Rozdział 17

- Nie zajmuję się nią dzisiaj! - fuknął oburzony Callum - przecież była umowa! Ten dzień jest Marka!

- Ale Mark musi jechać do Mony - prychnął brunet siedzący naprzeciwko mnie.

- Oooooo! Mona wraca na rynek? - parsknął Sam, na co zaraz dostał od chłopaka po głowie.

- Żadne "wraca na rynek" palancie, tylko ma pewne problemy.

- Pewnie z lufą, nie? - rzucił ironicznie Lucas, czym wzbudził wiele entuzjazmu u wszystkich, z wyjątkiem Marka. Nawet ja nie zdołałam powstrzymać wybuchu śmiechu.

- Tobie się przypadkiem osoby nie pomyliły? Pilnuj swój koniec nosa - warknął niemiło mężczyzna i zgromił przyjaciela spojrzeniem.

- Niech Lucas obejmie wartę - zaproponował Callum.

- Ja zawsze chętnie - chłopak zmierzył mnie i puścił oczko w moim kierunku na co prychnęłam pod nosem - ale niestety dzisiaj muszę naprawić parę rzeczy w waszej ruderze. Sami tego chcieliście.

- No to zostaje nam Sam...

- Sam nie ma czasu - od razu przerwał mu chłopak, siedzący tuż obok mnie - idę na imprezę.

- Jest środa! - krzyknęła cała ich trójka, na co ciemnowłosy chłopak wywrócił oczami i wzruszył ramionami.

- W grafiku wyraźnie jest napisane, że ten dzień należy do Marka. Nie moja wina.

- A ty czemu niby nie możesz? - zapytał Lucas, kierując wzrok na Calluma.

- Ricki dzisiaj przywozi nowy sprzęt. Nie może mnie tam zabraknąć.

Zapanowała chwila ciszy, podczas której każdy z wypisanym skupieniem na twarzy myślał nad idealnym wyjściem z tej sytuacji. Ja natomiast w tym czasie siedziałam pomiędzy nimi przy stole zastawionym bogatym śniadaniem przyrządzonym przeze mnie. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i oczekiwałam na werdykt. Najchętniej zostałabym sama, ale wolałam nawet im tego nie proponować. Niepotrzebnie wybuchłaby wojna przy tak znakomitym, nieco przypalonym posiłku.

- Papier, kamień, nożyce! - krzyknął niespodziewanie Sam, a jego oczy w momencie powiększyły się, jakby wymyślił plan życia. Pozostali popatrzyli po sobie, aż w końcu zgodnie wzięli udział w grze. Uderzyłam ręką w czoło. Czasami miałam wątpliwości, czy trafiłam do dobrze prosperującego gangu, gdzie otaczają mnie sami niebezpieczni ludzie, czy do szajki chłopaczków z zaburzeniami i niedorozwojem.

Z widocznym zażenowaniem na twarzy patrzyłam, jak grają w prymitywną grę mającą rozwiązać ich dylemat. Po trzech turach Lucas i Mark remisując wygrali, przez co Sam i Callum mieli stoczyć ostateczne starcie. Ze skupieniem patrzyli sobie w oczy, dając za każdym razem to samo. W końcu jednak nastąpił przełom i Callum wygrał.

- TAK! - wrzasnął na cały dom - szach mat, frajerze!

- Nie mogę jej zabrać ze sobą na imprezę! - krzyknął Sam, wstając gwałtownie ze swojego miejsca - Lucas siedzi w domu cały dzień, niech ona mu potowarzyszy!

- Naucz się w końcu przegrywać. - Wymieniony chłopak wywrócił oczami i wziął łyk kawy.

- Nie pij po prostu - rzucił Mark, na co nawet ja parsknęłam śmiechem.

- A myślisz staruchu, że po co chodzi się na imprezy? - zapytał ironicznie Sam - po to, żeby właśnie coś WYPIĆ! Nie wiem co ty robiłeś w naszym wieku, ale widać, że imprezy to ty miałeś słabe.

- Jestem raptem trzy lata starszy!

- Nie idziesz ze mną! - rzucił w moją stronę Sam, na co podniosłam ręce w geście obronnym.

- Uwierz, nawet nie mam na to ochoty - prychnęłam.

- To niech sama wybierze, z kim chce spędzić dzień - zasugerował, czemu automatycznie sprzeciwił się Callum. Zapewne w obawie, że moja widoczna miłość do motoryzacji może zaważyć na decyzji.

- Jakbym miała wybór to zostałabym tutaj sama - fuknęłam.

- Czyli Lucas!

- Nie! - zaprzeczyłam od razu, ale mój krzyk nie przebił się przez podniesione głosy.

- Mówiłem już, że z chęcią, ale mam do naprawienia parę rzeczy w domu. Jesteście pewni, że tego chcecie? - zapytał wyraźnie zdziwiony, czym na moment uspokoił towarzyszy. Popatrzyli po sobie i wzruszyli ramionami.

- Lepsze to, niż targ, Mona, czy impreza z nieodpowiedzialnym gościem. - Uznał Callum po chwili zamyślenia. Automatycznie spotkało się to z prychnięciem Sama. Zmroził brata spojrzeniem i dokończył swoją porcję posiłku.

W ciągu następnych paru minut wszyscy opuścili kuchnię, zostawiając w pomieszczeniu jedynie mnie i Lucasa. Popatrzyłam na towarzysza spode łba, co nie uszło jego uwadze. Dokończył kawę i oparł łokcie o stół, nachylając się nieznacznie w moją stronę.

- Miałem cię za mądrą osobę - zaczął, nie odrywając ode mnie wzroku - ale tym wyborem zbiłaś mnie z tropu. Ja, ty i pusty dom... - jęknął z rozmarzeniem przymykając oczy. Warknęłam coś pod nosem i wstałam od stołu. Szybko jednak zaczęłam zauważać plusy tej decyzji. Chodząc za nim krok w krok musiałam uczestniczyć w naprawianiu różnych domowych sprzętów. Liczyłam na to, że jako spec od elektryki zajmie się ukrytymi kamerami, jakimiś dyktafonami, czy innymi sprawami. Było to głupie z mojej strony i niewiarygodnie naiwne, ale właśnie taką miałam nadzieję. Szara rzeczywistość tym razem uderzyłam we mnie ze zdwojoną siłą...

- Boże, długo jeszcze? - zapytałam naprawdę wyczerpana samym patrzeniem na to.

- Nie poganiaj mnie, bo nigdy nie skończę tego - rzucił chłopak ze stoickim spokojem, co jeszcze bardziej mnie poirytowało. Zwiesiłam głowę na swoje nogi, które zwisały z umywalki. Kołysałam nimi rytmicznie w przód i w tył od dobrej godziny. Tuż przy nich Lucas walczył z rurą, którą trzeba było przetkać. Nie miałam pojęcia, że jego naprawy będą dotyczyły takich rzeczy. Spodziewałam się jakiejkolwiek elektroniki, ale nie zabawy w hydraulika!

- Lucaaaaaaas - wyjęczałam - chodźmy już stąd! - błagałam, powtarzając w kółko te same słowa. Setny raz przebiegłam wzrokiem po całym pomieszczeniu, ale nic mnie już w nim nie zaskakiwało. Miałam naprawdę dość. Nuda pożerała mnie od środka.

- Momencik... - Powtórzył chłopak tym samym spokojnym tonem głosu. Warknęłam niemiło pod nosem i oparłam ręce za sobą. Plecami przylgnęłam do lustra i spojrzałam na półeczkę, gdzie Sam i Callum mieli poustawiane perfumy. Chwyciłam pierwsze z nich i spojrzałam na etykietkę. Szybko jednak straciłam zainteresowaniem perfumami chłopaków, nawet nie sprawdzając ich zapachu. - Gotowe! - zakomunikował, wychodząc spod umywalki. Z piskiem wyrzuciłam ręce do góry i zeskoczyłam na podłogę. Zaraz potem usłyszałam dziwny huk, a zlękniona tym odgłosem, podskoczyłam.

Odwróciłam głowę, zerkając za siebie, by sprawdzić, co spowodowało taki hałas. Zobaczyłam umywalkę, która wisiała nad rurą, przytwierdzona do ściany, natomiast szafka pod nią spadła na podłogę, chociaż wcześniej wisiała w powietrzu. Zakryłam usta dłonią, zaskoczona tym, co zaszło. Spojrzałam na Lucasa i ze zdziwieniem zauważyłam, że jego twarz nie wyrażała absolutnie niczego. Patrzył obojętnie na zepsuty mebel, a potem skierował wzrok na mnie.

- Jesteś powalona, wiesz? - powiedział, nie objawiając żadnych emocji. Najwidoczniej opadając z sił, zgarbił sylwetkę i rzucił ściskany śrubokręt i klucz na podłogę. Narzędzia z łomotem odbiły się od dużych płytek, które pokrywały całą łazienkę. Chłopak automatycznie opadł na kolana, przeklinając pod nosem. Widząc, jak dokładnie przepatruje jasne płytki, po których odbijały się trzymane wcześniej przedmioty, stanęłam wyprostowana, krzyżując ręce na piersiach.

- Ty zbyt inteligentny też nie jesteś - rzuciłam, za co momentalnie zmierzył mnie spojrzeniem.

- Szybko stąd nie wyjdziesz - warknął już poirytowany, tracąc maskę obojętności podczas momentu największego skupienia.

- Lucaaaas - jęknęłam, jak małe dziecko.

- Nie - odparł twardo i przepychając mnie, wrócił do naprawiania szafki.

Przebiegłam kolejny raz wzrokiem po pomieszczeniu, tym razem jednak mając jakiś cel. Koniecznie potrzebowałam miejsca do siedzenia i szybko je znalazłam w wannie. Usiadłam na jej brzegu, a gdy tylko dotarło to do świadomości chłopaka, poderwał się z pozycji klęczącej i chwycił mnie za ręce, ciągnąc do siebie.

- Nie siadaj już nigdzie, dobrze? Też chce już stąd wyjść. - powiedział błagalnie, na co nie potrafiłam powstrzymać śmiechu.

- Spokojnie, nie jestem aż taka ciężka - machnęłam teatralnie ręką, uderzając zaraz jej wierzchem w lampę przywieszoną do ściany. W przestrachu, że szklany klosz spadnie, Lucas podskoczył i przytrzymał lekko dygoczący przedmiot. Gdy zapanował nad sytuacją, spojrzał na mnie karcąco, a w takim wypadku mi tylko zostało zrobienie niewinnych oczu i przygryzienie wargi.

- Za to jesteś niewyobrażalnie niezdarna - rzucił, a cień uśmiechu krążył po jego twarzy - po prostu stój w miejscu i nie wykonuj żadnych gwałtownych ruchów.

Wydęłam wargi obserwując, jak chłopak wraca do swojego zadania. Nie mając nic ciekawego do roboty, patrzyłam na jego zręczne dłonie, które próbowały uporać się z hakami. Z minuty na minutę moje zniecierpliwienie wzrastało. Po chwili niekontrolowanie zaczęłam przystępować z nogi na nogę, wzdychać i strzelać palcami.

- Irytujące z ciebie stworzenie - mruknął Lucas, a następnie zrobił krok w tył lustrując ponownie wiszącą szafkę. Dopiero teraz dotarło do mnie, że zakończył naprawę. Mebel znowu nie dotykał podłogi ani nic nie wskazywało na to, by miało szybko coś ulec zmianie w tej kwestii.

Uradowana wyrzuciłam ręce w górę i jako pierwsza opuściłam łazienkę. Lucas pozbierał swoje narzędzia i również powędrował w moje ślady.

- Co teraz? - zapytałam z entuzjazmem, rozumiejąc, jak strasznie ostatnio się nudziłam w willi. Brakowało mi dreszczyku emocji, jakiejś grubszej kłótni, czy czegokolwiek. Pilnowana przez chłopaków dwadzieścia cztery godziny na dobę nie miałam nawet co kombinować. Ledwo wyperswadowałam samodzielne wizyty w łazience. Powoli żałowałam, że tamtej nocy postanowiłam podsłuchiwać gangsterów. Niczego pożytecznego to nie wniosło do mojego życia, a tylko jeszcze bardziej je uprzykrzyło.

- Teraz muszę naprawić komputery w bibliotece. Chłopaki zawirusowali je doszczętnie. Przynajmniej tak twierdzą, że to wirusy. - Lukas wydął wargi, kręcą głową z niedowierzaniem.

- Nawet nie chce pytać, czym tak zniszczyli system - parsknęłam śmiechem i niechętnie poczłapałam za nastolatkiem. Nastawiałam się na kolejne nudne godziny spędzone u boku chłopaka, jednak gdy przekroczyłam progi biblioteki, napłynęły do mnie wspomnienia. Widząc rzędy wysokich regałów przypomniałam sobie, jak jednej nocy zawędrowałam w to miejsce. Znalazłam wtedy żółtą karteczkę, która nakierowała mnie na inną książke, zapewne kryjącą słowo należące do układanki. Dreszcz ekscytacji przeszył moje ciało. 

- Komputery są w tamtej części. - Poczułam szturchnięcie i na moment wróciłam do rzeczywistości. Obdarzyłam swojego towarzysza pytającym spojrzeniem, a ten w odpowiedzi wskazał mi odległy zakątek biblioteki. Całkowicie nie po tej stronie, co książki skrywające jakiś przekaz. Nie dałam jednak po sobie poznać ile zawodu sprawiła mi ta informacja i posłusznie poszłam w kierunku komputerów. Ostatnim razem nawet nie miałam czasu, by je zauważyć.

Minęliśmy rzędy regałów, a mi po głowie chodziło tylko pytanie, po co to wszystko, skoro ci ludzie na pewno nie lubili czytać. A nawet jeśli lubili, to nie mieli na to czasu. W końcu jaki gangster bawi się w lekturki nocami po morderstwach, kradzieżach, czy jeszcze innych rzeczach?

Dotarliśmy do części, w której regały ozdabiały tylko ściany. Centrum pomieszczenia natomiast zajmowało kilkanaście połączonych ze sobą ławek, na których ulokowano komputery. Poczułam się jak w swojej dawnej szkole na informatycje. Na to wspomnienie przeszył mnie kolejny mroźny dreszcz. Okropieństwo.

Lucas nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi, podszedł z narzędziami do pierwszego komputera. Przekrzywiłam głowę, spoglądając na pozostałe monitory. Na oko było ich trzydzieści.

- Masz je wszystkie naprawić? - zapytałam z niedowierzaniem.

- Wiesz... - blondyn wziął głęboki wdech - Sam i Callum to specyficzni ludzie. Wiesz, dlaczego tutaj jest tyle sprzętu?

Wzruszyłam ramionami, chociaż odwrócony do mnie plecami chłopak nie mógł tego zauważyć. Mimo wszystko szybko wrócił do kontynuowania wypowiedzi.

- Ponieważ panowie nie znają się kompletnie na elektronice i gdy jeden sprzęt wysiadł, kupili następny. A skoro teraz z nimi mieszkam to mnie poprosili o naprawę tych wszystkich złomów. Nie wiem co dokładnie będzie moim zadaniem, ale każdy ten komputer ma powrócić do życia.

Otworzyłam szerzej oczy, patrząc na wszystkie te sprzęt. Już widziałam, jak wychodzimy stąd dopiero o zmroku. Jęknęłam przeciągle, rozglądając się wokół za jakimś interesującym zajęciem, ale raczej niewiele miałam do roboty w bibliotece, pozostając mniej więcej w zasięgu wzroku chłopaka.

- I muszę się tutaj z tobą mordować? - zapytałam rozżalona taką koncepcją.

- Dokładnie... - mruknął, pochłonięty już nowym zajęciem. Nie był w stanie włączyć monitora, więc szybko wylądował pod biurkiem, rozbrajając komputer.

- No proszę cię! Nie wytrzymam tutaj! 

- Trudno - odburknął, wyraźnie skoncentrowany na swoim zadaniu.

- Obiecuję, że nie wyjdę z tej biblioteki! Połażę pomiędzy półkami, pooglądam widoki za oknem, ale błagam! Nie każ mi patrzeć, jak grzebiesz w kablach! - Podeszłam kilka kroków bliżej Lucasa. Chłopak na moment oderwał się od pracy i obdarzył mnie zirytowanym spojrzeniem. Widać było po nim, że w głowie kalkulował moje słowa.

- Nie - odparł w końcu twardo - nie wierzę w ani jedno twoje słowo. Może jeszcze mi powiesz, że zaczniesz czytać? - parsknął ironicznym śmiechem i z powrotem powrócił do naprawy. Wydęłam wargi, zaciskając mocniej pięści.

- To zamknij drzwi, jak mi nie ufasz - zasugerowałam, gotowa na wszystko, by tylko wrócić do miejsca, gdzie mogłam kontynuować szukanie jakiegoś szyfru. Moja desperacja widocznie zainteresowała blondyna, ponieważ ponownie skierował na mnie wzrok.

- Co ty knujesz? - zapytał, a nim wysłuchał jakiejkolwiek odpowiedzi, kontynuował dalej - poza tym nawet gdybym zabarykadował drzwi to zostaje cała masa różnych tajnych wyjść - wypalił, a zaraz potem gwałtownie się spiął. Kpiący uśmiech rozświetlił moją twarz. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.

- Trzeba być skończonym idiotą, żeby takie coś powiedzieć do takiej osoby, jak ja - prychnęłam jedynie, w duchu nie przestając nabijać się z towarzysza. Zapewne moje oczy zalśniły przez cenną informację, ponieważ Lucas postanowił zostawić na chwilę pracę i wyjść spod biurka. Stanął przede mną, zaciskając szczękę. Skrzyżowałam ręce na piersiach i popatrzyłam na niego ze śmiałym uśmiechem i ewidentnym poczuciem wyższości w całej tej sytuacji. Moja postawa wprawiła chłopaka w jeszcze większą irytację.

- Posłuchaj smarkulo - nakierował swój palec na moją twarz, czym możliwe, że chciał zrobić na mnie jakiekolwiek wrażenie. Tym razem jednak wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem i strzepnęłam jego rękę sprzed twarzy.

- To ty mnie posłuchaj - wbiłam swój palec w jego klatkę piersiową - nikt nie dowie się o twoim długim języku, jeśli pozwolisz mi chociażby pospacerować między regałami.

Blondyn uniósł jedną brew, zaciskając usta w wąską linię. Niespodziewanie chwycił mój nadgarstek i pociągnął bliżej siebie. Odchyliłam głowę, chcąc zachować jak największy dystans pomiędzy nami, a wraz z tym poczułam, jak mocniej zaciska palce. Jęknęłam, żałując zaraz potem, że pozwoliłam na pokazanie mu cierpienia. Wykrzywił wargi w półuśmiechu, co obrzydziło mnie.

- Odważnie jest stawiać ultimatum gangsterowi - wysyczał cicho tuż przed moją twarzą - tak nisko cenisz swoje życie?

- Jestem reżyserem swojego życia - popatrzyłam głęboko w jego jasne oczy, nie pozwalając sobie na ucieczkę spojrzeniem w jakikolwiek inny punkt - a skoro ja jestem reżyserem, to zakończenie również będzie takie, jak mi odpowiada - wypowiedziałam o wiele ciszej, analizując jego reakcję. Przez chwilę nic nie powiedział. Zastygliśmy w bezruchu, a jego bliskość coraz bardziej mi przeszkadzała.

- Piękna puenta - powiedział w końcu, a w jego głosie wyczułam nutkę kpiny - ale nie zrobiła na mnie większego wrażenia. 

Wydęłam wargi poirytowana. W odpowiedzi uzyskałam blask białych zębów chłopaka, który najwidoczniej w tym momencie dobrze się bawił.

- Możemy iść jednak na kompromis. Możesz sobie spacerować po całej tej bibliotece, ale musisz ze mną rozmawiać.

Zmarszczyłam brwi. Pomysł wydawał mi się być zbyt banalny. Zlustrowałam twarz towarzysza, szukając cienia żartu. Wyglądał jednak na kogoś, kto mówił poważnie.

- Jaki jest haczyk? - zapytałam niepewnie.

- Właśnie to, że musisz ze mną podtrzymywać rozmowę. - Wzruszył ramionami, a w jego oczach zalśniły dziwne iskierki. Ewidentnie coś knuł.

- Zgoda - powiedziała twardo, jednak tylko zgrywałam taką odważną. W głowie natomiast kumulowało mi się wiele obaw odnośnie tego planu. Moja reakacja wywołała u Lukasa nieukrywaną radość, co tym bardziej nie wróżyło niczego dobrego. Ostatecznie jednak puścił mój nadgarstek i powolnie powrócił do stanowiska pracy. Patrzyłam na niego przez chwilę, nie mogąc przemóc się do zrobienia, chociażby jednego kroku. Przygryzłam wargę, czekając na dalszy przebieg wydarzeń.

Blondyn ponownie zniknął pod stolikiem, rozbrajając komputer. Przez chwilę nic innego się nie działo, więc w końcu postanowiłam przestać go obserwować i ruszyć w kierunku pierwszego regału. Najprawdopodobniej nurtujące mnie książki były gdzieś pochowane we wcześniejszej części biblioteki, ale musiałam chociażby udawać, że na niczym konkretnym mi nie zależało. Lustrowałam okładki, nie czytając nawet ich tytułów.

- Udajesz, że lubisz dobre książki? - zakpił ze mnie po chwili Lucas. Prychnęłam pod nosem i nadal powolnie przemierzałam kolejne centymetry.

- Nie widzę sensu tej biblioteki. Chyba nikt z was nie czyta sobie w wolne wieczory.

- Mało jeszcze wiesz - mruknął chłopak, skupiając większą uwagę na wykonaniu powierzonego mu zadania. 

- Podobno dowiem się w swoim czasie - zakpiłam z ich ulubionego tekstu, który powodował u mnie jedynie podwojenie irytacji. Nagle moje oczy wyłapały zupełnie przypadkowo jeden tytuł. "Ostatni rycerz". Gdzieś już to widziałam albo słyszałam. Zmarszczyłam brwi, przeszukując swój umysł. I nagle zrozumiałam, czemu tytuł jakiejś nudnej książki wydawał mi się być znajomy.

- Słuchasz mnie? - warknięcie Lucasa wytrąciło mnie z równowagi. Spojrzałam w jego kierunku, czując ciarki na całym ciele. 

- Nie bardzo - odparłam obojętnie z całych sił usiłując opanować emocje. 

- Właśnie ci odpowiedziałem historię życia, a ty mnie nie słuchasz? - sztuczne oburzenie chłopaka spowodowało, że ponownie stanęłam do niego plecami, natomiast przodem do regału - to opowiem jeszcze raz.

- Nie przeciążaj strun głosowych. I tak mnie to nie obchodzi. - Chwyciłam losową książkę i powoli przewracałam strony. Grunt to stwarzać pozory.

- To może dla odmiany ty coś o sobie opowiesz?

- Niby co? - zapytałam obojętnie, nadal udając zainteresowaną encyklopedią o wszechświecie. W końcu zamknęłam książkę i z ulgą odłożyłam na miejsce. Cofnęłam się o dwa kroki i udawałam, że faktycznie ciekawią mnie tytuły pozostałych dzieł. Przed moimi oczami jednak nie znikał ten wyjątkowy egzemplarz "Ostatniego rycerza".

- Nie wiem... masz rodzeństwo? - rzucił obojętnie, a mnie na moment zmroziło. Napięłam wszystkie mięśnie i zacisnęłam dłonie w pięści. Nienawidziłam tematów dotyczących mojej rodziny, tym bardziej rodzeństwa. 

- A co, potrzebujecie jeszcze jakichś zakładników? - prychnęłam pod nosem, przybierając wrogiego tonu głosu. Lucas musiał wyczuć nagłe napięcie, ponieważ długo mi nie odpowiadał. Czułam na sobie jego palący wzrok.

- Zakładników? Tak o sobie myślisz? - zapytał, zręcznie unikając dalszych pytań dotyczących rodziny. Prychnęłam na to pod nosem i w końcu chwyciłam nurtującą mnie książkę. Zerknęłam dyskretnie za siebie, by sprawdzić, czy chłopak powrócił do pracy. Na szczęście nie obserwował mnie już, więc na spokojnie mogłam przeszukać lekturkę.

- Nie potrafię tego inaczej nazwać - mruknęłam, przerzucając szybko strony. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że poprzednia karteczka została w innych spodniach dresowych. Przeklęłam w myślach, wytężając umysł, czego potrzebowałam z "Ostatniego ryserza". Nie wiedziałam czemu, ale w pamięć zapadło mi jedynie to, że ukryta informacja ulokowana była w siódmym wersie. Strona sama się znalazłam, ponieważ pomiędzy dziesiątą, a dziewiątą stroną wetknięta była kolejna karteczka. 

- Zakładnicy są po to, żeby móc wyłudzić jakąś potrzebę - poinformował mnie Lucas, jednak ja nie bardzo go słuchałam. Obróciłam karteczkę, jednak nie wyciągnęłam jej, aby nie była widoczna dla chłopaka. Znajdowały się na niej ciężkie do odczytania słowa, które w końcu rozszyfrowałam.

"S.O.S" strona 101, wers 8, słowo 1 

(3)

Wzięłam głęboki wdech. Poszukiwanie kolejnej książki nie miało większego sensu, dopóki nie odczytałam wcześniejszego ukrytego wyrazu. Wydęłam wargi patrząc na siódmy wers na dziesiątej stronie. Przejechałam wzrokiem po znajdujących się tam wyrazach. Żadne nie wyglądało na jakieś spektakularne, które mogłoby być fragmentem układanki, ale w sumie skąd miałam pewność, że nie chodziło o zwykłe "W"? 

- Więc jak? Nadal uważasz, że jesteś zakładniczką? - Lucas ponownie oderwał mnie od mojego zajęcia. Rozproszył na moment moją uwagę, przez co wzięłam głębszy wdech, uspokajając emocje.

- Nie wiem kim jestem - odparłam zgodnie z prawdą. W głowie natomiast ciągle szukałam rozwiązania na problem, przez który nie mogłam pójść dalej. Najlepiej by było, gdybym zapisała gdzieś cały siódmy wers, ale nie miałam takiej możliwości. Generalnie byłam w potrzebie posiadania kartki i długopisu, czy ołówka. Kolejne wyrazy też trzeba było gdzieś zanotować.

- Na pewno nie zakładnikiem - parsknął śmiechem - cholera! - Jego nagły krzyk spowodował, że podskoczyłam w miejscu. Gwałtownie zamknęłam książkę i spojrzałam w jego stronę.

- Co ci? - zmarszczyłam brwi, próbując na własną rękę zlokalizować problem. 

- Zapomniałem zabrać odkurzacza komputerowego, a bez niego tutaj gówno widzę. Czekaj, za moment wracam - polecił mi, błyskawicznie wstając na równe nogi - nawet niczego nie próbuj, idę do pomieszczenia obok - dodał, grożąc mi palcem. Następnie truchtem oddalił się do wyjścia.

Kiedy tylko zniknął za progiem, ostrożnie i powoli podeszłam do jego skrzynki z narzędziami. Wokół porozżucane były różne śrubokręty, specyfiki i metrówki. Oprócz tego moim oczom ukazało się też coś na wzór tubki z klejem i parę innych przydatnych przedmiotów. Zaczęłam niepewnie przerzucać sprzęt chłopaka w poszukiwaniu ołówka, ale nigdzie nie mogłam żadnego znaleźć. W końcu w moje ręce wpadł mały nożyk do tapet. Uniosłam żółtą rączkę, odblokowując przy tym ostrze. Przez chwilę patrzyłam na jego brudną krawędź, kalkulując w głowie wszelkie za i przeciw jego wykorzystania. Aż ciarki przeszły mi po plecach, gdy oczami wyobraźni zobrazowałam sobie przebieg nowego, okropnie głupiego planu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top