5. Gotowa?

   Zdecydowanie miałam dość pomysłów Tytusa. Jak się można było spodziewać to na moich barkach spoczywało danie dyskretnie jedzenia naszym gościom oraz wymyślenie kłamstwa idealnego, aby wcisnąć go mamie. Tyle że sama nie wiedziałam co mogłabym wymyślić, by mama myślała... Właśnie co? Że znów w coś się wpakowaliśmy? Może ponownie coś o miesiącu miodowy? Nie, to już było.

   Zaś odpoczynek od dzieci czy obowiązków nie wchodzi w rachubę. Mama doskonale wie, że uwielbiam siedzieć ze swoimi skarbami, a obowiązki sprawiają, że czuje się użyteczna.

   Zamorduje Tytusa. Tak, to wspaniały pomysł. Nie będzie trzeba wymyślać wymówek czy gdziekolwiek jechać. Ale jestem pomysłowa! Normalnie chodzący ideał.

- Amelia? Dałaś im jeść?

   Tytus wyszedł z łazienki ze szczoteczka w dłoni. Miał na sobie jedynie dół od piżamy, przez co jego umięśnione ciało ukazało się w całej swej krasie. Jedynie na głowie miał gniazdo. Naprawdę! Chociaż opisanie jego fryzury jako po spotkaniu z naelektryzowanym piorunem jest najbardziej trafne.

- Nie - warknęłam. - To nie jest mój problem tylko twój. Ja zajmę się mamą ale to ty poinformowałeś ich o tym, że... czekaj co powiedziałeś?... - postukałam się palcem po dolnej wardze - ach, no tak! Mówiłeś, że ZAŁATWISZ im jedzenie. Nie powiedziałeś, że żona ma to zrobić, tak więc martw się tym sam. Powodzenia!

- Ale Amelio, skarbie...

- Możesz uznać, że hormony mi buzują jeśli nie chcesz pogodzić się z tym co ci oznajmiłam - uśmiechnęłam się dobrodusznie. - Powinieneś się cieszyć, że to ja wymyśle co powiedzieć mamie. Podziękujesz mi później.

    Ze złością w oczach zaczął szorować zęby. Patrzył na mnie tak jakbym właśnie zepsuła mu dzień oraz plany. Och, cóż za orzeźwiająca sprzeczka na dzień dobry.

- No dobrze skoro już ubrałam się w tą kwiecistą sukienkę, pójdę załatwić z mamą... Ach, przepraszam! Idę ją okłamać w twoim imieniu.

- Jesteś dziś taka niesprawiedliwa - Tytus zrobił minę zabitego szczeniaczka. - Wstałaś lewą nogą?

- Nie, no skąd! - machnęłam dłonią chwytając klamkę - Pomagam ci wziąć za siebie odpowiedzialność. Powinieneś mnie po nogach całować za moją...

- Daruj sobie, okej? - przerwał mi z powrotem wchodząc do łazienki, następnie trzasnął drzwiami.

   Z uśmiechem na wargach wyszłam na korytarz, ale zaraz się zatrzymałam. Obleciał mnie strach, że nie znajdę odpowiednich słów, aby przekonać mamę, że ta "wyprawa", na którą się wybieramy jest... niegroźna? Całkowicie bezpieczna?

   Pytanie, jednak czy mi uwierzy i nie będzie się martwić o nas. Znaczy zapewne... nie, na pewno będzie się martwić, ale mam nadzieję, iż nie aż tak, gdy dowie się o naszym wypadzie. Wolałabym, żeby przy mnie nie panikowała, bo wtedy i ja zacznę panikować, a to żadnej z nas nie pomoże. Chociaż Dimo będzie mieć idealną okazję, by się z nas pośmiać.

    Niepewnie ruszyłam w stronę salonu mamy. Wiedziałam, że to tam jest o tak wczesnej porze, ponieważ zawsze chodziła tam, aby sprawdzić czy pokojówki przypadkiem - ponownie - poprzesuwały niektóre części wyposażenia pomieszczenia. Dlatego też przyśpieszyłam dostrzegając zaciskającą w wąską kreskę usta, pokojówkę, która została zapewne przez moją mamę opieprzona. 

- Mamo? - zapytałam ostrożnie zaglądając do salonu.

- Skarbeńku! - krzyknęła mama odwracając się z radosnym uśmiechem - Te nowe pokojówki ponownie wszystko poprzestawiały jakby były u siebie! - poskarżyła się.

- A wytłumaczyłaś każdej z nich? - zapytałam - Jeśli nie to nic dziwnego, że ci przestawiają rzeczy.

    Na jej twarzy pojawiło się lekkie osłupienie. Zapewne nie przyszło jej to w ogóle do głowy albo zapomniała, że takie coś mogłoby jej pomóc.

- Och, moja kochana, mądra córeczko! - zawołała - Pójdę...

- Nie! - krzyknęłam pośpiesznie - Znaczy... chciałam cię złapać, mamo, aby - zamknęłam cicho drzwi - przekazać ci nowinę. Otóż długo rozmawialiśmy na ten temat z Tytusem, ale nie chcieliśmy cię przedwcześnie martwić. Tym bardziej, że nie mieliśmy pewności czy aby na pewno zdecydujemy się to zrobić.

- Poczekaj, chyba się pogubiłam, skarbie - mama pokręciła bezradnie poziomkowymi włosami. - Naprawdę chciałabym wiedzieć o co chodzi... Chwileczkę! Jesteś w ciąży? Albo planujecie już teraz...?

- Nie, tu nie chodzi o kolejne dziecko. Bardziej o kolejną wyprawę - wyjaśniłam opuszczając wzrok na ziemię. - Chcemy z Tytusem wyjechać na jakiś czas, ale tym razem zaplanowaliśmy, gdzie... Chociaż bardziej to on zdecydował, dla mnie to ma być niespodzianka. 

- Och, rozumiem - westchnęła smętnie. - Chcecie jechać pozwiedzać, a mnie zostawić z dziećmi?

- No, tak...

- Cudownie! - krzyknęła.

   To wybiło mnie w ziemie. Spodziewałam się kompletnie innej reakcji. Co nie zmienia faktu, że przynajmniej mam pewność, iż nie będzie żadnego sprzeciwu ani podejrzeń. Fantastycznie! Prawdą jest, że i tak ją okłamałam - na rozkaz lub prośbę - ale przynajmniej nie prosiła o dalsze wyjaśnienia.

- Więc nie ma mama żadnych pretensji czy sprzeciwów?

- Absolutnie żadnych! - uśmiechnęła się szerzej - A jeźdźcie sobie gdziekolwiek!


   Przepraszam, że rozdział jest krótki, ale jestem na wyjeździe. Następny rozdział wstawię, wtedy gdy wrócę od rodziny. Nie wiem kiedy dokładnie, ale na pewno w przyszłym miesiącu. Może wtedy zdecyduję się od czasu do czasu wstawiać po kilka rozdziałów. Przynajmniej mam taką nadzieję. Życzcie mi słońca!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top