Rozdział 17
*THERON*
Zawiozłem Selene do domu. Szczęśliwie wcześniej skończyłem transakcję z telefonem. Musiałem mieć kontakt z rodzicami, a przede wszystkim z ojcem. Już podczas mojej wizyty u nich zastrzegł, że mam szybko wyposażyć się w sprzęt. Napomknął też coś o ignorowaniu swego alfy. Wolałem nie ponosić konsekwencji czegoś, czego nie robiłem.
– Powiesz mi, co się właściwie stało? – spytałem.
Postawiłem przed luną kubek gorącej herbaty. Natychmiast otoczyła go dłońmi, jakby przemarzła, co było niemożliwe, a już po chwili siorbnięciami raczyła się napojem o smaku malin. Usiadłem obok i otoczyłem Selene ramieniem. Automatycznie wtuliła się w mój bok, a ja pilnowałem, by przypadkiem nie poparzyła sobie dłoni bądź ud.
– Ja... źle się poczułam.
Intuicja podpowiadała, że skłamała. Zacisnąłem szczęki. Nie ufała mi, a o ile byłem w stanie zrozumieć ograniczone zaufanie, oszustwa nie mogłem tolerować. Mergo także nie podobało się zachowanie luny, co obwieścił warczeniem. Spojrzała na mnie, sunąc wzrokiem po twarzy, jakby usiłowała dopatrzyć się realnych zmian w mimice.
– Wiem, że to nie prawda.
– Theron...
– Nie okłamuj mnie – wycedziłem groźnie. Nie chciałem jej przestraszyć, ale musiała znać granice. W jej oczach dostrzegłem poczucie winy, a po chwili smętnie spuściła głowę. – Jeśli nie chcesz mi powiedzieć, nie mów, ale kłamstw nie zamierzam słuchać.
– Przepraszam.
– Zaufanie to trudna sprawa – stwierdziłem, cytując jedną z mądrości ojca. On w pełni ufał tylko żonie. Nawet Argona i mnie obdarzał mniejszym zaufaniem, ale odpowiedzialność niestety nauczyła go dystansu. – Po prostu nigdy więcej tego nie rób, lusia.
– Naprawdę źle się poczułam – odezwała się po chwili. Przez ten czas opuszkiem muskałem jej bok i biodro, kreśliłem na ciele Selene niezrozumiałe oraz nieforemne wzory. Wsłuchałem się w ton głosu partnerki. O dziwo, brzmiała szczerze, czego nie umiałem rozgryźć z Mergo. Przed momentem zakomunikowała dokładnie to samo, ale oboje z wilkiem oceniliśmy jej słowa jako łgarstwo. – Ja... Jakaś dziewczyna trafiła do szpitala.
– Znasz ją?
– Nie. – Zmarszczyłem brwi, przypatrując się jej uważnie. Nawet nie próbowała podnieść głowy, tylko patrzyła w parującą ciecz. – Tylko że...
– Cokolwiek się dzieje, możesz mi o tym powiedzieć – zapewniłem spokojnie. – Zawsze cię wysłucham i nigdy nie opuszczę.
Przeniosła na mnie wzrok. W brązowych oczach dojrzałem coś na kształt wdzięczności pomieszanej ze smutkiem. Cmoknąłem Selene w skroń, po czym pozwoliłem jej na powrót wtulić się we mnie.
Bardzo chciałem wiedzieć, co działo się w jej głowie, ale nie mogłem zmuszać partnerki do wyznań. Wystarczająco źle czułem się na wspomnienie, gdy wykorzystałem więź, żeby nakazać jej odblokować zamek z łazienki. Niby nic, ale ograniczenie wolnej woli ukochanej budziło we mnie niesmak. Za wszelką cenę pragnąłem się jej odpłacić, zrehabilitować w oczach luny, nawet jeśli nie miała pojęcia, co dokładnie się wtedy wydarzyło.
Minęło kilka minut oznaczonych wzajemnym milczeniem. Cały czas tuliłem Selene, nie przestawałem palcami przesuwać po jej ciele. Od czasu do czasu upijała łyk herbaty. Gdyby nie to, sądziłabym, że przysnęła.
– Gdy byłam mała... – przerwała ciszę, lecz nie dokończyła zdania, zwieszając głos. Nie odezwałem się, a tylko czekałem. Jeśli potrzebowała mojej cierpliwości, mogła na nią liczyć. Dla luny byliśmy gotowi z Mergo na wszystko. Odetchnęła głęboko, po czym znów spróbowała podzielić się ze mną tym, co leżało jej na sercu. – Chciałam odwiedzić babcię. Drogę znałam w zasadzie na pamięć, więc szłam sama, mimo że miałam wtedy jakieś siedem lat. Nie mieszkała daleko, ale trzeba było przejść przez las i...
Przekląłem w myślach. Telefon miałem od godziny, a już rejestrowałem wkurwienie wywołane przychodzącym połączeniem. Sięgnąłem niechętnie do kieszeni. Musiałem zmienić ustawienia i solidnie go spersonalizować, bo chwilowo posiadał podstawową oprawę. Dzięki temu, że jeszcze w salonie sprzedażowym zalogowałem się do konta, na którym miałem zapisane w chmurze kontakty, nie musiałem zgadywać, kto właśnie dzwonił.
– Przepraszam cię, lusia, ale...
– Nie ma problemu. – Siedziała już wyprostowana, gdyż wraz z rozbrzmieniem pierwszych sygnałów odsunęła się ode mnie. Smutek wypływający z jej głosy prawie rozdarł mi serce. Naprawdę nie chciałem przerywać naszego spokojnego sam na sam. Podskórnie czułem, że to była ważna chwila. – Odbierz.
Westchnąłem ciężko. Tego połączenia nie wolno mi było zignorować, zwłaszcza że kontakt mógł mieć poważne przyczyny. Odebrałem i przyłożyłem komórkę do ucha. Luna nie musiała wiedzieć absolutnie wszystkiego, a już na pewno nie chciałem, aby mieszała się w interesy watahy. Ona była człowiekiem, zaś problemy wilków mogły okazać się dla niej nie do przeskoczenia.
– Tato?
*SELENE*
Gdy tylko usłyszałam, że do Therona dzwonił jego ojciec, wstałam, odstawiłam kubek i poszłam do łazienki. Chciałam zmyć z siebie myśli, a przede wszystkim wspomnienia. Obrazy wyświetlane w głowie, które prezentowały przede wszystkim ogromne wilki walczące ze sobą, utrudniały mi nie tylko myślenie, ale przede wszystkim funkcjonowanie. Wręcz nie umiałam uwierzyć, że prawie zdradziłam siedzącemu na kanapie mężczyźnie swój największy sekret.
Odkręciłam kurek, po czym zrzuciłam ciuchy. Dawno już nie potrzebowałam zimnego prysznica, a dziś liczyłam, że chłodne strumienie wody okażą się wybawieniem. Wzdrygnęłam się w pierwszym odruchu, lecz po chwili przywykłam do temperatury wody. Straciłam poczucie czasu, pozwalając myślom płynąć w dal, aż wreszcie ich zabrakło. Dopiero wtedy wyszłam z kabiny.
Kilka minut później opuściłam też łazienkę. W mieszkaniu panowała cisza. Nikt nie rozmawiał, więc szybko wywnioskowałam, że Theron skończył rozmowę. Weszłam do salonu, przecierając włosy ręcznikiem, ale pokój okazał się opustoszały. Udałam się do kuchni, a ponieważ tutaj również panowała pustka, ruszyłam do sypialni. Byłam sama.
Chwilę później trzymałam w ręce komórkę. Wyszukałam numer do Therona, po czym zadzwoniłam. Nie rozumiałam, co takiego się stało, że wyszedł bez słowa, ale podejrzewałam, iż jego ojciec miał z tym coś wspólnego. W końcu rozmawiali ze sobą, zanim poszłam wziąć kąpiel, a skoro nie znałam tematu rozmowy, nic nie mogłam stwierdzić na pewno. Poczta głosowa uświadomiła mi, że w najbliższym czasie miałam nie poznać prawdy.
Usiłując odwrócić uwagę od zniknięcia mężczyzny, postanowiłam zająć się pracą. Miałam kilka projektów, w tym również dla firmy ojca. Tata chciał rozszerzyć działalność, a w zasadzie poszerzyć ją o nowe tereny. W okolicznych miastach raczej nie brakowało pracy, ale on zawsze był ambitny. Odkąd zyskał renomę, a wielu klientów chętnie do niego wracało, coraz częściej mówił o dalszych wyjazdach oraz zatrudnieniu fachowców znających się nie tylko na samych remontach czy stawianiu domów.
Czas zleciał mi niesamowicie szybko. Zegar wskazywał prawie pierwszą w nocy, ale nie to martwiło mnie najmocniej. W dalszym ciągu nie otrzymałam żadnych wieści od Therona. Naprawdę solidnie się denerwowałam, a co gorsza, nie umiałam spać. Pustka, jaką emanowało łóżko, odstraszała. Bez celu snułam się więc po domu i popijałam ciepłe mleko, ewentualnie próbowałam obejrzeć niewymagający myślenia film. Mimo to ułożyłam się wreszcie do snu, gdy powieki zaczęły samoistnie opadać, a mała wskazówka zegara zbliżyła się do trójki.
Wilki opanowały moją świadomość. Na powrót stałam się dziewczynką siedzącą pod krzakami i przesłaniającą twarz. Pragnęłam ogłuchnąć, byleby tylko nie słyszeć ujadania, pisków, a także warczenia. Groźne, wilcze szczekanie poprzedzało moment, kiedy zwierzęta rzuciły się sobie do gardeł. Srebrny wilczur został zaatakowany przez brązowego, a kiedy do walki włączyły się jeszcze dwa inne, ten pierwszy uzyskał przewagę.
Cały czas powtarzałam sobie w myślach, że muszę być cicho. Bałam się, co ze mną zrobią, jeśli mnie dostrzegą. Dzikie zwierzęta nie znały litości nawet wobec siebie. Mnie zagryzłyby z pewnością, aczkolwiek wolałam nie sprawdzać własnej hipotezy. Chciałam się tylko stamtąd wydostać, już nawet nie musiałam dotrzeć do babci, bylebym tylko wróciła do domu.
Uniosłam głowę, przez ułamek sekundy patrząc prosto w granatowo-srebrne oczy wilczura o srebrzystej sierści. Cokolwiek bym nie zrobiła, byłam absolutnie pewna, że mnie widział, a mimo to ruszył przed siebie. Kolejny raz zaatakował stworzenie brązowego koloru, natomiast nie mogłam wyzbyć się przeświadczenia, że lada moment wróci do mnie, gdy tylko upora się z aktualnym wrogiem. Spojrzenie błyskające srebrem wryło się w moją pamięć.
– Selene...
– Nieeeee!
Wyrwałam się z koszmaru. Mrugnięcie oka, tyle trwało, nim oceniłam, że nie tkwiłam już w lesie pośród drzew. Mój wzrok padł na siedzącego na skraju łóżka mężczyznę. Czarne włosy miał w nieładzie, a granatowe spojrzenie przepełnione trwogą wbijał prosto we mnie. Zamrugałam, usiłując odgonić wizję oczu, które jeszcze przed momentem przeszywały na wskroś moje ciało.
– Oddychaj, mała – polecił. Zanim zdążyłam zrobić cokolwiek, już chował mnie w swych silnych ramionach. – Oddychaj.
Oddychałam więc, jak mi kazał. Tyle mi zostało, postąpić zgodnie z komendą. Kilka głębokich wdechów oraz wydechów później zdołałam się względnie uspokoić. Wiedziałam, że wilki nie były wytworem mojej wyobraźni, ale koszmar już tak. Nie zamierzałam się jednak w to zagłębiać. Od dawna śniłam o jednym i tym samym w kółko, a chociaż ostatnie noce wolne były od horrorów, zdołałam już przywyknąć do niekończącej się pętli.
– Gdzie byłeś?
– Musiałem coś załatwić – powiedział. Ręką przesunął po mych plecach, jednocześnie nie przestawał mnie lekko kołysać. – Ale już jestem, lusia. Cały jestem twój.
Odchyliłam nieco głowę. Dopiero teraz to dostrzegłam. Zamarłam, sunąc spojrzeniem po zadrapaniu zdobiącym jego policzek. Nie było duże, ale do małych też bym go nie zaliczyła. Najgorsze, że przywodziło na myśl ślady pazurów, aczkolwiek zadrapanie wyglądało, jakby coś ledwie go musnęło. Przełknęłam ciężko, zaś w myślach przywołałam fragment rozmowy tamtych dwóch nieznanych sobie kobiet z centrum handlowego.
– Gdzie byłeś? – zapytałam bardziej stanowczo.
– Lusia...
– Gdzie? – Głos grzęznął mi w krtani, a łzy wzbierały pod powiekami. – Nie mów mi tylko, że nocą musiałeś coś załatwić.
– Musiałem.
– Co?! – drążyłam. Nie mogłam ustąpić. Musiałam mieć pewność, że Theron nie miał nic wspólnego z hasającymi po lesie potworami, ale też chciałam wiedzieć, że mnie nie zdradzał. W końcu Leo też wybywał z domu wieczorami i wracał nocami. – Co takiego się stało, że zniknąłeś bez słowa na tyle czasu?
– Problemy w rodzinie – odparł.
– Twój ojciec...
– Ma się dobrze, kochanie, ale kazał mi natychmiast przyjechać.
– Nie rozumiem.
Pokiwał głową. On rozumiał, podczas gdy w mojej głowie panował wyłącznie chaos i mętlik. Za wszelką cenę potrzebowałam racjonalnego argumentu określającego, że naprawdę nie miał wyboru. Wnętrze dłoni przyłożył do mojego policzka.
– Moja kuzynka... miała drobny wypadek.
– Co jej się stało?
Natychmiast poczułam ukłucie w sercu. Podejrzewałam go o najgorsze rzeczy, a tymczasem naprawdę musiał jechać. Zrobiło mi się głupio, że tak ochoczo wrzucałam Therona do jednego wora z Leo, szczególnie że Ther jeszcze nie dał mi powodu, bym mu nie wierzyła. Leo też tego nie zrobił, syknął złośliwy głos podświadomości, przypominając czasy, w których całkowicie ufałam Morganowi.
– Ona... – Wbiłam wyczekujący wzrok w Therona. Nagle przestałam mieć pewność, że chciałam znać prawdę. Może faktycznie niewiedza była błogosławieństwem. – Była trochę nieostrożna i natknęła się na... starego znajomego.
– Chyba nie rozumiem.
Obserwowałam mężczyznę z uwagą. Naprawdę się starałam, aby pojąć sens jego słów, ale połączenie wypadku ze spotkaniem zdawało się trudnym orzechem do zgryzienia. Przez myśl przemknęły mi znów słowa tamtych kobiet o dziewczynie, która miała rozszarpane udo. Nie mogłam o tym myśleć, więc zaczęłam odsuwać od siebie negatywne myśli oraz koncepcje zahaczające o niemożliwość.
Jakie istniało prawdopodobieństwo, że tamta dziewczyna i kuzynka Therona były jedną osobą? A jakie wskazywało owego starego znajomego bestią, która rozszarpałaby dziewczynie kawał ciała? Z wysiłkiem powstrzymałam zawartość żołądka podjeżdżającą do gardła. Dwa, trzy, cztery. Pięć głębokich oddechów później czułam się gotowa, by wysłuchać, co miał do powiedzenia. Chyba.
– Wszystko ci wyjaśnię. Z czasem – zapewnił, gładząc mnie po włosach. – Nie gniewaj się, ale padam ze zmęczenia. Wezmę tylko prysznic i zaraz do ciebie wrócę.
– Ale...
– Kilka minut – zapewnił.
Wcale nie chciałam pytaniem upewnić się, czy na pewno przyjdzie. Po prawdzie, sama nie wiedziałam, co zamierzałam powiedzieć. Słowa same cisnęły mi się na usta, zaś ich sens odkrywałam, dopiero gdy rozbrzmiewały w powietrzu. Ustąpiłam, kiwnięciem głową pokazując, że nigdzie się nie wybieram i śmiało może się ogarnąć.
Położyłam się tuż po tym, jak cmoknął mnie w czoło. Śledziłam jego kroki, gdy wzrokiem odprowadziłam mężczyznę aż do wyjścia. Kilka minut później dobiegł mnie dźwięk lejącej się wody. Opuściłam powieki, by po chwili znów odpłynąć w akompaniamencie cichego szumu. Chwilę później zarejestrowałam, jak masywne ramię oplotło mnie w talii, więc wtuliłam się instynktownie w emitujące ciepło męskie ciało.
To był koniec koszmarów. Bliskość Therona gwarantowała mi nocny spokój.
*THERON*
Byłem poddenerwowany, ale całe napięcie uszło ze mnie, gdy tylko znalazłem się w obecności luny. Niemniej jednak potrzebowałem zmyć z siebie brud dzisiejszej nocy, pot i ziemię oblepiającą ciało. Jak nigdy przez jeden moment pragnąłem być zwyczajnym człowiekiem, móc rzucić w cholerę problemy związane z konfliktem watah.
Selene zielonego pojęcia nie miała, że kobietą, o której wcześniej wspomniała, była moja kuzynka. Patrolowała okolice, a jako że znajdowała się w pobliżu granic Moonbluff, wpadła na pomysł, by odwiedzić Dave'a. Nie zdawała sobie sprawy, iż tę przemianę w człowieka przyjdzie jej słono zapłacić. Wskutek własnej nieostrożności wylądowała w szpitalu, zaś lekarz względnie szybko skontaktował się z rodziną. Wuj z kolei natychmiast doniósł ojcu.
Powiadomiony Roel, lekarz watahy, błyskawicznie podjął działanie. Nie można było w końcu zostawić Giulii w szpitalu. Jako wilkołak regenerowała się inaczej niż ludzie, a rany wywołane działaniem innych wilków w ogóle stanowiły trudny temat oraz medyczne wyzwanie. Goiły się gorzej, dłużej i stwarzały znacznie większą szansę powikłań.
Co więcej, ze względu na połączenie z wilkami nie mogliśmy przyjmować wszystkich medykamentów, o czym zwyczajni, niezorientowani lekarze nie wiedzieli. Wiele preparatów ratujących ludzkie życie wywoływało w naszych organizmach poważne skutki uboczne prowadzące w ostateczności do niewydolności poszczególnych narządów jak nerki bądź wątroba. Mogliśmy też dostać zapaści oraz kilku innych nieprzyjemnych symptomów.
Nie było rady, Gulia musiała wrócić do osady. Na szczęście Roel cieszył się uznaniem wśród lekarzy w Moonbluff, ponieważ kilka razy udowodnił swoją wartość w trudnych przypadkach. Żaden z pracowników szpitala nie zorientował się, że chodziło wtedy o pochodzenie pacjenta, ponieważ wilkołaki stanowiły mit grasujący wśród ludzi jak lis w kurniku. Niby chętnie o nas rozprawiano, tworzono częstokroć dziwaczne hipotezy, ale tak jak nikt naprawdę nie oczekiwał jego odwiedzin, tak też nikt w zasadzie nie spodziewał się naszego istnienia.
Mimo że trzymałem w ramionach lunę, nie umiałem przestać myśleć. Głowę wypełniały koncepcje wojny. Dłużej nie mogliśmy bagatelizować symptomów represji, a dodatkowo wcale nie chodziło o terytorium. Obawiałem się, że tego ataku ojciec nie pozostawi już bez brutalnego odzewu i zechce pokazać wilkom z Glassdell, gdzie ich miejsce. W najgłębszym kręgu piekieł. I o ile sam chciałem ich tam wysłać, potrzebowałem wcześniej przeorganizować życie z Selene. Ona musiała wyprowadzić się z Moonbluff i zamieszkać w osadzie, gdzie byłaby bezpieczna.
Cmoknąłem moje szczęcie, pocałunek złożyłem we włosy. Rytmiczny, nader spokojny oddech świadczył o tym, że pogrążona leżała już we śnie. Lubiłem to, jak bezpiecznie się przy nas czuła, Mergo również. Chociaż druh powarkiwał cichutko, gdyż on także nie umiał wyrzucić z pamięci, co przydarzyło się Gulii i Letto, zwłaszcza że teraz z tą drugą prawdopodobnie długo miał nie otrzymać okazji do wspólnego biegania.
A było już tak blisko...
Liczyliście na to, że Sel powie Theronowi prawdę?
Oni biedni mają niestety pecha.
Jak już chcą ze sobą szczerze porozmawiać, coś staje na drodze.
I jeszcze sprawa z kuzynką Therona.
Waszym zdaniem to zbieg okoliczności?
A może dokładnie zaplanowana akcja?
Czekam, kochani, na Wasze komentarze.
Pamiętajcie, że to Wy motywujecie do pisania i publikowania.
Wy też macie ogromny wpływ na to, co stanie się z tą historią.
Dziękuję, że jesteście ze mną <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top