41. Oświadczyny, najbardziej krepującą rzeczą na świecie

    Tatiana z jękiem frustracji, rzuciła kolejną sukienkę na coraz większą stertę ubrań na łóżku w jej pokoju. Przez co prawie nie było na nim widać, moich dwóch młodszych córek, które postanowiły pomóc swojej starszej siostrze w wyborze idealnej sukienki na oświadczyny. Chociaż pomoc to za wiele powiedziane. One po prostu przekrzykiwały się w radach, jaką to sukienkę powinna ubrać, ale zaraz same sobie zaprzeczały, gdy tylko zobaczyły w niej Tatianę.

- Nie mamy tyle czasu! - krzyknęła, w końcu nie wytrzymując.

- Naprawdę? - Kamila wyjrzała przez okno. - Moim zdaniem mamy jeszcze jakieś pięć godzin do świtu więc to całkiem sporo. Tym bardziej, że proponuję, byś przed nim kleknęła co najmniej po obiedzie lub w jego trakcie. To mogłoby być ciekawe.

- Nie mam zamiaru oświadczać się mu w czasie obiadu! Tylko przed kolacją...

- No, racja! Będzie bardziej romantycznie - zawołała kpiąco, Ignacja. - Najlepiej zrobić to szybko. Julian nie...

- Więc co, mam iść do niego teraz?!

- Czemu nie? Będzie zbyt zmęczony, aby ci odmówić - Kamila wzruszyła ramionami. Po czym wszystkie cztery parsknęłyśmy śmiechem.

- Wiesz, jak tak sobie o tym pomyślę to to jest naprawdę dobry pomysł! - Tatiana wyjęła z szafy koleją kreację. - Więc równie dobrze mogę iść w piżamie, co wy na to?

    Zagryzłam wargi, aby nie wybuchnąć śmiechem. Tatiana żartował sobie tylko dlatego, by nie myśleć o tym, co będzie musiała zrobić. Co mogło tylko oznaczać, że jest naprawdę przerażona. To z kolei nie wróżyło za dobrze. Coś tak sądzę, że te zaręczyny będą co najmniej... krępujące. Nie żeby ktokolwiek był w tej sztuce dobry, ale jednak myślałam, że kto jak kto, lecz moja najstarsza córka będzie tak samo pewna siebie jak jest na co dzień.

- Spokojnie. Nawet bez tego zdołasz go przekonać, będzie musiał się poddać, kiedy usłyszy twoje miażdżące argumenty - spróbowałam pocieszyć Tatianę, ale udało mi się jedynie, wywołać na jej twarzy, skrzywiony uśmiech.

- To Julian, mamo. Jest okropnie nieprzewidywalny, no i...

   Wrzasnęłyśmy, kiedy do pokoju ktoś wleciał. Ktoś kto nie spodziewał się, że drzwi są otwarte oraz, że właścicielka pokoju będzie w samej bieliźnie. Owy ktoś przeleciał przez pokój, po czym padł twarzą na łóżko - przez samą siłę rozpędu, rzecz jasna! - co dało mi chwilę, aby wepchnąć córkę za drzwi szafy.

- Aksel! - krzyknęła Kamila.

   Nastolatka zachichotała niczym prawdziwa, rasowa kokietka, nim wyciągnęła z buta sztylet i rzuciła nim w drzwi, aby się zamknęły. Usłyszałam łupniecie, następnie stukniecie wywołane upadającym na ziemię narzędziem.

- Czyś ty oczadział?! - Kamila wrzasnęła, patrząc na brata tak jak patrzy na mnie Tytus, gdy nie był zadowolony z mojego zachowania - Może najpierw powinieneś zapukać i nim wleziesz, rozejrzeć się czy kogoś na korytarzu nie ma, gdy twoja siostra oraz my zajmujemy się spiskowaniem?

   Aksel wyplatał się ze sterty ubrań z odrazą na twarzy. Dopiero po tym rozejrzał się po pokoju, aż natrafił na moje i Tat spojrzenie, które nie było ani trochę szczęśliwe z powodu jego nagłego pojawienia się. Przynajmniej nie w tym momencie.

- Wuj Ben przyjedzie jutro, aby pogratulować mi ślubu - oznajmił, pośpiesznie odwracając wzrok. - Ale nie po to przyszedłem. Wiem co stało się córce Juliana.

   Nastała głucha cisza, którą od razu przerwały kobiece krzyki, każda z nas chciała, aby kontynuował, nie trzymał nas w niepewności, żeby wreszcie powiedział o co chodzi i czy czegoś jeszcze się dowiedział. Dopiero później zdałyśmy sobie sprawę, że Aksel zrobił to celowo, by móc w międzyczasie odgadnąć co my właściwe robimy. I zgadł, niemal od razu.

- Tatiano, ty chcesz zmusić Juliana do ślubu? Poprzez kiecki?!

- Tak! A teraz powiedz o co chodzi z jego córką! - zawołała stosownie ignorując drugą część wypowiedzi brata. Wyszła zza drzwi szafy w granatowej sukience na ramiączkach do kolan. Miała ona małe złote gwiazdki i spiczasty dekolt.

- Ta! - krzyknęła Ignacja, wskazując swoją najstarszą siostrę - Ta jest idealna! Jeszcze tylko jakaś błyskotka albo dwie i będziesz wyglądać cudnie.

- Zdecydowanie - zgodziła się ze swoją siostrą, Kamila. - Tylko radzę ci wziąć balerinki, bo dużo łatwiej się w nich biega za uciekającym chłopakiem.

- Dzięki - parsknęła Tat. Jej ciemne oczy z fioletowymi plamkami, trafiły na spojrzenie brata. - No, więc? Powiesz w końcu czego się dowiedziałeś? Nie trzymaj nas dłużej w niepewności!

- Mała urodziła się z lekko zniekształconymi nerwami. Nie może chodzić. Nie da się tego wyleczyć - Aksel wygładził swój czarny garnitur ze srebrnymi guzikami. - Do końca życia będzie zmuszona poruszać się na wózku... znaczy, po części może się poruszać, jakąś sprawność ruchową ma, ale niewielką, taką że prawie żadną. Oczywiście z tego co wiem. Jest prawdopodobieństwo, że będzie mogła poruszać się o kulach, lecz i tak nie jest to aż takie pewne.

   Przycisnęłam dłoń do ust. Biedne dziecko... Biedny ojciec. Nigdy nie zobaczy pierwszych pewnych kroków swojej córeczki. Nigdy nie zobaczy radości dziecka z tego powodu, że wreszcie porusza się sama, na własnych nogach.

   Koło siebie usłyszałam ciche jękniecie. Widać było, że to zasmuciło również Tatianę.

- Co teraz? Przecież nie mogę go zmusić do małżeństwa, a jeśli jego córka... Może on boi się, że po raz kolejny straci żonę, podczas porodu albo... albo, że jego dziecko będzie mieć takie problemy przez niego? - Tatiana opadła na najbliższe krzesło nie martwią się, że pogniecie sukienkę. Wyglądała na niezwykle strapioną. - Ale Mateo nie może dostać tego stanowiska - potarła czoło zmęczonym gestem. - Dwie strony jednej monety.

- Julian potrzebuje pomocy - odparł powoli Aksel. - Nie rozumie, że jej potrzebuje oraz, że krzywdzi córkę unikając jej. Ona potrzebuje pomocy tak samo jak on, aby zrozumieć co robi źle. Przy okazji tylko małżeństwo sprawi, iż jego pozycja będzie bezpieczna - mój syn uśmiechnął się smutno. - On po prostu musi to zrozumieć. Ale musi to zrozumieć teraz, nim będzie za późno, bo nawet ja nie będę mógł sprzeciwić się radzie.

- Jeśli będzie trzeba, będziemy musieli go zmusić do obietnicy - skończyłam za chłopaka.

- Tak - imperator westchnął ciężko. - Właśnie do tego zamierzałem. Tyle, że należny znaleźć coś co sprawi, że nie będzie to związane z zabijaniem go, ponieważ mogę podejrzewać, iż będzie mu wszystko jedno.

*********

   Trzymałam za rękę Tatianę, kiedy szliśmy do pokoju Juliana. Z tego co wiedziałyśmy miał tam być więc to była idealna, niepowtarzalna okazja, aby wziąć chłopaka z zaskoczenia. Tym bardziej, że obie tak naprawdę chciałybyśmy się odwrócić i uciec.

   Tatiana nie chciała tego małżeństwa, ale nie miała wyboru. Wobec czego Tytus może być z siebie dumny, osiągnął to czego chciał: zmusił córkę do małżeństwa z tym konkretnym facetem i mu się udało. Normalnie żyć nie umierać!

- Boję się - wyznała Tatiana z ręką już gotowa do zapukania.

- Mogę to sobie tylko wyobrażać - wyszeptałam równie przejęta.

- Miejmy to już za sobą - mruknęła dziewczyna, po czym nim się zdołałaby rozmyślić, szybko zapukała do drzwi. Trochę mocno, lecz to można przypisać tylko stresowi, nie żeby Julian miał się tego domyślić nawet nie wiedząc o co chodzi.

   Już po chwili drzwi się otworzyły, a w nich stanął Julian. Miał na sobie koszulę i spodnie garniturowe. Rękawy koszuli były podwinięte po łokcie. Wyglądał jakby właśnie zamierzał iść do łazienki, a nasze przyjście mu w tym przeszkodziło. Coś tak czułam moje dzieciaki za bardzo go męczą, za bardzo wzięły sobie do serca nie przeszkadzanie nam w planie zeswatania Bena.

- Tak?

- Chciałyśmy z tobą porozmawiać - odparła pośpiesznie, strasznie piskliwie Tatiana. Odchrząknęła zapewne po to, by odzyskać władzę nad głosem. - To bardzo ważne. Możemy wejść?

   Julian uniósł prawą brew w geście zaskoczenia, ale cofnął się, wpuszczając nas do wnętrza pokoju, do którego weszliśmy... znaczy musiałam wciągnąć do niego Tat, gdyż wyglądało na to, że dziewczyna wrosła w ziemię. Dosłownie.

     Kiedy stanęliśmy w środku pokoju, Julian zapytał:

- To w czym mogę pomóc?

    Spojrzałam na córkę, która ze spuszczonym wzrokiem wpatrywałam się w swoje stopy, prawdopodobnie je podziwiając w tak niewłaściwym momencie. Mogłoby się wydawać, że zabrakło jej odwagi i... Och! Mojej najodważniejszej córce zabrakło nie tylko odwagi, ale również języka w buzi.

- Jak zapewne wiesz, twoje dziedzictwo jest nieco zagrożone - zaczęłam, wbijając w rudowłosego chłopaka, spojrzenie. Jego oczy były, mimo to cały czas skierowane na Tatianę jakby oczekiwał, iż to ona w końcu powie po co przylazła ze swoją matką. - Dlatego...

- Chcę cię prosić o... rękę - przerwała mi dziewczyna. Podniosła wzrok i z wypiekami na twarzy, spojrzała na chłopaka. O dziwo w jej oczach widać było nadzieję, że jednak nie będzie utrudniał i zgodzi się bez najdrobniejszego wahania.

- Nie - odpowiedział od razu. 

- Nie rozumiesz?! Wiem kim jest Mateo, taka osoba nie może dostać tak ważnego stanowiska - wczepiła palce we włosy z frustracją. - On jest nieobliczalny, rządny władzy, dużo bardziej bezwzględny niż mój ojciec, gotowy zrobić wszystko, aby dostać tego czego akurat teraz chce. Dlatego właśnie musisz się zgodzić.

- To ty nie rozumiesz - Julian pozwolił sobie na słaby uśmiech. Zamiast uciekać (tak jak sądziła Kamila, że zrobi), oparł się swobodnie plecami o zamknięte drzwi. Rzucił mi krótkie smutne spojrzenie jakby już od dawna przeczuwał, iż przyjdziemy, by go o to prosić. - Gdyby znała pani powody, dla których jestem zmuszony odmówić, zrozumiałaby pani. Jestem tego pewien, co więcej zrobiłaby pani wszystko, by nie pozwolić na moją zgodę.

- Mateo... - zaczęłam, ale ponownie mi przerwano. Normalnie do siebie pasują. 

- Ależ ja doskonale wiem jakim jest człowiekiem - mężczyzna odepchnął się od drzwi i ruszył w naszą stronę. Tym razem, jednak zwracał się do Tatiany. - Gdybym wcześniej cię poznał od razu bym się zgodził, aby ci dopiec. Jesteś taka uparta, zabawna i denerwujące, że wręcz nie mógłbym sobie odpuścić, ale... - zacisnal mocno powieki - wczoraj jak na ciebie wpadłem i zobaczyłem co ci Mateo zrobił... zrozumiałem, że nie byłbym w stanie ci tego uczynić. Jesteś wspaniałą, młodą kobietą, która z prawdziwym oddaniem poświęca się każdemu kto tego potrzebuje, kto o to prosi. Służysz nie tylko radą, ale i pomocą... Do tego sądzę, że zasłużyłaś na to, aby się zakochać - chociaż nie jestem pewny czy potrafisz - dodał na wpół żartobliwym tonem, po czym od razu spoważniał i kontynuował - Nie mniej, nie byłbym wstanie cię zabić.

- Rozumiem a... - Tatiana aż się cofnęłam, gdy dotarło do niej co wojownik powiedział. Ja zaś sięgnęłam za siebie po broń i z sykiem wciągnęłam powietrze. Nie miałam żadnej broni. Zostawiłam ją w swoim pokoju. - Zabić? - dziewczyna wbiła przestraszone spojrzenie w chłopaka.

- Tak, zabić - Julian opadł na łóżko. Dalej patrzył na moją córkę jakby chciał w ten sposób przekonać ją jak złym jest człowiekiem i, że to co mówi jest niezwykle ważne. - Moja żona nie zmarła przy porodzie. Tak konkretnie byłem w niej zakochany już jako dzieciak, później matka zmusiła mnie do małżeństwa z nią, ponieważ była córką jej przyjaciółki. Potem, po naszym ślubie, okazało się, że jest za słaba psychicznie na czynniki negatywne, na stres i tym podobne rzeczy. A do tego... Kiedy urodziła dziewczynkę i lekarze powiedzieli, że prawdopodobnie nigdy nie będzie chodzić... Tego było dla niej za wiele - chłopak westchnął. - Uznała, że przez to nie będę jej kochać, że porzucę ją z tym pokaleczonym dzieckiem. Że zostawię ją sama z taką... jak to wtedy nazwała naszą Skye?... szkaradą. Prawda była taka, że pokochałem dziewczynkę od razu, nawet z jej wadami tyle, że moją żona nie. Tydzień po narodzinach, usłyszałem płacz córki. Odruchowo rozejrzałem się za Fioną. Nie było jej. Znalazłem ją przy naszej córeczce. Chciała ją udusić, właśnie się do tego szykowała - głos Julianowi się na chwilę załamał. - Więc musiałem wybrać kogo chcę ocalić czy kobietę, która cały czas będzie chciała zabić nasze dziecko, czy moją małą córeczkę, która na pewno nie zabijałaby swojego rodzeństwa za to, że ma jakieś dolegliwości.

- Więc zabiłeś żonę - odezwałam się cicho.

- Tak, proszę pani. Zabiłem swoją chorą żonę - pokiwał głową, nie spuszczając spojrzenia z Tat. - Właśnie dlatego boję się, że... Nie chcę powtórki, Tatiano. Nie znam cię, ale myślę, że... że mógłbym cię polubić, gdybym miał więcej czasu.

    Nastała chwila ciszy. Każdy trawił to co zostało powiedziane. Każdy miał kolejne pytania, na które teraz nie było czasu. Każdy chciał zrozumieć to co się właściwie wydarzyło.

    Mimo to... Uważałam, że Julian dobrze postąpił. Z tego co powiedział, dało się od razu zrozumieć, że jego żona naprawdę próbowałaby uśmiercić swoje dziecko, aż do skutku. Nie akceptowała Skye, ponieważ ta nie może chodzić. Co za matka tak postępuje?!

- Ja nikogo, bym nie zabiła! Dlatego... - krzyknęła Tatiana, zacisnęła wargi i pomimo strachu w oczach, dokończyła - Nie zmienię zdania. Jeśli mnie o to poprosisz złożę przysięgę, że nigdy nie zabiję ani twojej córki, ani ciebie, ani naszych dzieci - o ile się na nie zdecydujemy, ale to w dalekiej przyszłości. Naprawdę dalekiej! - Jestem na to gotowa, nawet teraz! Ja, Tatiana Woodrok, przysięgam tobie, Julianie Danos, że nigdy, chociażby ktoś mnie do tego zmuszał, nie zabiję ani ciebie, ani twojej córki Skye, ani naszych dzieci.

   Julian i ja byliśmy tak zaskoczeni, że jedyne co mogliśmy zrobić to otworzyć szeroko usta. Mój szok, jednak nie mógł dorównywać szokowi Juliana. Nie spodziewał się czegoś takiego, po tym co powiedział. Uznał zapewne, że to sprawi, iż dziewczyna ucieknie, gdzie pieprz rośnie. Podejrzewam, że nawet ja potrzebowałabym dwóch dni na przetrawienie tego wszystkiego, a Tatianie wystarczyło dosłownie kilka minut na analizę wypowiedzi Juliana, aby się ostatecznie zdecydować.

    Mój wzrok znów skoczył ku chłopakowi. Jego miodowe, rozszerzone oczy nadal wpatrywały się z niedowierzaniem w dziewczynę. Widać było, że jej przysięga sprawiła, iż parę jego neuronów w mózgu, właśnie dymiło z przeciążenia otrzymanych informacji.

- Jeśli zdecydujesz się na zgodę - oznajmiłam zdając sobie sprawę, że musi się zrewanżować - musisz złożyć taką samą przysięgę, co moja córka. Nie chcę się martwić, iż pewnego dnia ci odbije i... sam rozumiesz.

- Tatiano - chłopak wstał, po czym z lekkim wahaniem ruszył w stronę mojej córki. Stanął metr od niej, przez co i ja, i moja córka musiałyśmy zadrzeć do góry głowy - naprawdę doceniam twój zapał i chęć powstrzymania tego drania, ale muszę odmówić.

- Serio?! Aż trzy odmowy jednego dnia? - pośpiesznie zamrugała - Mi odmawiasz? Co nie spełniam twoich oczekiwań?

- Mówiłem już, że...

- Nie chcesz powrotu rozrywki, tak wiem! - wyrzuciła ręce do góry, następnie wbiła swój wskazujący palec prawej ręki w jego tors. - Ale tym razem będzie inaczej. Przecież nawet się nie lubimy! Cały czas doprowadzamy do nerwicy więc nie ma możliwości, by nagle połączyło nas takie uczucie jak te opisywane w zasłodzonych romansach. Przełknij dumę i się zgódź! Co ci szkodzi?!

- Daj mi dokończyć ty zarozumiała egocentryczko! - warknął, potrząsając Tatianą - Mówiłem już ci, że twoje rozdęte ego...

- Więc to jest dla ciebie problemem?! Może znajdź sobie jakiś poważniejszy...

- Tatiano, nie ma mowy, bym się zgodził. Jeśli mam wygrać z Mateo to tylko w uczciwej walce!

- Bo myślisz, że on będzie uczciwie walczył?! Jesteś tak samo bezmyślny jak sądziłam - odepchnęła go od siebie, albo raczej starała się go odepchnąć, bo chłopak nie przesunął się nawet o centymetr. - Jestem pewna, że znajdzie sobie jakąś głupiutką lalunię, która od razu zgodzi się na ślub z nim, ale ty możesz być pierwszy. Możemy pobrać się nawet dzisiaj.

- Nie wiedziałem, że aż tak bardzo chcesz wyjść za mnie za mąż - widać Julianowi powrócił dobry humor. Co nie zmienia faktu, iż to jedynie coraz bardziej nakręcało dziewczynę. - No wiem, jestem taki przystojny, wspaniały, ciężko oderwać ode mnie spojrzenie i...

- Jak ja ciebie nie znoszę! Chcę nam wszystkim pomóc, a ty po prostu tą pomocą wzgardzasz?! - tym razem użyła więcej siły, chłopak cofnął się o krok, zaś Tat ruszyła do drzwi. - Czekam na odpowiedz do jutrzejszej nocy. Jeśli nadal będziesz przeciwny, odurzę cię czymś i siłą zaciągnę do ołtarza!

- Moja odpowiedź dalej będzie brzmiała "nie"!

    Wyszła trzaskając drzwiami. Julian roześmiał się cicho, nim zdał sobie sprawę, że przez ten cały czas nie byli sami. Że córka zostawiła mnie samą, kompletnie o mnie zapominając.

    Rudowłosy młodzieniec lekko się zarumienił jakby oczekiwał, iż zaraz mu się dostanie za to, że zdenerwował Tatianę. W końcu nadal pozostawało faktem to, iż Tytus jest moim mężem. No chyba, że sądził...

- Także... no - mruknęłam z zakłopotaniem. - Pamiętaj, że już złożyła przysięgę.

     Julian skinął głową, unikając mojego spojrzenia.

********

   Na korytarzu znalazłam Tatianę. Widać dopiero po efektownym wyjściu, sobie o mnie przypomniała. Po jej wargach błąkał się uśmiech, który próbowała jakoś zatuszować albo sprawić, by definitywnie zniknął.

- A jednak pamięta jak mam na imię - rzuciła, kiedy złapałam ją pod rękę i poprowadziłam w stronę naszych pokoi.

- Słucham?

- Wcześniej zachowywał się jakby nie wiedział jak brzmi moje imię - wyjaśniła, ale zaraz spoważniała. Obejrzała się za siebie. - Współczuję mu. Miał ciężką przeszłość.

- Wiem.

- Niemniej naprawdę chciałabym, żeby się zgodził - westchnęła. - Chociaż kiedy tak mówił... wyobraziłam sobie, że mnie całuje albo dotyka i... Brr! - wzdrygnęła się. - Prędzej piekło zamarznie!

- Też tak mówiłam, kiedy spotkałam Tytusa.

- Co to miało znaczyć?! - pisnęła.

- Nic, kompletnie nic, a co pomyślałaś?

- Nic, kompletnie nic! - odparła trochę za gwałtownie.


   Następny rozdział 08.04. Przy okazji pragnę podziękować za wszystkie Wasze komentarze (które niezwykle mnie cieszą!) oraz gwiazdki. Sprawiają, że mam jeszcze większy zapał do pisania, co zapewne z kolei cieszy Was :)

  Z okazji Świąt Wielkanocnych życzę wszystkich szczęśliwych, słodkich (kto nie lubi czekolady), rodzinnych świąt, a przede wszystkim mokrego dyngusa. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top