Rozdział 22
- Musi się obudzić. Po naszych obietnicach czeka ją ostatni eksperyment. Jest tak blisko... - Usłyszałam czyjść bełkot, który nie do końca do mnie docierał. Nie zwróciłam na niego żadnej uwagi, nadal mając ciemność przed oczami. Może po prostu śniłam? Było mi za dobrze, aby to sprawdzać. Ostatnią rzeczą jaką chciałam, to powrót do żywych.
- Tak długo nic nie uległo poprawie - ponownie do moich uszu dotarł czyjś głos - może to było dla niej za dużo? Wątpię aby któryś z nas zrobił to lepiej, a wymagaliśny od dziewiętnastoletniej dziewczyny cudu.
- Dobrze wiesz, że szef zawsze miał tendecję do uważania osób, które sobie świetnie radziły od początku za zbudowanych z tytanu - prychnął jeszcze ktoś inny. Zmarszczyłam brwi, nieświadomie wydobywając z siebie jęk.
- Budzi się! Zawołajcie lekarza! - Czyjaś ekscytacja sprawiła mi ogromny ból. Przewróciła głowę na drugą stronę, a zaraz potem poczułam mdłości. Momentalnie zaschło mi w gardle.
- Boże, co za silna dziewucha. - Głos kolejnej osoby skłonił mnie do otworzenia oczu, ale nie potrafiłam. Moje powieki były za ciężkie. Ponownie wydałam z siebie stłumiony jęk. Oprócz tego nie potrafiłam nic więcej powiedzieć.
- Klara, wracaj do nas! - Ktoś mnie poprosił, więc podjęłam kolejną próbę. Tym razem przez wszechogarniającą ciemność przebił się prześwit światła. Wywołało to przeraźliwy ból, dlatego też ze stęknięciem szybko zamknęłam z powortem oczy.
- No dobrze Rouse, wstajemy. - Natarczywe szturchanie spowodowało, że rozchyliłam powieki. Dwie ciemne sylwetki nieco zasłaniały oślepiający blask, więc tym razem wytrzymałam dłużej. Wirujące fale przede mną stopniowo przybierały wyraziste kształty. Ujrzałam wysokiego, ciemnowłosego mężczyznę grzebiącego w swojej torbie. Szybko jednak straciłam nim zainteresowanie i przerzuciłam się na burzę jasnych włosów zwisających nad moją głową. Zmarszczyłam brwi, a serce mocniej mi załomotało w klatce piersiowej. Ciepła dłoń opadła na moje czoło, ogrzewając je. Rozchyliłam usta, próbując wydobyć z siebie jakieś słowa.
- Charlie? - zapytałam z nadzieją, a taki wysiłek spowodował pieczenie w gardle.
- Co? - Nachylona postać wyglądała na nieco zdezorientowaną, co mi nie pasowało do całej sytuacji.
- Czyli mam popytać o jakieś miejsca w psychiatryku? - Nad blondynem stanął kolejny mężczyzna w długich ciemnych włosach. Jego kpiący ton i zmarszczony nos automatycznie nakierowały mnie na odpowiedniego człowieka.
- Ja pierdole... - stęknęlam, przymykając oczy. Wszystko już pamiętałam.
- Kim jest Charlie? - Zatroskany Lucas w dalszym ciągu jeździł dłonią po moim czole, co powoli wzbudzał we mnie obrzydzenie. Nie mając już siły na mówienie, spróbowałam unieść rękę. Wykrzywiłam usta z bólu, ale koniec końców dopięłam swego i pokazałam chłopakowi środkowy palec. Wywołało to parę stłumionych śmiechów.
- Czyli wszystko jest w porządku - odezwał się nowy brunet przy mnie. Przyłożył do mojej klatki piersiowej zimny stetoskop, przez który minimalnie drgnęłam.
- Zabierz tę łapę - syknęłam do Lucasa, który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej natarczywy. Ból gardła był tak silny, że nie liczyłam nawet na to, iż jeszcze coś powiem.
- Naobiecywałaś, że na tej maszynie umrzesz, a teraz co? - Ponownie usłyszałam Marka. Odczuwałam coraz większą irytację, ale niewiele mogłam z tym zrobić. Nawet nie zdołałam zgiąć palców w pięści, ponieważ coś mi to uniemożliwiało.
- Pamiętasz, co się stało? - zapytał ponownie nowy facet, wyciągając tym razem jakiś notesik. Kiwnęłam głową na znak zgody, jednak musiał tego nie zauważyć, bo zaraz kontynuował. - Miałaś dosyć groźny wypadek na motorze. Na skutek upadku złamałaś dwa żebra, skręciłaś kostkę, zwichnęłaś nadgarstek i wybiłaś dwa palce.
Jęknęłam już na same te słowania. Chociaż to i tak niewiele. Mogło być gorzej. Równie dobrze właśnie teraz mógł powiadomić mnie, że nigdy już nie wstanę z łóżka. Albo w ogóle nie musiałby mi o niczym mówić, co w sumie byłoby dla mnie najlepszym rozwiązaniem.
Chciałam coś powiedzieć. Zapytać jakim cudem w takim motorze mogły się zablokować opony. Gdzie ABS, który by nigdy do tego nie dopuścił? Co niby osiągnęli w tym eksperymencie? Co było po wypadku? Jak długo byłam nieprzytomna, skoro jechałam w środku nocy, a wstałam w dzień? Nic jednak nie byłam już w stanie z siebie wydusić. Z trudem otwierałam powieki, a co dopiero dalej nadwyrężałam gardło.
- Co dalej? - Wyręczył mnie chociaż z jednej kwestii Callum. Ze zniecierpliwieniem czekałam na słowa lekarza, który przez chwilę jeszcze studiował jakieś papiery.
- Nic fascynującego - uznał, wstając - nie powinna się przemęczać. W sumie to wiele tutaj nie zrobi z takimi obrażeniami. Przez jakiś czas to chyba wy musicie jej służyć, panowie.
- Niedoczekanie - prychnął natychmiast Mark, a moje wnętrzności wykręciły fikołka z wściekłości. Wkurzał mnie jeszcze bardziej niż przed wypadkiem. W końcu to także przez niego leżałem teraz ledwo żywa, a ten bezczelnie jeszcze negował zdanie specjalisty. Nie łatwiej mnie od razu po prostu zabić? Po co mam cierpieć?
- Jest was na tyle, że chyba będziesz mógł zająć się czymś pożytecznym - mruknął w odpowiedzi przybysz, a kątem oka dostrzegłam, jak zaczął zbierać swoje rzeczy. Chyba nie do końca lubił Marka, a tym automatycznie zyskał moją sympatię.
- I ty niby masz być tym najlepszym lekarzem na Florydzie? To chyba mają tutaj tylko ciebie. - W głosie gangstera słyszałam coraz większą wściekłość.
- Też się zastanawiam co jeszcze robisz u boku szefa - prychnął doktorek, a potem przelotnie na mnie spojrzał.
- Widzisz, jestem zarówno dobry, jak i przydatny. A którą z tych cech ty masz? - Ich kłótnia doprowadzała mnie do jeszcze mocniejszego bólu głowy. Grymas wykrzywił moje wargi, a oczy mocno zacisnęłam.
- Zamknijcie się już - przerwał ich przekomarzanki Lucas - dzięki, że się nią zająłeś. - Swoje słowa najwyraźniej skierował do lekarza. W odpowiedzi skinął głową, ale nie skomentował tego. Ostatni raz obdarzył Marka mroźnym łypnięciem, a potem wrócił do mnie.
- Szybko wracaj do zdrowia. - Mrugnął i skierował swoje kroki do drzwi. Ktoś jeszcze mu potowarzyszył w drodzę do wyjścia, a reszta najprawdopodobniej pozostała przy mnie. Nie byłam tego do końca pewna. Jedyne co widziałam to zwisającą głowę Lucasa nad moją twarzą. Na myśl, że miałby mi "przez pewien czas służyć" skręcało mnie od środka. Chciałam znowu zasnąć i ocknąć się dopiero wtedy, gdy będę już cała i zdrowa. Albo najlepiej w ogóle nie wstawać. Same problemy tylko z tym.
- Dobra, to może ja ci trochę poopowiadam o tym, co zaszło po wypadku - zaproponował Sam, siadając na poprzednim miejscu doktora.
- Daj jej dzisiaj spokój - fuknął Lucas - i tak pewnie nic nie zapamięta z tego twojego monologu.
Chciałam jakoś dać znać, że chętnie wysłucham, ale nie potrafiłam w żaden sensowny sposób tego zakomunikować. Ruszyłam minimalnie ręką w kierunku chłopaka, ale najwidoczniej to była ta zwichnięta, ponieważ szybko tego pożałowałam. Syknęłam, krzywiąc się z bólu.
- Chyba jednak tego chce - parsknął śmiechem, a ja powędrowałam do niego wzrokiem - muszę przyznać, że to było niezłe widowisko.
- No wiesz co! - obruszył się Lucas, ale nikt na niego nie zwrócił większej uwagi.
- Na szczęście wszyscy szybko zareagowali i w ciągu kilkunastu minut przenieśliśmy cię tutaj.
- Tu... cz... - próbowałam z siebie coś wydusić, ale wychodziły jedynie dziwne pomruki i charknięcia. Poza podrażnieniem gardła niczego tym nie wniosłam do swojego życia.
- Jesteśmy w domu Ricka - Sam szybko zrozumiał o co chcę zapytać - nie mieliśmy czasu ani nawet możliwości przewieźć cię do nas.
- O wilku mowa. - Usłyszałam głos Lucasa, a gdy przeniosłam wzrok na niego, moim oczom ukazał się również właściciel warsztatu. Niósł w ręce dwie szklanki z jakimś napojem i przystanął na moment, by zlustrować mój mizerny wygląd.
- Dobrze, że wygrałaś zakupy z Luckym, bo wyglądasz fatalnie - rzucił krytycznie, a mnie przepełniła jeszcze większa wściekłość, niż w momencie opryskliwych komentarzy Marka. To mnie aż zdziwiło. Nie sądziłam, że jeszcze spotkam gorszą osobę w życiu. A jednak. To on najpierw skleił beznadziejną maszynę, a potem szukał naiwnika, który ją sprawdzi. Że też musiało paść na mnie... I co? Jedyne co miał do powiedzenia to krytykowanie mojego wyglądu? Sam przykuł mnie do tego łóżka. To wszystko była jego wina.
- Ty to się lepiej już nie odzywaj - prychnął Lucas.
- Za bardzo na nią dmuchasz i chuchasz - Ricki obdarzył chłopaka podejrzyliwym spojrzeniem, a potem przeszedł na drugą stronę łóżka, na którym leżałam - ona bez problemu wymordowałaby nas wszystkich, pokradła samochody i wyruszyła w świat. Słyszałem te wszystkie historie i na twoim miejscu lepiej bym uważał.
Powiodłam za mężczyzną i obdarzyłam go najbardziej nienawistnym spojrzeniem, na jaki było mnie w tym momencie stać. W takim stanie jednak ciężko było przyjąć bojową postawę. Czułam ich wyższość nade mną, co ani trochę mi nie pasowało.
- Narazie niech idzie po porstu spać. I tak jest otumaniona przez środki przeciwbólowe - stwierdził Sam, wstając ze swojego miejsca. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia z Lucasem i Rickiem, a potem ponownie zerknęli na mnie.
- Przyjdę jeszcze potem - obiecał blondyn, a ja miałam ochotę krzyczeć, by tego nie robił. Na chęciach jednak się skończyło. Obserwowałam, jak chłopcy opuszczają pomieszczenie, a kiedy zostałam sama, cisza aż nieprzyjemnie piszczała w moich uszach. Niespodziewanie ogarnęła mnie sennność. Na nowo zamknęłam oczy wracając do świata, w którym nie było bólu, cierpienia i problemów. Tak bardzo chciałam obudzić się w pełni zdrowa...
***
Czasami gdy śpimy, nagle ogarnia nas przejmujące przeczucie, że ktoś nas obserwuje. Tkwi tuż przy głowie, chuchając ciepłym powietrzem na twarz. Uważnie lustruje każdy centymetr skóry, chociaż wokół panują ciemności. Właśnie to poczucie wytrąciło mnie ze snu. Wiedziałam, że ktoś przy mnie jest. Nie miałam jednak siły, by spojrzeć w kierunku owej postaci. Nie obróciłam nawet głowy.
Z duszą na ramieniu czekałam, na jakiś znak. Poruszenie. Chwyt. Jęk. Coś, co by potwierdziło moje podejrzenia. Ogarnął mnie niepokój. W końcu nie byłam bezpieczna, zwłaszcza w tym momencie. Mój mózg wskakiwał na właściwe rejestry. Wracałam do postaci Klary Rouse. Zaczynałam myśleć racjonalnie. Zdawać sobie sprawy z tego, że właśnie w tym momencie jestem tylko i wyłącznie skazana na chłopaków. Zwłaszcza, gdy nie mam siły nawet podnieść się do pozycji siedzącej. Chociaż po co ktokolwiek miałby mi coś robić? Przeżyłam już tyle, wiele razy gangsterzy - o ironio - w jakiś sposób uratowali mi życie. Byłam ważna dla szefa, a co za tym idzie istotna w gangu.
Moje rozmyślania przerwał nagły ruch. Byłam przekonana, że drgnęłam nieznacznie, co było wystarczająco zauważalne. Nikt nie skomentował jednak tego.
Do pomieszczenia wpadło więcej światła. Ciszę rozdarło skrzypienie zawiasów w drzwiach. Przeraźliwy dźwięk, zwłaszcza w momencie, gdy toniesz w obawach. Może dopiero teraz ktoś mnie odwiedził...
- Tutaj jesteś. - Usłyszałam cichy szept, ale i tak błyskawicznie rozpoznałam, do kogo należał. Napięłam mięśnie, co wywołało u mnie falę bólu. Zacisnęłam mocno zęby, aby nie jęknąć.
- No jestem. - Tuż przy moim uchu rozbrzmiał głos Lucasa. Czyli to on był źródłem tego dziwnego uczucia. Mogłam się tego spodziewać.
- Chodź już. Przecież nic jej nie będzie - mruknął ponownie Mark, na co blondyn zareagował cichym westchnięciem. Nie wstał jednak z miejsca, ponieważ nie usłyszałam żadnego pomruku, który by na to wskazywał. Nadal trwał przy moim boku, obserwując zapewnie miarowo unoszącą się i opadającą klatkę piersiową. Przymajmniej miałam taką nadzieję, że robiłam to w miare spokojny, niespieszny sposób.
- Zaraz do was przyjdę - zadeklarował w końcu, jednak nawet ja czułam, że chciał po porstu pozbyć się bruneta. Najwidoczniej nie tylko ja go miałam dośc w ostatnim czasie.
- Chcesz pogadać? - zapytał z dziwną nutką troski w głosie. Aż mnie to zaskoczyło. Mark i troska? Współczucie albo jakakolwiek inna oznaka człowieczeństwa? Niebywałe.
- O czym niby? - prychnął kpiąco Lucas, chwytając niespodziewanie moją dłoń. Dużo mnie kosztowało powstrzymanie przemożnej chęci wyrwania ręki z jego uścisku. Nawet pozostawienie jej rozluźnionej było wyzwaniem.
Drzwi jakby jeszcze szerzej się otworzyły, ale nikt nie wszedł do pomieszczenia. Jedynie jasna smuga śmialej oblała podłogę, co wyraźnie dostrzegałama po swojej prawej stronie, gdzie nikogo nie było.
- Podobni jesteście do siebie - stwierdził Mark po dłuższej chwili ciszy. W myślach pewnie odnajdywał kolejne podobieństwa, których ja za nic w świecie nie dostrzegałam. Czułam się wręcz urażona takim stwierdzeniem.
- Wiem - odparł o wiele pewniej Lucas - tak strasznie przypomina mi mnie na tym etapie... - dodał po krótkiej przerwie. Irytacja przepełnieiała moje wnętrze. Ani odrobinę nie czułam się podobna do tego człowieka. Pod żadnym względem. Ani charakterem, ani wyglądem, ani podejście, do życia, ani pasjami, po porstu niczym.
Cichy śmiech przepełnił wnętrze mojej tymczasowej sypialni.
- Pamiętam to... - ponownie przemówił Mark, mając tym razem bardziej rozmarzony głos. Kolejny raz mnie zaskoczył. W tym momencie ukazywał wszystkie emocje, których do tej pory wydawał się nie mieć. Może dlatego uznałam to za fałszywe.
- Dużo jej jeszcze zostało? - zapytał znowu Lucas. Automatycznie wytężyłam słuch, licząc na jakieś konrety. Serce jednak przebił mi przeraźliwy chłód, ponieważ moja podświadomość od razu podsunęła mi koncepcję, iż chłopcy chcą mnie w końcu wykończyć.
- Ostatnie zadanie - odparł Mark, biorąc głęboki wdech.
- Najgorsze - dorzucił Lucas, co tym bardziej wywołało ciarki na mojej skórze. Coś gorszego od tego, co do tej pory przeżyłam? To jednak rozmawiali o śmierci.
- Poradzi sobie - rzucił brunet, czym jeszcze jeden raz mnie zaskoczył. Wierzył w możliwości porwanej dziewiętnastoletniej dziewczyny, takiej jak ja? Niespodziewałam się tego.
- Z Kevinem? Dobrze wiesz jakie jest jego zadanie - prychnął, wyraźnie niezadowolony. A skoro on był niezadowolony, to nie wróżyło to niczego dobrego. Ciężko było mi podtrzymywać wersję, że spokojnie śpię. Zależało mi jednak, aby usłyszeć jak najwięcej.
- Masz wątpliwości, co do jej przyszłości? - na moment pomiędzy chłopakami zawisła przejmująca cisza - ta dziewczyna zdziała wielkie rzeczy. Sam zobaczysz.
- Oby... - Poczułam, jak jego palce mocniej zaciskają moje. Z trudem powstrzymałam grymas.
- Chodź na dół nasz Romeo - zaśmiał się cicho Mark - nie wierzę, że taki pożądny facet jak ty w ostatnim czasie odstawia takie szopki.
- Złaź ze mnie - warknął niemiło blondyn, w końcu uwalniajac moją dłoń. Miałam ochotę nawet na ich oczach zetrzeć mokre ślady potu, jakie pozostawił na skórze. Ponownie nieznacznie wykrzywiłam usta.
- Nawet nie chciałbym wchodzić - zaśmiał się Mark a ja dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że słyszę po raz pierwszy w życiu jego szczery śmiech. Aż dziwne uczucie mnie ogarneło od tego.
- Błagam, niech już to wszystko dobiegnie końca - stęknął, a następnie wstał rozprostowując zastałe kości. W miarę cicho dotarł do progu, skąd dobiegł do mnie odgłos poklepywania.
- Widzę, że po raz pierwszy czekasz na koniec immunitetu, jak na zbawienie. - Ponownie usłyszałam śmiech Marka. To zdecydowanie za dużo wrażeń jak na kilka minut.
- Mam gorsze dni, okey? - mruknął Lucas, a potem zawiasy w drzwiach niemiło zaskrzypiały. Smuga światła na podłodze nieco się skróciła co by wskazywało na to, że zaraz przymkną drzwi i sobie pójdą.
- Namieszała ci w głowie. - Słowa bruneta cichły, aż w końcu nie słyszałam już niczego. Musieli pójść do pozostałych chłopaków, więc odetchnęłam z ulgą. Odwróciłam głowę w kierunku drzwi, które były niedomknięte. W ciemnościach nie byłam w stanie zobaczyć pokoju, w którym mnie umieścili. Blade światło wyostrzyło jedynie zarys krzesła zajmowanego jeszcze chwilę temu przez blondyna. Ponownie podsłuchałam ich rozmowę i ponownie tego żałowałam. Wolałam nie wiedzieć, że czeka mnie najgorsze zadanie ze wszystkich przy udziale jakiegoś Kevina. Już zaczynałam się bać, a co dopiero jak dojdzie do testu. Przymknęłam oczy. To co sugerował Mark również było dziwne. Wręcz idiotyczne. Byłam podobna do Lucasa? I to z czasów, gdy był na takim etapie, co ja? A na jakim niby jestem? O krok od śmierci? Obolała, połamana, pewnie posiniaczona albo poobdzierana. O co im wszystkim chodziło? No i jeszcze immunitet. Mieli na myśli tą wybiórczą nietykalność? Fakt, że wielu rzeczy nie mogli mi zrobić, ponieważ "byłam ważna dla szefa"?
Miałam coraz bardziej dość tego wszystkiego. Pragnęłam jedynie zakończenia eksperentu. Już nawet nie zależało mi na ucieczce. Wręcz przyłapałam się na tym, że jej nie pragnęłam. Byłam za bardzo ciekawa po co to wszystko. Do czego zmierzaliśmy. Jaki był inny sposób zakończenia tych wydarzeń poza moją śmiercią. Musiałam się tego dowiedzieć. Inaczej nie byłabym sobą.
Wzięłam głęboki wdech, od czego poczułam przejmujący ból. Zamknęłam ponownie oczy, chociaż wcale nie chciałam spać. Potrzebowałam po prostu zabić czas, który musiałam przeleżeć w łóżku. Nie miałam pojęcia jak długo byłam nieprzytomna ani co osiągnęli eksperymentem. Mój mózg pracował już tak, jak powinien i chociaż dalej brakowało mi sił, postanowiłam, że koniecznie zadam te wszystkie pytania pierwszej osobie, która wejdzie do tego pomieszczenia.
Leżąc z zamkniętymi oczami miałam idealne warunki do rozmyślań. Leki przeciwbólowe powoli musiały przestawać działać, bo o wiele mocniej odczuwałam każdy najmniejszy ruch. Mimo wszystko nie przyćmiło to racjonalnemu rozumowaniu. Dlatego niespodziewanie i z przerażeniem zdałam sobie z czegoś sprawę.
Ricki przed wyścigiem wyraźnie podkreślił słowo "test" mówiąc, że nikomu nie zależy na mojej śmierci. Czyli to nie był eksperyment doświadczalny, a sprawdzający coś, na czym zależało tym chorym ludziom. Chodziło o mnie. Opony zablokowały się bo zapewne od początku nie miały ABS-u. Wszystko miało wyglądać tak, jak wyglądało. Zaplanowali to i byli w pełni gotowi na ratowanie mnie zaraz po wykorzystaniu nitra i położeniu motocykla. W głowie mi się nie mieściło, że specjalnie doprowadzili do tak poważnego wypadku. Byli chorzy, całkowicie chorzy. Nieobliczalni. Po tym teraz jeszcze bardziej bałam się ostatniego testu. Mogłam dać sobie głowę uciąć, że Kevin będzie miał za zadanie mnie zabić. Po co jednak to wszystko? Jaki miały cel eksperymenty, które podobno wymyślił dla mnie szef?
Miałam serdecznie dość tych ludzi. Jednego bardziej od drugiego. Cierpiałam, nie mając nawet pojęcia, jaki był tego wszystkiego sens. Jednak będąc już na tym etapie i czekając na ostatni eksperyment, nie mogłam się poddać. Musiałam stawić mu czoła i to sobie właśnie obiecałam. Szybko wrócę do zdrowia, uporam się z Kevinem i w końcu dowiem, po co to wszystko.
Plan brzmiał doskonale, ale jego wykonanie było ciężkie. Potwornie ciężkie, ale nawet w tym momencie nie zdawałam sobie z tego sprawy. Moje wyobrażenia to był zaledwie skrawek całego problemu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top