40. Mniejsze zło
Ktoś wdarł się z samego rana, do mojej i Tytusa sypialni, gdy jeszcze spaliśmy. Z powodu tak nagłego natarcia, siadłam na łóżku, kompletnie nie wiedząc o co chodzi. W pokoju były wszystkie nasze dzieci, włącznie z Sewerynem, który właśnie pakował się na łóżko i położył koło mnie, pod kołdrą, zapewne widząc, że jego ojciec kurczowo się mnie trzyma.
- Wyjaśnicie mi, o co chodzi? - pogłaskałam po ciemno- kasztanowej główce swojego najmłodszego syna. - Bo chyba jestem nie w temacie.
Od strony Tytusa odezwało się ciche prychanie jakby próbował powstrzymać głośny śmiech. Zignorowałam to z wielkim trudem, gdyż naprawdę chciałabym móc tak spać kompletnie nie przejmując się tym, że...
- A gdzie Tatiana? - dopiero teraz zauważyłam, że jej nigdzie nie ma.
- Właśnie my w jej sprawie - odezwała się Ignacja, wyłamując sobie palce.
- Pamiętasz może Mateo? - zapytał Toy' a.
- Kogo?
- Jednego z byłych Tat - wyjaśnił Aksel. - Tego co, tak zalazł jej za skórę.
- Czy to ten, któremu prawie musieli amputować nogę? - zapytałam.
- Właśnie! - Kamila pstryknęła w moją stronę, palcami - Właśnie o niego chodzi.
- Co z nim? - zapytał Tytus nie podnosząc głowy. Widać to go zainteresowało.
Dzieci popatrzyły po sobie z lekkim strachem i niepewnością. Wyglądało na to, że nie mogli się zdecydować, które z nich miało przekazać dalsze informacje. Musiałam wobec tego poczekać jakieś dwie minuty, nim zdecydowali się, że to Kilian ma przedstawić wszystko, co chcieli powiedzieć.
- Jest tutaj. Z tego co zdołaliśmy się dowiedzieć, chce się ubiegać o to stanowisko ojca Juliana i ma na to stanowisko równe prawo.
- Jak to? - mój mąż, siadł na łóżku i śledził swoje dzieci wzrokiem, gdy te siadły wokoło nas.
- Właśnie się o tym dowiedziałem - Aksel przejął głos. - Nim dziadek postanowił po raz ostatni odwiedzić jakieś miejsce. Dowiedziałem się, że Mateo może ubiegać się o to stanowisko, ponieważ ma zamiar się ustatkować. W starym prawie była mowa o tym, że człowiek, który przeszedł odpowiednie testy, może wziąć udział w rywalizacji o ten urząd pod warunkiem, że się ustatkuje - Aksel przejechał po twarzy dłonią. - Ma zamiar ubiegać się o rękę mojej siostry, właśnie to mi powiedział, kiedy wraz z Tatianą wracaliśmy do pokojów, po tym jak odprowadziliśmy dziadka do jego auta. Mateo powiedział nam, że chce ponownie chodzić z moją siostrą. Ale widać było, że to dlatego, że jest siostrą imperatora i to zwiększa jego możliwości do zgarnięcia urzędu Julianowi. I nieważne jak bardzo zalazł za skórę mojej siostrze, uważam, że Julian jest bardziej odpowiedni do tego stanowiska niż Mateo.
- Więc musimy coś z tym zrobić - rzucił Tytus i wstał z łóżka. - Nie możemy zmusić do niczego Tatiany, ale możemy sprawić, żeby podjęła słuszną decyzję.
- Tytusie poczekaj - chwyciłam męża za jego spodnie od piżamy w prawie ostatniej chwili.
- Co?
- Jeśli będziemy coś robić, Tatiana będzie chciała się jakoś sprzeciwić. Jeśli, jednak ona sama będzie zmuszona sobie z tym poradzić, podejmie odpowiednią decyzję.
- Więc mamy siedzieć z rozłożonymi rękami? - zapytała, nieco wzburzona Kamila.
- No raczej nam, by się to nie udało w obecnej sytuacji - uśmiechnęłam się. - Na łóżku nie ma tak dużo miejsca jak mogłoby się wam wydawać.
Rozległo się parę śmiechów, nim uciszył je Tytus swoim spojrzeniem. Co z kolei mnie rozbawiło. Czyli, jednak niezwykle poważnie traktował tą niespotykaną sytuację.
*********
Z udawanym spokojem siedziałam koło mamy, zastanawiając się, gdzie jest Tat, co robi, co myśli, z kim jest. Chociaż mogłam podejrzewać z kim, ponieważ w salonie razem ze mną, z Dimą (mężem mamy) oraz z mamą, siedział Julian. Z początku było niezręcznie, ale już po chwili wyjaśnił nam, że ukrywa się przed ojcem, który próbował mu wyjaśnić w jaki sposób powinien walczyć o swoje stanowisko stratega.
Julian był ubrany w swój zwyczajowy garnitur o brązowym kolorze. Jego rude włosy wyglądały jakby przeszła przez nie burza, ale dzięki temu wyglądał na bardziej wyluzowanego niż był w rzeczywistości.
- Słyszałem różne rzeczy na twój temat, mój drogi chłopcze - odezwał się Dimo, zmrożonymi oczami, wpatrując się w chłopaka, który aktualnie starał się czytać, chociaż czuł nieustannie nasze spojrzenia.
- Mam nadzieję, że pochlebne - zamknął książkę, po czym oparł ramiona o zagłówek.
- Przeważnie raczej nie - odparł mężczyzna, wzruszając ramionami.
- Zapewne od Tat?
- Nie tylko od mojej wnuczki...
- Wnuczki? - chłopak zmarszczył brwi.
- Odkąd ożeniłem się z moją drogą, dzieciaki nazywają mnie swoim dziadkiem - wyjaśnił. - Moja kochana, mogłabyś udać się po coś do picia?
- Już! - mama w śmiesznej, falbaniastej, niezwykle kwiecistej sukni od razu wyszła. Pozostał po niej jedynie mocny, odrobinę duszący, kwiatowy zapach.
- Ona nie wie, że jej tymczasowym mężem był poprzedni imperator?
- Nie i tak ma pozostać - odparłam, nachylając się w jego stronę. - Chyba, że chcesz, abym cię przed wszystkimi ośmieszyła, a uwierz mi, wychodzi mi to naprawdę wspaniale. W końcu Tatiana i moje dzieci musiały to po kimś odziedziczyć, a Tytus nie jest skory do ośmieszania ludzi. Woli inne metody, ale chyba ty o tym już wiesz.
- Wiem - potwierdził. Po czym lekko się uśmiechnął jakby to go wcale nie ruszyło. Pod tym względem tak bardzo przypominał mi męża, że aż się uśmiechnęłam.
Jak to się mówi? Córki wychodzą za mąż za swoich ojców? Może nie będzie aż tak źle jak przypuszczałam? Oby!
- Wobec tego moje pytanie brzmi: co teraz zrobisz z tym, czego się dowiedziałeś?
- Jeszcze nie wiem, ale chyba zostawię to dla siebie, bo jakoś nie widzę, aby pani matka tęskniła za byłym mężem.
- Dobra decyzja, chłopcze - Dimo ponownie pozwolił sobie na odprężenie. W tych jego szarych, workowatych spodniach i w pasiastej koszuli, wydawał się być łagodnym, nieszkodliwym dziadkiem, który dopiero co wrócił z gry w karty ze swoimi kumplami.
- Ojoj, czuję się prawie jak zwycięzca - parsknął Julian.
- Jesteś tak podobny do Tytusa, że mam ochotę cię udusić - wyznał po chwili Dimo. - To tu powinieneś poczuć się zaszczycony. W końcu... Uch! Wystarczy mi tylko jeden Tytus, a nie aż dwóch.
Z ogromnym trudem powstrzymałam się od śmiechu. Nie miałam pojęcia, że Dimo, po tym co usłyszał będzie tak uprzedzony do Juliana, iż porówna go do mojego męża. Znaczy i tak zauważyłam podobieństwo, które Dimo tak bardzo uwypuklił, ale wolałam zachować to dla siebie, tym bardziej, że chłopak mógłby pomyśleć, iż mamy co do niego jakieś większe plany.
- Amelio, skarbeńku, mogłabyś mi podać jakiś koc? Trochę mi zimno w nogi, a gdyby dowiedziała się o tym twoja matka, byłoby naprawdę kiepsko. Kocham ją, ale jeśli przyniosłaby mi ze trzy koce to raczej nie byłbym zachwycony.
- Jasne, nie ma sprawy - odparłam, błyskawicznie się podnosząc.
W salonie była tylko jedna szafka z kocami, do której właśnie podeszłam.
- Matka?
- Jestem Ziemianką. Kiedy wydano mnie za Tytusa, jego matka poprosiła mnie, abym tak się do niej zwracała. Tak, bym nie czuła się na obcej mi planecie tak... samotnie - odparłam, przykucając przy szafce. Wzięłam z niej ciepły, wełniany przedmiot i wstając, dokończyłam. - I tak zostało.
- Więc została pani zmuszona do małżeństwa?
- Tak.
- A mimo to urodziła pani swojemu mężowi, dzieci - zauważył. Spojrzałam w jego stronę. Patrzył na mnie zmrożonymi oczami jakby oczekiwał, że zaraz powiem coś, co pomoże mu w walce ze swoim ojcem.
- Tak, urodziłam dzieci mojemu mężowi, ponieważ go pokochałam. Trochę to zajęło, bo prawie dwa lata, ale było warto. Sądzisz, że mój mąż jest taki jakim go uznają, ale to nie jest cała prawda. Zawsze we wszystkim kryje się drugie dno, do którego tylko nieliczni mają dostęp. Oto całą prawda - okryłam Dimowi kocem nogi z lekkim uśmiechem błąkającym mi się po wargach.
- Dziękuję ci, moja droga - Dimo popatrzył z pobłażaniem na chłopaka. - Jeśli sadziłeś, że znajdziesz jakiś dobry powód, dla którego możesz wykłócać się ze wszystkimi to raczej się przeliczyłeś. Ale powiem ci coś chłopcze - starszy mężczyzna pochylił się w stronę młodszego, chociaż dzielił ich stolik. - Przeszłość zawsze wpływa na naszą przyszłość. Kiedy tak na ciebie patrzę, widzę chłopaka, który boi się, że jeśli pozwoli sobie zapomnieć o przeszłości to nagle ona przestanie się liczyć. Ale również widzę - prócz tego tchórza - chłopaka, który nie chce sobie pozwolić zapomnieć, gdyż woli tą przeszłością żyć. Tyle, że już tam byłeś, wiesz o tym? Wiesz, że to wcale nie wróci?
- Wiem - Julian zacisnął mocno szczęki. Widać było, że nie jest zadowolony z przebiegu rozmowy.
- Widzę też skrzywdzonego młodego człowieka oraz wielki potencjał, który się marnuje. Mógłbyś być tak samo dobry jak Tytus, a nawet mu dorównać, co jest niezwykle rzadko spotykane. Tylko jego dzieci dorównują mu umiejętnościami - Dimo odchylił się z powrotem na oparcie fotela.
- Znudziła mi...
- Mam dodać do tej wyliczanki, rozkapryszoną babę? - zapytał z cieniem uśmiechu na wargach, stary wojownik. - Tak myślałem. Zauważ Julianie, że mówię tylko to co widzę, a widzę jeszcze dość dużo, aby potwierdzić, że mam rację.
- Niby jak? - zapytał Danos.
- Och, po twojej minie. Prawda Amelio, że robi dziwne miny, kiedy mówię?
- Oczywiście - dopiero teraz odważyłam się usiąść na swoim miejscu.
- Widzisz?
Julian nic na to nie powiedział. Siedział niczym ta trusia, na swoim miejscu, odrobinę naburmuszony. Tak, zdecydowanie teraz przypominał mi Tytusa. On też wkurzał się, gdy coś nie szło po jego myśli. Więc mogłam śmiało powiedzieć, że ta rozmowa może być ciekawa.
- A pan, nie powinien przypadkiem wiercić się teraz w grobie?
- Zapewne powinienem, ale dzięki temu, że mam żonę, jestem w stanie jeszcze trochę pożyć. Także naprawdę, nie rozumiem, dlaczego się tak wzbraniasz przed małżeństwem.
- Normalnie jakbym słyszał ojca! - parsknął.
- Wiedziałeś, że mam masę informatorów? - Dimo zaczął przyglądać się swoim paznokciom z chytrym uśmiechem na wargach. - I wiesz co mi powiedzieli? Że miałeś żonę, która zmarła przy porodzie córki. Mała ma teraz dwa lata, co nie? Pod tym względem zgadzam się z twoim ojcem. Potrzebna jej żyjącą matka. Martwa jej się nie przyda już do niczego.
Julian gwałtownie wstał. Ciskał piorunami w stronę męża mojej mamy jakby to wszystko co usłyszał, co najmniej go wzburzyło. Jakby właśnie tego potrzebował, aby wreszcie pokazać co czuje, a czuł ogromny ból, złość oraz żal.
- Nie ma pan...
- Ależ mam! - Dimo zapewne, by wstał, gdyby tylko mógł. Przez głowę mi przeszła pewna myśl. Dimo byłby wspaniałym psychologiem. I to jest aż przerażające. - Żyjesz przeszłością! Żyjesz wspomnieniami! Żyjesz tym, co już nie wróci, zamiast myśleć o osobie, która ci pozostała. Ta dziewczynka... czemu nie jest tutaj z tobą, czemu została sama w twojej rezydencji, czemu nie zajmiesz się tym czego ona potrzebuje?! Czemu ci tak trudno przychodzi myślenie o kimś więcej niż o sobie i swoim cierpieniu?!
Mrugałam wpatrując się w Dima, nigdy nie widziałam go w takim stanie. Był wściekły, wzburzony i wyglądał tak jakby właśnie zobaczył siebie w Julianie.
- Też kiedyś straciłem żonę. Zachowywałem się tak jak ty i teraz żałuję, że nie pozbierałem się wcześniej. Jestem już stary, chłopcze, ale doskonale pamiętam jak odpychałem każdego, by żyć przeszłością. W taki sposób straciłem kilka lat życia. Ty też chcesz? Chcesz ponownie ożenić się, dopiero będąc starym, zgrzybiałym facetem? Naprawdę chcesz odpychać swoją córkę, a potem zauważyć, że tak naprawdę ona cię potrzebowała wtedy, teraz zaś nie?
Młody wojownik odwrócił wzrok, mocno zaciskając usta. Po chwili przymknął oczy i długo tak stał nic nie mówiąc, nie ruszając się, chociaż widać był,o że chciał uciec. Chciał uciec przed tym co usłyszał i co poczuł. Prawdopodobnie zrozumiał, że to wszystko jest prawdą oraz... bo ja wiem? Zauważył swój błąd?
- Naprawdę nie chcesz ponownie poczuć się szczęśliwym człowiekiem? Przecież ona na pewno chciałaby, byś ponownie się zakochał, ponownie cieszył życiem i miał z tą kobietą dzieci tak jak ona nie mogła ci tego zapewnić. Życie jest zbyt krótkie, żeby marnować je na tą bezsensowną, samotną egzystencję, pełną bólu i alkoholu?
- Nie - wyszeptał tak cicho, że nie byłam pewna czy, aby na pewno Julian coś powiedział. Tym bardziej, że zaraz potem wybiegł z pokoju, prawie wywracając mamę, która właśnie wchodziła z powrotem do salonu, niosąc tackę z herbatą oraz ciastem.
Mimo to Julian uratował moją mamę, nim pobiegł jakby go ktoś gonił. Spojrzałam lekko przestraszona na Dima, ale on nie wydawał się zaskoczony, wręcz przeciwnie. Uśmiechał się wyraźnie z siebie zadowolony.
- No, co? Właśnie to powinien usłyszeć. W ten sposób wreszcie coś do niego dotarło.
- Informatorzy? Jacy informatorzy?
- Różni - mrugnął do mnie konspiracyjnie. - Ale nic ci nie dam, skarbeńku - poklepał mnie po kolanie, ojcowskim gestem. - Jak będzie chciał powiedzieć cokolwiek to powie, jak nie to nie. Ja będę milczeć w związku z tym, aż po grób.
- Czyli już niedługo? - zażartowałam.
- Racja! - roześmiał się, chociaż w jego oczach nadal widziałam smutek.
*********
Kiedy wracałam do pokoju, gdyż robiło się powoli ciemno, zauważyłam, iż Seweryn biegnie w moją stronę.
- Mamo! Mamo! Szybko! - wołał, szaleńczo machając ramionami. Kiedy mnie dopadł, złapał za nogawkę jasnych, dresowych spodni i zaczął ciągnąć w stronę, z której przebiegł.
- Co się stało? - przejrzałam się twarzy synka i zamarłam. - Czemu masz tak czerwony policzek? Ktoś cię uderzył? - pochyliłam się, łapiąc chłopca za policzek, aby przyjrzeć się drugiemu, temu czerwonemu.
- Chciałem obronić Tatianę - powiedział, niemal płaczliwie. - Kłóciła się z jakimś chłopakiem, po czym on ją chciał uderzyć więc ja...
- Gdzie oni są?
- Tam! - wskazał przed siebie, a ja przyglądając się, zauważyłam w oddali sylwetki.
- Biegnij do Kamili - zwróciłam się do Seweryna. - Powiedz jej, że ma ci coś zimnego przyłożyć do policzka, a potem pójść z Tobą do Tytusa. Zaraz tam pójdę.
Obydwoje pobiegliśmy w dwie przeciwne strony. Z całą determinacją i wściekłością, rzuciłam się na chłopaka, który przypierał do ściany Tat. Walczyła zaciekle, ale miała tuż przy skroni pistolet, a facet podduszał ją drugą ręką.
Razem z zaskoczonym mężczyzną, poleciałam na ziemię. Broń potoczyła się poza zasięg naszych dłoni.
- O! Mateo jak ja dawno cię nie widziałam - warknęłam, ściskając dłońmi jego szyję. Siadłam mu na klatce piersiowej, zaś nogami skutecznie blokowałam jego nogi. Blondyn zacisnął swoje dłonie na moich nadgarstkach, ale byłam zbyt wściekła, żeby to zauważyć. Uderzył mojego syna, dusił i groził bronią mojej córce. - Już kiedyś mówiłam ci, że mogę być albo twoją sojuszniczką, albo najgorszym wrogiem, chłopcze. Widać, że już wybrałeś, którąś z tych opcji - obejrzałam się na kaszlącą niedaleko nas, Tat. Ledwo łapała oddech.
Spojrzała na mnie załzawionymi oczami, po czym nawet się nie zastanawiając, uciekła w inną stronę niż sądziłam. Gdzie ona biegnie?
Ponownie spojrzałam na faceta, którego wytrwale dusiłam. Zaczął się wiercić pode mną.
- Po raz pierwszy w życiu, mam naprawdę wielką ochotę kogoś zabić - wy warczałam. - Moich dzieci się nie bije, nie grozi się im, nie dusi. Ani do niczego się nie zmusza - chłopak zrobił się siny na twarzy, ale ja nadal ściskałam jego gardło. - Zadarłeś nie z tą rodzina, z którą powinieneś. Już jesteś martwy, już ja o to zadbam - warknęłam, po czym puściłam jego szyję, aby walnąć go najpierw w oko, a następnie w szyję.
Zlazłam z niego i powoli ruszyłam w poszukiwaniu strażnika. Na moje szczęście znalazłam go za rogiem korytarza.
- Mógłbyś pozwolić? Tamten mężczyzna właśnie pobił mojego syna i dusił moją córkę - powiedziałam, pokazując na blondyna, nadal próbującego złapać oddech. - Ma trafić do więzienia. Teraz.
- Oczywiście!
Jak dobrze, że wiedzieli kogo jestem matką.
*********
Jakoś po kolacji do mojej i Tytusa sypialni, przyszła Tatiana. Wyglądała już na spokojną, taką jaką była zawsze.
- Mamo, zdecydowałam - Tatiana spojrzała na mnie, prawie się krzywiąc. Mimo to w jej oczach widziałam determinację. Była już pewna, że zrobi to co sobie postanowiła.
- Co zdecydowałaś?
- Mateo nie może zostać strategiem, nie może dostać tego stanowiska. Zdecydowałam się oświadczyć Julianowi. Dziś to zrobię i wyjaśnię mu, dlaczego musi się zgodzić - w jej oczach widziałam mieszankę uczuć, choć była pewna co do tego, co musi zrobić. - Wyjdę za mąż za Juliana Danosa, chociażby to miała być ostatnia rzecz jaką zrobię.
- A mogę chociaż dowiedzieć się, o co chodziło tam na korytarzu?
- Kazał mi przysiądź, że wyjdę za niego. Jak sama widzisz, nie doszliśmy do ostatecznego porozumienia. Ale muszę cię prosić o pomoc. Ktoś musi być obecny przy moich oświadczynach i naprawdę chciałabym, żebyś to była ty... Mamo? Muszę brać ze sobą pierścionek?
Roześmiałam się.
- Raczej nie. Wątpię, aby Julian chciał nosić jakiś pierścionek to niezbyt męskie.
- Bo on zachowuje się jak prawdziwy mężczyzna - przewróciła z rozbawieniem oczami.
- No, w sumie masz rację - obie się roześmiałyśmy.
I jak spodziewaliście się takiego zwrotu akcji? Jak myślicie co zrobi Julian? Zgodzi się bez problemu czy raczej... no nie wiem, będzie się starał wymyślić sposób, żeby tego uniknąć? Wytrwale czekam na Wasze opinie! :) Następny rozdział 01.04.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top