle. Była przecież w Ameryce. Przetarła oczy. Jednak czar nie prysł. Siedziała tam jej siostra uśmiechając się do mężczyzny. Po chwili De La Roche zorientowała się, że to markiz Henri de la Riches. Wyglądało jakby się bardzo dobrze znali. Co więcej, ja by było małżeństwem albo co najmniej kochankami. Co rusz chichotali albo coś sobie szeptali.
— Widzi pan tę dwójkę? — spytała konspiracyjnym szeptem de Beauforta. On pokiwał głową.
— Zna pani ich skądś? — zapytał Jean.
— To moja siostra, Danielle. Powinna być w Ameryce. Czy w przerwie będziemy mogli podejść do jej loży? — spytała konspiracyjnym szeptem.
— Ależ oczywiście, jak sobie pani życzy, moja droga — odparł Jean.
Camille uśmiechnęła się do niego na te słowa. nie mogła się już doczekać przerwy.
Opera trwała dalej, ale Camillie nie potrafiła się na niej skupić. Ciągle szła myślami do siostry i miała wrażenie, że czas bardzo się przedłuża. W końcu jednak nadeszła wyczekiwana przez nią przerwa.
Camille nagle zaczęły lekko drżeć dłonie ze stresu. Zauważywszy to, Jean uśmiechnął się do niej dla dodania otuchy. Powoli skierowali się w stronę Danielle, kiedy nagle Camille zobaczyła na palcu siostry obrączkę. Gwałtownie się zatrzymała. Czyli markiz był jej mężem! Ta wiadomość zszokowała ją.
Mimo ogromnego zdziwienia starała się brzmieć normalnie. Ostrożnie przywitała siostrę, po czym z niepokojem spojrzała na młodzieńca.
— Zaszczyt mi panią poznać, mademoiselle. — powiedział z grzeczności Jean do nieznanej mu Danielle
— Cami, oto markiz Henri de la Riches. Mój... Mąż...
Gdyby nie Jean hrabianka niechybnie by upadła zemdlona na podłogę. Jednak silne ramiona de Beauforta dzielenie trzymały ją w pionie. Jej siostra jest zamężna. Ona ma męża. Ona może mieć dzieci i... O zgrozo! Być przy nadziei!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top