Rozdział 28

Po nierównej walce, wielu przekleństwach i ogromnego oburzenia połączonego z niewyspaniem, usiadłam na przednim siedzeniu mustanga. Lucas wziął na siebie zadanie zawiezienia mnie do warsztatu Ricka, a pozostali chłopcy w tym momencie jeszcze spali. Sama z chęcią nie wstawałabym, jednak nie miałam nic do powiedzenia. Nagroda za życie była jedną z najgorszych kar.

Oparłam głowę o zagłówek wygodnego siedzenia, a mruk silnika sprawiał, że najchętniej zdrzemnęłabym się na przednim fotelu. Mrugałam coraz wolniej, a momentami nierówne drogi kołyszące moim ciałem, działały coraz bardziej odprężająco. Zerknęłam na chłopaka koło mnie przez przymknięte powieki. Obie ręce zaciskał na kierownicy, wbijając wzrok przed siebie. Poczułam się dziwnie w jego towarzystwie... jakby nieco zażenowana. Nie powinnam sobie w nocy pozwolić na takie wylewności. Może nie podałam żadnych nazwisk, a nawet imion, więc nikomu nie zagrażało żadne niebezpieczeństwo, może nie zdradziłam czegoś, co byłoby dla mnie słabym punktem i może nie wypowiedziałam na głos wszystkich myśli siedzących mi w głowie, ale czułam, że niepotrzebnie wpuszczałam blondyna do tej cząstki mnie. Powinnam być jak najbardziej skryta. Mieć jak najwięcej tajemnic. Tymczasem niektóre z nich Lucas odkrył, tym samym może inaczej odbierając moje niektóre zagrywki.

Jęknęłam niezadowolona natłokiem myśli i odwróciłam się w kierunku szyby. Podkuliłam nogi i odpięłam pas, aby móc zagwarantować sobie wygodniejszą pozycję do spania.

- Lepiej się zapnij - powiedział do mnie chłopak po raz pierwszy od momentu, kiedy postawił moje zmęczone ciało na nogi. Atmosfera między nami była napięta, wręcz nieznośna. W głowie huczało mi od natłoku dręczących wyrzutów.

- Daj mi spokój - warknęłam cicho, wtulając policzek w skórę siedzenia. Owinęłam ręce wokół nóg, dociskając je do klatki piersiowej.

- Klara, ja nie żartuję. - Po jego głosie wyczułam, że powoli tracił cierpliwość. Uniosłam głowę i spojrzałam na kierowcę. W dalszym ciągu uparcie unikał spojrzenia na mnie, rozluźniając i zaciskając palce. Zmarszczyłam brwi.

- Sam sobie nie ufasz? - zadrwiłam, jednak blondyn nie wyglądał na kogoś, kto był w tym momencie skory do śmiechu.

- Klara - syknął przez zaciśnięte zęby.

- O co ci znowu chodzi? - fuknęłam, ponownie siadając w fotelu. Wbiłam ostre spojrzenie w twarz Lucasa. Ten natomiast w dalszym ciągu unikał go jak ognia. Czułam się podobnie do spłoszonego zwierzęcia; zbyt bardzo obnażona po opowiedzeniu paru bzdet z poprzedniego życia.

- Irytuje mnie ta cisza - mruknął, chociaż doskonale wiedziałam, że to wcale nie jest przyczyną jego dziwnego zachowania. Mimo wszystko przestałam na tym i sięgnęłam ręką w kierunku radia. Pogłośniłam je z zera niemal na fula i spojrzałam na niego, z trudem kryjąc blady uśmiech.

- Teraz lepiej? - prychnęłam w stronę towarzysza, wracając do poprzedniej pozycji. Z westchnieniem wtuliłam policzek w pachnącą skórę i ponownie zamknęłam oczy. Napięcie powoli opuszczało moje ciało.

Niespodziewanie mocno mną szarpnęło. Nogi same mi się zsunęły z siedzenia, a głowa zjechała w dół. Wydałam z siebie okrzyk zdumienia, lądując kolanami na wycieraczce. Spojrzałam przez przednią szybę ułamek przed tym, jak uderzyłam o deskę rozdzielczą. Mroczki zasłoniły ostry obraz, ale nawet przez nie ujrzałam, jak samochód okręca się parę razy wokół własnej osi. Desperacko zarzuciłam ręce na fotel, chociaż to nic mi nie dało. Ponownie krzyknęłam, a moja czaszka wręcz pękała od bólu. W końcu poczułam, jak samochód staje w miejscu, a moim ciałem nie włada już żadna siła. Przestałam wbijać się w różne strony wnętrza i delikatnie uniosłam głowę. Faktycznie nie krążyliśmy już wokół własnej osi, ale obraz nadal był zamglony przez tumany dymu. Z trudem pociągnęłam się i ponownie usiadłam na przednim siedzeniu. Dopiero teraz dotarło do mnie, że nie tylko cierpiałam z powodu mocnego uderzenia w głowę, ale także przez uszkodzenie ran, które zaledwie dzień wcześniej przysporzył mi Mark. Zacisnęłam mocno powieki, przełykając jęk. Przymroczona, ostatecznie powiodłam wzrokiem w kierunku kierowcy. Lucas nieznacznie odwrócił sylwetkę w moją stronę i oparł głowę na dłoni, której łokieć spoczywał na kierownicy. Uniósł triumfalnie brwi, a na jego twarz wpełzł zdradziecki uśmieszek, którego nie potrafił ukryć. Momentalnie ból przyćmiła prawdziwa furia.

- CZY TY DO RESZTY OSZALAŁEŚ? - wrzasnęłam na blondyna. Pomimo mojej wściekłości i cierpienia, chłopak roześmiał się, odwracając przodem do kierunku jazdy. Dopiero teraz zauważyłam, jak wyłącza światła awaryjne i rusza z miejsca, zanim kolejne szeregi aut zdążyły nas ominąć.

- Jako dobry kierowca powinnaś wiedzieć, że niektóre czynności wykonywać lepiej zawczasu - powiedział, a w jego głosie w dalszym ciągu wyczuwałam nutkę rozbawienia - kiedy kierujesz autem, które wyróżnia się w tłumie i możliwe, że każda niepowołana osoba wie, kto jest jego kierowcą, lub do którego zespołu należy, warto nie pozwolić sobie na zaskoczenie.

Wykrzywiłam usta w grymasie, patrząc na Lucasa, jak na wariata.

- Dlatego zapnij te cholerne pasy i pozwól, że dowiozę cię w jednym kawałku do warsztatu Ricka - dokończył, posyłając mi stanowcze spojrzenie.

- Równie dobrze może ci w każdym momencie zajechać drogę motocykl, a ty wbijesz się w drzewo - rzuciłam wrogo, ale mimo wszystko wykonałam jego polecenie - wtedy żadne zabezpieczenie nie pomoże, a najwięcej będzie zależało od twojej reakcji na nagłe niebezpieczeństwo. No chyba, że ta niepowołane osoba robiąca na ciebie zamach jedzie tirem. Wtedy pasy mogą zapewnić ci tylko tyle, że twój tors można będzie gładko wyjąć z pojazdu. No może jeszcze ręce, na nogi bym nie liczyła.

- Jesteś strasznie irytująca z rana - syknął, pozbywając się całkowicie rozbawienia. Chociaż tyle mogłam osiągnąć jedną wypowiedzią.

- Ty o każdej porze dnia - warknęłam i oparłam głowę o szybę. Wzięłam głęboki wdech dla uspokojenia i obserwowałam szybko mijane budowle.

- Odbiorę cię wieczorem - dodał po dłużej chwili ciszy.

- Litości - jęknęłam, zarówno z powodu tak późnego powrotu do rezydencji bliźniaków, jak i z faktu, że to Lucas będzie pełnił funkcję szofera.

W samochodzie nastała między nami chwila ciszy. Doskonale dostrzegałam, że coś męczyło mojego towarzysza, ale raczej mnie to nie interesowało. Jego problemy i rozterki wolałam zostawić tylko jemu. Sama też nie byłam skłonna prowadzić jakiejś rozmowy z gangsterem, więc po prostu napawałam się ciszą.

Po dłuższym czasie w końcu samochód stanął pod bramą wjazdową do domu Ricka. Obróciłam głowę w kierunku jego domu i dostrzegłam uśmiechniętego właściciela warsztatu wychodzącego przez furtkę. Lucas wysiadł do mężczyzny i powitał go przybiciem piątki. Z pogardą utkwiłam wzrok w starszym mężczyźnie, nie ruszając się z miejsca. Przez zamknięte drzwi docierały do mnie przytłumione głosy rozmawiających znajomych. W pewnym momencie obydwoje spojrzeli w moją stronę, schodząc zarazem na temat dotyczący mnie. Wywróciłam oczami, nie mając ochoty wysiadać. Czułam, że czeka mnie długi i ciężki dzień.

- Zapraszamy szanowną panienkę - usłyszałam rozbawionego Ricka, który obszedł auto i otworzył drzwi po mojej stronie. Prychnęłam pod nosem i wysiadłam z mustanga, momentalnie tęskniąc za jego skórzanymi siedzeniami. - Głowa do góry! Zaraz ci się humor poprawi. - Jego śmiech spowodował grymas na mojej twarzy. Nie zwrócił jednak na to najmniejszej uwagi. Chwycił mnie za ramie i pchnął w kierunku furtki.

- Tylko bądź grzeczna - rzucił do mnie Lucas, za co spiorunowałam go wzrokiem. Nie miałam pięciu lat.

Rick ponownie roześmiał się i przepuścił mnie przodem na teren swojej posesji. Od razu skierowaliśmy kroki na tyły, gdzie był warsztat. Mijając szereg gęsto posadzonych tui, dostrzegłam, że większość bram garażowych była otwartych. Na wielkim parkingu stało parę wozów. Niektóre krążyły wzdłuż i wszerz niego.

- Mam już parę planów, co do twojego dnia - przemówił nagle Rick, po krótkiej, ale błogiej chwili milczenia - pomyślałem, że może przeprowadziłabyś parę jazd testowych. Masz już w nich wprawę - zakpił, a kiedy spiorunowałam go spojrzeniem, poruszył znacząco brwiami. Prychnęłam w jego kierunku, mocno zaciskając pięści aby zapanować nad niepohamowaną ochotą uderzenia mężczyzny.

- Jak to kolejne głupie zadanie mające na celu sprawdzić, czy przeżyję, to...

- Nie, nie, nie, nic z tych rzeczy - przerwał mi szybko - chodzi o jazdy, potrzebne do zlokalizowania usterki albo sprawdzenie, czy moi ludzie dobrze wykonali swoją robotę.

Mruknęłam pod nosem, jeszcze nieco podejrzliwa, co do intencji właściciela warsztatu. Szybko jednak puściłam to w niepamięć, kiedy przekroczyliśmy progi pierwszej bramy garażowej i moim oczom ponownie ukazały się liczne stanowiska przepełnione zapracowanymi ludźmi i drogocennymi maszynami. Rick przejął prowadzenia, a ja posłusznie poczłapałam tam, gdzie on. Po drodze wodziłam wzrokiem wokół siebie, obserwując poczynania pracowników.

- Najpierw pójdziemy do Roxanne - mówił Rick przede mną, ale nie zwracałam większej uwagi na jego słowa - sprawdzimy, czy już skończyli z alfą romeo.

Kiwnęłam głową, chociaż nawet nie wiedziałam, na co się zgodziłam. Moją uwagę przykuło audi R8 spoczywające na podnośniku. Mężczyźni, którzy wokół niego krążyli, wyklinali coś związanego z jego podwoziem. Szybko jednak musiałam wrócić wzrokiem przed siebie i w tej samej chwili dostrzegłam, jak Rick skręca. Naszym oczom ukazała się bardzo młoda kobieta, dyrygująca towarzyszem obok, który właśnie opuszczał czerwony, sportowy samochód. Podeszłam bliżej, lustrując spojrzeniem pracownicę w ubrudzonym kombinezonie. Była niewiele wyższa ode mnie. Wyglądała na starszą, ale nie bardzo. Oceniłabym ją na rówieśniczkę Marka. Stała odwrócona do nas tyłem, więc jeszcze tylko zwróciłam uwagę na długie, gęste włosy spięte w niestarannego kucyka. Miała jasne ombre, które ładnie przechodziło z ciemnej barwy do jasnego blondu. Mimo wszystko jednak wolałam swoje niebieskie kudły.

- I jak? Będzie coś z niej? - zapytał Rick, zwracając jej uwagę. Następnie położył dłoń na lśniącej masce alfy, stukając palcami o gładką połać. Na ten widok kobieta obok krzyknęła i błyskawicznie strzepnęła rękę mężczyzny.

- Świeżo po polerce - warknęła złowrogo, sprawdzając, czy aby na pewno na masce nie została ani jedna plamka.

- No wiesz co? Na szefa podnosić rękę? - fuknął Rick, niby obrażonym głosem, jednak mimo to zrobił krok w tył.

- Powinno być wszystko w porządku. Przewody paliwowe i klocki wymienione. Dodatkowo poszperaliśmy coś niecoś w oprogramowaniu i podrasowaliśmy pewne rzeczy - mówiła, lustrując ostatni raz lśniący pojazd i ignorując jego komentarz. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i posłała swojemu małomównemu towarzyszowi pocieszający uśmiech.

- To świetnie! Czyli jazda próbna i odstawiamy? - upewnił się, na co kobieta odpowiedziała skinieniem głowy - to zostawiam Klarę w twoich rękach.

Dopiero teraz ktokolwiek zwrócił na mnie uwagę. Pracownica zmierzyła wzrokiem mój wygląd od góry do dołu i uniosła usta w kpiącym uśmiechu. Zerknęłam na jej szefa, który puścił do mnie oczko.

- Tim, masz kluczyki? - zapytała kobieta, w dalszym ciągu nie spuszczając mnie z oka. Odniosłam wrażenie, że posyła mi jakieś nieme wyzwanie. 

Mężczyzna pogrzebał w kieszeni i po chwili rzucił w jej kierunku kluczyki, które chwyciła zanim uderzyły o maskę alfy. Posłała mu karcące spojrzenie, na co jedynie z bladym uśmiechem wzruszył ramionami.

- Potowarzyszyłbym wam, ale zaraz O'Kelly przywiozą dwa porschaki. Miejcie ją na oku. - Rick skinął na mnie głową, a jego pracownica zasalutowała, dając znak, że wypełni zadania. Następnie szef warsztatu odszedł, zostawiając mnie samą w towarzystwie dwójki mechaników i czerwonej alfy.

- Rozumiem, że to ty jesteś tym driverem? - powiedziała do mnie kobieta, wykrzywiając usta w wyzywającym uśmiechu. Rozpuściła włosy, by po chwili ponownie je związać w kucyka, który tym razem nie był ani trochę rozwalony. Jej ciemnobrązowe oczy nie przestawały mnie starannie lustrować, zahaczając o każdy centymetr ciała.

- Wiele o mnie się wśród was mówi - odparłam po chwili obojętnie. Odpowiedziało mi parsknięciem śmiechem.

- Racja - przyznała, a następnie odrzuciła do mnie kluczyki. Gestem ręki pokazała, abym usiadła za kierowniną, a sama, nie czekając, aż to zrobię, zajęła miejsce na przednim siedzeniu. Zerknęłam na towarzyszącego nam mężczyznę, jednak ten był zbyt zajęty składaniem różnego rodzaju narzędzi, aby to wyłapać. Podrzuciłam kluczyk w ręce i ruszyłam w kierunku samochodu.

Kiedy usiadłam na skórzanym siedzeniu, bezustannie czułam na sobie spojrzenie Roxanne. Nie spoglądałam w jej kierunku, ale byłam przekonana, że obserwuje każdy mój ruch, łącznie z uruchomieniem maszyny i ustawianiem lusterek pod siebie. Powoli zaczynało się to dla mnie robić... niekomfortowe. Zacisnęłam usta w wąską linię i wbiłam twarde spojrzenie przed siebie, udając, że pasażera obok po prostu nie ma.

- Gdzie mam jechać? - zapytałam cicho, rozprostowując palce.

- Do drugiej bramy. Jeśli chodzi o to, co masz robić, to po prostu baw się tym sprzętem, dopóki nie powiem, żebyś wracała na stanowisko.

Kiwnęłam głową, aby pokazać, że zrozumiałam jej polecenie. Docisnęłam delikatnie pedał gazu, a do moich uszu dotarł warkot dobrego silnika. To właśnie uwielbiałam w sportowych samochodach. Już samą pracę maszyny. Powoli wyjechałam z warsztatu, uważając, aby nikogo, ani niczego nie uszkodzić i wjechałam na obszerny parking. Poza nami jeździło po placu co najmniej pięć najbardziej luksusowych samochodów. Przez chwilę obserwowałam, jak kierowcy maszyn robią różnego rodzaju drifty, kręcą koła, rozpędzają się, a następnie z piskiem opon zakręcają. Postanowiłam zrobić coś podobnego. Ruszyłam w kierunku miarę pustego miejsca, nieco rozpędzając samochód. W dalszym ciągu czułam na sobie spojrzenie towarzyszki obok. Powoli zaczynało mnie to irytować. Docisnęłam gwałtownie pedał gazu, a nasze ciała wbiły się w siedzenie. Automatycznie mój wzrok powiódł na pasy bezpieczeństwa i po sekundzie wahania, wspominając poranną lekcję Lucasa, zapięłam je. Roxanne parsknęła śmiechem i uczyniła to samo. Potem ponownie wróciła do bacznego lustrowania mnie. Zacisnęłam mocniej palce na kierownicy i niespodziewanie skręciłam nią mocno w prawo. Opony zapiszczały, zostawiając ciemne ślady na betonie, a do naszych nozdrzy dotarł zapach palonej gumy. Wyprostowałam koła i jeszcze mocniej docisnęłam pedał gazu, rozpędzając maszynę do pokaźnych prędkości. Otwarte garaże szybko migały po naszej prawej stronie. Gdyby teraz ktoś nieostrożnie wyszedł z jednego z nich, byłoby po nim.

Docierając do końca wyimaginowanego przeze mnie toru, ponownie ostro skręciłam, tym razem używając do tego hamulca ręcznego. Czułam silny nacisk na moją stronę i wiedziałam, że koła po drugiej uniosły się kilka centymetrów w górę. Kiedy wyprostowałam opony, zerknęłam na swoją pasażerkę. Miałam cichą nadzieję, że zrobię na niej wrażenie albo ujrzę na jej twarzy grozę. Zamiast tego zobaczyłam szeroki uśmiech. Jedną ręką chwyciła za uchwyt przy podsufitce, ściskając go tak mocno, że jej palce pobielały, ale mimo to wyglądała na odprężoną.

- Ten manewr znałam z opowieści. Pokaż mi coś nowego - rzuciła do mnie niemal znudzonym tonem. Wytrzeszczyłam na nią oczy, a ta ponagliła mnie gestem ręki. Wróciłam spojrzeniem na drogę. Chciała dreszczyku emocji, to go dostanie.

Zaczęłam hamować, tym samym odwracając alfę w kierunku, z którego właśnie nadjechałyśmy. Kiedy samochód znieruchomiał, postanowiłam użyć manewru, którego kiedyś nauczyłam się do perfekcji razem z moimi znajomymi. Wcisnęłam równocześnie pedał gazu i hamulec. Opony zaczęły boksować na asfalcie, wznosząc tumany dymu za nami, ale maszyna nawet nie drgnęła. Odczekałam krótką chwilę, a potem niespodziewanie wystrzeliłyśmy do przodu. Prędkość, którą wcześniej uzyskałyśmy, teraz zdobyłyśmy w ciągu kilkunastu sekund. W zasadzie to już dobijałyśmy do o wiele wyższych rejestrów, a mimo to Roxanne siedząca obok roześmiała się. Zaczęłam hamować, a kiedy zeszłyśmy znacząco na liczniku, zerknęłam na nią jak na wariatkę.

- Wiele osób opanowało tę sztuczkę na torze. Nie jest sensacją, ale w sumie podziwiam, że taki dzieciak jak ty, potrafi to. - Posłała mi kpiący uśmieszek.

- Zaczynasz mnie wkurzać - warknęłam i postanowiłam, że teraz na pewno uda mi się narobić jej strachu. Wbiłam wsteczny i ponownie spojrzałam na pasażerkę twardym spojrzeniem. Kiwnęła głową na zachętę, a wtedy zrobiłam to samo, lecz tym razem auto wystrzeliło do tyłu. Usłyszałam cichy pisk zaskoczenia obok siebie, dzięki czemu moje wargi od razu wykrzywił uśmiech zadowolenia. Jednak to jeszcze nie koniec.

Teraz wzrokiem wodziłam od jednego lusterka, do drugiego. Chwilowo jechałyśmy po linii prostej, ale już miałam ciekawsze dla nas plany. Niespodziewanie skręciłam, zwalniające nieznacznie. Alfa pomknęła w tę część parkingu, gdzie znajdowało się więcej aut. Skupiłam całą swoją uwagę na odbiciu w bocznych lusterkach, ponieważ w zasadzie to tylko na nich mogłam polegać. Obraz wokóło nas był zamazany, przez dużą prędkość.

Dojechałyśmy w miejsce, gdzie wokół beczek na ręcznym najprawdopodobniej nowiutki porsche kręcił małe kółka.

- Co ty chcesz zrobić?! - jęk mojej towarzyszki był lekarstwem na roztargane nerwy. Przemilczałam jej pytanie. Zbliżyłam się na bezpieczną odległość od czarnego samochodu i zaczęłam zataczać okręgi wokół niego. Milimetry dzieliły nas od przeorania bagażników sportowych aut. Kurz i dym niemal całkowicie przysłoniły chociażby zarysy naszych wozów. Kierowca porsche musiał wymięc, ponieważ jego pojazd niespodziewanie zatoczył się inaczej, niż do tej pory. Zwolniłam gwałtownie, a maszyna ledwo nas ominęła, wyskakując z toru. Wtedy ruszyłam do tyłu, mając przed maską czarne auto. Zrobiony przez nas gęsty dym już osiadał, jednak bardzo powoli. Mimo to dostrzegłam, jak mężczyzna prowadzący porsche otworzył drzwi i wysiadł, odprowadzając nas wzrokiem. Nie miałam jednak czasu na obserwowanie go, ponieważ właśnie dojeżdżałyśmy do błyszczącego wypolerowaną karoserią McLarena. Auto jechało przodem do kierunku jazdy, a kierowca chyba usiłował dać z maszyny jak najwięcej. Takiej okazji nie mogłam przegapić. Bez wahania sięgnęłam do przymocowanego przy kierownicy dodatkowego przycisku, odblokowującego butle z nitro. Gwałtownie nami szarpnęło, kiedy z wydechów buchnął ogień, a my osiągnęłyśmy jeszcze wyższe obroty. Dopiero teraz dotarło do mnie, że Roxanne krzyczy. Do tej pory nie zwróciłam na to uwagi.

Nasza alfa szybko zrównała się z pomarańczowym McLarenem. Jechaliśmy łeb w łeb z tą różnicą, że my tyłem. Docisnęłam jeszcze mocniej pedał gazu, nie mogąc pozwolić, aby ten pseudo wyścig zwyciężył kierowca obok. Po kilku sekundach zaczynałyśmy zyskiwać przewagę nad sytuacją, wysuwając się systematycznie o parę milimetrów. W końcu nasz tył minął maskę sportowej bestii obok, a ja na moment zerknęłam w stronę zdumionego mężczyzny, prowadzącego pomarańczowy wóz. Skinęłam w jego kierunku głową, posyłając mu blady uśmiech, a potem wróciłam spojrzeniem na lusterka. Uznając, że zwyciężyłyśmy ten pojedynek, skręciłam kierownicą i docisnęłam tym razem hamulec. McLaren ponownie nas wyminął, podczas gdy my zaczęłyśmy zataczać kółka wokół własnej osi, tak jak niedawno osiągnął to Lucas. Dym ponownie przysłonił nam obraz, a pisk opon zagłuszył pracę silnika. Głośniejsze od tego dźwięku były jedynie wrzaski Roxanne. W końcu auto stanęło, a kiedy nasza widoczność poprawiła się chociaż odrobinę, znów gwałtownie ruszyłam, nie dając swojej towarzyszce ani chwili wytchnienia. Oj, kogoś tu będzie bolała gardło przez resztę tygodnia.

- CO TY WYPRAWIASZ? - ryknęła, kiedy powoli docierało do niej, że kierujemy się prosto na budynek warsztatu,  w dalszym ciągu jadąc tyłem. Ponownie zignorowała jej pytanie, koncentrując wzrok na bramie garażowej. Kilkanaście metrów przed wjazdem zaczęłam hamować, ale wiele tym nie zyskałyśmy. Samochód w dalszym ciągu pędził z zawrotną prędkością tyłem do kierunku jazdy, a krzyki kobiety obok nasiliły się, co jeszcze parę sekund temu było wręcz niemożliwe. Jeszcze mocniej docisnęłam hamulec. Wskazówka na liczniku gwałtownie spadała. Mijając bramę garażową, nadal miałyśmy wysokie obroty, a blokowane koła wpadły w poślizg na płytkach, którymi wyłożono cały warsztat. Przez chwilę wydawało mi się, że moja pasażerka rozpoczęła jakieś modły. Zagryzłam mocno wargę, a palce zacisnęłam na kierownicy. Naszym tyłem miotało na prawo i lewo, a ja robiłam co w mojej mocy, aby nie stracić panowania nad pojazdem. Przez ułamek sekundy w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka, że może to jednak nie był najlepszy pomysł, ale szybko odgoniłam od siebie tę myśl. To był genialny pomysł. Wierzyłam w to.

W lusterkach widziałam, jak pracownicy warsztatu odskakują przed nami, a następnie ze zdziwieniem odprowadzali nas wzrokiem. Nie koncentrowałam jednak na nich uwagi, tylko na stanowisku, z którego wcześniej wyjechałyśmy. Naszym samochodem przestało miotać na boki idealnie w tym samym momencie, w którym potrzebowałam gwałtownie skręcić w prawo. Miejsce, gdzie alfa była reperowana, było dosyć krótkie. Za nami stał zaskoczony Tim, który zdążył uporać się ze wszystkimi narzędziami i przyrządami, a teraz najwyraźniej na nas czekał. Widząc tak gnające auto, opadł plecami na szafki za sobą, które stały już pod ścianą. Ani odrobinę więcej przestrzeni.

Adrenalina w moich żyłach wrzała. Sekundy dzieliła nas od przekonania się, czy zdołam wyhamować, czy też wgniotę mężczyznę w meble. Mieliśmy już dosyć małą prędkość, może za dużą na zatrzymanie pojazdu pedałem, ale małą. Ponownie użyłam ręcznego hamulca, blokując przy tym automatycznie opony. To jednak nie powstrzymało tego, że auto jadące po śląskich płytkach, nawet z zablokowanymi kołami, przemieściło się jeszcze kilka centymetrów. Kiedy byłam przekonana, że uszkodzenie Tima jest nieuniknione, alfa stanęła. Nie widziałam jednak w bocznym lusterku jego sylwetki, więc w końcu skierowałem wzrok przed siebie.

Wokół nas zgromadziło się wielu pracowników warsztatu, którzy z przerażeniem obserwowali całą akcję, a może nawet należeli do osób, które z trudem umknęły przed oponami. Wszyscy byli przeraźliwie bladzi, większość ściskała głowy rękami i zagryzała usta. Szybko straciłam nimi zainteresowanie, ponieważ usłyszałam, jak drzwi od strony pasażera otwierają się. Roxanne wypadła z samochodu, lądując na kolanach. Jej przyspieszony oddech i zielony odcień skóry spowodował, że tym razem ja wybuchnęłam śmiechem. Czułam jednak, jak mój głos drży. Ostatecznie również wysiadłam, będąc przekonana, że nogi ugną się pod moim ciężarem. Nic takiego jednak nie zaszło. Z zadowoleniem zauważyłam, że w mojej postawie nic nie wskazywało na to, że chociaż przez sekundę zwątpiłam w swoje zdolności.

Przeszłam na tyły alfy, aby zobaczyć, co tam u mojej niedoszłej ofiary. Tim w dalszym ciągu wciskał plecy w meble za sobą, drżąc na całym ciele. Wyglądał na kogoś, kto jeszcze nie do końca wiedział, co przed momentem zaszło.

 Bagażnik niemal muskał materiał jego kombinezonu. Sekunda późniejszej reakcji i byłoby po nim. Spojrzał na mnie tak, jakby zobaczył ducha. Posłałam mu słaby uśmiech i nie mówiąc nic, ponownie wróciłam do swojej pasażerki. Wokół panowała przejmująca cisza, którą chciałam jak najszybciej przerwać. Teraz czułam na sobie palące spojrzenia wszystkich wokół. Zignorowałam to jednak, wbijając spojrzenie w dziewczynę, która siedziała na podłodze, chyba niezdolna do wstania. Musiałam przyznać, że na wspomnienie jej komentarzy, teraz odczuwałam satysfakcję, która przyćmiła każde inne emocje.

- I co tam, Roxanne? - zagadnęłam do niej - pokazałam ci coś nowego? - zironizowałam. Kobieta uniosła na mnie wzrok. Jej włosy ponownie wypadły ze starannego kucyka, niszcząc fryzurę, ale twarz powoli nabierała zdrowego koloru. Uśmiechnęła się do mnie i tym razem w tym uśmiechu nie było ani kpiny, ani wyzwania, ani nawet złości czy strachu. Był po prostu szczery.

- Zaczynam cię lubić, laska - rzuciła do mnie - mów mi Rox.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top