Rozdział 2 - Sakura, Sasuke i hokage

Widziałem jak obie metalowe gwiazdy trafiają idealnie w punkty czakry dziewczyny na nogach. To była dla mnie bułka z masłem. Sakura krzyknęła z bólu i upadła na ziemię nie będąc w stanie wogole się ruszyć. Wstałem jak gdyby nigdy nic i zacząłem iść w jej stronę sięgając po drodze po miecz u pasa.
   - Kage Bunshin no Jutsu! - rozległ się krzyk za moimi plecami.
   Nie minęła chwila i ktoś wykręcił mi ręce za plecami, złapał za nogi i w pasie, całkowicie mnie unieruchamiając. Udało się mi odwrócić głowę i z zaskoczeniem zobaczyłem sklonowanego Naruto, trzymające mnie w żelaznym uścisku.
   - Nic ci nie jest? - spytał prawdziwy blondyn podchodząc do Haruno.
   - Ten kretyn uszkodził mi punkty czakry. Nie mogę chodzić... - jęknęła dziewczyna krzywą się z bólu.
   - Zaniosę cię do szpitala, a później wrócę i zajmę się nim - mruknął blondyn spoglądając na mnie z żądzą mordu na twarzy.
   Nie przejąłem się jego slowami i spokojnie czekałem aż znikną mi z oczu. Jednocześnie myślałem nad sposobem szybkiego uwolnienia się z uścisku i choć się chciałem tego robić to jednak nie miałem wyboru. Delikatnym ruchem palców upuściłem bombę dymną i korzystając z zaskoczenia rywali uwolniłem dłonie formując pięć pieczęci.
   - Rõzusutairu- chimamire no katto (*Styl róży - krwawe cięcie)
   W jednej chwili rękawy mojego stroju zostały rozerwane, na przedramionach pojawiły się rany, a w drugiej wszystkie klony zniknęły.
Uwolniony ruszyłem za instynktem i wskoczył na pierwszy lepszy budynek by rozeznać się w okolicy. Z daleka widziałem budynek Hokage oraz masyw skalny z wyrytymi na nim twarzami pięciu przywódców wioski. Całkiem niedaleko był też szpital i to był mój cel. Zacząłem skakać z budynku na budynek, gdy nagle przed sobą zobaczyłem kogoś kto bezczelnie stał mi na drodze. Zatrzymałem się półtora metra od niego i uśmiechnąłem lekko.
   - Jak ci na imię? - spytał brunet poważnie.
   - Yotaro Jin - odparłem wyczuwając, że temu osobnikowi należy się pewien rodzaj szacunku - a tobie?
   - Uchiha Sasuke...
   Przeszedł mnie dreszcz na dźwięk tego nazwiska. Miałem przed sobą kogoś z kim nie należało zadzierać. Sensei ostrzegał mnie przed klanem Uchiha, a teraz miałem walczyć z jednym z jego przedstawicieli.
   - Czemu zaatakowałeś Sakurę?
   - Miałem taki kaprys - odparłem z wrodzoną arogancją - Nic na to nie poradzę...
   W jednej chwili sięgnąłem po swoją katanę i zaatakowałem. Nie spodziewałem się, że Sasuke będzie miał na tyle dobry refleks, że wyjmie swoją klingę i obroni się, a tu proszę... Zaskoczył mnie. Rozpoczęliśmy walkę na naprawdę wysokim poziomie i żadna ze stron nie mogła zyskać przewagi, co powoli zaczynało mnie irytować. Na dodatek nie opatrzyłem ran po moim ninjutsu i musiałem naprawdę się pilnować by broń nie wypadła mi z rąk. Krótko mówiąc czas był mi wrogiem.
Musiałem działać. Skupiłem się na walce, a w międzyczasie skoncentrowałem odpowiednią ilość czakry w prawej dłoni szykując się do wykonania kolejnej techniki. Gdy odskoczyliśmy od siebie na wystarczającą odległość, zacząłem wykonywać pieczęcie jedną ręką przez co musiałem naprawdę uważać by nie popełnić żadnego błędu.
   - Rōzusutairu - kirā chi (*Styl róży - zabójcze chi)
   Po tych słowach ruszyłem na Sasuke. Musiałem skrócić dystans jak tylko się dało by technika się udała. Walka znów się zaczęła, a ja nie mogąc przedłużać dałem się zranić jego kataną co jednocześnie było wodą na mój młyn. Momentalnie dotknąłem dłonią jego skóry i to mi wystarczyło. Odskoczyłem do tyłu i pozwoliłem by moja czakra zaczęła się rozlewać po ciele Uchihy. Chłopak już po sekundzie odczuł skutki i musiał przyklęknąć z każdą chwilą coraz słabszy.
   - Co ty mi zrobiłeś? - spytał Sasuke z gniewem na twarzy
   - Użyłem mojej krwi i czakry by wprowadzić do twojego organizmu truciznę. - wyjaśniłem swobodnie - to, jakie efekty bedą widoczne zależy tylko ode mnie.
   - Daj antidotum albo źle skończysz...
   Zaśmiałem się cicho i to był mój błąd. W jednej chwili brunet wstał, a w jego oczach zalśnił Sharingan. Czytałem dużo o ten zdolności wzrokowej, ale nie myślałem, że będę musiał się z nią mierzyć. Uchiha wstał bez jakichkolwiek oznak zatrucia i zaczął wykonywać serię pieczęci, po czym w jego dłoni uformować się kulisty piorun
   - Chidori...
   Zanim zdążyłem zareagować chłopak znalazł się przy mnie i uderzył mnie swoją techniką. Siła zderzenia sprawiła, że jeszcze zanim spadłem z dachu straciłem przytomność.

   Obudził mnie silny ból w klatce piersiowej. Z cichym sykiem otworzyłem oczy i bez zastanowienia rozejrzałem się dookoła. Bylem na sali szpitalnej przywiązany do łóżka. Dodatkowym i dość nieciekawym faktem było to, że zabrali mi niemal wszystkie możliwe bronie. Bonusem do tego było to, że dwa łóżka dalej spala Sakura.
   Nagle kolo mnie zjawiła się pielęgniarka o ciemnofioletowych włosach i niemalże perłowych oczach.
   - Proszę leżeć spokojnie... - zaczęła dość chłodno - atak Sasuke niemal cię zabił.
Nie byłem do końca pewien jej słów. Jedna technika to było za mało by mnie ukatrupić. Teraz pozostawało mi nic innego jak tylko się ulotnić. Milczałem co pielęgniarka uznała za brak współpracy z mojej strony i z cichym prychnięciem wyszła z sali. Całe szczęście, że nie przeszukałem mnie tak dokładnie.
Zacząłem manewrować prawą dłonią i po chwili miałem do dyspozycji miniaturowy kunai. Z jego pomocą rozciąłem więzy i już miałem ruszyć w stronę Sakury, gdy z korytarza znów usłyszałem kroki. Bez zastanowienia podszedłem do okna i wyskoczyłem przez nie.
   Okazało się to być błędem, bo ledwo stanąłem na ziemi, otoczył mnie pełno shinobi w maskach zwierząt. Byli to ANBU korzenia. Jednostka specjalna ninja liścia. Może i walczyłbym z nimi, ale nie miałem broni, a ból piersi znów się nasilał.
   - Ja się nim zajmę - rozległ się głos przez który poczułem ciarki na plecach.
   Spomiędzy shinobi wyszedł Sasuke, który patrzył na mnie zabójczo. W jego oczach dalej widziałem Sharingana i to sprawiło mi dużą ulgę. Bez słowa ruszyłem razem z nim w stronę gabinetu Hokage.
   - Trucizna? - spytałem, gdy byliśmy sami.
   - Nie wiem jak ty to zrobisz, ale masz mi dać odtrutke - warknął Uchiha, a w jego głosie dało się słyszeć zmęczenie.
   - Jesteś zdrowy - mruknąłem wchodząc do pokoju głowy wioski.
   Zobaczyłem przed sobą wysoką blondynkę ubraną na zielono, a jej bujne walory tak czy siak odznaczały się pod strojem.
   - Masz mi wiele do powiedzenia chłopcze - zaczęła Piąta dość wrogo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top