Rozdzial 3 - Kaprys losu

- Szanowna Hokage... - zacząłem prezentując swoją dystyngowaną stronę - proszę pytać, ale od razu ostrzegam... Są rzeczy, których za żadne skarby nie wyjawię. Jeśli zacznie Hokage naciskać rozmowa się zakończy i to najpewniej niemiło.
- Przynajmniej jakiś początek - mruknęła pod nosem co nie uszło mojej uwadze - dobrze... w takim razie powiedz czemu zaatakowałeś Sakurę?
- Weszła mi w drogę, gdy miałem dokonać zemsty za śmierć mojego mistrza... Nie mogłem puścić tego płazem...
-Rozumiem. A czy nadal chcesz jej śmierci?- pytała dalej kobieta.
- Nie - nie miałem powodu kłamać - wszystko zależało od mojego kaprysu. Teraz to minęło.
- W takim razie co zamierzasz? - Hokage wręcz zaatakowała tym pytaniem.
- Sam teraz nie wiem. Jeżeli szanowna pozwoli zostanę w wiosce dwa dni i wyniosę się stąd. Chciałbym odpocząć zanim wrócę do siebie.
- Zgoda. Twoje rzeczy czekają za drzwiami. Mam jeszcze jedno pytanie. Jaki klan oznacza symbol na twoim ochraniaczu?
- Lepiej żeby Hokage nie wiedziała. Dla mojego i pani dobra - odparłem z całkowitą powagą.
Po tych słowach wstałem i wyszedłem. Przebieg rozmowy potoczył się znacznie lepiej niż się spodziewałem. Wziąłem swoją torbę i uśmiechając się wyszedłem na zewnątrz. Nie wiem czemu, ale swoje kroki skierowałem prosto w stronę szpitala. Coś mnie tam ciągnęło i dopiero, gdy stanąłem przed drzwiami jednej z sal zrozumiałem... Po otwarciu drzwi spojrzałem na Sakurę. Nie spała i widząc mnie cała się spięła spodziewając się wszystkiego. Obok niej stała ta sama pielęgniarka, a w jej oczach dojrzałem naganę.
- Czego tu szukasz? - spytała różowłosą z wściekłością wypisaną na twarzy - przez ciebie kretyn ie nie będę mogła sama chodzić!
- Wiem - mruknąłem odkładając swoje rzeczy na bok - wtedy to był mój cel, ale chcę to teraz naprawić...
Zanim którakolwiek zdążyła zareagować wyjąłem kunai'a i podałem Sakurze.
- Teraz jestem bezbronny. Jeśli chcesz mnie wysłuchać to proszę bardzo i jeśli to, co ci powiem ci się nie spodoba, to możesz mnie zabić... nie będę się bronił.
- Nie kuś losu - odparła Haruno mrużąc oczy
- W każdym razie - podjąłem wątek nie zrażając się - znam pewien sposób leczenia, który tak czy siak postawi cie na nogi. Cały kłopot polega na tym, że moja technika leczenia mimo wszystko wywołuje taki ból, że idzie od niego oszaleć. Wiem, bo sam to przeżyłem i niewiele by brakowało, a zostałbym roślinką do końca życia - urwałem by podkreślić wagę moich słów - dlatego pytam... Czy chcesz bym ci pomógł?
- Powiedz mi - różowłosa spojrzała mi w oczy - Czemu? Czemu miałbyś mi pomóc?
- Uznaj to za kaprys losu. Po prostu chcę to zrobić i daję ci szansę na powrót do pełni zdrowia.
Zapadła cisza, której nie śmiałem przerywać. Rozumiałem, że dziewczyna mi nie ufała i nie zdziwiłbym się, gdyby mi odmówiła.
Po chwili Sakura spojrzała na mnie twardo oddając mi broń.
- Zgoda. Rób co musisz...
-Dobrze - spojrzałem na pielęgniarkę z całkowitym spokojem - potrzebuję czterech silnych mężczyzn i misę z gorącą wodą.
- Rób co mówi Hinato - poprosiła obolała kunoichi spoglądając na przyjaciółkę
Ta kiwnęła głową i wyszła, a sam zacząłem własne przygotowania. Z mojej torby wyjąłem kolejny z moich miniaturowych kunai'ów oraz dwa małe flakoniki z czerwonym i błękitnym płynem. Do tego zestawu dołączyły linki o mocnym splocie.
Tak przygotowany podszedłem do Sakury. Przywiązałem jej ręce i nogi do łóżka ograniczając jej swobodę ruchów. Dopiero teraz weszli shinobi przysłani przez Hinate, a ona sama dwie minuty później wkroczyła z miską parującej wody. Momentalnie włożyłem do niej kunai po czym spojrzałem na mężczyzn.
- Słuchajcie mnie uważnie, bo nie zamierzam się powtarzać. Musicie mocno trzymać Sakurę. Nie ważne co by się działo!
Skinęli do mnie głowami i odpowiednio złapali dziewczynę tak by nie ograniczać mi zakresu ruchów. Chwilę później wziąłem kunai i bez jakiegokolwiek ostrzeżenia zacząłem rozcinać jej udo w miejscu, gdzie wcześniej trafił shuriken.
Sakura wrzasnęła i zaczęła się rzucać, ale na moje i jej szczęście shinobi byli naprawdę silni i utrzymali ją w miejscu. Teraz miały zacząć się schody. Wykonałem błyskawicznie całą serię pieczęci skupiając czakrę w palcach.
- Rōzusutairu - chimamire Ikō! (*Styl róży - krwawe przeniesienie)
W mgnieniu oka włożyłem po dwa palce w ranę pozwalając by czakry moja i Sakury zmieszały się w małym stopniu ze sobą. Haruno krzyczała wniebogłosy. Wiedziałem co przeżywa, ale w żadnym razie nie mogłem tego przerwać.
Zaledwie kilkanaście sekund później różowłosa padła na poduszkę nieprzytomna, a ja oddychające ciężko wstałem i z maską obojętności spojrzałem na Hinate
- Niebieski płyn przyspiesza gojenie, a czerwony działa przeciwbólowo... to wszystko z mojej strony.
Nie czekając zebrałem wszystko co moje i wyszedłem. Tuż za drzwiami już mogłem pozwolić sobie na oddech ulgi. Nikt nie dojrzał, że utykałem i bardzo dobrze... Powoli ruszyłem do przodu gdy w kolejnych drzwiach stanął młodzieniec na równi mi wieków. Znałem go z wyglądu a zwłaszcza gdy rzuciły się mi w oczy te jego czerwone włosy...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top