Rozdział 31

- No to co, gotowa?

Odwróciłam się w stronę drzwi, które właśnie ktoś otworzył. Przez wąską szparę Callum wetknął swoją głowę i zajrzał do wnętrza salonu gier. Jakiś czas temu obudził mnie i od tamtego momentu średnio co dziesięć minut przychodził i sprawdzał, czy aby na pewno szykuję się do wyjścia. Nasze rozmowy i moje krzątania sprawiły, że Lucas z na wpół zamkniętymi oczami siedział na sofie i marudził, żebyśmy już poszli.

- Ty tak idziesz ubrana? - zapytał, wskazując palcem na mnie, zanim w ogóle zdążyłam odpowiedzieć na poprzednie pytanie. Krytycznym wzrokiem zmierzył mnie od góry do dołu, więc uczyniłam to samo. Wydawało mi się, że normalnie wyglądam. Krótkie jeansowe spodenki z dziurami i zwykła czarna koszulka z zarzucaną popielatą bluzą na zamek tworzyły wygodny i komfortowy komplet.

- A co ci nie pasuje? - rzuciłam ostro.

- Błagam, idźcie już - bełkotał blondyn obok, jeżdżąc dłonią po twarzy. Ani ja, ani Callum nie zwróciliśmy na niego najmniejszej uwagi.

- Interesy szybciej nam pójdą, gdy będziemy mieli wizytówkę - wyjaśnił ostrożnie. Na jego słowa skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i rzuciłam mu wyzywające spojrzenie.

- Co masz na myśli? - warknęłam, a chłopak w drzwiach przybrał minę wyrażającą niepewność. Przejechał dłonią po karku, zapewne szukając odpowiednich słów.

- Wiesz... - zaczął nieco zakłopotany - zwykle na wyścigach panowie zwracają szczególną uwagę na dziewczyny, które zwabiają ich mimochodem do samochodów - mówił powoli, jakby chcąc w razie mojego przypływu gniewu zakończyć swój wywód.

- Chcesz mi powiedzieć, że mam iść w takich obskurnych kawałkach materiału, jak te wszystkie lachociągi z filmów? - zapytałam głosem przesączonym ironią, szeroko otwierając oczy.

- Oh daj spokój - machnął lekceważąco ręką - Ed i Rox często robiły za moje przynęty.

- Ed i Rox? - prychnęłam, jakoś nie mogąc sobie tego wyobrazić. Ta niziutka brunetka ze swoim ciętym językiem niby poszła na taką propozycję? Albo laska z działu z samochodami przystała na tym, żeby pokręcić tyłkiem dla interesu Calluma? Może nie znałam ich, ale po wstępnej ocenie nie powiedziałabym, że to możliwe. - Ile im zapłaciłeś?

Brunet parsknął śmiechem.

- No dobra, nie do końca tak to wyglądało - przyznał w końcu - ubierały się, jak chciały, a to, że ja na tym korzystałem, to zupełnie inna sprawa. Ale w tym cię nie zabieram. - Wykrzywił usta z obrzydzeniem, po raz setny chyba jeżdżąc wzrokiem po mnie od góry do dołu i z powrotem. Prychnęłam, zaciskając mocniej palce na rękach.

- Błagam was, po prostu stąd idźcie - mruknął Lucas, walcząc z powiekami i delikatnie kiwając się w przód i w tył. Kolejny raz z rzędu zignorowaliśmy jego lament.

- Z ciebie jest taki wizażysta, jak ze mnie haker - wywróciłam oczami - a jeśli myślisz, że przykryję bieliznę malutkim kawałkiem materiału, to jesteś w błędzie.

- Nie mamy czasu na kłótnie - warknął i podszedł do mnie. Zanim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować, chwycił za moją bluzę i usiłował mi ją zdjąć. Szarpnęłam się, próbując wyrwać z jego uścisku ubranie, ale niewiele to dało.

- Ludzie, litości! - krzyknął Lucas - bierz, co masz i nie narzekaj!

- Właśnie - mruknęłam zła, a kiedy chłopak w końcu mnie puścił, zrobiłam krok w bok i naciągnęłam bluzę na ramię.

- Jeżeli nie sprzedam samochodu, to będziesz robiła za moją służącą - pogroził palcem, na co fuknęłam w jego kierunku.

- Niedoczekanie twoje. - Posłałam mu mordercze spojrzenie.

- WYNOCHA! - wrzasnął ponownie Lucas. Wstał z kanapy i na siłę wypchnął nas z pokoju. Kiedy przekroczyliśmy jego progi, z hukiem zamknął drzwi. Nie pozostało nam nic innego, jak w końcu ruszyć w drogę.

Pospiesznie zeszliśmy do garażu, gdzie na pierwszym planie czekał na nas żółty chevrolet camaro. Callum chwycił kluczyki, przygotowane już wcześniej na półce i odblokował auto. Ten widok całkowicie mnie rozbudził. Poczułam dreszcz ekscytacji na myśl, że już za zaledwie kilkanaście minut będę uczestniczyła w prawdziwych wyścigach. Tym razem jako obserwator i pomocnik Calluma, ale kto wie... może następnym razem zostanę uczestnikiem?

Wsiadłam do samochodu i stukając ze zniecierpliwieniem palcami o kolana, czekałam, aż chłopak wyjedzie z garażu i ruszy nieuczęszczaną drogą wzdłuż niewykorzystanych terenów.

- Gdzie to w ogóle będzie? - zapytałam, gdy zapiął pasy, a brama garażowa przed nami leniwie unosiła się. Spojrzał w moim kierunku i wykrzywił wargi w szerokim uśmiechu. Chyba już całkowicie zapomniał o tym, jak wyglądam. W jego oczach błysnęły podejrzane ogniki.

- Dzisiaj jest niezwykły wyścig. A w zasadzie nie jeden... - widząc moją pytającą minę, pokręcił głową na boki i wreszcie wyjechał z garażu - spodoba ci się - zapewnił jedynie, nie mając najwyraźniej ochoty na wyjawienie mi niczego więcej. Wydęłam usta, niezadowolona z tego faktu i odwróciłam głowę w kierunku okna.

~~~

- Jesteśmy - powiedział, chociaż wywnioskowałam to jakąś sekundę temu, gdy naszym oczom ukazały się tłumy ludzi i najróżniejsze samochody. Usiłowaliśmy dotrzeć gdzieś bliżej, ale mieliśmy niezwykle utrudnione zadanie. Ludzie wokół wcale nie byli chętni ustępować nam, chociaż gdy niektórzy zajrzeli przez szyby do samochodu z szerokimi uśmiechami odskakiwali na boki. Szczególną uwagę zwróciłam na spacerujące tu kobiety. Faktycznie mogłam nieco się wyróżniać, chociaż nie przeszkadzało mi to jakoś. Z lekką pogardą spoglądałam na ich świdrujące spojrzenia, którymi nie byłam pewna, czy wychwytywały dobre samochody, czy też bardziej zainteresowane były ich właścicielami.

W końcu stanęliśmy gdzieś z boku drogi, który mógł być torem, ponieważ nikt nie zastawił akurat tego prostego pasa i wysiedliśmy z naszego chevroleta. Do Calluma od razu podeszli jacyś ludzie, klepiąc go przyjacielsko po plecach i zamykając w żelaznych uściskach. Parę dziewczyn oblepiło go swoimi łapami, przysysając się do niego jak glonojady do szyby. Parsknęłam pod nosem śmiechem na to porównanie.

Już zaczynałam myśleć, że bliźniak będzie zbyt zajęty i wciągnięty w rozmowy, aby pamiętać o mnie, ale gdy tylko stanęłam do niego odwrócona plecami, poczułam silnie zaciskające się palce na przegubie. Z lekkim lękiem popatrzyła za siebie i ujrzałam jego karcące spojrzenie, jakbym już niemal zrobiła coś, co by nam kazało wracać do rezydencji braci jeszcze przed rozpoczęciem wyścigu. Na to bym sobie nie pozwoliła.

- Co to za dziewczynę tym razem przyprowadziłeś? - Do moich uszu dotarły krzyki jego znajomych. Callum pociągnął mnie za sobą na drugą stronę samochodu. Kiedy stanęliśmy przed tym małym zgromadzeniem, gdzie każdy z zainteresowaniem lustrował mnie wzrokiem, chłopak zdecydowanym ruchem przycisnął moje plecy do drzwi od strony kierowcy. Nikt chyba nie zwrócił na ten brutalny gest większej uwagi.

- Przedstaw się ładnie - rozkazał przesłodzonym głosem. Wysłałam mu spojrzenie pełne pogardy, a potem przejechałem wzrokiem po nowym towarzystwie. Parę osób wyglądało na lekko wstawionych. Dziewczyny miały miny jakby kalkulowały, czy jestem ich wrogiem, czy materiałem na koleżankę, natomiast reszta spod przymrużonych oczu obserwowała mnie, jakbyśmy już gdzieś się spotkali.

- Cześć - rzuciłam na dobry początek, chociaż mój głos nie wykazywał jakiejś głębszej sympatii - jestem Klara Rouse.

Oblicza niektórych błyskawicznie uległy zmianie. Dziewczyny jakby odetchnęły z ulgą, choć nie wiedziałam, co to niby miało oznaczać. Szczególnie podpici mężczyźni z tyłu na ułamek sekundy wyglądali jakoś bardziej trzeźwo, co też mogło być wynikiem mojej wyobraźni. Reszta rzuciła w kierunku Calluma spojrzenie niemal wołające "czy ty się dobrze czujesz". Chyba też to dostrzegł, ponieważ kątem oka ujrzałam, jak wywraca oczami. Chyba już każdy "wiele o mnie słyszał". Jakoś nie mogłam pojąć tej sensacji.

- Gdzie w końcu ten wyścig? - zapytałam, odwracając ich uwagę.

- Tutaj - jedna dziewczyna kiwnęła głową w stronę drogi, którą już wcześniej uznałam za tor - i na plaży.

Otworzyłam szerzej oczy. Dopiero teraz, gdy odwróciłam głowę, dostrzegłam pas piasku i ciemną, lśniącą w świetle reflektorów samochodowych, pobliskich latarni i blasku księżyca wodę. Otworzyłam szeroko oczy, czując dreszcz ekscytacji. Nawet przez sekundę nie pomyślałam o tym, że mogłam być świadkiem takich wyścigów. Chociaż w sumie jesteśmy na Florydzie. W pewnym sensie było to do przewidzenia. W końcu szkoda by było przebywać w takim miejscu i nie wykorzystać dostępu do wody.

- Co tam masz, Call? Pochwal się - rzucił jakiś chłopak, podchodząc do nas bliżej.  Mój towarzysz z nieukrywaną dumą otworzył maskę i czekał na jęki zachwytu od swoich znajomych. Zauważyłam jednak, że nie spuszcza ze mnie oka. Wyglądał nawet na nieco zdenerwowanego. Jakby kalkulował w myślach, czy nie popełnił błędu, zabierając mnie ze sobą. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że przez to całe zamieszanie i wyganiającego nas Lucasa, nikt nie pomyślał o jakimś zabezpieczeniach w postaci na przykład tych elektrycznych bransoletek. Ukradkiem spojrzałam na nadgarstek, nie mogąc w to uwierzyć. Callum również powędrował tam wzrokiem, tym bardziej napinając mięśnie. Chyba pomyślał o tym samym.

- Słuchasz mnie? - szturchnął go najbliżej stojący mężczyzna, na co wzdrygnął się i przestał mnie obserwować - pytałem, ile za to chcesz.

- A co ty masz? - Na to pytanie otrzymał tylko szeroki uśmiech. Barczysty kolega Calluma wyprostował się i wyjął papierosy. Poczęstował najbliższe towarzystwo, a następnie jego wzrok padł na mnie. Dopiero teraz zauważyłam w świetle reflektorów hipnotyzującą zieleń jego oczu.

- A nowa pali? - mruknął zachęcająco, wyciągając do mnie rękę. Zerknęłam podejrzliwie na pudełko, ale nie odmówiłam sobie tej przyjemności. Ostatni raz poczułam dym w płucach po tej dziwnej akcji, podczas której uciekałam wraz z Samem przed najprawdopodobniej podstawionymi zbrodniarzami.

- Dzięki - rzuciłam i zabrałam z ręki Calluma jego zapalniczkę.

- Pokażę wam. - Kiwnął głową zielonooki mężczyzna, dając znać, żebyśmy poszli za nim.

- Może potem - odparł wymijająco bliźniak - młoda przyjechała pooglądać wyścigi, które za moment się zaczną. Później cię odnajdziemy.

Przez moment przed oczami przeleciał mi obraz kapryśnego dziecka, które wybłagało ojca na przejazd kolejną kolejką górską i teraz ten musiał niechętnie brać w tym udział. Szybko jednak wyleciało mi to z głowy i ochoczo poszłam z Callumem tam, gdzie miał być start wyścigu. Po drodze jeszcze parę osób zaczepiało chłopaka, nie zwracając na mnie większej uwagi. Stałam z boku, kończąc papierosa i słuchając rozmów gangstera ze swoimi znajomymi. Byłam tutaj powietrzem, nowym przybyszem, za którego odpowiedzialność brał blondyn, więc w zasadzie nie ma co sobie mną zawracać głowy. Z jednej strony było mi to na rękę. Przynajmniej nikt nie komentował mojego stroju, który drastycznie odbiegał od pozostałych dziewczyn. Z drugiej jednak strony zaczynało mnie to irytować. Gdybym przyszła sama, to może przynajmniej ktoś zapytałby się, czy nie zgubiłam drogi. Może ktoś zażądałby pokazu umiejętności albo zapoznał z kimkolwiek. Jednak poza pierwszą grupką znajomych mojego towarzysza, nikt a nikt nawet nie posłał mi, chociażby wrogiego spojrzenia. 

- A kogo ja to widzę! - usłyszeliśmy za sobą, wiec ponownie przystanęliśmy - już zaczynałem się martwić, że przestałeś zawracać sobie głowę wyścigami.

Przed nami stanął wysoki, łysy i dobrze zbudowany mężczyzna. Miał na sobie obcisłą czarną koszulkę, a krótkie rękawy odsłaniały ręce przepełnione tatuażami. Przez różnokolorowe tusze z trudem przebijał się normalny kolor skóry. Utkwiłam wzrok, dokładnie oglądając każdy z nich.

- Nie było mnie raptem na trzech - odparł obojętnie Callum, a w jego głosie wyczaiłam napięcie. Oderwało mnie to od przyglądania się nowemu mężczyźnie. Zamiast tego zerknęłam na swojego towarzysza, który przybrał złowrogą postawę. Coś tu było nie tak.

- Startujesz dzisiaj? - Mężczyzna przed nami wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, błyszcząc złotą dwójką. Poruszył zabawnie krzaczastymi brwiami, które dziwnie kontrastowały z łysiną.

- Nie - powiedział tonem, który mógłby wskazywać na to, że towarzystwo faceta powoli go irytuje - pooglądamy tylko, a potem szybko się stąd zmywamy.

Dopiero jakby użyta przez Callum forma, wskazująca na kilka osób sprawiła, że mężczyzna popatrzył w moim kierunku. Przez sekundę wyglądał na zaskoczonego moją obecnością. Zlustrował mnie, przez co momentalnie napięłam wszystkie mięśnie. Z każdą chwilą coraz mniej mi się podobał. Był... podejrzany.

- Gdzie moje maniery - wyszczerzył ponownie zęby z dziwnym błyskiem w oku - David Carlson. - Wyciągnął rękę, a ja przez dłuższy czas rozważałam, czy powinnam ją uścisnąć. W końcu jednak to zrobiłam. Gdy jego duże, szorstkie palce zamknęły moją dłoń w szczelnym uścisku, zwróciłam uwagę na tatuaż na jego nadgarstku. Przedstawiał małą czaszkę, za którą płoną ogień. Malunek był wyjątkowo mały w porównaniu z otaczającymi go innymi pokaźnymi wizerunkami węży, czy samochodów. Nawet przypadł mi do gustu. Z chęcią zrobiłabym sobie taki.

- Klara Rouse - powiedziałam po dłuższej chwili, wracając na ziemię. Uniosłam wzrok na twarz mężczyzny i dopiero teraz dostrzegłam potworną bliznę, która oszpeciła cały lewy policzek głęboką bruzdą. Momentalnie pomyślałam o Marku, którego opatrunek krył podobną ranę. On jednak miał trzy wcale nie taki głębokie, natomiast David miał taką, jakby w tym miejscu wycięto mu spory kawałek mięsa. - Carlson? - zapytałam, nagle uświadamiając sobie, że jeszcze dziś po południu słyszałam to nazwisko. Eda coś o nim wspominała i o jakimś wyścigu, w którym miała brać udział, ale Lucas jej to uniemożliwił. Chociaż... równie dobrze mogła to być zbieżność nazwisk.

- Chodź już - Callum złapał mnie za ramię, a ja dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że w dalszym ciągu trzymam dłoń Davida - wyścig zaraz się zacznie. - Jego głos przesączony był wrogością.

Zrobiłam krok do tyłu, gdy moja ręka znowu była wolna. Spojrzałam na swojego towarzysza, mając już dość natarczywego wzroku mężczyzny przed nami. Jego ciemne oczy lśniły niebezpiecznym blaskiem, jakby w głowie kłębiło mu się mnóstwo złych i brudnych myśli.

- Trzymaj za mnie kciuki, Klara - rzucił nagle, czym ponownie zwrócił moją uwagę - mam nadzieję, że jeszcze po wyścigu będziemy mieli okazję na spotkanie.

Posłał mi wyjątkowo obrzydliwy uśmieszek, dzięki czemu byłam pewna, że nie mam ochoty na żadną kolejną konfrontację z tym facetem. Poczułam, jak Callum mocniej zaciska palce na moim ramieniu, przez co gwałtownie odwróciłam głowę w jego stronę. Miał mocno napięte mięśnie i usta uformowane w wąską linię.

- Idziemy już - polecił stanowczo, ciągnąc mnie za sobą. Było mi to na rękę. Chciałam być już jak najdalej od tego mężczyzny. Chociaż jeszcze długo czułam na sobie jego spojrzenie niemal przeszywające moją duszę na wylot. Coś z nim zdecydowanie było nie tak.

W końcu dotarliśmy do dużego zbiorowiska ludzi. Z trudem wyszliśmy na przód i stanęliśmy w pierwszym szeregu. Callum ciągle rzucał gdzieś jakieś słowa powitania, jednak w dalszym ciągu nie ściągał ze mnie swojej ręki. Zerknęłam na niego nerwowo, ale nie byłam w stanie długo myśleć nad jego zachowaniem podczas spotkania z Davidem. Moją uwagę całkowicie pochłonęły stojące na linii mety samochody.

Najbliżej nas stał mercedes-AMG, dokładnie taki sam, jak ten, który wraz z Rox reperowałam w warsztacie. Zmarszczyłam brwi i po kilku sekundach zrozumiałam, że to jest dokładnie to samo auto. Uniosłam wysoko brwi, zaskoczona tym faktem. Tego się nie spodziewałam. Spojrzałam na młodego chłopaka, który przybił ostatnie piątki ze swoimi kumplami i wskoczył za kierownicę. Mercedes ożył, a jego silnik miło zamruczał. Rox wykonała kawał dobrej roboty.

- Santos Bushee - szepnął koło mnie Callum, wskazując ręką na mercedesa - jest od nas. Zwykle zajmuje drugie miejsce, bo zawsze w każdym wyścigu bierze udział David. A on jeszcze nigdy nie przegrał - powiedział z taką odrazą, jakby czuł do tego mężczyzny wyłącznie pogardę. Kiwnęłam jedynie głową, przechodząc wzrokiem na kolejny samochód, którym było sportowe audi quattro. Otworzyłam szeroko oczy. Tego to tym bardziej się nie spodziewałam. Było niesamowicie podrasowane, przez co prawie w ogóle nie przypominało modelu, który mógł być starszy ode mnie. Jego maska była cała oklejona dziwnymi obrazkami i słowami, na grillu połyskiwały dodatkowe lampy, a ostatnią rzeczą, która rzuciła mi się w oczy to nieco obniżone zawieszenie.

Za kierownicę wsiadł wysoki, nie zbyt chudy mężczyzna, który na oko już dawno przekroczył czterdziestkę. Jego gęsta, długa siwa broda i przypalony przez papierosy wąs kontrastowały z łysą głową. Do złudzenia przypominał tych wszystkich facetów przechodzących kryzys wieku średniego, który zakładają własne szajki ze swoimi rówieśnikami i podbijają miasto na chopperach, albo - o ile byli nieco bogatsi - harleyach.

- Larry Johnson - tym razem bliźniak kiwnął właśnie w jego kierunku - od kilku lat próbuje założyć własną grupę przestępczą, ale chyba nie mierzy zbyt wysoko. Włada paroma ulicami, dopóki nie pojawi się ktoś potężniejszy. Zwykle z kumplami kradną części do swojego warsztatu, gdzie sami składają samochody. Zupełnie nieszkodliwy typ.

Czyli wiele się nie pomyliłam. I faktycznie, wyglądał tutaj na lubianego. Każdy z sympatią wymalowaną ma twarzy obserwował, jak wskakuje do swojego auta. Kiedy jednak zniknął w jego wnętrzu, straciłam nim zainteresowanie. Przeszłam spojrzeniem dalej, gdzie o drzwi od strony kierowcy opierała się wyjątkowo wysoka, rudowłosa dziewczyna. Stała do nas tyłem, więc niewiele widziałam. Jedyne co dostrzegłam to to, że właśnie na oczach wszystkich obściskiwała się z jakimś facetem. Kiedy tylko zdałam sobie z tego sprawę, przeniosłam wzrok na jej auto. Było to niebieskie BMW i8. W żaden sposób nie zostało oklejone, nie dostrzegłam także spjileru, czy obniżonego zawieszenia. Jakby zero tuningu. Zaczęłam rozmyślać, czy chociaż miała ze sobą nitro, czy też całkowicie polegała na fabrycznym silniku.

- Cassy Robledo - rzucił Callum z dziwnym rozbawieniem w głosie - co tu dużo mówić... była Lucasa.

Otworzyłam szeroko oczy, na moment patrząc w kierunku mojego towarzysza, zamiast na uczestników. Szukałam w ryzach jego twarzy czegokolwiek, co by wskazywało na to, że żartował, ale niczego takiego nie dostrzegłam.

- W takim razie musi być niesamowicie głupia - powiedziałam, a moje słowa rozbawiły blondyna. Ostatni raz zerknęłam na rudowłosą kobietę, która w końcu oderwała się od napakowanego, groźnie wyglądającego mężczyzny i na ułamek sekundy mogłam dostrzec jej twarz. Była śliczna. Miała delikatne rysy, pełne usta i lekko zadarty nos. Dosyć wysoka partia jak na Lucasa.

Moje spojrzenie powędrował dalej, gdzie stanęło dopiero na czarnym sportowym maserati. Od razu było widać, że to najdroższe startujące auto. Gustownie podrasowane bez żadnych oszpecających naklejek, czy ledowych podwozi. Klasa sama w sobie. Zapewne auto należące do zwycięzcy, więc nie zdziwiło mnie, gdy obok niego ujrzałam Davida Carlsona. Jako jedyny nie machnął do nikogo, nie posłał nigdzie szerokiego uśmiechu, nie uścisnął z nikim dłoni. Był zbyt zajęty wpatrywaniem się we mnie, by zwrócić na kogokolwiek uwagę. Kiedy nasze spojrzenia na moment natrafiły na siebie, z trudem przełknęłam ślinę. Callum musiał wyczuć napięcie przepełniające moje ciało albo ujrzeć to dziwne obserwowanie mnie przez naszego poprzedniego rozmówcę, ponieważ automatycznie jeszcze mocniej zacisnął palce na mojej skórze. Zignorowałam to jednak. Spojrzenie mężczyzny przed nami było jakby hipnotyzujące. Ewidentnie nad czymś rozmyślał, a ja byłam w centrum jego zamętu w głowie. W końcu puścił w moim kierunku oczko i wsiadł do czarnej bestii. Jego zachowanie jednak nie było zalotne. Na pewno nie chodziło o nic z tych rzeczy. Czułam, że był zupełnie czymś innym u mnie zainteresowany, ale nie byłam pewna, co to takiego mogło być.

- O nim nic mi nie powiesz? - zagadnęłam do Calluma, usiłując ukryć napięcie w moim głosie.

- David Carlson, od kilku lat jest niepokonanym mistrzem na torze. Oprócz tego jest szefem bractwa.

- Bractwa? - otworzyłam szerzej oczy - czyli on... jest waszym szefem? - zapytałam, nie kryjąc oszołomienia. Na pierwszym, a zarazem jedynym spotkaniu z głową ich organizacji nie widziałam mężczyzny władającego tym wszystkim. Siedział do mnie tyłem i nawet nie odwrócił głowy. Dlatego nie wiedziałam, czy to możliwe, aby właśnie wsiadł do sportowego samochodu tuż przede mną.

- Nie, nie - odparł szybko blondyn - innego bractwa. Swojego bractwa.

Kiwnęłam głową, nie wiedząc, czy to lepsza wiadomość, czy gorsza. Jeżeli był przywódcą czegoś, ustawionego tak wysoko, jak grupa osoby władającej Lucasem, Callumem, Samem i Markiem, to by mogło oznaczać, że te dwa światy w szczególności nie darzyły siebie sympatią. A jednak żyły na jednym terenie.

- A tam jest Stacey Carter - wskazał ręką na kolejny samochód, wewnątrz którego właśnie zniknęła drobna dziewczyna z czarnymi jak smoła włosami - jest pionkiem w grze jakiejś tam mało istotnej szajki. Przynajmniej na razie są mało istotni. Chwilowo każdy ich traktuje jak cyrk, który właśnie zapuścił się w te rejony.

Faktycznie, dopiero teraz zauważyłam, jak każdy pokazuje na nią palcem z szerokim uśmiechem. Gdzieniegdzie widać było osoby, którym wcale nie było do śmiechu, ale to pewnie dlatego, że pochodzili z tej samej grupy przestępczej, co ona. Przez przednią szybę widziałam, jak wywołuje to u niej zdenerwowanie. Odpaliła swoją dosyć pospolitą, ale sportową alfę romeo. Patrząc na pozostałe maszyny, wątpiłam, że czarnowłosa właścicielka czerwonego samochody zwycięży.

Pomiędzy autem ex dziewczyny Lucasa, a mężczyzny siedzącego w audi, przeszła młoda dziewczyna i stanęła jakiś metr od nich na środku drogi. W rękach ściskała flagę z dziwnym znaczkiem i machała nią na boki. Wykrzykiwała przy tym jakieś polecenia albo coś w tym rodzaju. Nie mogłam jej zbyt dobrze zrozumieć przez warkot silników i krzyki rozemocjonowanych ludzi wokół. Skupiłam więc uwagę na jej skąpy strój w postaci ledwo przykrywającej strój kąpielowy spódniczki i zarzuconej na ramiona koszuli, która wyglądała, jakby zabrała ją z szafy małemu dziecku. Prychnęłam na myśl, że zapewne Callum chciał mnie w coś takiego ubrać. W życiu.

Rzuciła ostatnie słowo, a ściskana przez nią flaga gwałtownie opadła. Pisk opon boksujących w miejscu zagłuszył wszelkie inne krzyki. Dym zapełnił przestrzeń za autami. W końcu maszyny wystrzeliły do przodu, a gdy nas minęły, wiatr rozwiał moje włosy. Ludzie wyszli już na tor i spoglądali w dal. Kilkanaście metrów przed nami auta skręciły na ręcznym, ponownie wznosząc tumany kurzu, pyłu i dymu oraz powodując kolejny ryk zdzieranych na asfalcie opon. Wszyscy zawodnicy zniknęli w tamtej uliczce, ale jeszcze przez długi czas można było usłyszeć dźwięk ich pracujących maszyn. Spojrzałam pytająco na Calluma.

- To tyle? - Uniosłam wysoko brwi. W sumie... nie wiem, czego się spodziewała.

- Jeszcze zobaczymy ich na mecie - wskazał palcem na tę samą linę, za którą jeszcze minutę temu stały samochody - a potem już dokładnie obejrzymy wyścig samochodów terenowych na plaży, a zaraz po nich quadów na tej samej trasie.

Moje oczy zabłysnęły na te słowa.

- Quady? - powtórzyłam z nieukrywaną radością w głowie. Callum zaśmiał się i zarzucił mi rękę na szyję.

- Wiedziałem, że przypadnie ci to do gustu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top