Rozdział 16

Dopiero gdy wokół zapanowała ciemność, a jedynym towarzyszącym mi odgłosem był mój własny oddech ogłuszany co jakiś czas chrapaniem Marka, wróciłam wspomnieniami do minionego dnia. Sekunda za sekundą przeżywałam wszystko od nowa. Leżąć na materacu odczułam, że najprawdopodobniej zabiłam człowieka. Może nawet dwóch, w końcu nikt nie wiedział w jakim stanie był ten mężczyzna, który roztrzaskał auto o naczepę dostawczaka. 

Wzięłam głęboki wdech i przetarłam oczy dłońmi. Ten fakt nie raził mnie tak, jak za pierwszy razem. Przerażało mnie to. W końcu nie ma czegoś takiego jak "przywyknięcie" do zabijania. Moje życie drastycznie się zmieniło, a co za tym idzie i ja uległam wielu zmianom. W ciągu tych ostatnich kilku miesięcy spędzonych w mafii zrobiłam mase rzeczy i przeżyłam mase sytuacji, o których bym nawet na codzień nie myślała. Wcześniej byłam typem buntownika, chuligana, ale nie aż tak. 

Przewróciłam się na drugi bok. Kompletnie nie odczuwałam zmęczenia. Patrzyłam w ciemność i myślałam, co jeszcze może mnie spotkać. Bijatyki, zabijanie, kradzieże, ucieczki. A te testy? Może być gorzej? Chyba, że gonitwa po mieście to także był tylko test... zatem zaczęło nurtować mnie pytanie, czy go zdałam. I jak wysoka była stawka? Co, jeśli było nim moje życie? Decyzje, które podejmuje, czyny, które wykonuje, zbrodnie, których się dopuszczam.

Rozmyślania przerwał mi nagły szmer. Zignorowałam to, jednak zaraz ponownie do moich uszu dotarł ten sam dźwięk. Automatycznie zamknęłam oczy, udając, że śpię. Po odgłosach stwierdziłam, że Mark musiał wstać. 

- Jasne, idę - wymruczał, a ja dopiero po chwili zrozumiałam, że to nie było do mnie. Spięłam się nieznacznie, ale zaraz potem usiłowałam wrócić do spokojego oddechu i rozluźnienia. Nie mógł wiedzieć, że nie śpię.

Usłyszałam ciężkie kroki huczące o podłogę. Po tym dźwięku wywnioskowałam, że chłopak podszedł do mnie. Kucnął za moją głową, co równało się ze strzeleniem kości w jego kolanach. Z trudem utrzymałam niewzruszony wyraz twarzy. Zaraz potem na policzku poczułam jego ciepły oddech. Przez moment myślałam, że drgnęłam, jednak albo tego wcale nie zrobiłam, albo umknęło to uwadze Marka. 

Minęło kilka wyjątkowo stresujących sekund, aż w końcu chłopak wstał. Usłyszałam, jak odchodzi w stronę drzwi, a następnie w pomieszczeniu rozgrzmiał chrzęst zamka. Zaraz potem ponownie je zamknął, przez co znowu otoczyła mnie spokojna cisza. Odczekałam parę sekund, aż w końcu przewróciłam się na plecy i otworzyłam oczy. Zostałam sama, co sprawiło, że zaczęłąm główkować nad tym, gdzie mógł pójść mój opiekun. Jeszcze chwila minęła, zanim uniosłam ciało do pozycji siedzącej. W półmroku byłam w stanie dostrzec jedynie zarysy poszczególnych przedmiotów. Delikatnie wstałam i dla pewności podeszłam do narożnika. Leżał na nim jedynie niedbale ułożony koc. To od razu nasunęło mi pomysł sprawdzenia, co robi mój towarzysz.

Szybko podeszłam do drzwi i delikatnie je uchyliłam. Na szczęście zawiasy nie skrzypiały, więc bezszelestnie wyszłam na korytarz. Przemknęłam wzdłuż kilku pomieszczeń, z których nie dobiegały żadne odgłosy, aż do schodów. Niepewnie zeszłam parę stopni i dopiero w połowie drogi do moich uszu zaczęły docierać jakieś szmery. Przywarłam bardziej do ściany. Im niżej byłam, tym te szmery nabierały na sile, a nawet przeobrażały się w niewielką sprzeczkę. W końcu stanęłam na ostatnim schodzie, ale nawet nie próbowałam wychylić głowy zza winkla. Przełknęłam ślinę. Obecna sytuacja wyglądała łudząco podobnie do tej sprzed kilku tygodni. Nie skończyło się to wtedy dla mnie jakoś bardzo źle, więc nie wróciłam do pokoju. Przywarłam jeszcze bliżej ściany i nie wychylając się słuchałam, o czym rozmawiali.

- Szef jest zachwycony, więc to mamy całkowicie z głowy. - Bez problemu rozpoznałam głos Sama.

- A chłopakom nic nie jest? - Tym razem przemówił Callum.

- Nie. Myślałem, że zabiła Douglasa, ale jednak nie potrafi obsługiwać się bronią i tylko go drasnęła. Przez szok, że w ogóle dostał, stracił panowanie nad kierownicą. Gib też żyje, a Ollie umiejętnie ode mnie dostał. Parę szwów i po sprawie.

Zmarszczyłam brwi. Trochę mi zajęło, zanim zrozumiałam, że brunet mówił o mężczyznach, których spotkaliśmy w sklepie. Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia. Przeklnęłam w myślach. O co tutaj chodziło? Znali się? To wcale nie byli niebezpieczni faceci chcący nam zrobić krzywdę? To naprawdę był test, w wyniku którego w każdym momencie mogliśmy zginąć? Ci ludzie byli chorzy, naprawdę chorzy. Chęć ucieczki jeszcze bardziej nabrała dla mnie znaczenia. Choćbym musiała żyć pod mostem, musiałam wydostać się z ich rąk. Być jak najdalej od nich. Od nich i ich chorych gierek. Niemal pogodziłam się z myślą kolejnego zabójstwa, co niegdyś byłoby nie do pomyślenia.

- Ale mówie wam... od czasów Tammaro Franzese nie mieliśmy kogoś takiego... - Odnosiłam wrażenie, że w głosie Sama pobrzmiewał zachwyt i podziw. Prychnęłam po nosem z niedorzeczności całej tej sytuacji.

- Tammaro był niepokonany - prychnął zaraz Mark - jest naszą legendą.

- Myślę, że ona bez poblemu podniesie stawkę - rzucił pewnie mój towarzysz z tego dnia - nie widziałeś jej w akcji...

Nie byłam w stanie okiełznać myśli. Skąd ta pewność w jego słowach? Czemu zakładał, że w ogóle miałabym walczyć o jakieś podnoszenia stawek?  Kim był ten Tammaro i w jakiej sprawie miałabym z nim rywalizować? Za dużo informacji na raz. Nawet nie wiedziałam, do czego ta cała ich rozmowa zmierzała. Czułam, że niepotrzebnie schodziłam. Było zdać się na los.

- Z chęcią bym to zobaczył - przemówił ponownie Callum - czemu ty dostałeś niby takie zadanie?

- Chłopaki, nie teraz - jęknął Lucas zaspanym głosem - co dalej robimy? Jakie plany? Czego chce szef?

- Zostało nam jeszcze tylko pare błahostek. W zasadzie większość zależy tylko od niej. 

Wydęłam wargi. Skoro moja przyszłość leżała tylko w moich rękach i zależała od decyzji, które mam podjąć, to już jestem trupem. Chociaż, tak w sumie było od początku, a przeżyłam kilka miesięcy. Poczułam cień szansy, chociaż nadal nie wiedziałam, do czego te testy mają w ogóle doprowadzić. To było jedno z najbardziej nurtujących mnie pytań. Bez tego wszystkie inne informacje wydawały mi się być bezwartościowe.

- Myślicie, że kiedy to wszystko zakończymy? - zapytał Lucas.

- A co, szef zabronił ci jej tykać do końca misji? - Zapytał wyraźnie rozbawiony Sam. Zaraz potem usłyszałam jego jęk, a o podłogę rozbiło się coś szklanego. - Ej! Jeszcze nie dopiłem! - jęknął zdegustowany, a ja niemal wyobraziłam sobie jego minę.

- To dlatego taki opiekuńczy zrobił się ten nasz mały chłopczyk! - wturował mu brat. Nieznacznie skrzywiłam wargi. Dziwnie było podłuchiwać ich w takich momentach.

Niespodziewanie coś donośnie zadzwoniło. Podskoczyłam nieznacznie, wystraszona nagłym hałasem. Moje serce mocniej zabiło, przez co docisnęłam dłoń do klatki piersiowej. 

- Co tam? - zapytał od razu Lucas, ignorując rozmowę braci. 

- Szef do mnie napisał - odparł Mark, a potem zapadła chwila ciszy.

- Co tam chce? - Zaciekawił się Callum, jednak długo nie uzyskał odpowiedzi. Czułam, że to milczenie nie wróży niczego dobrego.

- No mów! - ponaglił go Sam.

- "Ściany mają uszy" - powiedział w końcu zaintrygowany brunet. Zmarszczyłam brwi, ale zaledwie ułamek sekundy potem dotarło do mnie, o co chodzi. Spłoszona, przeleciałam przelotnie wzrokiem po kątach ścian i przedmiotach najbliżej mnie. Byłam pewna, że chodziło o moje podsłuchiwanie. Skąd jednak wiedział o nim szef? 

- Co... - zaczął Callum, ale nim dokończył, rozległ się głośny tupot stóp. Sparaliżowana czekałam pod schodami, ponieważ nawet gdybym ruszyła do biegu, zobaczyliby mnie. Stałam więc cierpliwie wiedząc, że najbliższe minuty, godziny, może nawet dni nie będą korzystne dla mnie. Może nawet właśnie oblałam jakiś test i zostanę zabita?

Światła oświetliły cały dom. Nim się obejrzałam, koło mnie stanął któryś z chłopaków. Na moje nieszczęście był to Mark. Obydwoje wyglądaliśmy na równie spanikowanych. Minęło kilka przerażających sekund, które spędziliśmy tak po prostu stojąc i wpatrując się w siebie szeroko otwartymi oczami. Nagle, nawet nie wiedziałam skąd, w dłoni bruneta zalśnił pistolet. Wydałam z siebie jęk zaskoczenia i odskoczyłam raptownie do tyłu, zachaczając nogami o kolejny stopień. Straciłam równowagę i upadłam, boleśnie obijając kość ogonową oraz plecy. Powoli przyzwyczajałam umysł do porażki. Pogodziłam się z bliską śmiercią. Wtedy jednak broń w dłoni chłopaka podskoczyła, a Mark zacisnął palce na lufie. Wziął zamach, a ja automatycznie podniosłam wysoko ręce, tym samym zasłaniając głowę. Cios jednak nie padł na moją czaszkę, lecz na idealnie odsłonięty w takiej pozycji splot słoneczny. Niespodziewanie całe powietrze z moich płuc uszło. Poczułam dziwny niewład, powiązany z ogromnym bólem i ciągłym bezwdechem. Zaraz potem straciłam kontakt z rzeczywistością.

~~~

Jeszcze nigdy nie czułam się tak źle. Każdy wdech powodował niemiły ucisk. Sam brzuch bolał mnie niemiłosiernie, więc zakładałam, że koszulka przykrywała ogromnych rozmiarów siniaka. Pozycja siedząca ewidentnie nie była tą korzystną po takim ciosie. Uniosłam zamglony wzrok i od razu dostrzegłam całą czwórkę. Sam i Lucas stali po dwóch stronach doskonale mi znanego biurka w jednym z tych ubogich pomieszczeń. Mark i Callum natomiast siedzieli naprzeciwko mnie, jakby czekając tylko na moje przebudzenie. Podniosłam jeszcze wyżej głowę, chcąc nieco wyprostować swoją sylwetke, co spowodowało potworny ból w karku. Musiałam długo być trzymana na krześle.

- Dzień dobry, złotko. - Mark powitał mnie przesączonym jadem głosem. Wykrzywiłam wargi w niewyraźnym grymasie. Chciałam coś powiedzieć, ale słowa ugrzązły mi w gardle.

- Widzimy, że nasze zasady jednak nie przypadły ci do gustu - powiedział siedzący obok Callum - szkoda, wydawały się być sensowne.

Jęknęłam coś niemrawo, powoli pobudzając na nowo organizm do działania. Zacisnęłam dłonie na oparciu swojego krzesła i nieudolnie poprawiłam się. Taki żałosny widok wywołał uśmiech na twarzy Marka, co wzbudziło u mnie falę złości. Zacisnęłam zęby i napięłam brzuch, chcąc wstać. Zignorowałam kłujący ból i założyłam nogę na nogę, jakbym właśnie to od początku miała w planie. Małe łezki napłynęły do moich oczu wywołując ich dodatkowe szczypanie. Zamrugałam kilka razy, przygryzając wargę niemal do krwi. 

- Chyba za wysoko się cenisz, kochanie. - Callum kontynuował swoją przemową, ignorując moje poczynania.

- Nabrałaś pewności, iż jesteś tak bardzo ważna dla szefa, że nie jesteśmy w stanie nic ci zrobić - prychnął Mark, a ja uniosłam na niego wrogie spojrzenie - otóż jesteś w błędzie. Przez te miesiące usłyszałaś już wystarczająco dużo i nie będziemy ci mydlić oczu, czy próbować odwieźć od tej myśli. Stałaś się ważna dla szefa. 

- Jesteś jednak tak samo cenna zarówno z kompletem palców u stóp, jak i bez nich - zapewnił mnie jasnowłosy chłopak, splatając dłonie na biurku - nie myśl sobie, że chroni cię jakaś nietykalność z jego rozkazów. Błękitnej krwi to ty nie masz.

Spojrzałam na Sama i Lucasa. Ich miny były mniej złowrogie, wręcz odniosłam wrażenie, że przyczyną jakiejkolwiek ich irytcji były tylko słowa chłopaków. Sam wywrócił oczami, a Lucas lekceważąco uniósł głowę do sufitu, przymykając oczy. Coś mi podpowiadało, że podczas mojego omdlenia pomiędzy tą czwórką rozgrzmiała jakaś sprzeczka. 

- Dlatego zmienimy taktykę - Mark wstał ze swojego miejsca i podszedł trochę bliżej - będziesz miała dwudziestocztero godzinne warty. Mądrze podzielimy dni pomiędzy naszą czwórką i będziemy twoim cieniem. 

Nachylił się nad moją twarzą i spojrzał głęboko w oczy. Figlarny uśmieszek wykrzywił jego wargi, co mogło być oznaką tylko tego, że pod wartą Marka nie będę miała łatwo. Zacisnęłam zęby i utkwiłam wzrok w jego zielonych tęczówkach, niewzruszona złowrogim obliczem chłopaka. Przełknęłam ślinę, chcąc nieco pobudzić gardło do pracy. Otworzyłam usta, ale dopiero po chwili starań wydobyłam z niego syknięcie.

- Miałam już kiedyś cień - z każdym słowem moje struny rozgrzewały się, umożliwiając coraz głośniejszą mowę - nawet ten mój cień gnije pod ziemią. 

Patrzyłam z satysfakcją, jak mina Marka rzednie. W oczach dostrzegłam zdumienie. No tak, igrałam ze śmiercią. Nie miało to już jednak dla mnie takiego znaczenia. Moim głównym priorytetem było tylko to, by pokazać im, że nie dam się zastraszyć. 

- Mark, spokojnie! - Usłyszałam Sama, nim zauważyłam, co brunet zamierza mi zrobić. Drugi chłopak chwycił go za rękę, którą szybko wyszarpał. Dopiero wtedy dostrzegłam, że Mark zaciska palce na pistolecie, którym wcześniej wymierzył mi cios w splot słoneczny. Wściekły brunet przyłożył chłodną lufę do mojej łydki. Wzdrygnęłam się, jednak minę nadal miałam tak samo zaciętą. Łypaliśmy na siebie mroźnymi spojrzeniami i ani na moment nikt z nas nie odwrócił wzroku.

- Ścięgno Achillesa - Mark przejechał bronią od dolnej partii odsłoniętej łydki, aż po pięte - łączy mięśnie łydki z kością piętową. Największe ścięgno w ludzkim organizmie. Strzał wymierzony w to miejsce jest wyjątkowo bolesy, a zarazem długotrwały. Uczucie niemiłosiernego rwania utrzymuje się przez kilka dni, w tym przypadku, do póki nie dojdzie do rekonstrukcji ścięgna. Niedowład, obrzęk, krwiak...

Przełknęłam nieco wystraszona ślinę. Nagle rozbrzmiał dźwięk strzału. Podskoczyłam na krześle, wydając z siebie jęk szoku. Serce załomotało o moje żebra. Nie poczułam jednak przejmującego bólu w łydce, a teraz także nie czułam zimnego metalu przyłożonego do mojej skóry. Spojrzałam ponownie w oczy bruneta i dostrzegłam w nich cień rozbawienia.

- Rozjebałeś płytkę, kretynie! - wykrzyknął niespodziewanie Sam. 

Z łatwością odsunął krzesło, na którym siedziałam i schylił się nad posadzką. Również tam spojrzałam i pierwszy raz zwróciłam uwagę na to, że podłoga jest pokryta chyba milionem małych płytek. Na każdej z nich widniał ten sam, malutki i elegancki, czarny rysunek. Zmarszczyłam brwi na ten widok. Zwykle podłogi wykłada się sporo większymi.

Przez ich rozmiar, a także przez to, że strzał oddano z niewielkiej odległości przez mocną broń, dziura widniała w jednej płytce, natomiast chyba dziesięć kolejnych było pokryte pajenczynką. 

- Jesteś powalony! - sapał nadal Sam 

- Daj spokój - Mark ze zniecierpliwieniem wywrócił oczami - zwykła biała płytka z jakimś bazgrołkiem, mamy tutaj poważniejsze sprawy na głowie. - Ewidentnie chciał wrócić do sprawy związanej ze mną, ale brunet nie dawał za wygraną.

- Zwykła płytka?! Biała z bazgrołkiem?! To azulejo, jełopie! Ściągaliśmy je z Portugalii! 

Przez sekundę myślałam, że twarz Sama zaleją łzy. Widziałam, jak jego brat opiera czoło na ręce, a Lucas przeciera oczy dłońmi. Mnie natomiast cała ta sytuacja rozbawiła. Zapomniałam już nawet o wcześniejszych słowach Marka. Z moich ust wydobyło się ciche parsknięcie śmiechem, przez co Sam momentalnie zgromił mnie morderczym spojrzeniem.

- Wybacz. - Posłałam mu czuły uśmiech, który w istotcie powstrzymywał wybuch.

- Wracając - całość przerwał w końcu Callum - od dziś jeśli tylko zrobisz cokolwiek nie po naszej myśli, spotkają cię poważne konsekfencje. Będziemy ci odcinać palec za palcem, ucho za uchem, będziemy pojedyńczo wyrywać włosy z każdej jednej części twojego ciała. Na twoim czole będziemy gasić papierosy, a z twoich paznokci zrobimy wisiorek na szyje. Jasne? 

Spojrzałam na niego niewzruszona. Nie byłam pewna, czy to co mówi, faktycznie miałoby kiedykolwiek mieć miejsce. Popatrzyłam po twarzach pozostałych obecnych. Lucas był równie obojętny, jak ja próbowałam teraz być. Sam miał zbolałą minę, jednak było to raczej spowodowane utratą kilku płytek. Mark patrzył na mnie z cieniem zadowolenia, co potwierdziło tylko, że byłby pierwszą osobą, która przeprowadziłaby moje tortury. Callum wziął głęboki wdech.

- To koniec na dziś. Lucas, jest twoja.

Chłopak podszedł do mnie i bez przejęcia chwycił za przedramię. Pomógł mi podnieść ciało do pozycji stojącej. Syknęłam, czując ucisk zarówno w brzuchu, jak i w klatce piersiowej. Zgięłam się nieznacznie z tego powodu, ale zaraz potem ponownie wyprostowałam. Jakoś dotarłam do wyjścia, a gdy tylko Lucas zamknął drzwi po drugiej stronie, zostaliśmy odcięci od pozostałych.

W ciszy pomógł mi wyjść na górę i wrócić do naszej sypialni. Trzymał mnie na tyle delikatnie, że w każdej chwili mogłam wyszarpać rękę i uciec. Byłam jednak zbyt obolała na to, a nawet jako sprawna osoba nie uciekłam przed ich gangiem. Sytuacja wyglądała wyjątkowo źle. Zaczynałam powoli żałować, że poprzedniej nocy wyszłam z tego przeklętego pokoju. Narobiłam sobie tylko problemów i nadal niewiele wiedziałam. Tylko tyle, że wczorajsi przestępcy nie byli wrogami moich oprawców.

Lucas wpuścił mnie przodem i starannie zamknął drzwi. Usiadłam na narożniku, gdzie nadal w nieładzie leżał koc. Wzrokiem przebiegłam po nim, wspominając każdą sekundę minionej nocy. Przeszył mnie dreszcz na myśl, że w tej willi także poroztawiano ukryte kamery. Musiałam bardziej mieć się na baczności.

- Powiesz mi ładnie, co dokładnie wczoraj podsłuchałaś? - Lucas usiadł obok i utkwił wzrok w mojej twarzy. Nie pokazałam speszenia, czy strachu, więc również niewzruszona popatrzyłam na niego.

- Niczego nie usłyszałam. Zeszłam po szklankę wody. - Skłamałam, nie ufając chłopakowi. Może był inny niż pozostali. Może był od nich delikatniejszy, bardziej opiekuńczy, milszy. Może pomagał mi i wspierał mnie. To jednak niczego nie zmieniało. Był członkiem mafii i kompletnie mu nie ufałam. Jeszcze do tego wczorajsza rozmowa bliźniaków... Lucas wcale nie miał takich czystych intencji.

- Nie wierzę ci - wyjawił obojętnym tonem - mi możesz wszystko powiedzieć. Chcę ci tylko pomóc.

Chłopak położył dłoń na moim kolanie, na co zacisnęłam szczękę. Zaczynałam rozumieć, o co tu chodzi. Nie bez powodu dostał pierwszą wartę, chociaż pozostali doskonale widzieli, że obchodzi się ze mną w łagodny sposób. Liczyli na to, że mam u niego jakiś dług wdzięczności, może mawet darzę go sympatią i zaufaniem. Na tą myśl nie potrafiłam powstrzymać parsknięcia śmiechem pod nosem. Naprawdę myśleli, że dam się nabrać? Że wszystko ładnie wyśpiewam mojemu oprawcy tylko dlatego, że grał ze mną w innego rodzaju gierki?

Zdecydowanym ruchem strzepnęłam jego dłoń z kolana. Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu na widok jego zdumienia. Może mam tylko dziewiętnaście lat, ale nie jestem pustym plastikiem. Nigdy nie schlebiały mi wrażliwe manewry chłopaka.

- Zeszłam po wodę. Podziwiam jednak wasz spryt. Może u innej taka akcja by się powiodła, ale nie ze mną.

Przez chwilę panowała pomiędzy nami cisza. Lucas zaskoczony patrzył na mnie, ale nie skomentował moich słów. Dumna z tego, jaką reakcję w nim wywołałam, położyłam się na narożniku, kuląc nogi. I tak nie miałam siły na nic bardziej twórczego, a tym bardziej ochoty.

Przez chwilę chłopak nadal siedział w moich nogach, ale potem wstał. Nie otwierając oczu słuchałam, jak odpala telewizor i siada tym razem przy mojej głowie. Nadal jednak nie odezwał się ani słowem, co mi bardzo odpowiadało. Jego milczenie sprzyjał mojej drzemce.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top